Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2016, 22:41   #28
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
To, co mówiła cioteczna babka, nie brzmiało w uszach Raula zbyt wesoło. I - mimo śmierci kardynała - wróżyło mnóstwo kłopotów. Nazwiska kilku bardzo wysoko postawionych osób wystarczyłyby, by przestraszyć przeciętnego śmiertelnika. I trudno było sądzić, by po zniknięciu Richelieu cała sprawa miała ucichnąć. Z pewnością znajdzie się kilka osób, które zechcą wspaniały plan kardynała wcielić w życie.
Pewnie było jeszcze paru naiwnych, co - jak Marie do Riquet - sądzili, że we wszystkim chodzi o wzmocnienie władzy króla. Boleśnie się rozczarują. I pewnie wylądują w zacisznych lochach, gdy któryś z tych największych sięgnie po władzę.
Nic dziwnego, że Richelieu postanowił pozbyć się hrabiny, gdy ta zorientowała się w jego planach. Szkoda tylko, że nie zdołała przekazać tej wiedzy dalej. Na przykład ciotecznemu wnukowi. Być może udałoby się zrobić coś mądrego...
- Jak ci na imię? - Raul zwrócił się do pokojówki, która już się uspokoiła i szeroko otwartymi oczami wpatrywała się to w Raula, to w Desire.
- Lisa.
- Siadaj w kącie i zacznij się zastanawiać, z kim z rodziny będziesz się chciała pożegnać przed wyjazdem z Paryża. - Lisa skupiła wzrok na Raulu.
- Hrabina już nie żyje, a ty, jako jej zaufana pokojówka, możesz być następna na liście.
Lisa pobladła i, jakby nagle straciła siły, opadła na krzesło.

- Desire, mogłabyś się rozejrzeć? Gdzieś tu powinna być skrytka z papierami świętej pamięci hrabiny.
- Oczywiście, mój panie - Dess, w przeciwieństwie do pokojówki, zachowała całkowity spokój. Pokojówkę zignorowała. Ów worek mięsa niewielkie dla niej miał w tej chwili znaczenie. Gdy zacznie sprawiać kłopoty pozbycie się jej zajmie jedynie chwilę. Raul wydał jej polecenie, to na nim zatem się skupiła, poświęcając jednak część owej uwagi, by kontrolować otoczenie. Nie byłoby pożądane, gdyby ktoś ich zaskoczył w niewłaściwym momencie. Co prawda miałaby odrobinę radości z podarowania takiej osobie ostatniego daru, jednak to nie o jej zachcianki chodziło. I tak z pewnością okazji do zabawy nie zabraknie.
Szara Strefa jak zwykle przybyła na wezwanie by służyć swej królowej. Nie mogła co prawda zanurzyć się w niej w pełni, nie gdy miała świadka. To jednak potrzebne nie było do tak prostego zadania. Przymknęła oczy by świat zewnętrzny nie przeszkadzał jej w poszukiwaniach. Nie potrzebowała go widzieć, był zbędny. To co potrzebowała, widziała bez konieczności używania oczu. Zgęstnienie szarości w pobliżu ciała hrabiny, nieco mniejsze i delikatnie podbite czernią przy pokojówce, wyraźny zarys postaci Raula, otoczonej mlecznym blaskiem. Poza nimi słabe zarysy mebli, niczym obraz zbyt długo na słońcu przebywający. Zaś wśród tego wszystkiego punkt soczystej czerwieni. Uśmiechnęła się, przechylając lekko głowę by wesprzeć ją na chwilę na tej opiekuńczej ręce, której dłoń spoczywała na jej ramieniu. Czymże by była bez niej.
- Z boku kominka, po prawej, w połowie jego wysokości. - Uniosła dłoń by wskazać właściwe miejsce. - Herb zwalnia zapadnię.

Desire, jak niemal zawsze, nie myliła się. Wystarczyło przesunąć nieco ozdobioną herbem płytkę, by odsunął się na bok fragment ściany.
