Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2016, 20:11   #65
Ognos
 
Ognos's Avatar
 
Reputacja: 1 Ognos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skał
"Zabije mnie" - przemknęło złodziejowi przez myśl. Widział jak Brown trzyma krzesło nad głową i wpatruje się w niego oczami, w sposób, że jakby tylko był w stanie to by błyskawicami z nich strzelał. Olbrzymie krzesło zawisło w powietrzu na sekundy. Były to najdłuższe sekundy w życiu Cyric’a. Miał wystarczająco czasu, żeby przyjrzeć się, co będzie jego szubienicą. Mebel. Wytworzony przez bardzo znanego stolarza w Skilthry, obity czarną skórą na siedzeniu i oparciu. Wszędzie drzewo było starannie wyrzeźbione, przedstawiając scenki z życia wyższej klasy społecznej. Zamknął oczy.

Huknęło. Mebel roztrzaskał się tuż obok niego. Odgłos rozbijającego się na kawałki mebla wyrwał go z letargu, otworzył oczy i obok siebie zobaczył roztrzaskane dzieło warte grubą fortunę.

- Mistrzu... Zajebali Baltarysa! No moich kurwa oczach! - wykrzyczał chłopak chcąc zagłuszyć tętno wybijające miarowy rytm w jego uszach, niczym bębny wojenne - Jebana Tagmata przedziurawiła go bełtami w Zaułku!

- Tagmata powiadasz? - warknął. - Bełtami? To ciekawe...

Z ust Browna sączyła się kpina.

- Ciekawe bardzo, bo ja słyszałem trochę inną wersję. Słyszałem, że Tagmata cię ściga boś Baltarysa sprzedał. Powiedz - złapał Cyrica za łachmany podnosząc do góry jak kocię, żeby wywarczeć mu wprost do ucha - sam mu metal pod żebra włożyłeś? Miałeś odwagę mu w oczy spojrzeć jak gasło w nim życie?

Cyric'a aż wmurowało – to już koniec, nie uwierzy mi – załamał się złodziej. Mimo tego podjął rozpaczliwą próbę ucieczki ze szponów śmierci.

Wyrwał się z uchwytu Brown'a i spojrzał mu prosto w oczy. Wiedział, że w kontaktach z Mistrzem nie można sobie pozwolić na chwilę słabości, inaczej deptał ludzi jak karaluchy.

- Tak się składa, że trzymałem go na rękach jak uchodziło z niego życie! Umarł na moich rękach! - krzyczał chłopak aż ślina ściekała mu po brodzie. - Ojcze?! Kto Ci wcisnął te wszystkie bzdury?!

Wytarł rękawem twarz. Pot gęsto skroplił jego czoło. Nie wiedział już, czy w tym przybytku jest tak ciepło, czy ta cała sytuacja wywierała w nim takie odczucia.

- Uciekaliśmy uliczkami Zaułku przed oddziałem Tagmaty - ciągnął Cyric, dalej nie pozwalając sobie na chwilę wytchnienia, żeby tylko nie dać Brown'owi okazji do powiedzenia ani jednego słowa - przebiegliśmy dobre pół dzielnicy! Już dawno myśleliśmy, że zgubiliśmy ogon! Jednak jakaś cipa wyskoczyła z drugiej strony uliczki i nafaszerowała go bełtami! Trzymałem go na rękach lecz nie mogłem nic zrobić inaczej bym skończył tak jak on. Wtedy to już nigdy byś się prawdy nie dowiedział!

Zamilkł czekając na reakcję Brown'a.

- Dlaczego? - spytał krótko, a Cyric widział jak szrama na głowie nabiegła mu krwią. - Dlaczego mieliby was gonić? Dlaczego mieliby wpakować mu bełty w brzuch? Żaden pierdolony tagmatos z Zaułka by tego nie zrobił. Wiesz dlaczego...

- Bo Baltarys nie opanował swoich nerwów i zaszlachtował na targu jakiegoś grubasa na oczach wszystkich ludzi i nie tylko... Tagmatosi też tam byli... - ostatnie słowa wypowiadał coraz ciszej ze strachu przed naganą za tak nieprofesjonalne zachowanie.

Z trudem opanował trzęsące się dłonie, którymi nerwowo przecierał policzek z potu zmieszanego z krwią po uderzeniu Mistrza. Wiedział, że teraz na szali waży się jego życie. Brown miał kontakty wszędzie. Nie tylko w kanałach i kryjówkach, ale również na salonach i wśród Tagmaty. W powietrzu wisiało tylko jedno pytanie, komu uwierzy.

- Nie pozostało nam nic innego jak ucieczka. Potem była pogoń, resztę już znasz. - Recytował złodziej - Nie miałem mu jak pomóc, bo inaczej miałbyś dwóch synów naszpikowanych bełtami jak jeże!

Cios przyszedł niespodziewanie. Z przeciętej wargi popłynęła krew, która sprawiła, że na białej ścianie pojawił się malowniczy wykwit.

