Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2016, 21:15   #110
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Kred nie czuł upływającego czasu. Właściwie mógłby tak tkwić w tym miejscu przez wieki. Dopóki miał ukochaną osobę przy sobie, nic mu nie przeszkadzało.
Nie mówili za wiele. Po prostu cieszyli się swoją obecnością. Wydawało im się to najsłuszniejsze.
Jak mogłem być tak głupi?, myślał. Dlaczego próbowałem cię odtrącić? Byłaś wszystkim, czego potrzebowałem. I przebyłem długą drogę, by się o tym przekonać.
Czas mijał, a ich radość nie miała końca.
Wtem… pewien pomysł zaświtał w jego głowie. Rozmach tej idei omal nie zwalił go z nóg. Ogrom tego przedsięwzięcia zachwycił go jednak. Właściwie, kiedy ta myśl zaszczepiła się w jego głowie, zrozumiał, że nigdy nie powinien ją odrzucać.
Przez kilka chwil targały nim wątpliwości. Zadrżał onieśmielony - ale było już postanowione.
Inżynier jeszcze przez chwilę pieścił swoją ukochaną. Zaraz jednak odsunął ją delikatnie od siebie i przyjrzał się jej trupiej twarzy. Jak na złość naturze uśmiechnął się w oblicze samego szkieletu. Jednak on już wiedział, że to nie ciało definiuje jego miłość. Dlatego złapał ją za dłonie, by ni stąd ni zowąd przyklęknąć przed nią na jedno kolano.

- Oren - powiedział śmiałym głosem, a serce jego waliło niczym najcięższy młot. Ta chwila przyćmiła cały jego świat i pojmowanie. - Nigdy nie spodziewałem się, że kiedyś mnie to spotka. Takie rzeczy nigdy nie mąciły moich myśli, dopóki cię nie poznałem. To ty otworzyłaś moje oczy. Ukazałaś mi, że siedzi we mnie o wiele więcej, niżbym mógł sobie to wyobrazić. Jesteś najlepszym, co spotkało mnie w życiu i teraz, po tych wszystkich troskach, po tym całym bólu i cierpieniu, teraz, kiedy ponownie się zjednoczyliśmy, chcę się upewnić, że już nigdy się nie rozłączymy - Kred zrobił małą pauzę, nabierając oddech. Jego oblicze promieniowało uczuciem, a oczy błyszczały jak najszlachetniejsze kamienie. - Oren… Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Płonące szkarłatem punkty spoglądały na niego przez chwilę.
- Żoną? - zapytała, wyraźnie zaskoczona i mocno zdziwiona. - Dlaczego?
- Odpowiedź na to pytanie jest prosta, chociaż wielu uczonych i filozofów przez setki lat próbowało ją zrozumieć i przeanalizować - odparł niezrażony. - Bo cię kocham. I chcę spędzić z tobą resztę mojego życia.
Pokręciła głową, co przy braku możliwości dostrzeżenia wyrazu jej twarzy mogło oznaczać wiele rzeczy. Uśmiechnęła się jednak, zapominając najwyraźniej, jak to mogło wyglądać w jego oczach.
- Skoro tego chcesz i ci na tym zależy - tak.
Innowator uśmiechnął się promieniście czując, jak spada mu kamień serca. Przez chwilę obawiał się, że jego wybranka wzgardzi jego oświadczynami. Wszak on był tylko człowiekiem, a ona niemalże bogiem. Jednak Windath wiedział, że darzy go głębokim uczuciem i jakkolwiek irracjonalnie to wyglądało, zainwestuje w ich związek.
- Świetlisty rozumie… - westchnął oszołomiony, kiedy uświadomił sobie wagę sytuacji, która właśnie zaszła. Zaraz jednak podniósł się z klęczek i przycisnął ją mocno do piersi, czując, jak rozpiera go energia. - Nawet nie wiesz, jak bardzo tego pragnę - powiedział, chowając twarz w jej ramieniu. Zaraz jednak spojrzał na swoją narzeczoną, a jego twarz przybrała zamyślony wyraz. - Musimy ustalić datę ślubu - powiedział z ekscytacją. - Myślisz, że kapłanki Tahary mogą udzielać takich święceń?
- Nie rozumiem tej potrzeby - odparła, jednak głos jej był wesoły. - Oczywiście, że mogą. Tym bardziej zaś może Arcykapłanka. Chcesz dokonać tego rytuału dzisiaj? - W pytaniu tym nie było niechęci, ale zwykła ciekawość, podbita rozbawieniem.
- A dlaczego by nie? - odpowiedział z werwą. - Nie musimy z tym czekać. Nie znam jednak tutejszych kapłanek. Najpierw muszę odnaleźć tę Arcykapłankę i zapytać ją o zgodę.
Tym razem Oren roześmiała się nieco psotnie. Wyraźnie odzyskiwała dobry humor, aczkolwiek zajmowało to nieco dłużej niż zwykle.
- O ile znam Tenaris, z pewnością jest teraz z Twemem. Mogę ją przywołać, jeżeli chcesz.
- Tenaris? - zapytał wyraźnie zdziwiony. - Przecież… ona była wampirem podległą Kalante. Naprawdę jest Arcykapłanką Tahary?
- Oficjalnie nie odebrano jej tego miana. Nazwana jest Przeklętą i zwykle się o niej nie wspomina, jednak wciąż nią jest, nawet będąc wampirem. Nigdy nie była podległą Kalante. Była jej więźniem - odparła Oren, dotykając czule jego twarzy. - Dlaczego cię to dziwi?