Wnęka nie była duża, ale wypełniona papierami. Znajdowała się tam też niewielka, metalowa kasetka, oraz trzy rulony złotych monet - pistole, dublony i floreny. Prawdziwy majątek, umożliwiający wiele miesięcy wygodnego życia.
Odkładając na chwilę późniejszą przejrzenie wszystkich dokumentów Raul zwrócił się do Lisy.
- Kto leczył hrabinę? - spytał.
- Pan Samuel Rofe - odpowiedziała Lisa. - Jeszcze dwa lata temu przychodził do pani hrabiny. Na każde wezwanie. Ale potem pojawił się dottore Zerilli. Sam pan kardynał go polecił.
- Wiesz, gdzie mieszka pan Rofe? - spytał Raul.
- Przy Rue de Jouy.
Raul skinął głową.
Pociągnął za szarfę. Gdzieś w głębi pałacu odezwał się dzwonek, po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
Raul raczył osobiście uchylić wspomniane drzwi, po czym warknął niemal na stojącego na korytarzu lokaja.
- Posłać powóz po pana Rofe! - polecił. - Ma się tu zjawić natychmiast!
Poparł polecenie gniewnym machnięciem ręką.
Lokaja jakby wymiotło. Co prawda to hrabina była tu panią, ale każdy wiedział, w czyje ręce przejdzie kiedyś pałac. I nawet jeśli większość służby została tu przysłana przez Richelieu, to ciepła posadka nie musiała trwać wiecznie.
- Poczekaj przy drzwiach, na przybycie tego medyka - poprosił Raul.
Sam, od czasu do czasu spoglądając na siedzącą bez ruchu pokojówkę, zabrał się za przeglądanie papierów.
Wbrew jego oczekiwaniom nie były to żadne rewelacje - rachunki, zestawienia, sprawozdania, plany pałacu i wiejskich posiadłości, parę weksli. Żadnych nazwisk, danych o spiskowcach, planach kardynała. Same sprawy majątkowe.
Dwa dokumenty były ciekawe, bowiem dotyczyły kawałka świata leżącego za oceanem. Tym jednak Raul postanowił zająć się później. Teraz miał na głowie świętej pamięci hrabinę. A potem, zapewne, dużo zamieszania związanego ze śmiercią, a raczej ze zniknięciem, kardynała.

Polecenie, które otrzymała, wykonała bez słowa. Pilnowanie drzwi i tego co znajdywało się za nimi było prostym zadaniem. Nie znaczyło to jednak, że zamierzała wykonać je pobieżnie. O nie… Oparła się o ścianę, z pozoru niedbale, w rzeczywistości jednak wszystkie jej zmysły były rozciągnięte do granic możliwości. Przymknięte oczy pozwalały na skupienie się na tych, które w tym momencie były istotne. Słuch, węch i nieodłączna Szara Strefa. Rezydencja żyła swoim życiem, nie bacząc na śmierć, która zawitała w jej progi, ani też na tą, która wkrótce miała zawitać. Deski trzeszczały, wiatr uderzał w szyby, ludzie oddychali, rozmawiali. Dźwięk przestawianych naczyń, śmiech czy utyskiwanie. Wszystko to było codziennością tego miejsca i wszystko to odżyło w niej spotęgowane przez jej wierną opiekunkę. Zapach strachu pokojówki nieco ją dekoncentrował. O ile łatwiej by było pozbyć się dziewczyny, która wszak była tylko niepotrzebnym ciężarem. Desire nie rozumiała powodów, którymi kierował się Raul, trzymając tą osobę przy życiu. Nie była do niczego potrzebna… Pytać jednak nie zamierzała, a już w szczególności gdy dziewczyna znajdywała się w komnacie. Zastanawiała się jednak jak zareaguje ona gdy Dess będzie musiała pozbyć się kilku osób. Już raz nazwała ją morderczynią. Kim nazwie teraz?
Były to jednak nieistotne rozważania, które leniwie płynęły gdzieś na obrzeżach jej umysłu. Milczała przez cały czas, aż do momentu w którym na horyzoncie pojawiła się nowa postać.
