Konto usunięte | Luskan, czyli Miasto Żagli, a także szabrowników, piratów i rzezimieszków… O tym miejscu Khergal słyszał już niejeden raz podczas częstych uczt w klanowej willi w Kaledon, do której zjeżdżali się ze wszystkich czterech stron świata członkowie jego licznej rodziny. Wciąż pamiętał opowieści o wielkim porcie pełnym wysokich masztów, będącym zarazem otwartą bramą do całego regionu Wybrzeża Mieczy, który wręcz obfitował w rozmaite skarby i tajemnice będące spuścizną po niejednej cywilizacji, powstałej tam na przestrzeni wielu tysiącleci. Dla wielu awanturników z północy, Luskan było wrotami do sławy i bogactwa, a także początkiem końca niejednego z nich...
Krasnolud westchnął na samą myśl o dotarciu do Miasta Żagli. Takiej okazji nie mógł przepuścić i w duchu podziękował Moradinowi za wskazanie mu właściwej ścieżki. Teraz jednak miał znacznie pilniejsze sprawy na głowie niż rozmyślanie o czekającej go przyszłości. Gościniec, którym zmierzali w stronę Luskan nie nadawał się za bardzo pod drewniane koła wozów, które notorycznie grzęzły w piachu i błocie, znacząco spowalniając pochód i niejednokrotnie zmuszając ekipę najemników do zbędnego wysiłku. Na całe szczęście, żadne z nich nie uległo uszkodzeniu, czego kapłan obawiał się odkąd tylko krajobraz pól zastąpił gęsto porośnięty las. Nie chciał utknąć w tym miejscu, tym bardziej, że zagajnik wydawał się być dziwnie cichy; tak jakby ktoś przez cały ten czas uważnie się im przyglądał.
Khergal szedł prawie, że na samym końcu, trzymając się bliżej prawej flanki, skąd miał lepszy widok na jadące z przodu wozy. Co rusz palił zielsko, które zakupił w Esper dla własnej satysfakcji i od czasu do czasu wymieniał kilka zdań z Marvem. Chłopak ten wydawał się być całkiem w porządku; jego dłoń pewnie spoczywała na orężu, a mimo dość niedojrzałego wyglądu, sprawiał wrażenie konsekwentnego i przede wszystkim odpowiedzialnego. Krasnolud postarał się zapamiętać na przyszłość swoje obserwacje na wypadek, gdyby kiedyś potrzebował w walce czyjejś pomocy, a chłopak, choć jeszcze był młody, wyglądał na zaprawionego w bojach wojownika.
- Choćta do wujka Khergala i skosztujcie wykutej przez krasnoludy stali, psubraty! - Ryknął w stronę zbliżających się banitów, po czym uniósł wysoko tarczę i w tym samym momencie przyjął na nią kilka bełtów.
- Ha! Na tyle tylko was stać, skundlałe sukinsyny? - Krasnolud jednym silnym cięciem topora ściął wystające pociski, po czym uderzył zewnętrzną stroną ostrza o tarczę kilka razy, wydając przy tym donośne, głuche brzdęki, które echem potoczyły się po okolicy.
Wrogów wyskakiwało z lasu coraz więcej. Część cywili rzuciła się do panicznej ucieczki, lecz bardzo szybko zostali otoczeni przez wybiegających z zarośli banitów. Khergal nie miał jednak zamiaru dać się tak łatwo oflankować; zamiast tego po prostu stanął twardo na ziemi, zakupując się lekko w piachu, który cienką warstwą pokrywał gościniec. Wolał poczekać aż wróg sam do niego podejdzie i zakosztuje w zimnej stali…
- Na każdego z was starczy - pomachał toporem widząc zbliżających się w jego stronę wojowników. Przez chwilę dało się usłyszeć cichy bitewny zaśpiew w starożytnym języku krasnoludów, który został zakończony przez wzniesie wysoko do góry oręża i bojowy okrzyk we wspólnym:
- Moradinie, dajże nam sił, aby przeciwstawić się tym wyplutym na świat, zapomnianym przez bogów pomiotom! Niech święty ogień z kuźni Twórcy was pobłogosławi, towarzysze!
Gdy tylko skończył modlitwę do swego boga, jak grom z jasnego nieba spadli na niego bandyci, atakując z kilku stron jednocześnie, lecz mimo to Khergal bez trudu przyjmował ich ciosy na tarczę, śmiejąc się im w twarz. W bitwie czuł się jak w swoim żywiole; ogarnięty czystą ekstazą, zawsze miał wrażenie, że podczas walki z nieprawymi istotami jest bardzo blisko swego boga i to napędzało jego święty szał. W oczach kapłana błyszczał ogień, który narastał z każdym przyjętym na tarczę ciosem, by w końcu eksplodować niekontrolowaną furią.
