Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2016, 14:19   #48
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Garet z trudem powstrzymał się przed wydarciem lunety z rąk Dartona. Opanował się jednak i, zacisnąwszy zęby i pięści, obserwował walkę, jaką jego smok toczył z napastnikiem.
Wiele by dał, by być tam... by wspomóc Rubin... I nic nie mógł zrobić, bo wiedział, że byłby tam tylko i wyłącznie kulą u nogi walczącej smoczycy.
Rubin zwijała się w skrętach i piruetach, a Garet - chociaż smoczyca nie przekazała mu żadnej myśli, prócz tej pierwszej - odczuwał każdy wybuch złości, każde rozczarowanie. Ból po zranieniu. Desperację i wściekłość, z jaką podjęła się ostatniego ataku...

Smoki zaczęły spadać.
Garet był już w połowie prowadzących na podwórze schodów, gdy Darton ruszył za nim, po drodze wołając o konie. Co prawda odległość między zamkiem, a miejscem, ku któremu zmierzały spadające smoki, nie była zbyt wielka, ale bez wątpienia konno byłoby szybciej...

Ziemia się zatrzęsła, gdy smoki uderzyły o jej powierzchnię.
Intruz znalazł się na dole, lecz jego los Gareta nie obchodził. Nie było ważne, czy tamten połamał sobie tylko żebra, czy też może została z niego mokra plama. Najważniejsze było to, co się stało z Rubin. A było źle, co podpowiadał nie tylko rozsądek. Przebłyski pełnych bólu myśli, jakie docierały do niego od strony smoczycy, sugerowały poważne kłopoty.

Żyła. Dla Rubin samo to było zadziwiające. Jej przeciwnik miał nieco mniej szczęścia. W tej jednakże chwili smoczyca wolałaby być martwa. Starała się kontrolować swoje myśli jednak zadanie to wydawało się być ponad jej siły. Prawe skrzydło było złamane w kilku miejscach. Niewiele lepiej prezentowało się lewe. Nie była w stanie wstać. Tylne łapy wzięły na siebie znaczną część impetu, z jakim uderzyła w ziemię. Przednie, o dziwo, pozostały całe dzięki czemu mogła się odczołgać od truchła swojego przeciwnika. Zbroja ocaliła żebra, jednak była niemal pewna, że nie wszystkie jej narządy wewnętrzne wytrzymały ten upadek. Magia lecznicza zaczynała działać, jednak czas jaki potrzebny był by wylizała się z tych obrażeń powodował u niej strach. Byłą ciężko ranna, bezbronna i znajdowała się na ziemi królestwa, które było w stanie wojny. Nic zatem dziwnego, że na dźwięk zbliżających się koni zareagowała w jedyny sposób jaki podpowiadał jej instynkt. Strumień ognia był jednak słabym wspomnieniem jej potężnego zionięcia. Kolejny dowód na to, że znalazła się w poważnych tarapatach.

- To my! - zawołał Garet, zatrzymując wierzchowca (który nie miał nic przeciwko temu) i ruszając biegiem w stronę, gdzie przed momentem jeszcze Rubin i obcy smok tworzyli malownicze kłębowisko.
Zionięcie ogniem oznaczało, że smoczyca jeszcze żyje, ale to, jak anemiczny był to płomień nie wróżyło nic dobrego.
Przyklęknął przy zwróconym w stronę przybywających pysku Rubin.
- Tylko mi tu nie umieraj! - powiedział. - Bo nie wiem, co ci zrobię!
~ Znajdziesz sobie innego smoka? ~ żart był słaby, ale przynajmniej podjęła wysiłek by się na niego zdać.
- Ha, ha, ha. Powiedz lepiej, co możemy dla ciebie zrobić? - spytał. - Jakaś owieczka? Beczka wina na wzmocnienie?
~ Dobicie byłoby lepsze ~ jęknęła, próbując unieść lewe skrzydło, które jednak ani myślało posłuchać. Nawet korzystanie z myślowego przekazu wydawało się trudne, dlatego też zdecydowała się na zmianę postaci. Decyzja ta bez wątpienia zaliczała się do niezbyt roztropnych. Ból miast pozostać na tym samym poziomie, wzmógł się znacznie, przez co przed oczami ujrzała ciemne plamy. Nie udało się jej także powstrzymać krzyku. Przynajmniej jednak w tym stanie mogli ją przetransportować. Nie chciała zostać sama i ranna czekając aż wpadną na pomysł jak też ją przewieźć.
Garet zaklął, słysząc krzyk. Nieco nieporadnie zabrał się za sprawdzanie, czy Rubin żyje.
Na szczęście oddychała.
- Wóz! Wymoszczony!! - usłyszał krzyk Dartona. - Migiem!!!
- Zaraz cię zawieziemy do zamku - powiedział do dziewczyny. Nie był pewien, czy słyszy. Ale skoro żyła to musiał przyznać, że przemiana była dobrym pomysłem. Przewiezienie smoka do zamku, i nie zabicie go przy okazji, to by był prawdziwy wyczyn.
- Serce - udało się jej powiedzieć, aczkolwiek głos był żałośnie cichy. - Nie pozwól nikomu zabrać serca. Jest moje.
Nie obchodziło jej co Garet pomyśli na ten temat. Serce pokonanego smoka, jak i reszta ciała zawsze przypadały zwycięscy. O ile na utratę truchła mogła się zgodzić, to ten najważniejszy organ należał do niej. To tam w końcu tkwiła magia każdego przedstawiciela jej rodu. Jego dusza i moc. Oddanie go w ludzkie ręce było nie do pomyślenia.
- Zadbam o to - zapewnił ją Garet. - Zaraz wrócę.
Rzeźnikiem nigdy nie był, ale myśliwym - tak. Wiedział, co należy zrobić. No i miał w pod ręką odpowiednie narzędzie.
- Zaraz wrócę - powtórzył.
- To była wspaniała walka - usłyszał, jak lord Darton prawi komplementy Rubin.

