Na brak grzybów i liści Elayne narzekać nie mogła. Te pierwsze zapewne uznały okolice świątyni za przyjemne miejsce na założenie rodziny i pleniły się obficie - od niedorostków, ledwo pokazujących pierwsze niby-rogi, po staruszków, którym wiek odebrał zdrowie, jędrność i piękny wygląd.
Wśród tego stada grzybów Elayne bez problemów znalazła kilka pięknych okazów, które powinny zadowolić najbardziej nawet wymagającą kapłankę.
Liście też mile zaskoczyły dziewczynę. Rosły nie tylko licznie, ale i na tyle nisko, że wystarczyło wspiąć się na palce i wybierać wśród najładniejszych liści.
Słońce niemal nie przesunęło się na nieboskłonie, gdy w plecaku dziewczyny znalazła się wystarczająca ilość potrzebnych roślin. Z pewnością miała czas, by rozejrzeć się po okolicy, by zbadać choćby kawałek leżącej w ruinie świątyni.
Chociaż dach się zawalił, a większość ścian runęła, to prowadzące do góry schody wyglądały na solidne.
I, o czym Elaine przekonała się osobiście, były takie... przynajmniej do chwili, gdy elfka dotarła do szerokiej na półtora metra rozpadliny, której dno ginęło w ciemnościach.
Parę metrów za rozpadliną promień słońca padał na coś błyszczącego. Co prawda Elayne nie była tu-pai... |