Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2016, 23:58   #114
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Aiden Portner/ Eddie Crispo

Znalezisko pozostawili nietknięte, bo i w zasadzie co mogli z nim zrobić? Rozebrać na części i wynosić w plecakach? Poza tym czas był na wagę złota a zmitrężyli go już całą masę. Choć ile dokładnie, nie mieli pewności. Tutaj, pod ziemią czas płynął nieco inaczej, niekontrolowany rytmem słońca i księżyca.
Eddie obiecał prowadzić do wyjścia i faktycznie, był jakby bardziej skupiony, ukierunkowany na cel. Błąkali się po kolejnych korytarzach, mijali bokiem sale, ziejące ciemnością i niewiadomą ale już nigdzie nie zaglądali prąc do wyjścia. I tak jak podejrzewali, im bliżej wylotu się znajdywali tym więcej pojawiało się mutantów.
Eddie w pierwszej chwili spanikował ale z pomocą Portnera wziął się w garść i odpalił emiter Jill. Urządzenie rozświetliło się kilkoma mrugającymi diodkami, nic poza tym się nie zadziało ale stwory schodziły im z drogi, pierzchały na boki sycząc i opadając na cztery kończyny, nisko przy podłodze.
Wreszcie udało im się wyjść do głównej hali fabryki, wciągnąć w nos zapach otwartej przestrzeni.
Na pierwsze odgłosy burzy Eddie miał ochotę z powrotem wbiec pod ziemię, powstrzymała go jedynie myśl o poczwarach, no i stanowcza dłoń Aidena.
- Spójrz - coś się zbliżało do fabryki. Znajomy sześcionogi tandem.

Zdążyli wyjść Dhalii na spotkanie. Wiatr się wzmagał targając włosami Teksanki, Czacha robił się niespokojny i skory by ponieść w dal.
- Znalazłam was - zdążyła z siebie wykrztusić i zeskoczyć w piach mocno trzymając lejce. - Musisz uciekać Portner, jest tu taka indiańska suka... Fala. Szuka cię. Monika kazała cię odnaleźć i ostrzec.

- Kurwa - wyrwało mu się w odpowiedzi. Zazwyczaj trzymał emocje w sobie ale to nie były dobre wieści. Fala. Koleżanka do niedawna. A przynajmniej po fachu. Indiańska tropicielka. Rzeczowa. Małomówna. Zajadła. Pogardzała obcymi i dość wymyślnie to okazywała.
Byli częścią tej samej najemnej ekipy, niejednokrotnie on polegał na niej a ona na nim, jak to w drużynie. Wszyscy albo nikt, takie motto, takie zasady. Sfora ma swoje przywileje ale i swoje wymogi, Aiden te drugie złamał i wyleciał na zbity, dosłownie, pysk. Taaak, teraz sobie przypomniał, że Fala sprzedawała kopniaki najgorszej kategorii. Nie, nie najmocniejsze. Najwredniejsze. Po twarzy i jądrach. I śmiała się. Przypomniał sobie każdy wysoki chichot jaki z siebie wtedy wydobyła...

Niebo rozświetliła kolejna jaskrawa pręga i pomknęła pomiędzy stożki gór, w to samo co poprzednio miejsce. Cała czwórka, włącznie z koniem, skryli się od wiatru za ścianką z falistej blachy. Właśnie wtedy zobaczyli pierwszy pojazd. Podrasowana półciężarówka ze wzmacnianymi zderzakami pędziła poprzez pustynną jałową ziemie wzniecając tumany kurzu. Za nią jeep i SUV. Portner doskonale znał te pojazdy, poznałby je po zarysach na nocnym tle. Ekipa Setha. Jego ekipa, do niedawna.

Pioruny uderzyły teraz całą serią raniąc boleśnie bębenki i szarpiąc nerwy, szczególnie nadal rozdygotanego Crispo. Po tym ostatnim wyładowaniu burza zaczęła się uspokajać, trwała krócej niż ostatnio ale zakończyła się podobnym impulsem, który potoczył się po okręgu i wpadł w sznurek pędzących samochodów.

Kierowca półciężarówki stracił nad nią panowanie, trach, koła wpadły w poślizg i wóz, jak długi, położył się na bocznej masce. Dwa pozostałe toczyły się jeszcze chwilę aż wytrąciły prędkość zatrzymując się ostatecznie w pół drogi pomiędzy jednym z baraków a cmentarzyskiem campingowych przyczep. Drzwi SUVa otworzyły się i z środka wyszedł on. Miłościwie nam panujący Seth, we własnej osobie.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 16-01-2016 o 00:01.
liliel jest offline