- Właściwie nic mnie już nie dziwi - odparł z uśmiechem, łasząc się o jej dłoń. - Ciekawe, czy jej Wybraniec zna ją od tej strony. - dodał, nie przerywając się uśmiechać. - Niech będzie. Już raz mnie ocaliła. Na pewno jeśli ją poproszę, wyświadczy mi jeszcze jedną przysługę. Jednak mówiłaś, że jest teraz z Twemem. Czy… moglibyśmy poczekać z ogłoszeniem naszych planów pozostałym, jak już skończymy przygotowania? To na pewno będzie dla nich duże zaskoczenie i chciałbym być na to gotowy. Możemy ogłosić nasz ślub na wieczornym zebraniu, zapraszając tym samym wszystkich zgromadzonych. Co ty na to, kochanie?
- Zgadzam się, oczywiście - odparła wesoło. - Musimy jednak dać czas kapłankom, by wszystko przygotowały. Wydaje mi się, iż powinna temu towarzyszyć odpowiednia oprawa. Poczekaj… - Na krótką chwilę szkarłatny blask znikł z oczodołów. - Zaraz tu będzie - poinformowała go Oren, gdy na powrót rozbłysła czerwień jej “oczu”. - Ona powinna wiedzieć lepiej.
- Dobrze - odpowiedział. Odstąpił kilka kroków i rozejrzał się po pokoju. Przypomniał sobie, co uczynił z własną komnatą. Będzie potem musiał zadośćuczynić kapłankom za zniszczenie ich mienia. Całe szczęście nie wyrządził żadnych szkód w pokoju Oren. Poprawił swoje odzienie, przetarł twarz chustką i ułożył włosy. Nie chciał, by Tenaris widziała go w takim stanie. Jeśli miał przekonać ją do udzielenia im ślubu, musiał wyglądać wiarygodnie.

Nagle przystanął jak zamurowany, a na jego oblicze wstąpiły oznaki przerażenia.
- Riv - omal nie krzyknął. - Jeszcze nie wie… Zabije mnie. Nie zaakceptuje naszego związku. A ja nie chcę jeszcze umierać. Nie teraz, kiedy naprawdę zacząłem żyć - powiedział z przejęciem, odwracając się do Oren.
- O tym powinieneś pomyśleć wcześniej - głos ten dobiegł go od drzwi, które właśnie się otwierały wpuszczając do komnaty Tenaris. - Z przyjemnością jednak pooglądam jej reakcję na ten pomysł. Gratuluję - zwróciła się do Oren. - Nie jest to zbyt rozsądny pomysł. Liczę jednak, że uda ci się utrzymać go w ryzach.
- Nie masz się czego obawiać, Tenaris. Wiem co robię -
odparła Oren, bynajmniej nie zrażona słowami wampirzycy.
- Wątpię - odparła tamta, kierując wzrok na Kred’a. - Ostrzegałam cię.
Inżynier przygryzł wargę i spuścił wzrok. Co mógł rzec? Wampirzyca miała rację. Nie przemyślał wszystkich przeszkód, zanim wziął się za działanie. Ale jak można było go winić? W końcu działał pod wpływem emocji.
- Będzie dobrze - powiedział w końcu, spoglądając na Tenaris. - Przede wszystkim Riv nigdy nie skrzywdziłaby swojej siostry. Nic mi nie będzie - spróbował się podnieść na duchu. - Tenaris - zaczął z nową pewnością siebie. - Skoro już wiesz, o co tu chodzi, chcę cię poprosić o wyświadczenie nam tej przysługi. Słyszałem, że jesteś Arcykapłanką Tahary, a więc posiadasz prawo udzielania święceń. W takim razie, czy sprawisz nam tę przyjemność i udzielisz nam ślubu? - zapytał z wyczekiwaniem w spojrzeniu.
- Są różne sposoby ukarania człowieka bez zabijania go. Oren wciąż będzie cię miała, a że braknie paru części... - Złośliwy uśmieszek ozdobił jej twarz. Spoważniała jednak, nim odpowiedziała na jego ostatnie pytanie. - Prosisz mnie, żebym naraziła się Riv i udzieliła wam ślubu? Czy zdajesz sobie sprawę z tego, kim jestem? Jeżeli użyję swej władzy, wyjdzie na jaw, że powróciłam.
Kred westchnął, ale nie wyglądał na zrezygnowanego.
- Nie znam dokładnie twojej przeszłości. Nie wiem, dlaczego skończyłaś jako więzień Kalante. I nie jest to teraz najważniejsze. Jesteś jedyną osobą, która może uszczęśliwić dwójkę istot, wiążąc ich życia ze sobą. Czy to nie jest punktem wyjścia twojej bogini? By pojawiła się śmierć, musi zaistnieć życie. Pozwól więc mi i Oren żyć w szczęściu. Pomóż nam, bo tak naprawdę niewiele liczy się w tej krainie. Niewiele oprócz miłości.
- Wciąż głupiec - prychnęła, jednak szybko uniosła dłonie w obronnym geście. - Nie wściekaj się na mnie - zwróciła się do Oren, jakby wyczuwając emocje, które od Duszy płynęły. - Tylko stwierdzam fakt. Nie zamierzam także się sprzeciwiać. Przeprowadzę rytuał. Proszę jednak, byś zadbała o to, by wieść o tym, kto tego dokonał, nie wyszła poza mury tej świątyni. Nie chcę zabijać służących tu ludzi, by utrzymać to w sekrecie, więc zostawię to tobie. Ta kraina nie potrzebuje dodatkowych powodów do życia w strachu.