- Mówię ci kurwa, że żaden pierdolony tagmatos z Zaułka nie zabiłby Baltarysa! Możesz takie bujdy wciskać swoim kurwom, nie mi! Dlaczego?!

Już widział jak jego ręka uderza Mistrza w jego poznaczoną zmarszczkami twarz... Poczuł uderzenie na knykciach, w które wbiły się jego pożółkłe zęby... Z trudem opanował swój odruch. Gdyby to był ktoś inny już by skończył z nożem w krtani, lecz to był Brown. Jego Mistrz i Ojciec zarazem.

- Ile razy mam kurwa powtarzać, że Tagmata go podziurawiła na moich pierdolonych oczach!? Zawołaj po swój pieprzony kontakt i dowiedz się, gdzie w tym momencie była Origa Torukia i jej podwładni! Robili z Twojego syna sitko do zmorfowanej dziwki! A z drugiego próbowali zrobić kilka godzin później! – dał o sobie znać metaliczny posmak krwi w ustach , która sączyła się nieprzerwanie z świeżo rozciętej wargi. Przetarł rękawem twarz i poczuł jak kiepskiej jakości materiał tylko pogarsza sprawę i pogłębia ranę. Nie zdawał sobie z tego sprawy, jak bardzo było widać jak się trzęsie. Próbował napiąć mięśnie całego ciała, ale na nic się to zdało. Dreszcze przebiegały z góry na dół. Próbując utrzymać równowagę oparł się barkiem o ścianę, dopiero co świeżo upstrzoną czerwoną juchą z jego ust.

Brown znowu uniósł pięść. Cyric odruchowo zasłonił twarz i korpus rękami, cofając się krok do tyłu, lecz cios nie nadszedł. Zatrzymał się w połowie drogi.

- Kto?

- Origa Torukia i jej zapchlone kundle w zbrojach…

- Jaka kurwa Origa Torukia?!

***

Brown zawołał jedną ze swoich nieletnich dziwek i nakazał przyniesienie wina. Pojawiła się ponownie w przeciągu kilku oddechów. Suknia zafalowała na jej dziecięcym ciele, gdy nalewała wieloletni trunek do wielkich złotych pucharów. Tak, Brown’a było stać na wszystko. Od nieletnich dziewic, do obrazów tworzonych przez najznamienitszych malarzy. Brandon Brown słynął w mieście i poza nim z tego, że był w stanie mieć wszystko, kompletnie za nic nie płacąc. Nikt nie wiedział dokładnie ilu Kleftisów działa w jego gildii – nawet sami jego członkowie.

Mistrz obrócił puchar w dłoni, aby wino zafalowało na ściankach niczym morze na skałach podczas porannego przypływu. Nachylił się nad wonnym napojem i zrobił głęboki wdech. Odchylając się do tyłu na takim samym krześle, które jeszcze dwie świece temu zostało roztrzaskane na ścianie, wypuścił powietrze z ust. Sięgnął do szufladki w biurku i wyciągnął z niej drewnianą fajkę z grawerowanymi runami. Rozwiązał zamszowy woreczek i wysypał na rękę brązowo-żółte kuleczki. Kwiat Marahandy. Liście suszone przez kapłanów mających swoje klasztory bardzo wysoko w górach. Mało ludzi w Skilthry wiedziało o czymś takim. Ale to był Mistrz Brown. Miał swoich ludzi wszędzie i dzięki nim miał wszystko. Nabijanie fajki było dla Brandon’a niczym rytuał. Starannie przepalał drewno od spodu, wydrapywał resztki popiołu. Nabijając fajkę zawsze nucił pewną melodię, która przypominała mu szczęśliwe czasy młodości. Dzisiaj podczas swojego codziennego rytuału milczał jak grób.

***

Dym unosił się wysoko pod sufitem. W pomieszczeniu zrobiło się tak, jakby mgła gęstymi pasmami wdarła się przez otwarte okiennice. Zapach w powietrzu był drażniący dla płuc, lecz działał kojąco na wszystkie inne zmysły.

- Za Baltarysa. – powiedział Mistrz unosząc puchar do góry. – A więc tak to było.

Chwila milczenia. Brown podrapał się wolną ręką po siwej szczecinie na brodzie.

- Chcę mieć na tacy głowę tej Torukii. – rzekł, starannie wypowiadając każde słowo. – Nie zapominając o tej skurwiałej kuszniczce. Zrobię z nich nocnik i popielniczkę.

- Twoje słowo jest dla mnie rozkazem Ojcze – odparł Cyric, czekając aż Brown wychyli pierwszy puchar w stronę ust. Szacunek należało okazywać na każdym kroku.

- Już Cię tu nie ma! – warknął Mistrz. – Wychodząc, każ moich dziewczynkom wrócić do czynności, które raczyłeś przerwać swoim nadejściem.
 

Ostatnio edytowane przez Ognos : 14-01-2016 o 20:44.
Ognos jest offline