Khergal uniknął nadlatującego ostrza, drugie sparował i w tym samym momencie wyprowadził kontrcięcie, które ścięło z nóg pierwszego zakapiora. Ten chwilę później leżał martwy w kałuży własnej krwi, po tym jak krasnolud dobił go precyzyjnym cięciem w sam środek czaszki, która z grzechotem pękła na dwie części niczym łupina orzecha wylewając na piaszczystą ziemię jej zawartość.
W chwili, gdy wykończył pierwszego przeciwnika, kapłan musiał zasłonić się tarczą przed następnym ciosem, który z kolei zmierzał w stronę jego głowy. Doświadczenie bojowe i wrodzony refleks, sprawiły, że miecz ześlizgnął się po wzniesionej w zasłonie tarczy, a tym samy banita wystawił się na atak, który nadszedł szybko i równie bezlitośnie.
Kolejny zakapior legł na ziemię i przez chwilę jeszcze walczył o życie, próbując zatamować intensywny upływ krwi z rozerwanej aorty, lecz jego los był już przesądzony...
Krasnolud splunął z obrzydzeniem na ziemię, wbił w piach topór, po czym rozmazał krew swych wrogów na rękach, aby znowu móc pewniej ścisnąć rękojeść. Gdy broń ponownie znalazła się w jego ręku, przy nim pojawiła się kolejna grupa łaknących krasnoludzkiej stali przeciwników. Dwóch rzuciło się na niego, a reszta w stronę wozów, gdzie ukrywali się uchodźcy.
- Marv, kurwa, jest ich tu więcej! Ruszyłbyś swój zacny zad i pomógłbyś! - Krzyknął gdzieś za siebie, choć nie był pewny, czy w ogóle zostanie usłyszany. Wrogów było więcej niż się spodziewał, a on nie mógł się rozdwoić i walczyć w kilku miejscach jednocześnie.
Na całe szczęście z nowym narybkiem poszło mu równie sprawnie jak z poprzednimi, choć tym razem został draśnięty przez podstępnie wystrzelone w jego stronę ostrze miecza. Nie powstrzymało to jednak krasnoluda, który kilka sekund później dokonał zemsty na łajdaku, który trafił go w przedramię.
Skąpany we krwi swych wrogów, Khergal ruszył za banitami, którzy dokonywali za jego plecami rzezi na niewinnych ludziach. Na brodę Moradina! Czego oni od nich chcą? ~ Pomyślał wyraźnie rozgniewany widokiem krwawej łaźni. Kilku zakapiorów porwało cywili; głównie kobiety i dzieci, które na ogół stawiały mniejszy opór od mężczyzn i zaczęli ciągnąć je za sobą w stronę lasu.
Krasnolud nie mógł na to pozwolić; wrzasnął głośno i rzucił się jednego z porywaczy. Miał już kompletnie gdzieś czy zostanie ugodzony mieczem i zamiast zaatakować go toporem skoczył na wyższego od siebie banitę z pięściami, starając się go powalić i pojmać, albowiem dobrze wiedział, że nie uda się im powstrzymać wszystkich banitów przed ucieczką do lasu.
Przez dłuższą chwilę obaj trwali w żelaznym uścisku, starając się zdobyć nad sobą przewagę, lecz bez większych efektów. Krasnolud kopał, gryzł, wierzgał się i walił pięścią, a nawet głową po twarzy swego przeciwnika, która z każdym kolejnym ciosem stawała się coraz mniej rozpoznawalna, ale dopiero nadejście reszty ochroniarzy pozwoliło mu przejąć inicjatywę w tej dość nierównej walce i w końcu jego przeciwnik potulnie legł na ziemię, a Khergal usiadł na nim, po czym chwycił za nogę i nałożył dźwignię.
- Krzycz, kurwa, może reszta tych tchórzliwych szczurów usłyszy co z wami zrobimy, gdy już w końcu odnajdziemy waszą cuchnącą łajnem norę! - Warknął krasnolud i jednym silnym pociągnięciem wyłamał ze stawu nogę mężczyzny.
- A teraz gadaj dokąd prowadzą porwanych uchodźców zanim zrobię to samo z drugą nogą! - Krzyknął i złapał za kolejną kończynę, po czym wykrzywił ją do granic możliwości, tak że zakapior wrzasnął z bólu na całe gardło.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Ostatnio edytowane przez Warlock : 16-01-2016 o 00:57.
|