Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2016, 12:04   #19
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Luskan, czyli Miasto Żagli, a także szabrowników, piratów i rzezimieszków… O tym miejscu Khergal słyszał już niejeden raz podczas częstych uczt w klanowej willi w Kaledon, do której zjeżdżali się ze wszystkich czterech stron świata członkowie jego licznej rodziny. Wciąż pamiętał opowieści o wielkim porcie pełnym wysokich masztów, będącym zarazem otwartą bramą do całego regionu Wybrzeża Mieczy, który wręcz obfitował w rozmaite skarby i tajemnice będące spuścizną po niejednej cywilizacji, powstałej tam na przestrzeni wielu tysiącleci. Dla wielu awanturników z północy, Luskan było wrotami do sławy i bogactwa, a także początkiem końca niejednego z nich...

Krasnolud westchnął na samą myśl o dotarciu do Miasta Żagli. Takiej okazji nie mógł przepuścić i w duchu podziękował Moradinowi za wskazanie mu właściwej ścieżki. Teraz jednak miał znacznie pilniejsze sprawy na głowie niż rozmyślanie o czekającej go przyszłości. Gościniec, którym zmierzali w stronę Luskan nie nadawał się za bardzo pod drewniane koła wozów, które notorycznie grzęzły w piachu i błocie, znacząco spowalniając pochód i niejednokrotnie zmuszając ekipę najemników do zbędnego wysiłku. Na całe szczęście, żadne z nich nie uległo uszkodzeniu, czego kapłan obawiał się odkąd tylko krajobraz pól zastąpił gęsto porośnięty las. Nie chciał utknąć w tym miejscu, tym bardziej, że zagajnik wydawał się być dziwnie cichy; tak jakby ktoś przez cały ten czas uważnie się im przyglądał.

Khergal szedł prawie, że na samym końcu, trzymając się bliżej prawej flanki, skąd miał lepszy widok na jadące z przodu wozy. Co rusz palił zielsko, które zakupił w Esper dla własnej satysfakcji i od czasu do czasu wymieniał kilka zdań z Marvem. Chłopak ten wydawał się być całkiem w porządku; jego dłoń pewnie spoczywała na orężu, a mimo dość niedojrzałego wyglądu, sprawiał wrażenie konsekwentnego i przede wszystkim odpowiedzialnego. Krasnolud postarał się zapamiętać na przyszłość swoje obserwacje na wypadek, gdyby kiedyś potrzebował w walce czyjejś pomocy, a chłopak, choć jeszcze był młody, wyglądał na zaprawionego w bojach wojownika.


- Choćta do wujka Khergala i skosztujcie wykutej przez krasnoludy stali, psubraty! - Ryknął w stronę zbliżających się banitów, po czym uniósł wysoko tarczę i w tym samym momencie przyjął na nią kilka bełtów.
- Ha! Na tyle tylko was stać, skundlałe sukinsyny? - Krasnolud jednym silnym cięciem topora ściął wystające pociski, po czym uderzył zewnętrzną stroną ostrza o tarczę kilka razy, wydając przy tym donośne, głuche brzdęki, które echem potoczyły się po okolicy.
Wrogów wyskakiwało z lasu coraz więcej. Część cywili rzuciła się do panicznej ucieczki, lecz bardzo szybko zostali otoczeni przez wybiegających z zarośli banitów. Khergal nie miał jednak zamiaru dać się tak łatwo oflankować; zamiast tego po prostu stanął twardo na ziemi, zakupując się lekko w piachu, który cienką warstwą pokrywał gościniec. Wolał poczekać aż wróg sam do niego podejdzie i zakosztuje w zimnej stali…
- Na każdego z was starczy - pomachał toporem widząc zbliżających się w jego stronę wojowników. Przez chwilę dało się usłyszeć cichy bitewny zaśpiew w starożytnym języku krasnoludów, który został zakończony przez wzniesie wysoko do góry oręża i bojowy okrzyk we wspólnym:
- Moradinie, dajże nam sił, aby przeciwstawić się tym wyplutym na świat, zapomnianym przez bogów pomiotom! Niech święty ogień z kuźni Twórcy was pobłogosławi, towarzysze!

Gdy tylko skończył modlitwę do swego boga, jak grom z jasnego nieba spadli na niego bandyci, atakując z kilku stron jednocześnie, lecz mimo to Khergal bez trudu przyjmował ich ciosy na tarczę, śmiejąc się im w twarz. W bitwie czuł się jak w swoim żywiole; ogarnięty czystą ekstazą, zawsze miał wrażenie, że podczas walki z nieprawymi istotami jest bardzo blisko swego boga i to napędzało jego święty szał. W oczach kapłana błyszczał ogień, który narastał z każdym przyjętym na tarczę ciosem, by w końcu eksplodować niekontrolowaną furią.

