Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2016, 09:17   #49
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Gdyby miała wybierać między powrotem do świadomości a dryfowaniem w niebycie, bez chwili wahania wybrałaby to drugie. Przede wszystkim było o wiele przyjemniejsze. Bez bólu, bez słabości i bez potrzeby stawiania czoła światu. Niestety, nikt nie pomyślał o tym, by jej ten wybór dać. Z drugiej strony narzekać zbytnio nie miała powodu. Posłanie, na którym leżała było miękkie, kołdra podobnie, w dodatku pachniała całkiem przyjemnie. Nawet ktoś usłużny zasunął zasłony, by światło nie raziło ją gdy otworzy oczy. Względnie była noc, oczu bowiem nie zamierzała tak od razu otwierać. Zamiast skupiać się na widokach, poświęciła całą uwagę by zbadać stan w jakim się znajdowała. Wspomnienia walki i jej następstw nie czekały bowiem długo by brutalnie wepchnąć się do jej spowitego watą umysłu. Wraz z nimi napłynęła wściekłość na tych, którzy byli wszystkiemu winni. To z kolei przyniosło ból, za który prędzej czy później mieli jej zapłacić. Skrzydła musiały wciąż się goić, czuła to nawet będąc w tej ludzkiej powłoce. Ile czasu minęło od chwili, w której znalazł ją Garet? Wątpiła by był to długi okres. Dzień, może nieco więcej. Magia lecząca przez cały czas składała połamane kości i uzdrawiała wnętrzności, naruszone przez impakt upadku. Wciąż jednak była uziemiona i to dosłownie.
Porzucając na chwilę badanie własnego ciała, przerzuciła uwagę na otoczenie. Nie była sama, co powitała, dziwiąc tym samą siebie, z uśmiechem. Mocne serce, w którym płonął smoczy ogień mogło należeć tylko do jednego człowieka. Była ciekawa co zyskał prócz magii i siły, które była w stanie wyczuć. Powinna go zapewne ostrzec, jednak w tamtej chwili nie myślała racjonalnie. Będzie musiała się tym zająć gdy dojdzie do siebie. Najlepiej zaś zacząć od razu. Nigdy nie wiadomo było czym mogłyby się zakończyć jego próby na własną rękę.
Z tą myślą otworzyła oczy. Świece w komnacie sugerowały, że pora była późna i to nie zasłony broniły dostępu światła, a czyniła to noc, która nastała.
- Dobry wieczór - powiedział cicho Garet. - Czy może już nawet noc...
- Chwilę mnie nie było - przyznała, próbując podnieść się do pozycji siedzącej, którą to próbę szybko porzuciła. Bez wątpienia było za wcześnie na takie atrakcje. - Jak się czujesz? - zapytała, skupiając na nim wzrok.
W zasadzie to on powinien zadać to pytanie...
- Trochę dziwnie - odpowiedział. - Lepiej widzę, lepiej słyszę, o mały włos nie połamałbym paru mebli, tak przez przypadek. Ale jest jeszcze coś, tylko nie wiem, jak to nazwać...
- Lepiej jednak powiedz, jak ci mogę pomóc? - zmienił temat na ważniejszy.
- Nie możesz - odparła, zgodnie z prawdą. Żadne ludzkie sposoby nie mogły więc nie było sensu tracić na nie czasu. Jedyne czego potrzebowała to czas, a tego akurat w nadmiarze nie miała. Wróg nie czekał tylko dlatego, że ona niedomagała. - Co zrobiono z truchłem? - Było to istotne pytanie. Co prawda najważniejsze zdobyła, jednak smocze mięso także mogło przyspieszyć proces leczenia.
- Lord Darton kazał przywieźć i umieścić w stodole. Straż pilnuje, żeby nikt nie uszczknął zbyt wiele z twego przeciwnika. Zastanawiał się, czy nie usypać smoczego kurhanu, na pamiątkę starcia, ale gdy zobaczył, jak zjadasz serce... Nie był pewien, czy inne kawałki ci się nie przydadzą.
- Ile minęło od walki? - Miała nadzieję, że nie był to czas długi. Smocze mięso jak każde inne psuło się z czasem, tyle że nieco wolniej.
- Dzień i trochę. Niedawno zapadła noc.
- Zatem nie jest za późno… - Ponownie spróbowała zmienić pozycję, tym razem z nieco lepszym skutkiem. Własna słabość podsycała buzujący w niej gniew. Ten jednak wykorzystany miał być później.
- Czego potrzebujesz? - spytał.
- Jego płuc. Najlepiej obu - odpowiedziała. Co prawda nie miały mocy serca, jednak powinny zadziałać.
- Przysłać ci kogoś? - spytał Garet, ruszając w stronę drzwi.
Pokręciła przecząco głową. Jeszcze tego by brakowało by się jej pałętał jakiś człowiek po komnacie. Bez wątpienia skończyłoby się to niezbyt przyjemnie dla owej przysłanej osoby. To z kolei mogłoby być źle zrozumiane, a pamiętała doskonale że Garetowi na takich sprawach jak dobra opinia gospodarza, zależało.
- Zaraz wracam - zapewnił Garet, zamykając za sobą drzwi.
Rubin usłyszała jeszcze, jak wydaje polecania, a potem posłyszała szybkie, oddalające się kroki.

* * *

- Dwie wielkie tace z kuchni i dwóch ludzi do stodoły, gdzie smok leży! - polecił Garet, po czym szybkim krokiem podążył w stronę wspomnianej stodoły.
Stojący przed wrotami strażnicy wyprężyli się na jego widok; jeden z nich otworzył drzwi.
Garet, chociaż w ciemnościach widział o wiele lepiej, niż jeszcze parę dni temu, zabrał od jednego ze strażników pochodnię i wszedł do środka.
- Jak przyniosą tace, to niech czekają - powiedział, po czym wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.

Smok leżał na brzuchu, z rozpostartymi na wpół skrzydłami.
Garet nie zastanawiał się, ile wysiłku musiało kosztować przytarganie tutaj tej bestii, tylko od razu zabrał się za krojenie smoczego cielska. Smocze łuski stawiały taki sam opór, jak poprzednio, a żaden rzeźnik nie przyjąłby go nawet na ucznia, ale w końcu robota została wykonana i na skrzydle smoka znalazły się wycięte z pewnym trudem, zamówione przez Rubin płuca.
- Tace! - Garet otworzył drzwi.
Wziął pierwszą tecę, włożył na nią lewe, nieco mniejsze płuco, po czym podał je służącemu.
- Czekaj! - polecił, po czym drugi zakrwawiony ochłap włożył na kolejną tacę.
- Ruszajcie do komnaty, gdzie leży lady Rubin. A wy nikogo nie wpuszczajcie. - Zamykając drzwi stodoły wydał kolejne polecenia.

Do komnaty, w której leżała Rubin, wszedł sam. Ciężką tacę postawił na stoliku obok łoża. Druga taca spoczęła koło drzwi.
Otworzenie oczu zajęło jej chwilę. Była zmęczona i nienawidziła tego. Zapach smoczej krwi spowodował jednak iż zmęczenie zostało odepchnięte na dalszy plan. Zdała sobie sprawę z tego, że jest głodna. Dziwne, wcześniej jakoś tego nie czuła. Najchętniej pożarłaby przyniesione płuca od razu, to jednak wymagałoby przemiany, a nie byłą pewna, czy takie rozwiązanie spodobałoby się Garetowi. Zamiast tego wyciągnęła ręce po najbliższą tacę.
Garet przysunął stolik, podsunął tacę tak, by znalazła się w zasięgu ręki dziewczyny, po czym przerobił leżący na stoliku obrus na prowizoryczną serwetkę.
- Smacznego - powiedział, po czym usiadł obok, na łóżku, gotów w każdej chwili służyć pomocą.
Zimna krew i płuco nie należało do najsmaczniejszych dań na świecie. Zdecydowanie wolałaby by wciąż parowało, gorące ostatnim oddechem, który został wzięty przy jego użyciu. Miało jednak moc, a to przecież liczyło się najbardziej. Odrywanie kawałków nie było trudne, nie potrzebowała do tego ostrza. Tym razem nie zaproponowała swemu towarzyszowi nawet małego kawałka. Było to samolubne postępowanie, jednak nie widziała sensu w zmuszaniu go do spożywania czegoś co jedynie minimalnie zwiększyłoby to, co dało serce. Ona potrzebowała tego bardziej, jeżeli miała wkrótce stanąć na nogi.
