Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2016, 16:49   #125
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Nie powinienem był wchodzić do tej cholernej groty, pomyślał Schierke. Rozerwał część lnianej koszuli, po czym umoczył ją wodą z bukłaka i przetarł ranę na nodze. Nie wiedział zbyt wiele o pierwszej pomocy, jednak było to dość, żeby opatrzyć swoje własne rany i wychodzić z wielu opresji. Jedną z takich właśnie sytuacji było to, co zdarzyło się przed chwilami.

W zasadzie to niewiele zdarzyło się, dumał, aplikując prowizoryczne bandaże na swoją nogę i paskudną ranę na korpusie. Najpierw szlachcic wziął pochodnię i wparował do groty, za nim był Schierke. Co do elfa i krasnoluda, najemnik nie pamiętał. Nie zawracał sobie tym głowy aż tak bardzo. To, co pamiętał, to to, że szybko usiekli dwóch orków, którzy nie mieli żadnych szans na przeżycie.

Potem jednak, zdało się, popełnili błąd. Rozdzielili się. On, szlachcic i elf poszli w prawą odnogę, grupa Katrin z krasnoludem w lewą. Parę trupów więcej i wkrótce potem orkowie przegrupowali się. Choć Schierke nie było przy tym, być może już wtedy Katrin nie żyła. Jak się dowiedział później, została zabita przez jednego z orków.

O ile przypominał sobie, to właśnie wtedy wycofał się, zwabiwszy jednego z nich w zasadzkę, którą skwapliwie wykorzystali jego kompani. Jednak orkowie przegrupowali się i zniknęli. To krasnolud zaczął śpiewać jakieś tam swoje pieśni.

Pewnie zbereźne jakieś. W każdym razie wielki, czarny ork przegrupował swoich zielonych kompanów i runął na grupę Katrin, czy cokolwiek z niej zostało. Było jasne, że on, elf i szlachcic musieli uderzyć z tyłu. Rozmyślając nad tym teraz, stwierdził, że orkowie byli głupi. Jeśli uderzyliby właśnie w nich, mieliby szansę się przedrzeć i uciec. Jednak postanowili przeć na krasnoluda. Wtedy on i szlachcic uderzyli z tyłu, wycinając sobie drogę do czarnego orka.

Reszta, jak to zwykli czasem mawiać skrybowie, była historią. Elf, którego miał za chwilę opatrzyć sam Schierke dostał po głowie halabardą czarnego orka i stracił przytomność. Schierke przez chwilę myślał, że nie żyje. Później, kiedy ostatni z forpoczty czarnego orka padli, ten sam uciekł w tunel, który, jak się miało okazać, prowadził do ślepego zaułka.

Tu, oczywiście, Schierke zrobił błąd, ścigając czarnego orka. I w zasadzie tylko tej decyzji zawdzięczał sporą ranę na swoim ciele, którą jeszcze zamierzał opatrzyć później. Szlachcic wpadł zaraz za nim, tak samo Marco.

Więźniem okazał się być nie kto inny jak jeszcze jeden ork, który natychmiast po rozprawieniu się z czarnym, także został zmasakrowany.

Udzieliwszy elfowi pierwszej pomocy, plasnął go parę razy po twarzy.

- Wstawać, kurwa, nie spać!
- mruknął, zadawszy parę policzków nieprzytomnemu.

Niezależnie od efektu, wstał i rozejrzał się wokoło. Musiał przyznać, że wszyscy wyglądali, jakby przeszli przez piekło i z powrotem. Z daleka słyszał płacz Tobiasa. Schierke jednak skwitował jego stratę wzruszeniem ramion. Sięgnąwszy po pochodnię, skierował swoje kroki do odnogi, której wcześniej nie mieli okazji zwiedzić. Bardzo, bardzo ostrożnie. Być może tam mogło znajdować się coś wartościowego. Co do wiedzy zaś, dlaczego orkowie więzili swoich, ta poszła do grobu razem z trupem więźnia, którego zabił Tobias.

Zobaczywszy w odnodze groty krasnoluda, Schierke mrugnął.

- Następnym razem to szlachcic będzie robił za wabik, do diabła z takim interesem - rzekł słabo. - Gotowy na zagrabienie łupów, Rangarze?
 
Santorine jest offline