Khergal uniknął nadlatującego ostrza, drugie sparował i w tym samym momencie wyprowadził kontrcięcie, które ścięło z nóg pierwszego zakapiora. Ten chwilę później leżał martwy w kałuży własnej krwi, po tym jak krasnolud dobił go precyzyjnym cięciem w sam środek czaszki, która z grzechotem pękła na dwie części niczym łupina orzecha wylewając na piaszczystą ziemię jej zawartość.
W chwili, gdy wykończył pierwszego przeciwnika, kapłan musiał zasłonić się tarczą przed następnym ciosem, który z kolei zmierzał w stronę jego głowy. Doświadczenie bojowe i wrodzony refleks, sprawiły, że miecz ześlizgnął się po wzniesionej w zasłonie tarczy, a tym samy banita wystawił się na atak, który nadszedł szybko i równie bezlitośnie.
Kolejny zakapior legł na ziemię i przez chwilę jeszcze walczył o życie, próbując zatamować intensywny upływ krwi z rozerwanej aorty, lecz jego los był już przesądzony...

Krasnolud splunął z obrzydzeniem na ziemię, wbił w piach topór, po czym rozmazał krew swych wrogów na rękach, aby znowu móc pewniej ścisnąć rękojeść. Gdy broń ponownie znalazła się w jego ręku, przy nim pojawiła się kolejna grupa łaknących krasnoludzkiej stali przeciwników. Dwóch rzuciło się na niego, a reszta w stronę wozów, gdzie ukrywali się uchodźcy.

- Marv, kurwa, jest ich tu więcej! Ruszyłbyś swój zacny zad i pomógłbyś! - Krzyknął gdzieś za siebie, choć nie był pewny, czy w ogóle zostanie usłyszany. Wrogów było więcej niż się spodziewał, a on nie mógł się rozdwoić i walczyć w kilku miejscach jednocześnie.
Na całe szczęście z nowym narybkiem poszło mu równie sprawnie jak z poprzednimi, choć tym razem został draśnięty przez podstępnie wystrzelone w jego stronę ostrze miecza. Nie powstrzymało to jednak krasnoluda, który kilka sekund później dokonał zemsty na łajdaku, który trafił go w przedramię.

Skąpany we krwi swych wrogów, Khergal ruszył za banitami, którzy dokonywali za jego plecami rzezi na niewinnych ludziach.
Na brodę Moradina! Czego oni od nich chcą? ~ Pomyślał wyraźnie rozgniewany widokiem krwawej łaźni. Kilku zakapiorów porwało cywili; głównie kobiety i dzieci, które na ogół stawiały mniejszy opór od mężczyzn i zaczęli ciągnąć je za sobą w stronę lasu.
Krasnolud nie mógł na to pozwolić; wrzasnął głośno i rzucił się jednego z porywaczy. Miał już kompletnie gdzieś czy zostanie ugodzony mieczem i zamiast zaatakować go toporem skoczył na wyższego od siebie banitę z pięściami, starając się go powalić i pojmać, albowiem dobrze wiedział, że nie uda się im powstrzymać wszystkich banitów przed ucieczką do lasu.

Przez dłuższą chwilę obaj trwali w żelaznym uścisku, starając się zdobyć nad sobą przewagę, lecz bez większych efektów. Krasnolud kopał, gryzł, wierzgał się i walił pięścią, a nawet głową po twarzy swego przeciwnika, która z każdym kolejnym ciosem stawała się coraz mniej rozpoznawalna, ale dopiero nadejście reszty ochroniarzy pozwoliło mu przejąć inicjatywę w tej dość nierównej walce i w końcu jego przeciwnik potulnie legł na ziemię, a Khergal usiadł na nim, po czym chwycił za nogę i nałożył dźwignię.

- Krzycz, kurwa, może reszta tych tchórzliwych szczurów usłyszy co z wami zrobimy, gdy już w końcu odnajdziemy waszą cuchnącą łajnem norę! - Warknął krasnolud i jednym silnym pociągnięciem wyłamał ze stawu nogę mężczyzny.
- A teraz gadaj dokąd prowadzą porwanych uchodźców zanim zrobię to samo z drugą nogą! - Krzyknął i złapał za kolejną kończynę, po czym wykrzywił ją do granic możliwości, tak że zakapior wrzasnął z bólu na całe gardło.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 16-01-2016 o 00:57.
Warlock jest offline