- Mój panie - zwróciła uwagę Raula, jednocześnie wyprostowując się jednak nie opuszczając swego posterunku.
- Tak? - Raul oderwał się od papierów.
- Masz gościa - odparła, śledząc poczynania medyka, który coś nie bardzo spieszył się na górę.
- Zobaczymy, co powie... i jak zareaguje - powiedział Raul zamykając skrytkę.
Co prawda i tak zamierzał ją opróżnić, ale nie w tej chwili, a po co medyk miałby cokolwiek widzieć.
Rofe zaś postanowił w końcu zakończyć swą rozmowę z lokajem i ruszyć tam, gdzie go wzywano. Desire była na tyle uprzejma iż otworzyła drzwi gdy do nich zapukano i przepuściła gościa, obdarzając go przy tym pełnym smutku uśmiechem. Co się za nim kryło, pozostawiła dla siebie. Mężczyzna nie był już pierwszej młodości. Zmarszczki głębokimi bruzdami znaczyły jego twarz, a siwe pasma we włosach nadawały mu poważny wygląd uczonego. Na jej grymas odpowiedział podobnym, nieco zmęczonym uśmiechem. Dess byłaby nawet w stanie polubić go gdyby nie dalsze rewelacje, które jego pojawienie się przyniosło. Powstrzymanie pełnego kpiny prychnięcia było wyjątkowo trudną sztuką, gdy mając przed sobą zwłoki osoby otrutej, słyszy się iż zmarła ona w sposób naturalny. Na dalsze narzekania na przeklętych Włochów i szarlatanów Desire nie reagowała. Najwyraźniej hrabina otoczona była głupcami, ślepcami i zdrajcami. To niezbyt dobrze świadczyło o tej kobiecie. Nie żeby Dess potrzebowała dodatkowych powodów, by nawet po śmierci żywić niechęć dla ciotecznej babki Raula. Niechęć, z którą postanowiła się nie wychylać. Ograniczyła się jedynie do pilnowania pokojówki, by ta przypadkiem nie chlapnęła językiem w niewłaściwym momencie. Pozbycie się obojga nie sprawiłoby jej większego problemu, jednak nie chciała mieszać w planach, jakie miał jej pan. Lisa, na swoje własne szczęście, trzymała usta posłusznie zamknięte.
Raul starannie ukrył swe zaskoczenie. Nie bardzo wiedział, czy Rofe jest faktycznie stary, głupi i ślepy, czy też - podobnie jak jego następca - był na usługach kardynała.
- Czy zechce pan, doktorze, poczekać w jednej z komnat, na przybycie pana de Foix? Oraz proboszcza z parafii Świętego Andrzeja? Trzeba będzie załatwić wszystkie sprawy związane z pochówkiem...
W sakiewce, jaką podał medykowi, znajdowała się spora garść pistoli.
- Wiem, że przez wiele lat dbał pan o zdrowie pani hrabiny - powiedział Raul. Pociągnął za szarfę.
- Zaprowadź pana Rofe do Czerwonego Saloniku. Niech Elisa spełni wszystkie życzenia pana doktora. Poza tym poślij powóz po pana De Foix, a potem tu przyjdź.
- Tak, jaśnie panie. - Lokaj zgiął się w pół, po czym wyszedł, by wskazać drogę medykowi.
- Kto jest proboszczem u Świętego Andrzeja? - Raul zwrócił się do pokojówki, która do tej chwili siedziała bez ruchu, niczym zamieniona w słup soli.
Lisa zerwała się na równe nogi.
- Ksiądz kanonik de Suffren - odpowiedziała.
Raul skinął głową i zabrał się za pisanie.
Po chwili posypał piaskiem pismo, strzepnął, zwinął i zapieczętował.
- Zaniesiesz do parafii Świętego Andrzeja. - Podał pismo lokajowi, który zdążył już wrócić. - Oddasz księdzu kanonikowi. Przyniesiesz odpowiedź.
- Tak, jaśnie panie. - Lokaj po raz kolejny się skłonił i pospiesznie wyszedł.
Teraz trzeba było czekać ma przybycie gości.
 
Kerm jest offline