Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2016, 13:10   #20
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Cisza. Marv zorientował się nagle, mimowolnie rozglądając się wokół siebie. Nie, oczy jak zwykle nie pomagały, nie dostrzegając żadnych niepokojących szczegółów. Ale chłopak pochodził przecież ze wsi, z dzikich niemal ostępów. Brak odgłosów lasu oznaczał drapieżnika. Nie ostrzegł innych tylko dlatego, że zdawali się już wiedzieć. Szkoda, że udało się tylko zbliżyć wozami. To była ta sytuacja, w której mogli pospieszyć konie i po prostu ruszyć do przodu. Los jednak zarządził inaczej.
Albo może brak poleceń? Nikt nie wykrzyknął rozkazów. Dobrze, że wcześniej zdołał przynajmniej porozmawiać z Leną!

Zdążył przygotować włócznię i mocniej chwycić rzemienie tarczy, a już się zaczęło. Odwrócił się w tył i przykucnął, zasłaniając tarczą. Nie strzelali do niego, pierwsza salwa minęła go z daleka. Tak mu się wydawało, bo jego oczy nie nadążały za frunącymi pociskami. Albo tamci zajęci rabowaniem karawan nie mieli czasu uczyć się strzelać. Ruszyli zaraz do ataku i Marv wpierw przygotowywał się do przyjęcia szarży tuż obok mruczącego coś krasnoluda. Wtedy jednak usłyszał spanikowane głosy ludzi z drugiej strony, gdzie podróżnicy postanowili pobiec, jak bezgłowe kurczaki, w stronę tataraku. Może i mieli jakąś broń, ale stanowili jedynie skłębioną, bezbronną masę. Nie mógł ich tak zostawić.
- Pomogę ludziom! - rzucił do kapłana, zapominając, że w ten sposób nie przekazuje mu żadnej istotnej informacji. Sprostować nie miał kiedy, bo już biegł w stronę wynurzających się ze swojej kryjówki bandytów.

Później nie mógłby w pełni wyjaśnić co się z nim wtedy stało. Wszelkie wątpliwości zniknęły. Przeciwko niemu stawali ludzie, nie jakieś paskudne koboldy. Ludzie tacy jak on, źli lub zdesperowani. A mimo tego włócznia Hunda nie zawahała się ani razu.
- Pozostańcie w grupie! Nie panikujcie, trzymajcie ich na dystans! - krzyczał w biegu, jednocześnie unikając niewprawnego cięcia bandyty, który pierwszy znalazł się na drodze szarżującego rudowłosego wojownika. Rozpędzony Marv wpadł na oponenta z całym pędem, przebijając go włócznią na wylot i zabijając na miejscu. Jakaś cząstka jego świadomości zarejestrowała, że właśnie zabił pierwszego człowieka w swoim życiu. ciało reagowało inaczej, kopnięciem zrzucił trupa ze swojej broni i przygotował się na atak dwójki pozostałych bandytów, którzy trafnie ocenili zagrożenie i zwrócili ku niemu. Część podróżnych wyjęła broń, ale zamiast wycofać się, spróbowali zablokować drogę bandycie.

Nie mógł śledzić ich dokonań. Niezbyt czysta, chuda kobieta rzuciła się na niego z okrzykiem. Uderzenie jej zaniedbanej broni zeszło po uniesionej w porę tarczy, grot włóczni Marva przebił jej bok. Odskoczyła, sycząc z bólu. Nie była już w stanie celnie wyprowadzić ciosu, kolejne uderzenie pozbawiło ją życia. Oczy chłopaka przez ułamek chwili śledziły jak osuwa się na ziemię. Kobieta.
Następny atak natychmiast przywrócił go do trybu bojowego, nie pozwalając zastanowić się nad tym co się wydarzyło. Jak w transie uchylił się przed ciosem przeciwnika. Podróżnicy mimo przewagi właśnie wycofywali się, krzycząc panicznie gdzieś w okolicy wozu. Jeden z nich leżał na ziemi w kałuży własnej krwi. Rozproszony Marv tym razem dłużej zmagał się z wrogiem, któremu udało się uskoczyć przed pierwszym pchnięciem. Nie był, podobnie jak inni, wielkim wojownikiem. Jego ciosy cięły powietrze lub niegroźnie zsuwały się po metalowych wzmocnieniach tarczy. I nie trwało to długo, trafiony włócznią wkrótce dołączył do dwójki swoich towarzyszy w występku.

Nagle poznany instynkt nie opuszczał Hunda, który cofnął się sprawnie przed paskudnie niecelnym ciosem kolejnego zbira, próbującego zajść go od tyłu. Zwracając się do niego uchwycił zamieszanie przy wozach i kolejnych przeciwników, którzy zeskakiwali z wozów, rzucając się na pierwsze cele: podróżnych. Marv nie był im w stanie pomóc, zmagając się z wrogiem. Cios topora przeszedł tuż obok, młody wojownik w myślach dziękował wyciskowi, jaki dostawał podczas treningu. Jego włócznia wbiła się w udo wroga, kilka sekund później weszła głębiej prosto w pierś. Dopiero wtedy rudowłosy zorientował się, że bandyci wybierali teraz najbardziej bezbronne cele i porywali je!

Krzyknął, ignorując słyszane niedaleko wołania krasnoluda. Jak dotąd kapłan radził sobie chyba nieźle i na pewno to nie on najbardziej potrzebował pomocy. Chłopak rzucił się więc za porywaczami, ale wraz z końmi i krzyczącymi ludźmi, kotłowanina była zbyt duża. Drogę przeciął mu jakiś młody chłopak, nie starszy niż sam Marv. Zaskoczony rudowłosy nie zdążył się zasłonić i krótki miecz tamtego przebił się przez zasłonę i zbroję, wchodząc odrobinę w ciało. Hund syknął z bólu i zwrócił całą swoją uwagę na przeciwnika. Podczas kilku następnych sekund okazało się, kto jest zdecydowanie lepszym wojownikiem i wróg padł. Gdzieś obok ochroniarze zarżnęli jeszcze jednego. Krasnolud chyba kogoś złapał.

Najważniejsze było jednak to, że część znikała właśnie w lesie. A wraz z nimi Rose i jeden z młodych podróżnych.
- Musimy ich gonić! - krzyknął Marv, wskazując kierunek i szukając Evana i innych. - Shavri! - teraz już pamiętał, że ten jest tropicielem. - Nie możemy dać im uciec!
Sam natychmiast popędził za przeciwnikiem, chociaż nie miał zamiaru kontynuować, jeśli miał robić to sam, a tamci znikną mu z pola widzenia. Wtedy pozostaje tropienie po śladach, a w tym rudowłosy był wręcz tragiczny.
 
Sekal jest offline