Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2016, 16:33   #96
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Na pożegnanie...

Czas Ciepłego Wiatru był wyjątkowo przyjemny tego roku w Tholarii.



Altany ciągnące się wzdłuż alei zakwitły czerwoną i różową barwą. W powietrzu pełnym kolorowych płatków roznosiła się słodka woń dojrzewających pomarańczy. Wilgi tkały wysoką pieśń, dzieci dokazywały, przy fontannie moczył nogi zasuszony staruszek. Idealny, spokojny dzień na wizytę w świątyni.
Przez grupę roześmianych trubadurów, zmierzających na festyn przeciskała się dwójka braci. Mówili podniesionym głosami, żeby przekrzyczeć trefnisiów i ich donośne instrumenty.
- Mówię ci, Louis. To jeszcze dzieciak. Nic nie zrozumie z kazania.
Wysoki brunet zabłysnął szerokim uśmiechem i zmierzwił włosy chłopaka.
- Renaudzie, nie obraź się. Ale na wychowywaniu dzieci to jednak twoja żona znała się lepiej. Chcesz żeby został dobrym lurkerem? Tu nie chodzi tylko o ćwiczenia.
Brukowany trakt poprowadził ich poprzez bramę miasta i dalej ku skarpie nad wybrzeżem. Tam znajdował się przybytek Noasa. Spadzista budowla o czterech podobiznach boga, każda zwrócona w innym kierunku świata.
- Nie jesteś specjalistą od wszystkiego, wiesz - żachnął się ojciec dziecka.
- Mówię tylko, że młody musi mieć świadomość czym jest wodny żywioł nim doń wkroczy. No jak mały? Pamiętasz dlaczego musimy koić się przed potęgą morza?
Ciemne jak węgielki oczy spoczęły na sześcioletnim Denisie.
- Bo.... wszyscy wynurzyliśmy się z niego z łaski Noasa... To dom do którego kiedyś powrócimy...
Renaud patrzył na syna wielce zaskoczony. Louis uśmiechnął się tylko pod nosem.
- Miałeś wątpliwości?
Tylko nie zrób z niego kolejnego naiwnego, wierzącego w cuda tych szarlatanów. Sam miewasz o nich krytyczne zdanie. Po czym zwrócił się do Denisa.
- Ocean to nasze miejsce pracy, stanowi przede wszystkim źródło utrzymania dla większości świata. A dla lurkerów w szczególności. Gdyby nie to, co z niego wyławiamy sam wielokrotnie odczułbyś głód. - poklepał malca po brzuchu. - Chodźmy, liczę że kazanie nie potrwa długo i zdążymy posmakować tutejszych specjałów...
Rodzeństwo zmierzyło się wzrokiem. Pomimo młodego wieku, Denis wiedział że ojciec i wuj tylko się między sobą droczą. Czuł również, że Renaud jest zadowolony z jego odpowiedzi. Ich relacje nie były podręcznikowe, więc milcząca aprobata musiała wystarczyć.
Świątynie otaczały zagajniki, wśród których ciągnęły się żwirowe alejki. Pośród nich kręcili się posługiwacze kapłanów, doglądających kwiatów oraz winorośli. Jeden z nich trzymał w dłoni stalowy sekator. Pozdrowił przybyłych skinieniem głowy.
Wnętrze budynku było przestronne i witało gości chłodem. Po obu stronach kamiennej posadzki stały rzędy równych, drewnianych ław. W powietrzu unosił się wonny zapach kadzideł. Na centralnym podeście górowała posrebrzana podobizna samego Noasa. Połyskująca rzeźba przedstawiała starego człowieka, lecz o dużej witalności co sugerowała dumnie wypięta sylwetka. Jego długa broda spływała aż do ziemi, gdzie stał zdobiony w lilie ołtarz.
Pomiędzy ławami, gdzie miejsce zajęło już paru ludzi przeszedł właśnie kapłan. Miał krótki, szczeciniasty zarost oraz brązowe oczy, zdające się wwiercać w przybyłych. Nosił togę, z której zwisał amulet na łańcuchu. Każdy pierścień naszyjnika był wykonany z innego metalu. Kiedyś ojciec stwierdził, że kapłani lubili nosić tego typu gadżety, aby odciągać uwagę od błahości ich sztuczek.
- Renaudzie, Louisie. Dobrze was widzieć w zdrowiu - rozłożył szeroko ręce i przywitał się z dwójką - Niech wasze ścieżki pozostaną proste, a lady Arcon spoczywa w pokoju - dokończył z nutą żalu w głosie.
Oczywiście nikt nigdy nie powiedział głośno, że matka Denisa umarła, lecz dla wielu przeniesienie na archipelag było równoznaczne śmierci.
- A to jak mniemam syn. Jak ci się podoba nasza świątynia chłopcze?
Renaud westchnął ciężko, dając wyraz irytacji. Wyraźnie nie chciał, aby mieszano jego latorośl do sakralnych spraw. Wuj tylko się uśmiechnął.
- Gdzie są delfiny? - wypalił młody Arcon wyraźnie rozczarowany. - Przecież to one zabierają dusze ludzi do Boga? Nastąpiła niezręczna cisza, a miny jego opiekunów wyrażały tylko głębokie jak uskok Gilaberta zakłopotanie.
Milczenie przeciągało się. Było pełne napięcia, którego obecności nie rozumiał jedynie młody Arcon.
- Ja… przepraszam - wystękał tylko jego ojciec.
Nagle kapłan zaśmiał się serdecznie.
- Za co? Czyż ganimy nieuformowaną glinę, że nie jest naczyniem?
Zniżył się na poziom oczu chłopca i podał mu rękę.
- Nazywam się Leonard. I nie, delfiny nie mają nic wspólnego z transportem zmarłych. Widzisz. Wierzymy że gdy opuszczamy ścieżki ziemskiego życia, do krainy cieni prowadzi nas Kaos. bóg nocy. Istnieje wiele bóstw, a każde z nich zajmuje się inną dziedziną. Na przykład Lavios przekazał ludziom sztukę oraz pojmowanie piękna. Bez niego ogrody którymi tutaj szedłeś wydawałyby ci się szaroburymi krzakami. Najważniejszy jest Noas. Jemu przypisane jest morze a także ludzki los.
Mały odwzajemnił powitanie, a następnie zaciekawiony słuchał krótkiego wywodu, utwierdzając się w przekonaniu, że delfiny w jakiś sposób służą jednak bogu, ponieważ mieszkają w morzu. Mogły być posłańcami albo przynosić Noasowi ryby. Nie wychylał się jednak ze swymi myślami na głos, pomny wcześniejszego milczenia dorosłych. Zamiast tego zapytał: - A moja przyszłość? Czy Noas wie kim będę?
- To wiemy również my - wtrącił ojciec rad, że rozmowa nie toczy się w stronę liturgii. Nie chciał, by syn stał się pomocnikiem duszpasterzy i podlegał swoistej indoktrynacji. - Będziesz wykonywał zawód poławiacza, kontynuując tradycje rodu Arconów. Wyglądało na to, że kapłan chce coś dodać, by nadać wypowiedzi lurkera, bardziej duszpasterski charakter...
- Każdy ma swoje powołanie w życiu. Zawód lurkera to wielka nobilitacja. Spojrzysz na cienie dawno minionej historii. Ah. Szkoda tylko, że niektórym poławiaczom brakuje czasem pokory.
- Nie będziemy zabierać ci czasu i zajmiemy swoje miejsca - wycedził Renaud.
Spoczęli za ławami, zaś krzewiciel wiary przeszedł do ołtarza.
Denis nie zapamiętał wiele z kazania. Bardziej fascynująca była postać kapłana. W oczach malca jawił się on jako magik. Mistycyzmu dodawał dym kadzideł, osnuwający ołtarz i żywa gestykulacja sługi bożego. Ale słowa o tęsknocie za tymi, co odeszli obudziły w nim skrywane uczucia. Myślał o swojej matce, łzy mimowolnie zakręciły mu się w oczach. Wierzył, że tak jak obiecywał człowiek w todze jeszcze ją zobaczy, w chwili kiedy Noas okaże mu swoją łaskę...



Post zainspirowany przez Caleba i przy jego znaczącym udziale
 
Deszatie jest offline