Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2016, 13:11   #25
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
NICEA

Podróż z Paryża do Nicei pociągiem ekspresowym trwała nieco ponad osiem godzin. Śledczy dotarli na miejsce około szóstej po południu.

Zaś uprzedzony o ich podróży Féret czekał już na dworcu.
Był to dość przystojny trzydziestoparolatek w jasnym garniturze o nieco zbyt długim nosie i ciemnych, uważnych oczach.

Miało się pod wieczór, ale pogoda była wspaniała. Niebo bez ani jednej chmurki, a słońce przygrzewało tak, że było prawie dwadzieścia stopni. Niezwykle miła odmiana po deszczowym i ponurym Paryżu.

Jako, że nie chcieli marnować czasu, służbowy citroen zawiózł ich pod adres matki Ludwiki.
Przy ulicy Greuze znajdowało się coś, co można było uznać za pensjonat. Dość szczególny. Zamieszkiwały go bowiem prawie wyłącznie byłe aktorki. Była także eks–woltyżerka z jakiegoś cyrku, a szefowa Pani Vivianne, jeśli jej wierzyć, śpiewała kiedyś w operze.
Niektóre panie grały w karty w salonie, w którym wszystko wygląda, jakby miało ze sto lat.
Leciwa szefowa miała wokół szyi szal boa z różowych piórek i mocno pomalowane usta.
- Żermena Laboine? Nie lubi tego imienia, woli jak się ją nazywa Liliana, albo Lili. Nie. Nie ma jej. Jak co wieczór pojechała do kasyna w Monte Carlo. A Państwo w jakiej sprawie? – spytała spoglądając figlarnie na Moutiera.*

-Jej córki - odpowiedział sucho Moutier -Wiedziała Pani że Lili ma dziecko? - padło pytanie. Detektyw nie chciał tracić okazji, na zdobycie nowych śladów. A był ciekaw, jaka była matka ofiary.*

Margot dość obojętnie przysłuchiwała się rozmowie, rozglądając przy tym, nieco dokładniej, choć nienachalnie po pomieszczeniu. Tym razem Moutier miał zdecydowanie większe szanse na wyciągnięcie informacji. Wyglądało na to, że Żermena Laboine finansowo radzi sobie znacznie lepiej od córki. I jakoś tak samo nasuwało się pytanie, co spowodowało zerwanie kontaktu pomiędzy kobietami? Czy ich relacje już podczas wspólnego mieszkania nie były zbyt ciepłe, czy też poróżniło je jakieś nagłe wydarzenie? Zapowiadało się jednak, że rozmowa z kobietą dająca ewentualne odpowiedzi nie nastąpi zbyt szybko.

– Wspominała, że ma córkę, która uciekła z domu parę lat temu. Tutaj już trafiła sama. - uśmiechnęła się malowanymi ustami - Jak ją znam to wróci dopiero o północy. Chcecie Państwo zaczekać? Może zaparzę kawę? Chyba jej córka nie ma kłopotów?
Zerknęła ciekawie na Moutiera.

Moutier uśmiechnął się i skinął głową:
-Kawa. Faktycznie, chętnie się napiję. Pozwoli Pani że pomogę? - podał dłoń kobiecie, tak by ta zaprowadziła go do “kuchni”. Liczył że, Margot sama się zajmie sobą i rozejrzy się.

Gdy znaleźli się już sami, detektyw rzekł:
-Tak, stało się. Ktoś ją zamordował.. - gdy powiedział te słowa, obserwował reakcję kobiety.

- O mój boże! Naprawdę?! - kobieta wydawała się wstrząśnięta - To okropne! Jak to się stało? Napad?

-Tak - podszedł do kobiety -Ktoś zostawił jej zwłoki na ulicy. Szukamy sprawcy. - dodał ciszej. Nie chciał się znęcać nad kobietą, ale chciał coś sprawdzić.*

Oczy kobiety zaszkliły się łzami:
– Biedne dziecko. Mam nadzieję, że nie cierpiała. Proszę się nie gniewać, ale jak Pana zobaczyłam, od razu pomyślałam, że jest Pan z policji.

-Przykro mi...Lili - objął kobietę ramieniem. Miał tylko przeczucie że ta kobieta, może być tą z którą chcieli porozmawiać. Czekał na reakcję.

Kobieta z wyraźnym zadowoleniem przyjęła awanse Moutiera i sama przylgnęła do niego swym leciwym ciałem figlarnie oplatając szyję mężczyzny piórkowym boa i przeciągając szal przez jego kark łaskocząc piórkami.
– Vivianne … – mruknęła przymilnie – Mów mi Vivi, a Ty jak masz na imię słodziutki?

-Jean - odparł zgodnie z prawdą mężczyzna -Znałaś ją? Dobrze znasz jej matkę? - padły pytania, tym razem już konkretnie. Detektyw odsunął się od Vivianne.
– Och, o tyle o ile sama o sobie opowiadała, a nie jest zbyt wylewna. Moim zdaniem nie jest całkiem normalna. - ściszyła głos - Nawet jak na to miejsce. Tak w ogóle to jest z branży. Przez wiele lat pod pseudonimem Lili France podróżowała po krajach Wschodu i Azji Mniejszej. Jak powiadała.

W Paryżu istniały swego czasu specjalne agencje trudniące się rekrutacją tego — rodzaju artystek. Chodziło to, żeby nauczyć je kilku tanecznych pas albo paru piosenek. Następnie wysyłano je do Turcji, do Egiptu, do Bejrutu, gdzie pracowały w kabaretach jako fordanserki mające procent od wypitych przez gości trunków.

– Ale z czasem wylądowała tutaj. Teraz się hazarduje, no wiesz. Takich jak ona obchodzi wyłącznie ruletka. Co dzień rano kupują cienki biuletyn z wykazem numerów, które wyszły poprzedniego dnia i w ciągu nocy. Jest tu w Nicei trochę takich, którzy jeżdżą zawsze tym samym autobusem i rzucają się do stołów w kasynie jak ekspedientki w wielkich magazynach do lady, przy których pracują.
Kobieta zalotnie poprawiła boa, by odsłonić obfity biust.
– Gra dotąd, dopóki nie wygra tych kilkuset franków, których potrzebuje na utrzymanie. Potem odchodzi, nie próbując nigdy grać dalej.
Moutier znał ten system.

Tymczasem Margot pozostawiając rozmowę koledze rozglądała się uważnie wokoło. W pewnym momencie zauważyła kobietę idącą od strony ulicy w stronę pensjonatu. Miała około sześćdziesiątki, była wymalowana i obwieszona tanią biżuterią. Wzrok miała mętny i widać było po niej zmęczenie. Wprawne oko Margot od razu dostrzegło podobieństwo kobiety do Ludwiki Laboine.

-A znałaś jej córkę? - padło kolejne pytanie, które Vivi pominęła
-Dużo ma klientów? - zapytał jeszcze mimochodem

Kobieta obruszyła się oburzona i odsunęła o Moutiera:
– Co też Ty sobie wyobrażasz? To porządny pensjonat, a nie jakiś dom schadzek. No nie mieszkają tu dziewice westalskie, ale no … za wielu klientów, by już nie złapały.
Zachichotała zakrywając usta szalem.
– Po za tym nie Lili. Ona żyje w innym świecie, a jej córki nie widziałam na oczy.

Moutier skłonił się nisko, wziął dłoń Vive w swoją i ucałował mówiąc:
-Wybacz Pani moją bezpośredniość. Dziękuję Ci jednak za pomoc. Masz moją wdzięczność - po tych słowach ukłonił się elegancko i wyszedł poszukać swojej partnerki
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline