Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2016, 15:37   #15
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
2: Co tu się dzieje i co ja tutaj robię?

Tymczasem Juna natychmiast udała się w kierunku wioski, bez patrzenia na innych. Właściwie to zniknęła natychmiast po zakończeniu monologu staruszka.
Maraton rzucana kłód pod nogi kotom właśnie się rozpoczął.
Dziewczyna nie była jedyną, która uznała, że w pojedynkę, zaczynając od razu będzie najlepiej. Kilkudziesięciu przeklętych zagłębiło się w las, kierując się mniej więcej we właściwym kierunku. Nikt nie zwracał na nikogo uwagi. Każdy myślał o własnej skórze. Droga pod górę nie należała do najłatwiejszych. Było ślisko - deszcz musiał skończyć padać tuż przed przybyciem na wyspę. Korzenie wystawały z ziemi lub kryły się tuż pod jej powierzchnią dodatkowo utrudniając utrzymanie równowagi. Niskie krzaki łapały ubrania i drapały skórę. Jednak Juna miała szczęście, a może i nie. Trafiła na wyraźną ścieżkę prowadzącą we właściwym kierunku. Pytanie tylko czy trzymanie się jej było dobrym pomysłem?
To wydawałoby się zbyt piękne. Juna co prawda miała zamiar trzymać się blisko drogi, jednak wolała na wszelki wypadek po niej nie chodzić. Zresztą byłaby zbyt dobrze widoczna dla postronnych uczestników swoistego wyścigu szczurów. Na szybko zerknęła za siebie i na boki, czy nie ma innego zagrożenia. Jeśli nie - podąży dalej. Nie należało tu niczemu i nikomu w zupełności zaufać, nawet gruntowi. Nie należało się też zatrzymywać na zbyt długo. Po szybkim sprawdzeniu okolicy Juna miała w planach podążać dalej.
Nikogo nie było w okolicy. A przynajmniej dziewczyna nikogo nie zauważyła - co nie musiało być jednoznaczne z brakiem obserwatorów. Dokładniejsze obserwacje okolicy pozwoliły dostrzec kilka sznurków rozwieszonych tuż przy ziemi. Pościg nie miał być jedynym utrudnieniem. Pułapki mogły czaić się na każdym kroku.
Gdzieś w oddali ktoś krzyknął. Był to krzyk agonalny. Najwyraźniej ktoś pułapki nie zauważył, albo towarzysze niedoli postanowili sobie dodatkowo robić na złość.
Juna postanowiła ominąć pułapki i udać się dalej, trzymając się kierunku osady. Nie przejęła się krzykiem aż zanadto. Przecież to równie łatwo mógł być czyjś podstęp, by wytrącić ewentualną konkurencję z równowagi.
Kilka kolejnych krzyków odezwało się w okolicy. Tym razem zdecydowanie bliższej. Jednak przeklęta miała spokój. Parła w górę, przy jej zdolnościach trudno było się w takich warunkach zgubić. Jednak wszystko co dobre musiało się kiedyś skończyć. Juna dotarła do rzeki. W panujących warunkach - zmierzch nadszedł tutaj zdecydowanie szybciej niż powinien - trudno było ocenić dokładną głębokość wody. Rzeka szeroka była na kilkadziesiąt metrów. Woda płynęła w prawo - czyli jeśli orientacja ją nie myliła na północ. Nurt zdawał się raczej wolny. Pytanie tylko, czy to co było w rzece było wodą czy rozpuściłoby w niej śmiałka jak śnieg na wiosnę. Czy była względnie bezpieczna czy też w niej może pływały jakieś pułapki albo stwory. Juna poszukała w okolicy pierwszego lepszego patyka, wzięła też większy kamień z okolic rzeki i zamierzała szybko sprawdzić, co się stanie, gdy wrzuci kamień do rzeki i zanurzy patyk. Musiała się spieszyć. Kamień jak to kamień. Plusnął i tyle było po nim śladu. Patyk dalej był patykiem, tyle że po części bardziej mokrym niż wcześniej. Jednak na rzece pojawiły się kręgi, które nie były wytworzone przez próby Juny. Nie mając zbyt wielkiego zaufania do rzeki, Juna postanowiła znaleźć most prowadzący przez rzekę. Albo głazy, które wystając z niej mogłyby takowy zastąpić. Poszła w górę rzeki. Kręgi tym czasem popłynęły w dół rzeki. Ze znalezieniem przejścia na drugą stronę były pewne trudności. Kamienie jakieś się znajdowały. Ale były śliskie. Juna mogła ryzykować przejście przez nie lub stracić czas na szukanie czegoś bezpieczniejszego. Postanowiła nie tracić czasu i ostrożnie podążyć po kamieniach na drugą stronę - o ile te kamienie nie okażą się zdradzieckie… Parę razy się zachwiała. Raz nawet stłukła sobie tyłek, gdy nogi ześlizgnęły się do wody, a ona upadła na kamień. Jednak nie licząc bolącego siedzenia udało jej się przedostać na drugą stronę. Tutaj pojawił się kolejny problem. Zboczyła z wybranej trasy, a teren stał się nieprzyjemnie płaski. Łatwiej było zbłądzić. Toteż postanowiła wrócić do podobnej okolicy, tylko po drugiej stronie rzeki. Teraz największym problemem stanie się nadciągająca ciemność, otulająca las i nie tylko.
Co jej się udało… chyba. Jednak i w tym miejscu teren był dość płaski. Ale przynajmniej wiedziała, w którą stronę ma nie iść. Juna wzięła ze sobą kilka kamieni, poszukała też suchszego patyka i poszła szybko dalej, w wybranym kierunku. Droga obyła się bez większych niespodzianek. Pułapki jeśli jakieś były, zostały wykryte kijem, innych przeklętych nie było. Nikt nie krzyczał - za blisko. Z wyjątkiem sowy. Lecąc bezszelestnie, zahukała tuż nad głową dziewczyny, przyspieszając jej znacząco bicie serca. W końcu jednak Juna trafiła na coś czego zupełnie się nie spodziewała. Zobaczyła blask ogniska. Biorąc pod uwagę, że była w marszu nie dłużej niż godzinę, było to dość dziwne. I podejrzane.
Ominięcie ogniska z zachowaniem środków szczególnej ostrożności wydawało się dobrym pomysłem. No właśnie. Wydawało się.
- Cześć, jak się masz? - usłyszała dobrze znajomy głos. Dobiegał z góry.
Coś było nie tak. Nie wiedziała do końca, co - tak się jej wydawało. Postanowiła pójść dalej, mimo wszystko.
- No wiesz co, ja oddałem ci swoją porcję jedzenia a ty mnie teraz olewasz? Nie ładnie tak - głos podążył za nią. A raczej nad nią. Jego właściciel też musiał przemieszczać się między gałęziami. Ale dlaczego nie było słychać jak się przemieszcza?
Pułapka?
Juna musiała walczyć z pokusą, żeby sprawdzić, kto jest na górze. Podążyła tym bardziej przed siebie. Jeśli będzie trzeba - miała nadzieję, że nie - będzie się bronić. Ale lepiej po prostu stąd zniknąć.
- Czy wszystko z tobą trzeba robić na siłę? Do rozmowy też muszę cię zmusić? A może skusi cię pieczony jeleń? Właśnie wisi nad ogniem i jak za chwilę do niego nie wrócę, to się zacznie przypalać. No weź. Nudno tu samemu.
Zdecydowanie lepiej znikać. Czy ten staruch nie mówił, że po jakimś czasie wypuszczą pościg za nimi? Dlaczego ten znajomek nie chciał zejść z góry? To nie podobało się jej, a na pewno wzbudzało podejrzenia. Juna nie zamierzała się zatrzymywać.
- Sama tego chciałaś. Schodzę do ciebie.
Cedil wylądował przed Juną jakby nigdy nic, a do najniższej gałęzi był metr. Zadarcie głowy do góry, by zobaczyć liście lub igły świadczyło, że odległość jest dużo większa.
- Da się panienka zaprosić na romantyczną kolację przy ognisku i świetle gwiazd, czy woli panienka iść sama w nieznane? - mówiąc to, chłopak ukłonił się dworsko.
- Kiedy tutaj dotarłeś i dlaczego siedziałeś na drzewie?
- Będzie dobre kilkanaście minut. I nie wiem o jakim drzewie mówisz, na którym miałbym siedzieć. A jeśli chodzi ci o to, dlaczego byłem na górze to sama pomyśl. Przyszło ci do głowy popatrzeć w stronę konarów? - odparł Cedil.