- Postaram się -
oświadczyła Oren, skinąwszy jej głową.
- Trzeba będzie wszystko zorganizować… Rozmówię się z główną kapłanką. W razie czego pomogę jej zrozumieć powagę tego obrzędu - dodała, uśmiechając się i uwalniając kły. - Minęły wieki od ostatniej ceremonii którą prowadziłam. Tu chyba należą ci się podziękowania - zwróciła się do Kred’a.

Windath skinął Tenaris głową, widocznie rozluźniony.
Kolejny kamień z serca, pomyślał. Do ceremonii jeszcze trochę się ich uzbiera.
- Uwierz, że to my będziemy twoimi dłużnikami za tę przysługę, jaką dla nas wyświadczasz - odwzajemnił jej uśmiech, starając się nie zwracać uwagi na kły. - Czy jest jeszcze coś, co trzeba przygotować? Może w czymś pomóc. Właściwie wielu kwestii nie omówiliśmy. Nie spodziewam się hucznego wesela, jednak zaproszeni goście zasłużą sobie na poczęstunek. Czy w okolicy mogę zdobyć jakieś zapasy, które przysłużą się temu celowi?
- Zajmę się wszystkim - zapewniła Tenaris, porzucając niechęć, którą żywiła do Kred’a na rzecz przygotowań do uroczystości. - Zapasy świątyni powinny przetrwać taką próbę. W razie czego Riv może je wspomóc. Przydatny będzie jakiś znak… Za moich czasów wystarczyły proste pierścienie, nie jestem pewna, jak jest teraz, ale także powinny wystarczyć. Przydadzą się także świadkowie, ale tu problemu nie widzę. Bez wątpienia nie zaszkodzi coś lepszego do ubrania - krytycznym wzrokiem zmierzyła wygląd Kred’a. - Ty nie możesz marnować mocy, więc wystrojem zajmie się Ulria. - Zwróciła się do Duszy, a następnie, całkiem nie na miejscu dla odpowiedzialnej roli, jaką miała odegrać, klasnęła w dłonie i wybuchnęła śmiechem. - Już widzę te żądne mordu twarze…
Kred podrapał się po głowie, wyrażając swoje zakłopotanie.
- Wiedziałem, że o czymś zapomniałem. Nie mamy obrączek. I nie widziałem w okolicy żadnego złotnika - westchnął, spoglądając na Oren bezradnie. - Ulria potrafi tworzyć tak skomplikowaną materię? - zwrócił się do Arcykapłanki. - O świadków bym się nie martwił, wszak nasza drużyna jest dosyć liczna. Na pewno będą zaszokowani tą nowiną, ale wątpię, by odpuścili sobie udział w ceremonii. Powinnaś jednak pomówić z Ulrią, jej pomoc może okazać się nieoceniona. Chcę, by w dniu swojego ślubu moja żona nosiła na sobie najpiękniejszą suknię, jaka powstała w Rivoren - dodał, uśmiechając się do swojej wybranki.
- Przy takich wymaganiach powinieneś zgłosić się do Riv - zwróciła mu uwagę Tenaris, kręcąc głową. - Ani ja, ani Ulria cudów raczej nie potrafimy tworzyć. Ewentualnie mogę poprosić Twema, ale z tego co słyszałam, chcesz, by wszystko zostało w tajemnicy. Poinformowałam go już, że przy okazji kolacji odbędzie się uroczystość - dodała, obdarzając go zadziornym uśmiechem.
- Może masz rację… - powiedział nieco przygnębiony. - I tak rozmowa z Riv nas nie ominie. Może przy okazji uda się nam namówić ją do pomocy. W końcu to ślub jej siostry! - podniósł głos, jakby stwierdzając coś oczywistego. - Co do Wybrańców i pozostałych plan zostaje bez zmian. Poinformuję ich o ceremonii podczas kolacji. Wtedy też zapytamy się, kto zechce zostać naszymi świadkami i drużbą.
- Niewiele wiesz o ludziach - prychnęła Tenaris. - Zostaw to. Pomówię z towarzyszkami i Sitarem. One i tak już wiedzą, że coś się szykuje. Tego nie da się nie poczuć. Bez wątpienia zaraz się tu zjawią, by sprawdzić, co się dzieje. Proponuję ci nie ogłaszać niczego i po prostu to zrobić, bez pytania o czyjąkolwiek zgodę, obecność czy opinię. Skoro już się zdecydowałeś, to działaj zdecydowanie do końca. To wahanie doprowadza mnie do szału.
- Tu nie o wahanie chodzi - powiedział, wskazując Tenaris palcem. - Nikt mnie nie powstrzyma przed zawarciem tego małżeństwa. Chodzi o to, że szanuję zdanie innych i nie chcę nikogo ciągnąć na siłę na naszą uroczystość. Na dobrą sprawę nie potrzebuję nikogo z nich. Ale to byłoby niewłaściwe. Wszyscy należymy do jednej drużyny i jesteśmy towarzyszami w trudach i znojach. To moi przyjaciele, choć pewnie nikt w to nie uwierzy. Dlatego nie chcę ich naciskać. Wierzę, że kiedy staniemy przed ołtarzem, Oren przysłoni mi cały świat. I to się dla mnie liczy - powiedział, po czym zrobił kilka kroków po pokoju. - Co zaś się tyczy Sitara i reszty czarodziejek... - zaczął, zaplatając ręce za plecami. - Słuszna uwaga. Powinniśmy skorzystać z twojej rady. Właściwie jak o tym myślę, to dobrze by było, gdyby chociaż część osób była gotowa na to, co się zbliża. Z nimi także powinniśmy pomówić.
- Nikt nie zostanie zmuszony, a zaproszony. To różnica. Nymph i Ulria załatwią, by wyglądało to odpowiednio. Z Khaidar porozmawiam sama. Zostają zatem sprawy czysto organizacyjne - Tenaris skupiła się tym razem na Oren. - Jeżeli uważasz, że możesz marnować moc. Lepiej jednak, gdy skorzystasz z tej, która jest w posiadaniu kogoś innego. To bezsensowny pomysł. Zupełnie jakby nie mógł tego załatwić za pomocą Riv. O ile ta go nie zabije. - Najwyraźniej Kred’owi umknęła część owej konwersacji, która musiała się odbyć niedostępną mu drogą. - Marnowanie mocy… - dodała Tenaris, podchodząc do narzeczonej Kred’a.
Innowator spojrzał na dwójkę kobiet wymownie.
- Czy ja o czymś nie wiem? O jakim marnowaniu mocy jest mowa? W żadnym z planów nie uwzględnialiśmy mocy Oren do pomocy w przygotowaniach. I faktycznie z tego właśnie powodu, że nie chcę, by poświęcała ją niepotrzebnie. Będzie ją potrzebować później. - Kred założył ręce na piersi i gestem twarzy spróbował ponaglić je do mówienia.
- Ona potrafi decydować za siebie - prychnęła w odpowiedzi Tenaris, po czym dodała. - On ma rację.
- Nie sprzeciwiaj się - była to jednocześnie prośba, jak i nakaz, który wydała wampirzycy Oren. Tenaris skrzywiła się na to, jednak nie protestowała, tylko podała Duszy dłoń.
Trwało to tylko chwilę. Krótki podmuch wiatru, słodki, odurzający zapach, który niemalże eksplodował w komnacie. Wszystko przeminęło równie szybko, jak się pojawiło.
- Zajmę się przygotowaniami - mruknęła Tenaris, nie kryjąc się ani z szkarłatem spojrzenia, ani też z w pełni wysuniętymi kłami. - Pora też coś zjeść - dodała, zmierzając w stronę drzwi.
Kred odprowadził wampirzycę spojrzeniem, nadal stojąc w wyraźniej konsternacji.
- Dziękuję - powiedział, kiedy ta była już przy wyjściu. Nie miał pojęcia, co właśnie zrobiła dla Oren. Mimo to Tenaris należały się podziękowania za to, że zgodziła się im pomóc.
- Nie robię tego dla ciebie, więc nie dziękuj - odparła, o dziwo wyglądając przy tym na zmęczoną. - Nymph się zbliża - ostrzegła jeszcze, nim zniknęła za drzwiami.

Mężczyzna tylko skinął jej głową. Zaraz jednak wzdrygnął się na wieść o nadchodzącej Nymph. Właściwie nigdy nie miał okazji jej lepiej poznać, ograniczając się tylko do pierwszego wrażenia, które na nim wywarła. I bynajmniej nie było one pozytywne. Jak kapłan, człowiek można rzec pełen cnót mógł ją znieść?, pomyślał Kred. Z tego, co inżynier zdołał się dowiedzieć, to było to tylko kolejne wcielenie czarodziejki. Kred nie chciał wiedzieć, z czym się wiązał proces pozyskiwania nowego ciała.
- Nie wygląda to tak źle, prawda skarbie? - zwrócił się do Oren obdarzając ją uśmiechem. - Z pomocą tych uczynnych ludzi i nie tylko, wyprawienie ślubu, a następnie odpowiedniej uczty nie wydaje się takie trudne. - Przez chwilę wtopił w nią spojrzenie, szukając zmian, jakie mogły w niej zajść po spotkaniu z Tenaris. Na końcu coś się wydarzyło i Kred nie miał pojęcia co.
Obserwacje na nic się jednak nie zdawały, wciąż wyglądała jak przedtem, chociaż teraz ściskała swoją prawą rękę. Tym razem na kryształowej dłoni nie miała założonej rękawiczki, w której zwykła chować swoją skazę.
- To nie wyprawienie uczty, czy zorganizowanie ślubu jest trudne w tym przypadku. Lepiej będzie, jeżeli pójdę z tobą. Nie powinieneś stawać przed Riv sam, to zbyt ryzykowane - podeszła bliżej i ostrożnie złożyła lewą dłoń na jego piersi. - Mamy dobrych towarzyszy. Obawiam się jednak reakcji wybranych.
- Wiem. Oni też woleliby, bym trzymał się od ciebie jak najdalej. A teraz jak na złość chcę się do ciebie zbliżyć tak blisko, jak tylko dwie istoty mogą być ze sobą. Ale nie musisz się niczym martwić, oni zresztą też. Nasz związek nie wpłynie na misję. Podążamy starym planem, tak? Zapieczętujesz Filary, niszcząc te ciało, a następnie Riv stworzy dla ciebie nowe. Świat będzie bezpieczny, a my będziemy mogli się w spokoju cieszyć naszym małżeństwem. Czy nie brzmi to dobrze? - zapytał, głaszcząc ją czule po ramieniu i uśmiechając się do niej radośnie.
- Tak zostało ustalone - zgodziła się. - Z pewnością nie będę mogła zostać w tym ciele. Wciąż także pozostają drobne kwestie do ustalenia, jednak tym możemy zająć się później. Czy jednak mogę liczyć na to, że zmieniłeś zdanie w sprawie ostatniego Filaru? Wolałabym by to twoja ręka zniszczyła pieczęci.
Kred spojrzał w jej świecące, dwa czerwone punkty zamiast oczu.
- Tak, zrobię to - powiedział po chwili wahania. Wciąż pamiętał, co zrobił w Ogrodach Tahary i całe to wydarzenie nadal wywoływało w nim dreszcze. - Nie pozwolę, by zrobił to ktoś inny. Nasze życia są teraz związane więzią silniejszą, niż ta, która splata Wybrańca z Towarzyszem.
- Dziękuję - odparła, przytulając się. - To wiele dla mnie znaczy.

- Byłoby łatwiej, gdyby znaczyło mniej, o czymkolwiek właśnie rozmawialiście - wtrącił się kpiący głos, mogący należeć tylko do towarzyszki kapłana. - A teraz może ktoś mi wytłumaczy, co tu się dzieje?
Windath oparł się jedną ręką o fotel i spojrzał na Nymph. Zmieniła się po drugiej pieczęci, o ile zmianą można nazwać to, że urosła i to drastycznie. Z małej opryskliwej dziewczynki przeobraziła się w dorosłą, choć równie opryskliwą kobietę. Zjawiska, jakie niesie za sobą magia nadal zaskakiwała prostego inżyniera. A ludzie przez większość jego życia patrzyli na niego pogardliwie, sądząc, że maszyny, które konstruował, były wytworem jakiś piekielnych technik.
- Powinienem przygotować sobie jakąś formułkę. Byłoby mi łatwiej wdrażać kolejne osoby w nasz plan - westchnął, uśmiechając się słabo. - Cieszę się, że przyszłaś. Musisz się o czymś dowiedzieć. Ja i Oren bierzemy ślub.
Nymph przystanęła w połowie drogi między drzwiami, a Oren, do której skierowała swe kroki.
- To jakiś żart? Bo jak tak, to wcale nie jest śmieszny - prychnęła. - Głupich zagrywek ci się zachciewa. Mam się go pozbyć? - Zwróciła się do Oren, która szybkim, przeczącym ruchem głowy odpowiedziała na jej pytanie.
- On nie żartuje Nymph - dodała Dusza, siląc się na lekki uśmiech, który jednak szybko zgasł. Widocznie uznała, iż ten grymas nie powinien zbyt długo gościć na jej “twarzy”.
- Wspaniale! Oboje postradaliście zmysły. Wszystko bez wątpienia twoją jest zasługą. - Gniewny grymas nie schodził z oblicz Nymph, gdy zwracała się do Kred’a.
Innowator machnął ręką, jakby próbując uciąć dyskusję.
- Dość. Nie przyszłaś tu po to, byśmy musieli wysłuchiwać twojej opinii na nasz temat. Spotkanie z tobą było w naszych planach. I skoro już tu jesteś, to chcemy cię prosić o twoją pomoc w przygotowaniach. Moja narzeczona potrzebuje druhen. Zmierzając więc do sedna - sprawisz jej tą przyjemność i pomożesz nam? - Kreda wyraźnie męczyło proszenie kolejnych istot o pomoc. Nigdy nie był zależny od tylu ludzi w żadnym przedsięwzięciu, jakie przygotowywał. Jednak pragnienie przyszykowania odpowiedniej ceremonii było większe od jego niechęci.
- Sztylet w serce byłby najlepszą pomocą w tej kwestii i zdecydowanie mniej bolesną. Rozumiem, że skoro jeszcze żyjesz, to Riv wciąż o niczym nie wie?
- O czym nie wie? - Kolejna osoba, po raz kolejny bez pukania, zjawiła się w pokoju. Kred z ulgą mógł powitać fakt, iż nie była nią ta, o której właśnie wspomniano. Ulria, ona to bowiem weszła i ostrożnie zamknęła za sobą drzwi, była zdecydowanie mniejszym złem w tej chwili.
- Ten idiota namówił Oren na ślub - uprzejmie poinformowała Nymph.
- Wspaniale… Jakbym nie miała dość bólu na jeden dzień… Po co, na wszystkie pomioty Wyklętego, próbujesz nas wszystkich pozabijać? Zgadałeś się z Darkarem czy zwyczajnie masz problem z głową?
Kred westchnął i pokręcił głową.
- Powinienem był posłać po was wszystkie, by jednocześnie ogłosić wam tę nowinę - powiedział zrezygnowany, drapiąc się po brodzie. Spojrzał na Oren, po czym wrócił do jej boku. - Ulrio, proszę, nie musimy tworzyć niepotrzebnych problemów. Dlatego odpowiedz na proste pytanie. Czy sprawisz nam tę przyjemność i zostaniesz druhną mojej narzeczonej? Młoda para, przed którą stoicie, potrzebuje waszej pomocy. Wiem, że łatwiej jest ratować czyjeś życie w walce, jednak nasza potrzeba jest ponad nasze życia.
- Tu bym się kłóciła, ale nie mam na to siły - stwierdziła towarzyszka Litwora. - Nymph?
- A jaki mam wybór? -
prychnęła zapytana.
- Dokładnie taki jak ja… No dobrze… Macie cokolwiek przygotowane, czy też wszystko chcecie zrzucić na nasze głowy?

- Tenaris… - “Arcykapłanka” chciał dopowiedzieć, jednak w porę się powstrzymał. Nie był pewien, czy kobiety wiedzą o przeszłości wampirzycy i nie chciał jej jeszcze zdradzać. - Zgodziła się pomóc w przygotowaniu samej ceremonii. Porozmawia z kapłankami Tahary. Planujemy wyprawić po ceremonii ucztę, ale to nie powinno być problemem, jeśli mieszkanki świątyni zgodzą się nam pomóc. Cóż… byłyście przewidziane jako drużba Oren. Ja sam będę potrzebował świadka i myśleliśmy nad Sitarem. Poza tym czeka nas rozmowa z Riv. Potrzebujemy jej pomocy z odzieżą ślubną i obrączkami. Zresztą, jako siostra Oren powinna być obecna na jej ślubie. Mamy nadzieję, że uda się ją przekonać. - Kred zamyślił się na moment, upewniając, czy o niczym nie zapomniał. - Wybrańcy mają jeszcze nie wiedzieć. Zostaną zaproszeni na wieczerzy. Wiem, że to ryzykowne, zakładając, że mogą zareagować w różny sposób, ale liczę na to, iż nie zrobią niczego głupiego. Wszak to moja działka... - dodał po chwili z chytrym uśmieszkiem.
- Z tym akurat zgadzam się w pełni - oświadczyła Nymph.
- Skoro Tenaris zajmie się najgorszymi przygotowaniami, to powinnam jej poszukać. Ty przypilnuj Oren - Ulria wskazała na Nymph, jednocześnie całkowicie ignorując obecność wspomnianej istoty. - Ty zaś rusz się i załatw sprawę z Riv zanim przygotowania dojdą do momentu, w którym odwołanie ślubu będzie stratą poświęconego na nie czasu. - Tym razem zwróciła się do Kred’a z jasnym przekazem w swych słowach.
- Obrączki już mamy - wtrąciła się cichym głosem Oren, zupełnie jakby cała sytuacja zaczęła ją przytłaczać.
Kred wzdrygnął się na myśl konfrontacji z Riv. Jeśli będzie musiał, pójdzie sam, choć nadal obawiał się o własne życie.
- Mamy? - inżynier spojrzał na swoją ukochaną pytającym wzrokiem.
Oren skinęła głową.
- Mamy - potwierdziła wyciągając kryształową rękę i otwierając dotąd zaciśniętą dłoń.
- No tak, więc to stąd te pozostałości magii - stwierdziła Nymph. - Silna, cudownie pachnąca moc wampirza. Tenaris?
- Zazdrosna? -
Nieco złośliwie zapytała Ulria, przyglądając się dłoni Oren, na której spoczywały dwa lekko lśniące przedmioty.



To, że przy okazji na podłogę skapnęło kilka kropel krwi, zdawało się nikogo nie interesować.
Innowator przytrzymał delikatnie jej dłoń, przyglądając się z zaciekawieniem pierścieniom.
- Są cudowne - powiedział z nieukrywanym podziwem. - A więc o to chodziło z Tenaris. Podzieliła się z tobą częścią swojej mocy. Będę jej musiał raz jeszcze podziękować. I ty je sama stworzyłaś? - spytał w końcu, spoglądając na Oren.
- Tylko pokierowałam jej mocą - wyjaśniła skromnie.
- I chwała za to. Jeszcze tego by brakowało, by nam panna młoda niedomagał w dniu ślubu - prychnęła Nymph, jak to miała w zwyczaju, wyłapując tą mniej przyjemną stronę zaistniałej sytuacji. - Szkoda tylko, że to przeklęta moc.
- Możesz się zamknąć? -
Ulria wyraźnie cierpliwość traciła w zdecydowanie szybszym tempie niż zwykle.
- Mogę się nad tym zastanowić - odwarknęła Nymph. - Nie moja wina, że Litwor to też idiota.
- Daruj… No dobrze… Idziemy, panie młody, czas spotkać się ze śmiercią po raz kolejny -
Ulria z niezbyt wesołą miną wskazała Kred’owi drzwi.
- Racja - westchnął, przenosząc wzrok na Ulrię. - Zaraz wrócę, najdroższa - powiedział, składając pocałunek na lewej dłoni Oren. - A ty, druhno, miej oko na moją narzeczoną - tym razem zwrócił się do Nymph. - Poza tym też powinnyście zastanowić się nad własnymi sukniami. Nie chcę, by druhny mojej panny młodej przyprawiły ją o wstyd - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem, kierując się już w stronę drzwi.
- Może się okazać, że suknie nie będą potrzebne. Po co marnować moc - wytknęła mu Nymph.
- Zignoruj - poradziła uprzejmie Ulria, wychodząc jako pierwsza. - Chociaż trochę racji ma - dodała, gdy drzwi się za nimi zamknęły.


***

- Wiem, że nie podoba ci się to, co robimy. Właściwie nie mamy nikogo po naszej stronie. Wszyscy są przeciwko nam. Mimo to dziękuję, że nam pomagasz - powiedział Kred, kiedy znaleźli się już na zewnątrz. - Będziesz mi towarzyszyć podczas rozmowy z Riv?
