Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2016, 09:27   #14
ObywatelGranit
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Janella w trakcie swojej pieszej wędrówki do Marsember nie raz rozmyślała o tym co jej się przyśniło. Sen był inny niż zwykle, jakby jakaś wyższa siła podpowiadała jej cóż dalej począć, jakich szukać znaków. Stwór z piasku i gleby, maszerował dziarskim krokiem nie dając się dogonić ciemnoskórej Janelli. Gdy wkroczyła do miasta północno-wschodnią bramą jej oczom ukazał się ogromny port, pełen pracujących w pocie czoła mężczyzn, dzieci i sług. Tętniące życiem doki cuchnęły straszliwie tonami ryb, rozładowywanych z licznych okrętów. Ogromne warsztaty i pracownie napędzały przemysł tego portowego miasta. Janella czuła się nieco zagubiona w tym oszalałym w pogoni za złotem świecie. Gdy przekraczała wschodnią bramę z doków do górnego miasta, strażnicy miejscy bacznie ją obserwowali. Na szczęście żaden nie szukał problemu i nikt nie zaczepiał kobiety. Z wschodniej bramy do posiadłości Courtezów było już tylko "parę kroków". Kobieta długo nie musiała pytać na ulicy, gdyż każdy znał lub przynajmniej kojarzył "pana kamyków" jak powszechnie mówiono o nim w Marsember.

Janella zbliżyła się do szerokiego na dobre dziesięć metrów podsypanego żwirem wjazdu, do posesji otoczonej z każdej strony grubym i wysokim żywopłotem. Wstęp do posiadłości miał najwyraźniej każdy, albowiem nikt nie zatrzymywał kobiety, nie pytał czego chce i kogo szuka, mimo iż kątem oka dostrzegła dwoje postawnych i dobrze uzbrojonych mężczyzn spacerujących w blasku porannych promieni słońca. Janella kierowała swe kroki w stronę drzwi do sporego domostwa, gdy nagle dostrzegła jak z tych samych drzwi wyłania się dwójka mężczyzn. Pierwszym z nich był młody i przystojny człek o jasnych włosach i pogodnym wyrazie twarzy, drugim zaś była istota powszechnie nazywana genasi. Ten tutaj, którego ujrzała Janella był potomkiem żywiołaków ziemi. Kobieta poczuła w brzuchu dziwne uderzenie ciepła, jakby zrozumiała że stwór może być jakoś powiązany z jej snem…


Młoda kobieta podeszła do trójki rozmawiających mężczyzn. Miała egzotyczną, rzadko spotykaną urodę. Na pierwszy rzut oka przypominała calishytkę, ale jednak ciemny odcień jej skóry przeczył temu pochodzeniu. Miał regularne, jeszcze dziewczęce rysy twarzy. Średniej długości włosy splotła w krótki warkoczyk, opadający na wysokość łopatek. Nosiła luźne szaty w kolorach pomarańczy i brązu, przewiązane owijkami w nadgarstkach i kostkach oraz złotą szarfą. Na szyi zawiesiła pomarańczową chustę, zdecydowanie zbyt obszerną jak na szalik i jednocześnie zbyt małą na opończę. Na plecach miała luźny sak, w którym prawdopodobnie trzymała swój niewielki dobytek. Jej odzienie - chociaż ewidentnie znoszone, było bardzo czyste, schludne i wciąż pachniało niedawnym praniem.

- Dzień dobry - skinęła głową na przywitanie. - Przepraszam, że przeszkadzam, ale potrzebuję pomocy. Poszukuję Vincenta Courteza, jak usłyszałam: “pana kamyków”. Słyszałam, że można się u niego zatrudnić - uśmiechnęła się nieco szerzej. Czekając na odpowiedź przeniosła wzrok na kamienne *stworzenie*, do którego odważyła się odezwać. Trochę się go bała, ale jednocześnie wzbudzał w niej absolutną fascynację.

Markus odwzajemnił przywitanie uśmiechem i skinieniem głowy - Dzień dobry - odrzekł kulturalnie. Widząc jednak zainteresowanie kobiety genasim oraz niespecjalnie będąc “u siebie” , pozostawił mu kwestie wprowadzenia przybyszki w sprawę zatrudnienia. Wzrok miał łagodny i żywy, wpatrujący się w kobietę choć w niezbyt natarczywy sposób i nie tylko tam gdzie większość mężczyzn skupiała swe spojrzenia.

Genasi odwrócił powoli głowę w stronę młodej kobiety lustrując ją od stóp do głów.
- Jest w gabinecie. - Wskazał pokrytym kamykami paluchem na jedno z okien znajdującym się na pierwszym piętrze sporego budynku nieopodal. - Ale może nie mieć czasu...zaginęła jego córka. Szukamy jej. - Odparł po chwili bez większych emocji.

- Rozumiem. W takim razie może wiecie z kim ewentualnie mogłabym porozmawiać w sprawie pracy? Przebyłam szmat drogi, idąc głównie za pogłoskami o szczodrości pana Courteza - skrzywiła się lekko na brzmienie swoich słów. Nie sądziła, że zabrzmią równie naiwnie i głupio. - Swoją drogą może w poszukiwaniach przydałaby się jeszcze jedna osoba? Co prawda nie znam się na prowadzeniu śledztwa, ale potrafię walczyć. Na imię mam Janella.
- Jeśli do poszukiwań zatrudniają nawet kartografa to pewnie i dla wojownika znajdzie się miejsce… - odpowiedział z pół uśmiechem Markus. - Powinnaś chyba poszukać szefa tutejszych ochroniarzy, krasnoluda o imieniu Gardin. Skoro najął mnie to pewnie może nająć i Ciebie , jeszcze niedawno kręcił się przed posesją, popytaj strażników zapewne go znajdziesz. Po chwili namysłu, dodał - W zasadzie mogę go poszukać wraz z tobą, na tropieniu się nie znam i obawiam się, że tylko bym zawadzał Grigorowi - spojrzenie skierował na genasiego dając tym samym znać o kim mówi. - Ach , jestem Markus - przedstawił się wyciągając w kierunku kobiety dłoń.
Kobieta uścisnęła wyciągniętą dłoń: - Byłoby świetnie. Dopiero co przybyłam do miasta i wciąż się do niego przyzwyczajam. Pewnie wielu ludzi… - przelotnie zerknęła na Grigora - poszukuje córki pana Courteza. Słyszałam, że jest cenionym pracodawcą.

- Właściciel cechu kamieniarzy i jubilerów… to wiele o nim mówi. Niestety ja sam przybyłem do miasta niedawno więc więcej o nim powiedzieć nie mogę. Słyszałem, że poszukiwał kartografa więc przybyłem, wygląda jednak na to, że sprawa odnalezienia córki jest w tej chwili najważniejsza… - Odruchowo sięgnął ku medalionowi Oghmy dodając - Nie ma się co dziwić. Markus skinieniem głowy w zasadzie pożegnał genasiego, który już wcześniej szykował się do szukania tropów - Będziemy w pobliżu , daj znać jeśli znajdziesz jakiś trop, jeśli nie to poszukamy w mieście. Może ktoś coś widział… - stwierdził na koniec udając się wraz z Jannel na poszukiwanie Gardina.
 
ObywatelGranit jest offline