Wycięcie smoczego serca było, jak się okazało, zadaniem dość męczącym, chociaż Smocze Ostrze poradziło sobie i ze smoczymi łuskami, i z chroniącymi sercem żebrami.
Samo serce miało wielkość sporej główki kapusty i dość dużo ważyło. To, że przy okazji Garet ubabrał się krwią po same łokcie, nie miało większego znaczenia.
- I co teraz? - Garet przyklęknął przy Rubin. - Mam serce tamtego smoka.
Uniesienie rąk wiązało się zarówno z wysiłkiem jak i bólem, jednak Rubin uznała, że warto.
- Daj - poprosiła.
Garet natychmiast spełnił prośbę dziewczyny.
Gdy tylko poczuła w dłoniach ciężar smoczego serca, wciąż ciepłego i pełnego mocy, nie zwlekała ze skosztowaniem go. W końcu to jej się należało, dlaczego miałaby sobie odmówić. Tym bardziej, że smak był niemal zniewalający. Mogła na chwilę zapomnieć o bólu rozkoszując się buzującą magią krwią swojego przeciwnika. Pożerając jego serce czuła jak ta moc wnika w nią wspomagając proces gojenia. Nie znaczyło to co prawda, że miała wstać za chwilę i odlecieć, jednak była pewna, że nie zostanie unieruchomiona na długo. Nie znaczyło to jednak iż zamierzała zatrzymać wszystko dla siebie. Niechętnie co prawda, jednak wstrzymała ową ucztę nim zniknął ostatni kawałek. Ten postanowiła oddać Garetowi.
Zwyczaj jedzenia serca pierwszej zdobyczy należał do starych jak świat, lecz ciągle jeszcze popularny we wszystkich kręgach myśliwskich. Jedzenie serca wroga? To zarzucono przed wiekami, chociaż wiara w to, ze wraz z sercem przejmuje się siłę i odwagę dzielnego przeciwnika. W to ostatnie Garet nigdy nie wierzył, nie przepadał również za surowym mięsem, ale nie zamierzał odmawiać, bez względu na to, co miałby sobie o tym pomyśleć Darton, tudzież niezbyt liczni w tym momencie gapie.
Ugryzł pierwszy kawałek.
Smakowało mniej więcej tak, jak serce pierwszego upolowanego przez Gareta niedźwiedzia - czyli nie najlepiej. Ale po tamtym, niedźwiedzim, nie poczuł się nagle jakiś inny... Silniejszy, wytrzymalszy, obdarzony lepszym wzrokiem i słuchem.
I pojawiło się jeszcze coś, coś, czego nie potrafił opisać.
- Smok w ciele człowieka - Rubin udało się nawet przy tym uśmiechnąć. Ludzie nie byli stworzeni do tego by dzierżyć taką moc, nie przejmowała się tym jednak. Był jej jeźdźcem i zasługiwał na to. Na powrót przymknęła oczy. Chciała odpłynąć, jednak nie mogła. Nie czuła się bezpiecznie, myśli także nie dawały jej spokoju, o bólu nie wspominając.
- Chcę zniszczyć Darren - dodała po chwili spokojnym, zdecydowanym głosem.
- Cały? Do ostatniego człowieka? Czy wystarczy Zhanesa i świtę? - Ta pierwsza opcja zdecydowanie Garetowi nie odpowiadała. Wolałby się ograniczyć do króla i jego najbliższych.
Wbrew pozorom Rubin nie była krwiożerczą bestią. Co prawda w tej chwili najchętniej wymordowałaby całe królestwo, jednak cień rozsądku pozostał. Nie mówiąc już o tym, że póki co nie miałaby siły zabić tuzina wojaków, a co dopiero spustoszyć wioski i miasta darreńskie.
- Wystarczy. Zapłacą mi za to…
Nie chodziło jej tylko o rany, których doznała. Przez chwilę było ich dwoje. Teraz ponownie została sama. Wysłali do walki młodego, niedoświadczonego smoka, który z pewnością trzymany był w niewoli do tej chwili, szkolony by zabijać ludzi. Nie miał z nią szans. Gdyby nie chwila nieuwagi zapewne wygrałaby tą walkę bez jednego zadrapania. Odpowiedzialni za tą zbrodnie musieli ponieść karę i nie obchodziło jej co na to powie Markus, jego generał czy marszałek.
- Darren będzie nasze - dodała.
- Będzie! - zapewnił ją Garet. - Ale teraz musisz odpocząć.
Zupełnie jakby mogła zapomnieć o tym drobnym szczególe…
- Może z dzień czy dwa - zgodziła się z nim niechętnie.
- Co sobie życzysz na obiad? Już jedzie nasz transport. Niedługo będziemy w zamku i można będzie złożyć zamówienie.
- Nie jestem głodna - odparła, zgodnie z prawdą.
- No to poczekamy, aż zgłodniejesz. A teraz cię stąd zabieram.
Najostrożniej jak mógł podniósł dziewczynę, lecz jego starania i tak zaowocowały cichym jękiem, jaki wyrwał się z ust rannej.
Parę kroków i Rubin spoczęła na wozie, który - zgodnie z poleceniem Dartona - został wyścielony, i to nie tylko słomą, ale i puchowa kołdra się tam znalazła.
- Zaraz będziemy w zamku - zapewnił.
Rubin nie odpowiedziała. Nawet nie otworzyła oczu. Jedynie słaby oddech świadczył o tym, że dziewczyna żyła.
 
Kerm jest offline