- Z tego co zrozumiałam, zyskaliście dość potężnych sojuszników, nie wiem dlaczego narzekasz - odpowiedziała mu Ulria, ruszając korytarzem. - Towarzyszyć w tym spotkaniu jednak nie będę. Potrzebuję znaleźć Tenaris i skorzystać z jej mocy, by pozbyć się pozostałości owych prób. Powinnam także znaleźć Sitara i zająć się sprawami, które Tenaris z pewnością na mnie zrzuci.
- Rozumiem. W takim razie zajmę się tym osobiście. Wiesz może, gdzie ją znajdę? - spytał, nie dając po sobie poznać zdenerwowania wywołanego wizją spotkania w cztery oczy z siostrą Oren.
- Gdybym nie wiedziała to, by cię do niej nie prowadziła. Może jej trochę przeszło po tym, jak wyżyła się na Litworze. Mała szansa, ale zawsze jakaś. - Podjęła próby dodania mu otuchy, do których jednak zdawała się nie przykładać zbytniej uwagi.
- Poradzę sobie z nią - powiedział, siląc się na pewność siebie. - Nie mam wyjścia… - dodał po chwili.
Nie wydawał się, by miał ochotę ciągnąć tę rozmowę dłużej.
Ulria zaś nie zmuszała go do dalszych wynurzeń. Prowadziła pewnie, gubiąc się ledwie kilka razy, co samo w sobie było dużym osiągnięciem w labiryncie świątyni. Gdy dotarła do wolnej przestrzeni, z fontanną na środku, na której murku siedziała Riv, skinęła mu jedynie głową i ruszyła dalej bez słowa.

Innowator przystanął i odczekał, aż Ulria zniknie z jego pola widzenia. Poczuł, jak puls mu przyśpiesza. Poprawił płaszcz i przeczesał włosy palcami, jednocześnie przypominając sobie, że zostawił cylinder w swoim pokoju. Jeśli dobrze kojarzył, to rzucił nim kilkakrotnie o ścianę. Teraz jednak czuł się nieswojo bez niego.
Ostatni głęboki oddech i w końcu ruszył w stronę mocy krainy.
- Riv - powiedział, zatrzymując się kilka kroków przed nią i pochylając głowę na przywitanie.
Odpowiedział mu trzask pękającego kamienia, gdy dłonie Riv zacisnęły się na otaczającym fontannę murku.
- Masz tupet, albo życie ci się znudziło.
Początkowy lęk inżyniera szybko przerodził się w frustrację, widząc jej reakcję.
- I kto to mówi. Mieszkańcy Septor nawiedzili cię już w snach? Jeśli nie, to muszę cię ostrzec - nie są zbyt weseli. Uwierz, bo ja się z nimi spotkałem osobiście - powiedział hardo, nie spuszczając swojego spojrzenia z jej oczu.
- Co mnie obchodzą istnienia tak łatwe do odtworzenia? Pomyśl lepiej, co by się stało z Oren, gdyby ta strzała okazała się celniejszą. Czego chcesz… Moja cierpliwość do ciebie wyczerpała się już jakiś czas temu, więc lepiej by było to coś ważnego - oznajmiła wstając.
Kred prychnął i potrząsnął głową z pogardą.
- Racja, już zapomniałem, że ludzkie życia nie mają dla ciebie żadnej wartości. I wiesz co? Właściwie za to cię lubię. Przynajmniej jesteś szczera i się z tym nie ukrywasz - powiedział spokojnie. - Prawdopodobnie pragnę twojego unicestwienia na równi z twoją żądzą pozbawienia mnie życia. Ale fakt, jest pewna bardzo ważna sprawa, dla której odkładam moje prywatne niechęci na bok. Twoja siostra bierze ślub - powiedział i odczekał chwilę, pozwalając, by jego słowa rozbrzmiały na dziedzińcu. - Wychodzi za mąż. Za mnie.
- Czy przez ślub rozumiesz związanie? - zapytała, o dziwo bardzo spokojnym głosem.
- Tak, przez ślub rozumiem to, że będziemy stać ramię w ramię jako mąż i żona, na dobre i na złe do końca życia - odpowiedział, stwierdzając coś oczywistego.
- Rozumiem. - Jej głos wciąż był spokojny, aczkolwiek kamienie otaczające fontannę zaczynały się kruszyć i zamieniać w piach, który z kolei zamieniał się w pył. - Czy rozumiesz, co tak właściwie się z tym wiąże, człowieku?
Innowator postąpił krok w tył, ale nie rzucił się do ucieczki. Spojrzał spokojnie na pokaz mocy, a następnie przeniósł wzrok z powrotem na Riv.
- Z poświęceniem? - odpowiedział pytaniem.
Woda w fontannie zaczęła wrzeć i parować.
- Tak, z poświęceniem. Chcesz się związać z Duszą tej krainy. Jak myślisz, kim będziesz musiał się stać, by w pełni spełnić wymagania, które z tym się wiążą?
- Dlaczego musiałbym się kimś stawać? Czy oddając jej moje życie, moją miłość nie spełniam wszystkich warunków, jakie liczą się w związku? - ponownie zapytał, wyraźnie zbity z tropu. Przygotowywał się na wrzaski, może nawet walkę. Nie na dyskusję.
Do kamieni i wody dołączyły krzewy, które zaczęły obumierać, schnąć, zamieniać się w pył i znikać.
- Wiążesz się z z istotą, która stoi ponad tobą czy tym światem. Ludzkie wartości niewielkie mają tu znaczenie. Czy jesteś gotowy, by poświęcić wszystko i w pełni stanąć u jej boku, czy mówisz o tym krótkotrwałym uczuciu, którym ludzie zwykle tłumaczą swe związki? Jeżeli tak to lepiej dla wszystkich będzie, gdy zginiesz teraz.