Gdy skończyła, odsunęła tacę i wytarła dłonie. Co prawda wiele to nie dało ale zawsze coś. Na kąpiel musiała poczekać.
Spróbowała poruszyć nogami, jednak poza falą przeszywającego bólu, nic to nie dało. Kości jednak zdołały się zrosnąć więc problem musiał leżeć w mięśniach. Te zaś były nieco trudniejsze do odbudowania. Przynajmniej jednak ciągłe uczucie zmęczenia zaczynało powoli odchodzić. Zapewne lepiej by było gdyby się poddała i zasnęła, jednak nie chciała ryzykować tego, że nie zbudzi się przez dłuższy czas. Pokręciła głową odrzucając te myśli. Nie mogła tu leżeć i zamęczać się czymś, na co nie miała wpływu. To nie pasowało do jej natury.
- To coś, o czym wspomniałeś, a czego nie mogłeś nazwać, to magia. - Skoro i tak nie miała nic innego do zrobienia, równie dobrze mogła zająć się swym jeźdźcem. Co prawda z ćwiczeniem będą musieli poczekać, aż znajdą się w nieco innym otoczeniu, jednak wiedza sama w sobie powinna mu pomóc. Przynajmniej będzie wiedział czego szukać w sobie, a gdy moc postanowi się przebudzić, nie zareaguje strachem.
- Magia? - zdumiał się Garet. - Zostałem magiem? Przez ten kawałek serca?
Roześmiała się, co jednak zaowocowało falą bólu i zakończyło się grymasem będącym owej fali wyrazem.
- Nie doceniasz mocy smoka. Czy jednak można nazwać cię magiem to dość sporna kwestia. Będziemy jednak musieli poćwiczyć byś był w stanie kontrolować drzemiącą w tobie moc. Najlepiej zanim to ona przejmie kontrolę nad tobą.
Przymknęła oczy na chwilę. Leczenie pochłaniało ogromne zasoby energii i mocy. Dodatkowa ich dawka nie była wystarczająca by w pełni pokryć te straty. Naszła ją ochota na gorącą kąpiel, jednak szybko ją odrzuciła. Proszenie o cokolwiek nie było w jej zwyczaju.
- Ale ta nauka będzie musiała poczekać troszkę - odparł Garet. - Zrobić ci może masaż? A może wolisz kąpiel?
Przymknięte powieki na powrót się uniosły. Czytanie w myślach, o ile wiedziała, dostępne ludziom nie było. Czyżby jej pragnienia były aż tak widoczne by z łatwością zostały odgadnięte? Będzie musiała nieco nad tym popracować…
- Kąpiel - zgodziła się na ostatnią propozycję. Nie przyszło jej to łatwo, jednak po zastanowieniu doszła do wniosku, że na dobrą sprawę Gareta uznawać za człowieka nie powinna. Nie dość, że był jej jeźdźcem, to nosił w sobie ślad smoka. To zaś pozwalało wyłuskać go spośród masy ludzkiej i uczynić z niego wygodny łącznik obu ras. Miała jednak nadzieję, że tych myśli jednak nie odczyta.
- Zaniosę cię, jeśli nie masz nic przeciwko temu - zaproponował Garet.
- Zaczynam podejrzewać, że moc którą posiadłeś niekoniecznie będzie mi się podobać… - Wyraziła na głos swoje podejrzenia, które zapewne z prawdą niewiele miały wspólnego. - Nie mam wyboru, prawda?
- Masz, oczywiście - zapewnił ją Garet. - Chyba nie sądzisz, że na siłę zawlókłbym cię do łaźni?
- Nie mam, jeżeli chcę z niej skorzystać - poprawiła się, rozbawiona sceną, która pojawiła się w jej myślach.
Garet wyłuskał Rubin z pościeli i bez wysiłku uniósł, po czym wziął ją w ramiona, przytulając do siebie.
Smoczyca nie miała nic przeciwko wtuleniu się w jego ramię, które może nie było tak wygodne jak łóżko, jednak zdecydowanie bardziej przyjemne.

Służąca, która siedziała przy drzwiach, zerwała się na równe nogi na widok wychodzącej z komnaty pary.
- Niech nikt tu nie wchodzi! - polecił Garet. - Gdyby ktoś o nas pytał, to idziemy do łaźni.
- Tak, milordzie - odparła służąca, przyglądając się to Garetowi, to niesionej przez niego półnagiej Rubin.

Łaźnie to zwykle mają do siebie, że należy wodę wcześniej podgrzać, inaczej gościa czeka zimna kąpiel. Królewska łaźnia była wyjątkiem - lord Darton nie był dumnym posiadaczem gorących źródeł.
- Przykro mi - powiedział Garet - ale będziemy musieli czekać na gorącą wodę.
- Żaden smok nigdy nie czekał, aż mu wodę podgrzano - Rubin wyraźnie czekać także nie miała zamiaru. Jedyne co ją powstrzymywało to konsekwencje takiej rozrzutności. Potrzebowała każdej ilości mocy, jaką posiadała by przyspieszyć leczenie. Podgrzewanie wody wydawała się czystym jej marnotrawieniem.
- Nawet o tym nie myśl - zaprotestował Garet.
Uniosła spojrzenie wyraźnie rozeźlona.
- Mógłbyś z łaski swojej nie czytać co też myślę? - Prychnęła zła, że ją na owych myślach przyłapano. - Zamiast wnikać w mój umysł może sam byś tą wodę podgrzał...
- Nie wnikam w twoje myśli. - Garet potrząsnął głową. - Nawet nie sądziłem, że coś takiego jest możliwe. To ty mówiłaś o podgrzewaniu wody. A ja nie mam pojęcia, jak to zrobić.
- Więc najwyższa pora byś się tego nauczył - Rubin niezbyt wierzyła jego słowom. Zbyt dobrze odgadywał by było to naturalne, mógł jednak nie zdawać sobie sprawy z tej umiejętności. Tym jednak mogła zająć się później.
- Zacznijmy od odkrycia twojego odbicia.
Rubin mogłaby mówić w obcym języku i efekt, dla Gareta, byłby dokładnie taki sam.
- A tak dokładniej? Bo przecież nie chodzi o odbicie w lustrze.
- Oczywiście, że nie o to chodzi - dla smoczycy było to oczywiste, a nieświadomość Gareta budziła w niej rozbawienie. - Poszukaj tego, czego nie mogłeś wyjaśnić. Poszukaj swojej magii, a gdy ta odpowie, przywołaj ją do siebie.
Przypominało to nieco opowiadanie ślepemu o kolorach. Wnikanie we własne wnętrze Garet pozostawiał do tej pory kapłanom, filozofom i różnego rodzaju oszołomom, sam zaś tego nigdy nie próbował. Ale skoro Rubin zalecała coś takiego...
Przymknął oczy i spróbował dotrzeć do źródła dziwnych odczuć, które pojawiły się niedługo po zjedzeniu kawałka smoczego serca.
Chęci to jedno, a skutki - drugie. Źródło magii - jeśli to o tym mówiła Rubin - bawiło się z Garetem w kotka i myszkę, nie dając się zapędzić do jakiegoś kąta i złapać.
Obserwując jego mękę, jednocześnie miała ochotę parsknąć śmiechem i walnąć go w głowę. W końcu zrezygnowała tak z jednego jak i z drugiego. Zamiast tego położyła dłoń na jego piersi i sięgnęła do własnej magii. Obie były do siebie podobne i obie należały do smoka. Jedna musiała odpowiedzieć na wezwanie drugiej. I odpowiedziała. Garet poczuł jak nieuchwytne “coś” rozkwita niczym kwiat, wyłaniający się z jego serca i obejmujący w posiadanie umysł. Kierowana przez Rubin magia, wydostała się na zewnątrz sunąc po jego rękach, oplatając je swymi płomieniami, jednak nie parząc. Wreszcie ujawniła się w pełnej krasie, rozjaśniając łaźnię swym blaskiem.


- Ładny - pochwaliła go, opuszczając swoją dłoń, bowiem nie miała siły dłużej ją utrzymać. - Drugi raz będzie prostszy - obiecała, przyglądając się jak powstały z ognia ptak okrąża wnętrze łaźni.
Garet z osłupieniem wpatrywał się w ognistego ptaka, który - jak po chwili odkrył - zaczął się poruszać zgodnie z jego życzeniem - to wznosił się, to opadał.
- Ma wskoczyć do wody? - spytał.
- Latając nad nią, raczej jej nie podgrzeje - stwierdzeniu oczywistego towarzyszył słaby uśmiech. Garet zachowywał się jak smocze dziecko, co przywoływało wspomnienia. - Nie zgaśnie, nie martw się. Gdy nie będzie ci już potrzebny przywołaj go z powrotem.
Feniks po chwili wahania zanurkował do basenu, a z wody natychmiast uniosła się para.
Nie wyglądało na to, żeby woda miała mu zaszkodzić, żeby miała zgasić magiczny blask.
Feniks wypłynął na powierzchnię wody, ponownie zanurkował, potem raz jeszcze.
- I jaka jest woda? - spytał w końcu Garet.
- To musimy sprawdzić sami - odparła Rubin.
Według Gareta była wystarczająco ciepła, ale Rubin mogła mieć inne zdanie na ten temat. Garet rozebrał się szybko, wszedł do wody, a potem ponownie wziął w ramiona Rubin, by po chwili posadzić ją na dnie basenu.
- Jeszcze podgrzać? - spytał.
Skinęła głową. Byłą smokiem, wysokie temperatury były dla niej niegroźne, a wręcz rzec trzeba było iż przyjemne.
- Dostosuj ją do siebie - zastrzegła, wiedząc, że sama z pewnością wytrzymałaby o wiele cieplejszą wodę niż on, a nie było sensu gotować Gareta. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Myśli te wywołały wesoły uśmiech na jej twarz, przy czy bez wątpienia nie brakowało mu psotnego wyrazu.
- Co cię tak rozbawiło? - Garet ponownie kazał feniksowi zanurkować.
- Perspektywy na przyszłość - odparła, śledząc poczynania ognistego ptaka. - To odpowiedni symbol dla władcy, nie sądzisz?
- Myślisz o Darren?
Potwierdziła skinięciem głowy.
- Będzie nasze - zapewniła. Nie miała co do tego wątpliwości. Nawet gdyby ceną za to było jej życie to pomści smoka, który zginął przez żądzę posiadania, którą wykazał się Zhanes. Nie mówiąc już o tym, że królewski jeździec bardziej do niej pasował.
Garet uśmiechnął się.
- Będzie.
Wyciągnął dłonie, by przywołać feniksa. Ognisty ptak wynurzył się z wody, by po paru sekundach rozpłynąć się między palcami Gareta.
- Fascynujące... - powiedział cicho.
- Bez obrazy, jednak wolę swoje węże - odparła. - Muszę jednak przyznać, że wygląda pięknie. Trochę szkoda, że trafiłeś akurat na ogień. Ziemny smok lub świetlny… Dawno nie oglądałam ich magii, a była wspaniała. Ciekawe czy mają jeszcze inne smoki. Może niewyklute jaja - rozmarzyła się nieco. Marzenia te były kolejnym powodem, dla którego musiała jak najszybciej dojść do siebie.
- Złapiemy kogoś ważnego i wydusimy z niego całą prawdę - obiecał Garet.
Rubin miała nieco odmienne zdanie na ten temat. Ona wolała ich wszystkich zabić, rozerwać na strzępy i zmieść z powierzchni ziemi. Uznała jednak, że powolne ich przypiekanie, także może się jej spodobać.
Gorąca woda robiła swoje. Nie czuła już bólu, a słodką ociężałość. Odchyliła głowę i przymknęła oczy. Tyle się zmieniło w ciągu ostatnich dni. Była sama, a nagle zyskała nie dość, że jeźdźca, to dobrego towarzysza. Na dodatek przyszła nadzieja. Nie byłą zbyt potężna, jednak istniała i to się liczyło. Wkrótce posiądą całe królestwo na własność.
- Król Garet pierwszy - mruknęła, smakując brzmienie tych słów. Spodobało się jej. - Przydałoby się znaleźć ci odpowiednią królową. Kogoś o odpowiednim statusie. Może jedna z córek Zhanesa? Słyszałam że ma ich parę.
Wizja ta niezbyt jej się podobała, jednak władza w ludzkich królestwach rządziła się swoimi prawami. Ktoś taki jak ona mógł umieścić go na tronie, mógł nawet zadbać by władza jego trwałą długo i była niezagrożona. Nie mogła jednak stać się początkiem jego dynastii. Do tego potrzebował odpowiedniej kandydatki. Kobiety o dobrym pochodzeniu, której powiązania zapewniłyby spokojne lata dla królestwa.
Te rozmyślania zepsuły przyjemność płynącą z kąpieli.
- Parę? - Faktycznie, słyszał, że Zhanes ma kilka córek z różnych żon i żadnego syna. - A czy któraś jest chociaż w połowie taka ładna jak ty?
Bez wątpienia się z nią droczył…
- To się okaże - odparła, posyłając mu zadziorny uśmieszek. - Szczerze jednak w to wątpię. Zapewne są szkaradne niczym ropuchy i grube niczym świnie… Czegóż się jednak nie robi dla tronu…
- A kysz... - Garet aż się wstrząsnął. - Jak się człowiek napatrzy na takie krągłości - jego wzrok spoczywał na ledwo zanurzonym w wodzie biuście Rubin - to wiesz... Trudno się skusić na coś mniej powabnego.
- Wiesz doskonale, że ja do owej roli się nie nadaję. Chociaż z drugiej strony posiadanie smoczych potomków bez wątpienia wzmocniłoby królestwo. - Błąkający się na jej ustach uśmiech nie pozwalał stwierdzić czy stroi sobie żarty czy faktycznie rozważa owe możliwości.
- Niestety... Boję się, że nic by z tego nie wyszło, chociaż sam pomysł jest co najmniej kuszący. - Garet przeniósł wzrok na twarz Rubin, a potem, na moment, ponownie spojrzał nieco niżej. - Dzieci smoka i człowieka... To by byli wspaniali władcy królestwa. Mądrzy, silni. A kobiety dodatkowo piękne. - Uśmiechnął się, wyobrażając sobie małą dziewczynkę o urodzie Rubin i rudo-złotych włosach.
Rubin bez wątpienia zgadzała się z nim w obu kwestiach.
- Dlatego musimy znaleźć ci odpowiednią królową - powtórzyła. - Jej ewentualne braki zawsze będziesz mógł sobie osłodzić poza małżeńskim łożem. Tego ci wszak nikt nie broni.
Co prawda dla smoków takie wyskoki były nie do pomyślenia, jednak Rubin wiedziała doskonale, że ludzie do najwierniejszych partnerów nie należeli. Władcy zaś w szczególności.
Garet obrzucił ją niezbyt pochlebnym spojrzeniem.
- Co innego rozrywki przed ślubem, co innego szukanie przyjemności poza łożem małżeńskim - powiedział. - Założenie haremu, jak to zrobił Zhanes, brzmi co prawda ciekawie, ale nie leży w zwyczajach mojego rodu. Przyszła królowa... cóż... raczej powinna budzić i sympatię, i pożądanie. To ostatnie u swego męża przede wszystkim - dodał.
- Królowa doskonała - było to raczej prychnięcie niż stwierdzenie. Garet oczekiwał wiele po tej kobiecie. Rubin miała nadzieję, że uda się im znaleźć dla niego dokładnie taką osobę, jakiej pragnął. Póki co jednak królestwa jeszcze nie miał, więc i planowanie można było odłożyć.
- Czy przyszły jakieś wieści z frontu? - zmieniła temat.
- Darren dostał posiłki - odparł Garet, odrywając wzrok od Rubin. - Ale nie ruszyli się z Ores. Wysłali kilka podjazdów na różne strony. Ci, co ruszyli w stronę Cyr nie wrócili. A przynajmniej większość z nich nie wróciła. Bardzo możliwe, że zniknięcie ich smoka nieco ich zdezorientowało. Możliwe, że będą musieli nieco zmienić swe plany.
- Stracili swój główny atut w tej wojnie. To, że będą musieli zmienić nieco swoje plany i strategię jest raczej oczywiste.
To, że Aden także na jakiś czas ów atut straciło - przemilczała. Zamiast tego zaczęła leniwie bawić się wodą. Przesuwała dłonią tam i z powrotem, budząc do życia fale. Będzie musiała zabrać Garet nad morze. Dawno jej tam nie było. Gdy tylko skrzydła wrócą do pełni sił… Poruszyła się by sprawdzić ich stan. Mimo iż nie było ich widać, to ona czuła ich obecność. Wciąż bolały, jednak moc której dostarczyły jej płuca pokonanego smoka, zaczynała działać. Pochyliła się dotykając nóg. Te wymagały nieco więcej czasu.
- Zrobić ci masaż stóp? - spytał Garet.
Rubin przeniosła na niego spojrzenie. Masaż nie brzmiał źle.
- Byłby mile widziany - zgodziła się, obdarzając go uśmiechem.
Garet przesunął się bliżej, po czym ująwszy w dłonie lewą stopę Rubin rozpoczął obiecany masaż.
Smoczyca westchnęła z zadowolenia, opierając się o brzeg basenu. Zdecydowanie podobało się jej takie rozpieszczanie. Nie mówiąc już o tym, że bez wątpienia na nie zasługiwała.
Rubin miała bardzo miękką i gładką skórę, więc masaż stóp sprawił Garetowi tyle samo przyjemności, co i dziewczynie. Co prawda druga stopa była nieco poszkodowana, ale Garet uznał, że odrobina oczekiwania jej nie zaszkodzi. Zabrał się za palce. Po jednym, od największego zaczynając.
Rubin z początku nie zamierzała go poganiać. Cierpliwość jednakże do jej cnót nie należała, także mniej więcej w trakcie przejścia ze środkowego palca na tego nieco mniejszego, podsunęła Garetowi drugą stopę.
Ta druga stop nie była gorsza od poprzedniej, więc Garet nie miał nic przeciwko tej zamianie. Z tym tylko, ze tym razem postanowił odrobinę przyspieszyć ów masaż, by - w razie chęci ze strony Rubin - zająć się jakimś innym, wymagającym masażu kawałkiem jej ciała.
Co do dalszego masażu, Rubin najwyraźniej żadnych życzeń nie miała, zdając się na osobę, która go wykonywała. Przymknęła oczy, chłonąć przyjemne doznania i poddając się rozleniwieniu.
- Jestem głodna - oświadczyła w jakiś czas później.
- Trochę jedzenia czeka w sypialni - powiedział Garet wychodząc z wody i pomagając Rubin wydostać się z wody. Natychmiast też owinął ją w jedną z paru wielkich, lnianych płacht, które jakaś dobra dusza położyła na stojącej pod ścianą ławie.
Sam wytarł się pobieżnie i ubrał. Rubin mogła sobie biegać nago, ale jemu nie bardzo wypadało postępować w ten sam sposób.
Podniósł dziewczynę i tak jak poprzednio wziął ją w ramiona, jako że inne sposoby noszenia nie zdały mu się odpowiednie.
- Coś do picia? - spytał. - I co zrobić z resztą tamtego smoka?
- Wino - odparła na pierwsze pytanie. - Spalić. - Padła odpowiedź na drugie. Głowę możesz zabrać - dodała po chwili. - No i możesz zostawić kawałek Dartonowi na pamiątkę.
- Powiem mu rankiem - obiecał Garet, otwierając drzwi i wychodząc na korytarz.
Rubin nie miała nic przeciwko temu.
W komnacie czekała na nią druga część płuc, do której po jakiejś chwili dołączył pokaźnych rozmiarów dzban wina. Po tej kolejnej dawce smoczej magii poczuła się znacznie lepiej, jednak jej zmęczenie ani myślało odpłynąć. Miękki materac, puszysta kołdra i zachęcająca do złożenia na niej głowy poduszka, dołożyły swoje. Nie minęło dużo czasu, a wbrew własnym chęciom pogrążyła się we śnie.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline