Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2016, 22:05   #18
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Trakt do Luskan
10 Mirtul Roku Orczej Wiosny
Południe


Zdarzenie od strony Franki nie wyglądało najlepiej od samego początku. Co prawda kapłanka lepiej radziła sobie w bezpośrednim starciu niż na odległość, lecz... Moc uderzenia rosłego chłopa była czymś zupełnie innym niż para w ramionach niewielkiego kobolda. Niemal cała siła z drwa przeszła na ramię trzymające tarcze, ramie, które prawie od razu zdrętwiało i prawie opadło z sił. Lathandrytka z mrożącym zdumieniem chwyciła tarczę oburącz chroniąc się przed natarciem jak tylko mogła. Mimochodem utrzymywała pozycję, która pozwoliła Aurorze zając się gaszeniem ognia wilgotnymi kocami. Spod podniesionej tarczy Franka widziała zbira, który zamiast z rozpędu łupnąć w jej tarcze, wyłożył się jak długi plątając jeszcze pod nogami rozerwane resztki liściasto-korzennych pnączy. Jego ambicje nie załamały się po upadku, zdołał odturlać się od zamachu wymierzonego przez jednego z nadbiegających ochroniarzy. Ilość obecnych w około ludzi była zbyt liczna, by przejęta kapłanka mogła za wszystkim nadążać. Wszyscy byli zawiązani w walce, nawet Bibi, smagająca w powietrzu batem, który wystarczająco trzymał adwersarzy na odpowiednią odległość. Głośny szczęk drewna i metalu, charkot koni nie zwiastował niczego dobrego. Zaprzęg za sprawą ambitniejszego zbira szarpnął do przodu zrzucając jednego z ochroniarzy i wywracając się po paru metrach z obecną na wozie Aurorą. Ambitny umiał dopiąć swego i zainteresował się powożącą, która musiała być chroniona przez dwie sprzyjające najbliższe osoby. Przewaga liczebna dopiero po dłuższej wymianie bitewnych argumentów ostatecznie powstrzymała, choć z ranami dla karawaniarzy, niestety poważniejszymi dla Bibi. Pnącza powoli były rozrywane a kolejne bandziory dołączały do ofensywy, wymachując w powietrzu pałkami i ostrzami, nie rzadko łupiąc i pryskając wiórami z drwa trzymanego przez kapłankę. Dawało to co prawda nieco czasu dla reszty ochroniarzy, by tłucząc po łbach, powoli przebijali się przez oprychów. Ostatnie ich sztuki odznaczały się zawziętością, którą nadciągająca Sinara miała w planach powstrzymać. Niehonorowe rozwiązanie opłaciło się, trafiony w plecy bandyta wykrzywiony padł na ziemię nie zdoławszy sięgnąć tarczy Franki.

Tymczasem gdy Shavri biegł zauważył nie tylko kotłowaninę przy France i Sinarze, ale jakieś zamierzanie pod lasem. Dochodziły stamtąd krzyki. I jeśli chłopak dobrze widział - zbiry ciągnęły niektórych podróżnych między drzewa. Traffo szybko przemyślał sprawę. Franka z Sinarą obie były tuż, a tam widział już interweniującą masywną, niską postać Khergala i Marva, który też się nie lenił. Ale nawet gdyby ich tam nie było, Sinara z Franką nie raz nie dwa ocaliły mu skórę, a teraz potrzebowały pomocy. Z tym nie było dyskusji. Shavri wrócił spojrzeniem do dziewczyn i uniósł ostrza do ciosu, ale w tym momencie za swoją nieuwagę i myślenie o czternastu rzeczach na raz, słono zapłacił. Zamiast widowiskowego ciosu w plecy, Shavri potknął się o czyjeś zwłoki i runął na zryte i zakrwawione błoto. Upadając, wypuścił oba miecze z rąk, żeby móc się asekurować. Dzięki temu, choć wyłożył się jak długi, to ani nie przygniótł swoim ciężarem Bijak, schowanej pod kartanem nad jego prawą piersią, ani nie wbił sobie głębiej resztki strzały. “Wybawiciel od siedmiu boleści”, pomyślał gorzko. Całość sytuacji byłaby komiczna gdyby nie dramatyzm dookoła, ale pomimo niego sapiący ciężko Shavri parsknął nerwowym, urywanym śmiechem, gdy sięgał po swoje ostrza i prostując się pokręcił głową z dezaprobatą nad własną niezgrabnością i zadufaniem w sobie. To obiecał Evanowi? Doprawdy?

Kolejne ruchy pod tarczą zwróciły uwagę kapłanki na wystarczającą chwilę, by widok ilości leżących ciał ją zmroził. Franka nieopatrznie opuściła swoją tarczę i niemal natychmiast została porażona. Uderzenie w ramię, było na tyle silne, by przesunąć całą rękę i sięgnąć boku nawet delikatnie nachodząc na plecy. Obawy kuszniczki sprawdziły się a los kapłanki najwidoczniej był przesądzony, nawet brudne zagrywki nie zdołały jej uchronić a niepowodzenie Shavriego mniej przypominało błąd po jego stronie. Po prostu musiał zostać powstrzymany by nie przybyć na czas. Franka pisnęła z wrażenia kuląc się z bólu i upadając po chwili. Lathander jednak nie dopuścił, by jego kapłanki zepchniętej na kolana spotkała większa krzywda. Bandziory zarządziły odwrót a stojący przy dziewczynie osobnicy zreflektowali się wyceniając ucieczkę jako bardziej atrakcyjne z rozwiązań.

Gdy Shavri się podnosił, zobaczył, że panie poradziły sobie bez odsieczy, a jego właśnie mijał zraniony przez Sinarę ostatni z napastników.
- Dokąd to!? - wysapał zziajany Traffo i rzucił się za nim w pogoń z uwalonymi błotem ostrzami. Nie sztuką było ubić zwróconego do ciebie plecami rannego.
Traffo wyciągając z jego martwego ciała ostrze rozejrzał się dookoła. Ze zdziwieniem skonstatował, że bitwa zdaje się dobiegła końca. Przed nimi w spętaniu szarpał się jeden, chyba ranny bandyta. Marv z Khergalem capnęli drugiego przed ścianą lasu. Będzie kogo przesłuchiwać, bo pozostałe niedobitki zniknęły już w gąszczu, a z nimi niestety ci, których tam ze sobą zaciągnęli. Shavri splunął ze złością i ruszył przypieprzyć temu w zaroślach płazem miecza, żeby można było porównać zeznania tego pierwszego. Dopiero teraz naprawdę poczuł ból. Obiecał sobie, że zaraz, jak tylko zwiąże tego drania, pomoże udzielać pomocy rannym. Trzeba też będzie potem uspokoić i zebrać konie i zająć się ewentualnymi zmarłymi. Shavriemu brakowało paru osób na widoku, ale może były ranne albo… uprowadzono je. Na te myśl Traffo zasępił się i pomyślał, że jednak zdzieli draba płazem szczerze i od serca.

Ranni byli, "ewentualni" martwi również byli. Kapłanka z miejsca w którym była widziała niemal wszystkich. Była wstrząśnięta całością a przede wszystkim łupiącym bólem. Z wrażenia usiadła na ziemi. Musiała dać sobie chwilę, by doszedł do niej koniec walki... i cała masa martwych ciał... i cała masa rannych! Franka ocknęła się i mimo rwącego bólu wstała, by odszukać tych, którzy jej potrzebowali.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 16-01-2016 o 03:10.
Proxy jest offline