Kred milczał, analizując jej słowa. Nie był do końca pewien, czy rozumie, co Riv miała na myśli. “W pełni stanąć u jej boku, zamiast krótkiego uczucia?”, rozmyślał. Czy ona mówi o jakimś życiu pozagrobowym?
Uczucie, które ostatnio zawładnęło jego osobą nie dopuszczało zbyt często logicznego myślenia. Właściwie, gdy teraz przyszło mu to do głowy, uświadomił sobie, że nigdy nie przemyślał, jak miałoby wyglądać ich wspólne życie.
Kred był człowiekiem. To prawda, Oren również miała przybrać takie ciało, kiedy skończą z Filarami, jednak wciąż pozostanie Duszą. Istotą magiczną. Miałaby przez resztę jego życia patrzeć, jak się starzeje? Jak z biegiem lat zaczyna niedomagać? I po co to? By ostatecznie stanąć na jego pogrzebie, sama będąc wiecznie młodą, wiecznie tak samo potężną?
Myśli te zasiały w nim ziarno zwątpienia. Oczywiście, te kilkadziesiąt lat, które spędziłby z Oren, byłyby dla niego najpiękniejszym i najwspanialszym okresem jego życia. Ale czy potrafiłby ją na końcu zostawić samą? Jego dusza wróciłaby do Ogrodów Tahary, a stamtąd - jeśli wierzyć podaniom Ogrodnika - po jakimś czasie odrodziłaby się w nowym ciele. Jednak nie pamiętałby już Oren.
Na zawsze ją utracę, pomyślał przerażony.
A czy istniało inne wyjście?
- Co masz na myśli mówiąc, że w pełni stanąłbym u jej boku? Czy to znaczy, że po mojej śmierci moja dusza się nie odrodzi i na zawsze zostanie z Oren?
Do ogólnego zniszczenie dołączyły arkady, otaczające wolną przestrzeń, powoli odcinając Kred’owi drogę ucieczki.
[i]- Mam na myśli to, że z chwilą zakończenia farsy z Filarami, dołączysz w poczet tych, których nienawidzisz i jako jeden z nich uzyskasz nieśmiertelność.
“Jeden z nich” - rozbrzmiało w jego głowie. Miałbym zostać jednym z Odwiecznych?, pomyślał zaskoczony.
Kolejne kroki w tył, choć nadal pozostawał w zasięgu Riv. Spojrzał na nią zdezorientowany. Dlaczego niszczyła ten plac? Tego nie wiedział, jednak na pewno było to efektowniejsze od jego demolowania pokoju.
Czy oni potrafią to zrobić? - myślał dalej. Ale skąd wezmę swoją moc? Nie sądzę, by któryś z Odwiecznych chciałby się podzielić swoją własną. Ale cóż, skoro Riv o tym mówi, musi to być wykonalne.
“Nienawidzisz ich” - kolejny głos w jego myślach, jak odległe echo z przeszłości. Stać się jednym z nich. Jednym z nich.
- Ja… - zaczął, zatrzymując się na krawędzi dziedzińca. Spuścił głowę. - Nie wiem, co o tym myśleć… To za dużo, jak na ludzki umysł…
Kolejna chwila milczenia. Inżynier zdawał się nie zwracać uwagi na to, że jego otoczenie dosłownie znika i być może wkrótce i jemu stanie się krzywda.

“Na zawsze razem”.
“Na dobre i na złe”.

- Tak - powiedział z nową determinacją w głosie. - Nie zostawię Oren. Już nigdy tego nie zrobię. Moje serce należy do niej. I nie chodzi mi tylko o fizyczny organ. Ona jest dla mnie wszystkim i zrobię wszystko, by z nią zostać.
- Wiem - odparła, a zniszczenie wokół niego rozpoczęło proces odwrotny. - Naprawdę sądziłeś, że coś takiego mogło przemknąć niezauważone? Oren nigdy nie jest sama. Dziwi mnie tylko z jaką łatwością zyskaliście poparcie pozostałych…
Windath odetchnął głęboko, ale nie podszedł z powrotem do fontanny. Spojrzał jednak na Riv wyczerpany, jakby podjęcie tej decyzji kosztowało go wiele sił.
- Cokolwiek ma się wydarzyć, nie chcę teraz o tym rozmawiać. Nie potrafię się na tym skupić. Dziś jest mój ślub i myślę tylko o mojej narzeczonej. A co się z tym wiąże, potrzebujemy twojego wsparcia. Wiem, że Oren chce, byś na nim była. Dlatego i ja na ciebie liczę, chociaż dziwnie jest mi o tym mówić.
- Raczej ciężko wam będzie wykluczyć mnie. Jestem wszędzie - oświadczyła, przymykając oczy na chwilę. - Wasze stroje już czekają. Podobnie z szatami dla towarzyszek i dla Arcykapłanki. Idź już. Im mniej mam z tobą kontaktu tym lepiej.
Inżynier pokiwał głową, wciąż do końca nie uświadamiając sobie, co tu właściwie zaszło.
- Dziękuję - powiedział cicho i zawrócił na pięcie. Włożywszy ręce do kieszeni ruszył korytarzem, błąkając się. Nie przeszkadzało mu to. Potrzebował czasu, by móc w spokoju pomyśleć.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline