Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2016, 12:07   #15
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Płomienie nigdy nie były dobrym znakiem, ale Shavri skupił się na niewpadaniu w panikę i zdusił w sobie chęć biegnięcia na pomoc gaszącym ogień. Zamiast tego szybko ogarnął spojrzeniem najbliższe otoczenie i bandytów w polu widzenia. Przed nim roztaczał się mało kuszący widok na szereg obdartych mężczyzn, wychodzących spomiędzy drzew. Ale najbliższy jemu był zarazem tym, który zasadzał się na Panią Lenę. Traffo nałożył strzałę na cięciwę i niewiele myśląc strzelił ku niemu. Sune musiała czuwać zarówno nad Traffo, jak i nad Leną i jej koniem, gdyż strzała tropiciela świsnęła koło nich i wbiła się przeciwnikowi prosto w szyję, kładąc go trupem na miejscu. Sam zaś tropiciel został jedynie draśnięty strzałą wypuszczoną z krzaków. Drugiej nawet nie zauważył.

Lena Marple spojrzała na osuwającego się zbira ze zdumieniem, po czym ułamek sekundy później natarła na herszta bandytów walczącego z Evanem. Niestety jej miecz chybił celu. Kobieta zeskoczyła z konia i zaczęła zachodzić napastnika od tyłu.

Tymczasem Shavri bez pardonu wycelował w herszta i strzelił ponownie. I tym razem okazało się, że chłopak ma więcej szczęścia niż rozumu - strzała o włos minęła zachodzącą zbója pracodawczynię i wbiła mu się głęboko w udo. Bełt ukrytego kusznika minął Traffo o dobry metr, drugi zaś nie przebił jego ćwiekowanej skórzni.

Shavri widział lot drugiej swojej strzały i oblał go zimny pot. Ty patentowany głupcze!, zganił się w duchu grzmiącym głosem dziadka. Zachwiał się pchnięty siłą strzały, która utknęła w jego skórzni. Szybko pozbierał się do kupy po tym niespodziewanym stresie i strzale i w końcu zaczął myśleć. Wyciągając z kołczanu kolejny pocisk, miał nadzieję, że zadana rana w udzie zdekoncentruje trafionego osiłka i pozwoli Lenie i Evanowi szybciej go zabić. Sam zaś poszukał wzrokiem, jakiegoś mniej przyprawiającego o zawał celu. Na przykład któregoś z tych dwóch strzelców, którzy do niego mierzyli. Wrócił wzrokiem do ukrytego w krzakach naprzeciwko siebie jednego z napastników. Złożył się do strzału w tamtym kierunku i starając się skupić pomimo krzyków, harmidru bitwy i biegających w panice koni - puścił strzałę. Zwolniona cięciwa jęknęła cicho, a Shavri w myślach podziękował poprzedniemu właścicielowi łuku. Broń była na prawdę świetna; pocisk bez trudu przeleciał przez krzaki, a do uszu młodzieńca doszedł przedśmiertny zapewne charkot. Drugi z kuszników chybił ponownie; widać śmierć kompana nie wpłynęła dobrze na jego morale.

Dopiero gdy jego uszu dobiegło charczenie, z Shavriego zeszło nagromadzone w ostatnich kilkunastu sekundach napięcie. Nogi się pod nim zatrzęsły z nerwów, ale ustał, zachowując fason i dobre zdanie o swojej męskości. Przed dalszym działaniem, pomimo kusznika, który na niego polował, pozwolił sobie na szybki jak myśl rzut okiem na bitwę po to, by zobaczyć, jak radzą sobie inni i co powinien robić dalej. Poza rzecz jasna próbą unieruchomienia strzelającego do niego kusznika. Rzuciło mu się w oczy to, jak kupcy gasili wóz Kurta. Sam zaś woźnica odciął swoje konie i ruszył w stronę Tropiciela uzbrojony w włócznie.

Pocieszony tym widokiem Shavri zaczął szukać wzrokiem wśród krzaków drugiego strzelca. Strzały bowiem ewidentnie nadlatywały parami. Wydawało mu się, że coś dostrzegł między gałęziami i wysłał tam grot na zwiady. Ale niestety, jeśli ty widzisz kusznika, istnieje realna szansa, że on widzi ciebie - zwłaszcza jeśli stoisz wystawiony do strzału na środku drogi w pewnym oddaleniu od głównego zamieszania jak kołek znaku drogowego... Chłopak zobaczył frunącą ku niemu strzałę, ale był zbyt wolny, żeby jej umknąć całkowicie, a grot tym razem przebił skórznie, zagłębiając się płytko w piersi, poniżej serca i wyrzucając z chłopaka cały jego oddech.
Rozwścieczony nagłym bólem ułamał drzewiec strzały sterczącej mu z korpusu i przeklinając ból naciągnął cięciwę po raz kolejny. Tym razem nie spudłował. Pewną podpowiedzią był krótki a głośny jęk bólu, który się rozległ wśród zieleni, gdy po prawej stronie Shavriego znajomo szczęknął mechanizm kuszy. Sinara, Słonko, brawo!, pomyślał ciepło.
W tym momencie minął go Kurt w pełnej szarży. Shavri zerknął za nim i wtedy zobaczył, jak chlaśnięta przez plecy Lena wali się na ziemię bez przytomności. Zobaczył atak Evana zakończony fiaskiem i zmartwiał. Uniósł łuk w tamtym kierunku pomny tego, że z krzaków ktoś na pewno w tej chwili również do niego mierzy. Kto zwolni cięciwę pierwszy i z jakim skutkiem? No i Kurt, który w szale może nagle wejść mu na linię strzału... Bijak pod kaftanem poruszyła się nerwowo. Shavri wiedział, że jego wcześniejsze trafienia były prędzej wynikiem łutu szczęścia zesłanego przez miłosierną Sunę i mistrzostwa broni, niż jego własnych umiejętności strzeleckich
- EVAN. Z DROGI I ANI DRGNIJ!- ryknął na całe gardło, naciągając strzałą cięciwę łuku. Ból eksplodował gorącem w klatce piersiowej. Shavri aż sapnął. I na wydechu, w bezruchu, gdy grot strzały wskazał mu masyw okrwawionej sylwetki herszta, modląc się do Sune z żarliwością nowicjusza zakonnego, rozluźnił zgrabiałe ze strachu palce. Sune miała jednak najwyraźniej już dość brawurowych wyczynów swojego wyznawcy, bo strzała wbiła się, owszem, ale w tarczę Evana. Ostrzeżenie jak nic. Shavri, widząc, że nie ma już do kogo strzelać i że Lucjan ruszył na pomoc Evanowi, sam postanowił sprawdzić co dzieje się w środku karawany. Biegiem ruszył w stronę, gdzie powinna była być Franka, omijając ostatniego oplątanego zbira.
 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 14-01-2016 o 12:17.
Drahini jest offline