Pytanie, jaką sposobnością chłopak dotarł tutaj tak wcześnie, skoro sama starała się iść w miarę szybko, a i tak okazała się ślamazarna w porównaniu z Cedilem. Nie wiedziała, czy zaufać chłopakowi, który mógł zmienić zdanie co do Juny i chcieć ją zabić z powodu głupiego kaprysu starca, który rzekomo coś obiecywał za obcięte uszy. Nawet nie była pewna, czy to faktycznie Cedil czy podła sztuczka któregoś weterana, bo wydawało się jej, że tak szybkie dotarcie tutaj nie jest do końca możliwe w wykonaniu “kota” i to jeszcze takiego, co przez parę miesięcy dostawał marne żarcie. Zerknęła ukradkiem na ognisko, ale nie miała zamiaru się na nie ani zapatrywać ani stać długo w miejscu.
- Wydaje mi się dziwne, że udało ci się tutaj tak szybko dotrzeć - przyznała bez bicia brunetka. - Nie obraź się, ale nie do końca ci ufam - dodała prosto. Nigdy nie lubiła się zagłębiać w intrygi, wciąż wiele rzeczy pozostawało dla niej niejasnych, ale nic a nic się jej nie podobało w zagrywce tych “silniejszych”.
- Masz rację. To jest dziwne. Przynajmniej dla ciebie. Dla mnie to norma. - odparł tajemniczo chłopak. - Mógłbym ci to wyjaśnić, ale jak sama powiedziałaś. Nie do końca ci ufam. Jeszcze rozpaplasz coś i musiałbym cię zabić. - dodał z prostotą. - Im mniej o mnie wiesz, tym dla ciebie lepiej. Jeśli nie chcesz to nie zatrzymuję. Nie powinnaś natknąć się w najbliższym czasie na żadne kłopoty.
- Spodziewałam się, że nie będziesz chętny do zdradzenia mi swoich tajemnic. Niemniej… skąd wiesz, że w najbliższym czasie nie natknę się na kłopoty? - Cedil niejako sam podawał jej na tacy dowody, że nie powinna mu w pełni ufać. Nie rozumiała do końca, czemu z nim ucina pogawędki zamiast iść zwyczajnie dalej i nie dawać mu kolejnej okazji, żeby ona zaciągała u niego następny dług.
- Śledziłem cię od momentu, w którym weszłaś w las. Gdy przechodziłaś przez rzekę zbadałem teren przed tobą. Nie znalazłem niczego, z czym sama byś sobie nie poradziła. - padły wyjaśnienia.
- A tego jelenia skąd masz? Z jakichś tutejszych tajnych straganów? - padło pytanie o zwierzynę. Juna w głębi wątpiła, że Cedil dałby takowego upolować sam ze sztyletem, i to jeszcze w tak krótkim czasie. To wydawało się coraz bardziej podejrzane.
- Jeśli zjesz ze mną, to ci pokażę skąd go wziąłem. - zaproponował chłopak.
- Mam gwarancję, że mnie nie będziesz chciał otruć albo zabić, bo tamten mag tak chciał czy coś?
- Jeśli boisz się trucizny, wybierz kawałek jelenia, który mam zjeść przed tobą. Zabić cię nie zabiję. Nie po to cię karmiłem, by teraz cię zabijać. A coś… to zależy co rozumiesz pod tym pojęciem. Nie ruszę cię bez twojej zgody, a jeleń, ani nic w okolicy nie wpłynie na chętniejsze udzielenie tej zgody. - uśmiechnął się zaczepnie odsłaniając zęby. Chyba coś było z nimi nie tak. Tylko co?
Hmmm, pułapka. No tak. Tylko jeśli pójdzie dalej, to ten koleś pójdzie za nią. I pewnie ją zabije… Pewnie to nie był Cedil.
- Wiesz co? - Juna odeszła stamtąd w miarę szybko, nie zatrzymując się w ogóle tym razem. Gdy odeszła od ogniska, powiedziała. - Jednak pójdę dalej, nie skorzystam z gościny - i zgodnie z deklaracją odeszła dalej.
- Na pewno nie skosztujesz? - to pytanie dotyczyło już jelenia, którego udziec Cedil trzymał w rękach… kiedy on kurde dał radę pokonać dystans do ogniska i z powrotem? I dlaczego ona tego nie zarejestrowała?
Nie było to już jednak takie ważne. Juna nie odparła na to pytanie, pilnowała tylko tego, żeby ta kreatura, co do której była pewna, że nie była Cedilem, nie skoczyła na nią.
Na to się nie zanosiło. Cedil, lub Cedilopodobne coś szło spokojnie obok niej i jakby nigdy nic pochłaniało mięso z udźca. Co jakiś czas tylko rzucało krótkim “uwaga”, gdy w okolicy znajdowała się pułapka.

Minęła godzina, a później druga. Stało się ciemno. Na tyle, że szybkość marszu drastycznie spadła. Drzewa wyrastały z mroku nieraz praktycznie tuż przed nosem. Najgorsze w tym wszystkim było to, że do osada była jeszcze daleko, a sił było mało.
- Może cię ponieść? - zaproponował Cedil.
- Jeszcze przejdę - odparła Juna, która w głębi siebie wciąż nie była w stanie przekonać się do Cedila czy może czegoś, co się pod niego podszywało. Nie chciała jednak tego przyznawać przed chłopakiem; wiedziała, że jeszcze nie była w stanie mu na tyle zaufać, by dać się mu ponieść. Nie daj bogowie, jak pościg za nimi podąży, to albo Cedil zrobi sobie z niej świetną tarczę, albo Juna okaże się na tyle świetnym ciężarem dla towarzysza, że pościg ich załatwi raz-dwa.
Miała ochotę zapytać Cedila, co on się tak palił do pomagania właśnie jej, na szczęście umiała się ugryźć w język w odpowiednich porach.
- Ok, to poczekam aż nie będziesz w stanie mi odmówić i wtedy wezmę cię na ręce. - stwierdził chłopak wesołym tonem. A później stało się coś, co powinno być niespodziewane… ale gotowej na wszystko ze strony Cedila Junie, nie wywarło to jakiegokolwiek wrażenia. Jej towarzysz zniknął, jednak chwilę przed tym usłyszała jego głos:
- Ej… czemu się rozbierasz?
- Wcale się nie rozbieram - odparła Juna beznamiętnym głosem, po czym bez większej refleksji udała się dalej, tak jak jej siły na to pozwalały.
Dziewczyna zostawiła swojego dziwnego towarzysza i ruszyła dalej w drogę… tylko po to, by znów stanąć obok niego. A raczej zobaczyć go przed sobą. Zupełnie jakby zrobiła kółko.
Chłopak zdawał się w dobrym humorze. Tańczył. Bez muzyki i partnerki ale najwyraźniej mu to nie przeszkadzało. Coś tutaj było nie tak. Bardzo nie tak. Więc Juna przystanęła, nie zrobiła póki co kolejnego kroku. Wykorzystała ten moment na zebranie sił.
- Ej, czemu tańczysz?
- O czym ty mówisz? Przecież cały czas stoję przed tobą. Czemu to ty się rozbierasz? I ile ty masz na sobie tych ubrań? - usłyszała odpowiedź chłopaka.
- Przepraszam, o czym ty bredzisz, bo cię chyba nie zrozumiałam? - Juna uniosła brew. - Zresztą, nie przeszkadzaj sobie, baw się dobrze - wzruszyła ramionami, po czym udała się w kierunku wioski, nie zajmując się głupotami “Cedila”… póki co.
Cedil jednak nie miął zamiaru się od niej odczepić. Znowu go zobaczyła. Tym razem stającego na rękach.
- Ty bredzisz. Ja się patrzę.
Juna nie słuchała jego dalszych wypowiedzi. Wzruszyła ramionami i ruszyła w kierunku wioski zamierzając ignorować stwora.
I tym razem próba jej się nie udała. Chociaż tym razem zrozumiała, że to nie Cedil za nią chodzi, lecz ona cały czas powraca do miejsca, w którym on zniknął. Jedno z drzew już widziała poprzednim razem.
- Ej, gdzie się podziałaś. Czemu nagle zniknęłaś? A zanosiło się tak fajnie.
Juna z uporem maniaka ignorowała zaczepki stwora. Kiedy powracała, dziwak zadawał głupie pytania, na które dziewczyna nie odpowiadała. Przy trzecim pytaniu Juna w mało spodziewanym momencie cisnęła kamieniem w łeb gościa - jako niewerbalną odpowiedź na jego zaczepki. Kamień jednak nie chciał słuchać praw fizyki i wylądował pod nogami przeklętej. Cedil sprawiał wrażenie jakby w ogóle nie zarejestrował rzutu. Dalej zadawał dziwne pytania. Tym razem o pływanie. Na które zresztą nie dostał odpowiedzi, tak samo jak na resztę następnych pytań. W końcu Juna przystanęła w miejscu, gapiąc się bezczelnie prosto na “Cedila” i milcząc uparcie niczym przysłowiowy osioł oraz puszczając mimo uszu dalszą gadaninę.
- Jesteś nudna. On przynajmniej dobrze się bawi. - usłyszała kobiecy głos, w którym brzmiał wyrzut, zupełnie jakby swoim zachowaniem zepsuła czyjąś zabawę. - Powinnam cię ukarać. Jakieś propozycje jak to zrobić? - osoby mówiącej nie było nigdzie słychać. Kierując się słuchem Juna stwierdziła, że jest… wszędzie dookoła.
- Przynajmniej on nie jest nudny, tak jak ty ze swoim gadaniem - odparła Juna, która wyglądała na mało wzruszoną taką zabawą.
- Widzieli ją. Pewnie by tyła nie potrafiła teraz sobie podetrzeć, a jak się stawia. To co powiesz na wyrwanie wszystkich kończyn? - dziewczyna poczuła jak coś szarpie ją za rękę. Coraz mocniej.
- Przestań, proszę - zwróciła się z prośbą do niewidzialnej kobiety, starając się uwolnić spętaną kończynę. - Jeśli jesteś z pościgu, pokaż się i dogadajmy. Bez zbędnego dogryzania sobie nawzajem.
- Dlaczego mam cię słuchać, skoro jesteś niezabawna?
- W bezsensownym krzywdzeniu innych nie ma nic zabawnego - odparła Juna. - Znęcanie się nad świeżynką, która nic ci nie zrobi, bo nie ma szans z weteranem, którym zapewne jesteś, nie jest żadną zabawą. Po co ci walka z przeciwnikiem, przy którym wiesz, że rozwalisz go swoimi zaklęciami?
- Bla, bla, bla. Nudna jesteś. Nie krzywdzę cię tylko karam. Za niestosowanie się do zasad gry. Powinnaś się dobrze bawić a nie zachowywać jak obrażona. - nacisk na rękę zwiększył się.
- Nie bawię się dobrze, ani obrażona nie jestem. Ty też nie będziesz się dobrze bawić, bo nie zmienię swego stanowiska w tym, że chcę dojść do celu, a nie było to sprzeczne z zasadami. Puść mnie, proszę.
- Nudna jesteś. Nie lubię nudnych. Ale przynajmniej prosić umiesz. Już drugi raz to zrobiłaś. Niech ci będzie. Zrobię to. Jednak nie za darmo. Zgadnij, co się z tobą dzieje?
- Nie chce mi się zgadywać. Ale wiem, że znęca się nade mną weteranka - odparła Juna. - Wszystko i nic? - zgadywała.
- Zbyt ogólnie, zbyt ogólnie. - teraz nie tylko była ciągnięta za rękę, ale i za nogi. Na domiar złego czuła, że wisi głową w dół. - Jeszcze dwie szanse.
- Próbujesz mi z pomocą magii powyrywać kończyny i do tego jeszcze powiesiłaś głową na dół - mruknęła Juna.
- Dobrze, ale nie do końca. - nacisk na rękę zniknął.
- I jeszcze gadam z sadystką, tylko nie wiem po co - dodała brunetka.
- Gadasz po to bym cię nie zabiła. Jak na razie źle ci to wychodzi. No słucham
- I torturujesz.
- To tobie się tak wydaje. Na prawdę jesteśmy dziwnymi stworzeniami. Świat dla każdego z nas wygląda inaczej. Ja na przykład widzę cię leżącą na liściach i twojego towarzysza wpatrującego się w ciebie ze strachem… oj, ciapa ze mnie. Za dużo powiedziałam.
- Idź cholero jedna, bawić się z kimś innym - burknęła z bólem Juna.
- I jeszcze mnie obraża. Niewychowana jedna.
- To przestań mnie torturować, to inaczej porozmawiamy. - syknęła brunetka ze złością.
- Nie torturuję cię. - odparł głos. Juna poczuła że spada i uderza o ziemię. Zabolało. Ale jednak przez chwilę. Jej zmysły zostały oszukane.
- Nic ci nie jest? - zapytał się zmartwiony Cedil. - Nagle upadłaś i zaczęłaś majaczyć...
- Nic mi nie jest! - burknęła ze złością Juna, powstając z ziemi. Była obolała i zdenerwowana, nie mówiąc o zmęczeniu. - Ot, taka wesoła zabawa weteranów z kotami - sarknęła, wyładowując złość i boleść. Spojrzała spode łba na Cedila tak, jakby on miał zamiar spłatać chamskiego figla dziewczynie i dodała. - A u ciebie co?
- Na mnie się nie patrz. Ja też jestem kotem. - odparł chłopak, kręcąc rękami w geście obronnym. - A u mnie wszystko dobrze. Z wyjątkiem, że ta wiewiórka się ze mnie śmieje.
Juna pewnie już miała się pytać o czym on bredzi, gdy usłyszała z lekka ironiczny śmiech. Rzeczywiście dochodził od wiewiórki. Którą zresztą olała, żeby nie dawać zabawy temu, cokolwiek koło nich się czaiło i denerwowało.
- Ignoruj to - mruknęła Juna. - To pewnie sprawka weteranki, wcześniej siedziała ponoć w tamtejszych konarach - dodała, po czym klepnęła chłopaka lekko po ramieniu. - Idźmy dalej. - i jak powiedziała, tak uczyniła. Kontynuowała marsz w kierunku wioski.
- Przecież już mówiłam, że ignorowanie spotka się z karą. - wiewiórka znalazła się na ramieniu dziewczyny. - Jeśli nie zdacie mojego testu będę musiała was zabić. A tego chyba nie chcecie prawda? - zachichotała ruda istota.
- Na czym ten test ma polegać? - zapytał Cedil.
- Ona ma się ze mną pobawić. - stworzonko wskazało na Junę.
- Chcesz, żebym się z tobą pobawiła? - pytanie Juny brzmiało tak, jakby chciała się upewnić, czy wiewiórka [czy tam weteranka] naprawdę miała to na myśli, co mówiła [czy tam piszczała].
- Tak. Dokładnie tak. - odparła wiewiórka. - Chcę żebyś pobawiła się ze mną w zagadki.
- Nie będę bawić się z tobą w zagadki - prawdę powiedziawszy parę tygodni pobytu w więzieniu, gdzie nie było nic do robienia oraz amnezja nie pomagały w kreatywnym myśleniu. Juna nie miała teraz najmniejszej ochoty bawić się w cokolwiek. Weteranka równie łatwo mogła ją zabić na miejscu, to przynajmniej oszczędziłaby powietrza na jakieś pierdoły.
- Jeśli mnie prosisz o zabawę, to chyba ja mam wymyślić, jaka ona ma być? - Juna spytała wiewiórkę. Gdzieś w główce szwendał się jej głupi pomysł na zabawę.
- Nie. Koty nie mogą wybierać w co się bawić. Koty mają się bawić. Więc skoro nie chcesz bawić się w zgadywanki to… pobawcie się w… ślub! - rude stworzonko zachichotało. - Pocałuj pana młodego. - łebkiem wskazała na Cedila.
I tak rude stworzenie zaliczyło pierwszy w tym świecie rzut wiewiórką. Juna nie wiedziała, co się nawet stało i co ją do tego popchnęło. Nie wiedziała, gdzie ta ruda wywłoka wylądowała. Juna nie miała jakichś morderczych zamiarów wobec niej, liczyła na to, że może zwierzątko poleciało parę drzewek dalej albo kilka krzaków jeszcze dalej i zaliczyło czołowe zderzenie z gałęziami czy liśćmi, ale jakiś diablik w główce zacierał rączki, że może weteranka potłukła sobie solidnie tyłek albo pyszczek.
- Ja tam chyba wolę pchnięcie wiewiórką. Taką wredną, gadatliwą wiewiórką. Bez urazy, Cedil - westchnęła do chłopaka, przy okazji posłała mu niewinny uśmiech.
Nadzieje diablika spełzły na niczym. Po chwili wiewiórka pojawiła się przy nodze dziewczyny, chwyciła za nią i zaliczyła pierwszy w tym świecie rzut człowiekiem. Juna będąc dużo większą od małego gryzonia zatrzymała się na pierwszym lepszym drzewie. Zabolało. Ale jakoś dziwnie. Jakby ktoś informował jej zmysły, że boli, chociaż naprawdę nie bolało. Czyżby ktoś sterował jej zmysłami?
– Odpowiedz na pytanie. Co moja moc z tobą robi. Albo go pocałuj. Masz minutę na odpowiedź lub pocałunek. Później was zabiję.
- Robisz sobie ze mnie jaja - odparła Juna z rezygnacją.
- Tak. - odparła rozbrajająco wiewiór… nie teraz to nie była wiewiórka. Teraz to był wąż.
- To była odpowiedź na twoje pytanie.
- Nie. - kolejne krótkie stwierdzenie.
- Robisz moją głowę w wała albo zmysły.
- To dwie odpowiedzi. Jedna na raz. - wąż zasyczał złowieszczo.
- Pewnie drugie, tak zgaduję.
- No w końcu. A nie czekaj. Czas minął. Muszę was zabić. - wąż roześmiał się złowrogo, po czym zmienił swą postać w kobietę.


Blondynka, w której stroju dominowała czerwień. Długa suknia sięgała jej poniżej kolan. Na stopach miała eleganckie buciki, które w ogóle nie pasowały do okoliczności przyrody. Ręce odziane były w szerokie rękawy. Tors w większości skrywała biała bluzeczka. We włosach miała coś w rodzaju czepku, z dwiema czerwonymi kitami. W ręku trzymała drewnianą laskę, z ogniem na końcu, którym wycelowała w dwójkę kotów… po czym roześmiała się.
- Hahaha, nabraliście się.
- Bardzo zabawne - mruknęła Juna, która miała serdecznie dość całej zabawy. Stracili czas z powodu jakieś idiotki, która nie miała nic innego do roboty niż tylko znęcanie się nad kotami. - Chodźmy, Cedil - westchnęła do stojącego obok niej chłopaka. Nawet nie miała nadziei, że to koniec, była pewna, że nie i teraz tylko liczyła na dalszą część zabawy. Pewnie tym razem weteranka pofatyguje się z morderstwem kotów, nawet nie zdziwiłoby ją to. Nie poświęcając większej uwagi blondynce, ruszyła w pożądanym przez siebie kierunku.
Dziewczyna ruszyła i ku swojemu zdziwieniu odkryła, że nic takiego niezwykłego się nie dzieje. A może było to kolejne zagranie blondwłosej wiedźmy i tak naprawdę wracała w stronę rzeki? Cedil szedł obok niej, bez słowa. Widać uznał, że nie warto wtrącać się w babskie wojny. Blondynka tym czasem szła za tą dwójką z lekkim uśmieszkiem na ustach.
A Juna najzwyczajniej w świecie parła naprzód, nie przejmując się obecnością blondynki. Póki ta nie robiła im kłopotów w podróży, to była brunetce nader obojętna. Niemal jak Cedil, tylko chłopak w mniejszym stopniu… może nawet dużo mniejszym stopniu… nawet nie przeszkadzał jej. W tej sytuacji po raz pierwszy naprawdę doceniła jego obecność.
Parcie naprzód okazało się nie tak efektywne jakby dziewczyna tego oczekiwała. Na szczęście w marszu był spokój. Blondynka szła z tyłu, z lekkim uśmieszkiem wymalowanym na twarzy - czyżby coś kombinowała? Cedil natomiast szedł niemal przy brunetce. Zajęty był podziwianiem jej wdzięków, pesząc się i natychmiastowo odwracając wzrok, gdy Juna go przyłapywała. Jednak to nie było największym zmartwieniem dziewczyny. Bliższe oględziny drzewa, na które o mało co nie wpadła poinformowały ją, że szli w złym kierunku. Nie na zachód lecz na północ. Na domiar złego po oględzinach okolicy, okazało się, że stoją praktycznie na podwórku jakiegoś domku.
- Wybaczcie tą drobną sztuczkę, ale byłam pewna, że nie zechcecie iść ze mną. - odezwała się blondynka. - Dlatego pobawiłam się waszymi zmysłami. W końcu za zdany test, powinniście otrzymać nagrodę, prawda? Witajcie w Domku Wiedźmy. Moim domku.


I rzeczywiście. Domek przywodził na myśl jakąś starą zrzędę, z krzywym nosem i brodawką, a nawet kilkoma. Wyglądał jakby las zaczął go pochłaniać i w każdej chwili mógłby się zawalić.
- No to wchodźcie. Dostaniecie jedzenie i lepsze ciuchy.
Wiedźma nie myliła się w tym, że Juna niespecjalnie miała ochotę się z nią zadawać. Dziewczyna miała wrażenie, że jędza chętnie zmieniłaby ją i Cedila w prosiaki i upiekła na rożnie, jak w starych dziecięcych powiastkach o wstrętnych czarownicach zwabiających zbłąkane dzieci ciastkami i innymi łakociami do jej domku, by potem przybłędy przerobić na gulasz czy pasztet. Mimo to Juna wiedziała też, że jako koty mają taką samą szansę wygrać z weteranką, co wydostać się z tej przeklętej wyspy - czyli właściwie żadną. Więc jaka inna sensowniejsza opcja jej pozostała niż taka, że przystać na pobyt w jej domku? Przy tym jednak Juna nie odzywała się do nikogo, jeśli nie było takiej potrzeby.
- Nie martw się. Jakby chciała nas zabić, to by się z nami tak nie bawiła. - pocieszył ją Cedil, wchodząc do domku.
Wnętrze było stereotypowe. Wszędzie gdzie się dało wisiały zioła, gdzie nie mogły wisieć, stały w donicach. Bliżej niezidentyfikowane cosie bulgotały w słojach poustawianych na pułkach szaf.
Pachniało ostro, wręcz nieprzyjemnie, ale nie można było powiedzieć, że śmierdzi.
– Dla ciebie będzie problem ze znalezieniem ciuchów, młody. – stwierdziła jędza – Ale widzę, że nie taki duży. Ty tak z własnej woli, czy z braku czegoś lepszego latasz?
– Z własnej.
– A no to jakieś spodnie się znajdą. I buty też. Dla ciebie będzie dużo łatwiej. Jaki kolor lubisz? – zapytała Junę.
Szlachetne ze strony Cedila było to, że starał się pocieszyć dziewczynę, ale niezbyt mu to szło. Co do “Dużo łatwiej” ze strony wiedźmy... Juna nie chciała nawet wgłębiać się, co jędza ma naprawdę na myśli. Czy da jej odzienie czy zachlapie ją smołą od góry do dołu. Niby test się skończył, ale Juna nie ufała blondynce po tym, jak ich kolejny raz wyprowadziła na manowce. Pewnie tak naprawdę podstawi jej na złość coś brzydkiego i dziurawego.
Ze strony Juny pobrzmiewała cisza. Brunetka tylko spoglądała znacząco na wiedźmę, jakby podejrzewała, że ta będzie chciała jej skroić kolejny numer.
- Powiesz w końcu, jaki kolor lubisz czy mam cie stąd nago wypuścić? - zapytała wiedźma.
- Zielony - odparła Juna beznamiętnym głosem, po chwili ciszy z jej strony, chociaż w duchu wciąż nie dowierzała kobiecie.
Kobieta dotknęła jakiegoś przycisku znajdującego się na ścianie. Po chwili cała trójka została otoczona przez… szafki z ubraniami. Było ich w bród. Niektórych kolorów Juna nie potrafiła zidentyfikować. Wiedźma wybrała jedną sukienkę i pokazała dziewczynie.


- I co podoba się?
- Jest bardzo ładna, podoba mi się - odparła Juna.
- No to jest twoja. Tylko się nie przewróć, bo pewnie nie będziesz w stanie jej doprać później. - odparła blondynka, uśmiechając się lekko. - Jeśli chcesz możesz się przebrać w tamtym pokoju. Wybierz sobie jakieś pasujące na ciebie buciki. A teraz zajmiemy się twoim towarzyszem.
Cedil dostał czarne, skórzane spodnie. Odmówił przyjęcia butów, twierdząc, że bez czuje się lepiej. Juna również poprosiła też o spodnie. W kwestii butów kierowała się wygodą - wybrała skórzane kozaczki. Kiecki nie zamierzała wdziewać teraz - postanowiła ją zostawić na później. To nic, że wiedźma uważała, że kobiety powinny latać w kieckach - suknie nie nadawały się do przedzierania się przez las, czym argumentowała Juna przy tym, czemu chciała dostać spodnie.
Blondynka zaczęła coś tam marudzić, ale w końcu ustąpiła. Spodnie się znalazły. Też zielone. Teraz przeszli do wiele istotniejszej kwestii.
- Chcecie coś zjeść? Mam nadzieję, że poradzicie sobie bez mięsa. Hoduję różnego rodzaju rośliny jadalne.
Brunetka na to tylko skinęła głową.
- Ja lubię mięso, ale zjem cokolwiek dostanę. - odparł Cedil.
Gospodyni podała pełne talerze warzyw. Oprócz typowych takich jak marchew, ziemniaki, czy ryż znalazło się kilka, które Juna znała, ale nigdy nie podejrzewała, że da się je jeść.
- Chcecie przeczekać tutaj do rana, czy ryzykować przedzieranie się przez las w nocy? - spytała się kobieta. - Nie musicie się przejmować pościgiem. Tutaj jesteście bezpieczni.
- Przeczekamy do rana - zdecydowała Juna.
Szwendanie się w nocy po lesie nie miało najmniejszego sensu. Po ciemku niekoniecznie zaszliby dalej; szansa wpadnięcia w pułapkę znacznie wzrastała, a pościg - jeśli jakikolwiek miał ich dopaść - to i tak pewnie dopadnie. A nawet jeśli ich nie dopadnie w lesie, to i tak będą musieli się ”zmierzyć” z nim w wiosce, o której wspomniał staruch - o ile do niej dojdą. Poza tym trzeba było zebrać siły do dalszej drogi.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline