Wątek: Strefa Zimy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2016, 23:55   #237
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Zoe wyszła z pokoju. Zamknęła drzwi. Stanęła przed wieszakiem, na którym były i jej rzeczy. Właściwie to kurtka jej męża tam wisiała. Porywacze brali co popadło, byle tylko ofiara nie zamarzła im. Taki ludzki odruch o ironio losu.
Prawą ręką zdjęła kurtkę. Stojący przy drzwiach mężczyzna z ciekawością patrzył co robi. Jego ręka przesunęła się odrobinę, ale poza tym nie ruszył się ze swojego miejsca.
- Jeśli jest pani zimno, proponuję ubrać dodatkowy sweter. Rozkazano mi nie wypuszczać pani z mieszkania do czasu powrotu dowódcy, więc... - zawiesił głos, unosząc brwi.
Zoe obdarzyła mężczyznę zmęczonym spojrzeniem.
- Nie mam swetra. - Powiedziała zakładając kurtkę i buty.
Ubierała się powoli by nie urazić bolącego ciała.
- Na pewno są w szafie - zapewnił, ale nie ruszył się ze swojego miejsca. Jego podejrzliwość widać było wyłącznie po oczach.
- Nie są moje. - Odparła i wróciła do pokoju zamykając za sobą drzwi.
Gdy tylko znalazła się sama w pomieszczeniu krytycznym okiem przyjrzała się łóżku. Łóżko jak łóżko. Miało służyć do spania. Nie miało być ładne i takim nie było. Było za to ciężkie. O czym Zoe przekonała się próbując je przesunąć pod drzwi. Zanim się to jej udało, łóżko zazgrzytało o podłogę. W drzwiach prawie od razu znalazł się żołnierz. Nie miały klucza, więc nie było szans się przed tym ochronić. Od razu zorientował się co się dzieje.
- Chce mnie pani zmusić, bym stał w tym pokoju czy związał, aby nie doszło do niczego, czego oboje byśmy żałowali?
- To pan będzie żałował, nie ja. - Starając się powiedzieć to bardzo spokojnie. Chciała w ten sposób pokazać, że groźby mężczyzny nie robią na niej wrażenia.
- Ja mam tylko rozkazy - wzruszył ramionami. - Chce się pani zastawiać, proszę bardzo. Ale proszę oddać kurtkę i buty.
- Chcę trochę spokoju. - Powiedziała Gnedenko.
- Oczywiście. Dostanę to o co proszę i pozwolę pani nawet zastawić drzwi tym łóżkiem - nie dał się zbyć.
- Wolne żarty.
- Tak, dokładnie tak wygląda z mojej strony pani zachowanie.
Pani pułkownikowa, ignorując zupełnie strażnika, usiadła na łóżku, którym jeszcze przed chwilą usiłowała zastawić drzwi do pokoju. Po chwili położyła się na nim z rękoma splecionymi pod głową. Wzrok skupiła na jakiejś plamie na suficie.

Żołnierze, czy kim byli ci ludzie, okazywali się cierpliwi. Zmienili po prostu miejsce warty, pozostając w pokoju i od czasu do czasu krążąc od niego do przedpokoju, ale na tyle blisko, że zamknięcie drzwi było niemożliwe. Było ich dwóch, więc wymieniali się, także przy wychodzeniu do łazienki. Nie rozmawiali prawie wcale, nie licząc krótkiej wymiany szeptów. Mijały godziny, czas się dłużył, a zmęczenie Zoe narastało. Zdawała sobie sprawę, że jeśli nie zdrzemnie się wcale, energia niedługo się skończy. To wszystko co przeżyła ostatnio mocno wpływało na organizm.

Wreszcie, po nie wiadomo jak długim czasie, ponownie pojawił się Klimow. Zdejmując kurtkę ogarnął wzrokiem sytuację i... uśmiechnął się. Postawił na biurku walizeczkę na dokumenty i skierował spojrzenie na Zoe, zwalniając z warty w pokoju ciągle stojącego tu żołnierza.
- Widzę, że nadal nie chce pani współpracować. Rozumiem to, naprawdę. Porozmawiałem z Repninem, zgodził się, że skoro taka pani wola, ma pani wolną rękę. Może się pani ubrać i wyjść. Musi pani tylko podpisać dokument, że czyni pani to dobrowolnie i nie chce mieć już z nami nic wspólnego oraz klauzulę zabraniającą mówić kim jesteśmy. Gdyby nie pani mąż, nie byłoby to konieczne, ale proszę zrozumieć, że w razie czego będziemy rozliczani. Nasze siły są uszczuplone i mógłbym pani przydzielić tylko jednego człowieka, ale jak dotychczas nie zauważyłem, ani pragnęła pani jego obecności.
- Więc jednak chodzi o to czyją jestem żoną. - Zoe westchnęła ciężko.
- To zawsze o to chodziło w kwestii pozostawienia pani bez ochrony - odpowiedział kapral tak, jak gdyby dla niego była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Bez ochrony czy bez nadzoru? - Gnedenko uniosła do góry prawą brew.
- Niech pani sama zdecyduje - odparł niezrażony. - Teraz może pani odejść, wystarczy jeden podpis.
Otworzył walizkę, z której wyjął kartkę i długopis.
- Proszę mi powiedzieć co stało się z moim mężem. - Pułkownikowa zmieniła temat. Starała się by jej głos brzmiał neutralnie i nie zdradzał obawy o życie bliskiej osoby.
- Nie wiemy tego - westchnął, raczej szczerze, odpowiadając na to pytanie bez większego wahania. - Wiem tyle, ile powiedziałem pani w areszcie. Kontakt z pani mężem urwał się kiedy jechał na... negocjacje. Zaginął on, jego samochód, major Kaskis oraz wiozący ich szeregowy. Potem odnaleźliśmy samochód, spalony. Bez ciał i żadnych śladów mogących skierować poszukiwania w konkretnym celu.
-Negocjacje? - Zoe nie kryła zdziwienia.
- Negocjacje - powtórzył, nie wdając się w dokładniejsze wyjaśnienia. - Odnośnie sytuacji w mieście i jego przyległościach.
- Ale z kim? I gdzie?
- Pytanie, czy to ważne? - odpowiedział pytaniem Klimow, ale pytaniem zadanym zdaje się serio. - Zastanawialiśmy się nad tym. Negocjacje z obcymi. Ostatecznie ta część rozmów nigdy się nie odbyła. Wie pani coś o ludziach, którzy chcieliby powstrzymać porozumienie, do którego moglibyśmy dojść?
- Dla mnie to niezwykle istotne pytanie. To mój mąż. - Ona również była niezwykle poważna.
- Zdaję sobie sprawę, że jego zaginięcie jest dla pani bardzo ważne - położył duży nacisk na słowo "zaginięcie". - Ale druga strona twierdzi, że oni nie maczali w tym palców, a my nie mamy nic, co mogłoby te zapewnienia obalić.
-Dobrze pan wie, że nie powiem nic co mogłoby obciążyć mojego męża.
- Nikt pani o to nie prosi. Niestety jednocześnie nie jestem w stanie udzielić pani satysfakcjonującej odpowiedzi. Poszukiwania ciągle trwają.
- Nie? - Spytała z przesadną podejrzliwością w głosie. Po czym dodała już bardziej neutralnie. - Czego zatem pan oczekuje?
Zmarszczył brwi, siadając za biurkiem i opierając na nim dłonie. Tym razem z jego twarzy nie dało się nic wyczytać.
- Tego, by się pani zdecydowała. Pani zachowanie od samego początku wskazuje na chęć uwolnienia się od nas, proszę więc podpisać dokument i jest pani wolna.
- Proszę wystawić mi dokumenty umożliwiające mi poruszanie się po mieście.
Zaskoczyła go tym stwierdzeniem, musiał zupełnie zapomnieć, że takich dokumentów nie ma. Po chwili zastanowienia skinął głową. Wyjął z teczki jakąś kartkę, postawił stempel i podpisał.
- Odzyskaliśmy pani dokumenty, porywacze nie zabrali ich ze sobą, ale niestety nie mam ich tutaj. Pani mieszkanie ciągle uważamy za zbyt niebezpieczne, ale możemy dostarczyć je tam, gdzie pani zechce. Lub pozostawić na posterunku milicji.
-Mogę wiedzieć kiedy je odzyskaliście? - Spojrzała na kaprala lekko przekrzywiając głowę.
- Odzyskaliśmy to nie do końca dobre słowo, przepraszam, zwyczajnie porywacze nie zabrali ich z pani mieszkania.
- Domyśliłam się tego. - Cały czas wpatrywała się rozmówcę trochę takim natrętnym spojrzeniem. - Proszę powiedzieć kiedy.
Odwzajemniał je bez trudu.
- Niedługo potem, kiedy milicja zgłosiła nam strzelaninę.
- Mieliście moje dokumenty, a jednak urządziliście cały ten cyrk.
- A co mają dokumenty do zadania pani pytań i próby zapewnienia ochrony? - uniósł pytająco brew. - Mogę jedynie przeprosić za początkowe zamieszanie, wtedy nikt nie wiedział na kogo się natknęliśmy w piwnicy.
- Długo wam jednak przyszło sprawdzanie na kogo się natknęliście w piwnicy.
- Dziwi się pani z tym całym zamieszaniem dookoła? - spytał unosząc brwi.
- Oczywiście, że się dziwię. - Powiedziała całkiem szczerze.
Klimow zamrugał, zdecydowanie nie udając zdziwienia. A potem wyprostował się i wygiął na oparciu, prostując kości i kręcąc z niedowierzaniem głową. Nic jednak nie powiedział. Na biurku leżały dwa dokumenty. Jeden podpisany przez niego, drugi z miejscem na podpis Zoe.
- No tak. - Westchnęła ciężko kobieta. - Gdy tylko dostanę swoje dokumenty opuszczę panów. Zamierzam tu na nie poczekać.
- W takim razie proszę się rozgościć - pokazał jej łóżko, a następnie zajął się wyjmowaniem plików kartek z teczki. Zapalił lampkę i zaczął czytać, ignorując obecność Zoe.
Pułkownikowa nie zamierzała mu przeszkadzać. Zdjąwszy kurtkę i buty usiadła na łóżku. Poczęstowała się przyniesionymi wcześniej prze kaprala kanapkami. Powoli je przeżuwając po raz niewiadomo który starała się przeanalizować swoją sytuację. A czasu miała dużo.
Jej otępiała zmysły zarejestrowały strzelaninę pod jej blokiem. Tylko dlaczego Klimow sugerował, że to nie Arabowie ją porwali? I dlaczego po tak radykalnych środkach jak napaść i uprowadzenie i to przy świadkach teraz zdecydowali się ją puścić?
Odpowiedź przyszła sama. Mogło to oznaczać, że jej mąż nie żyje.
Z drugiej strony mogli ją przecież zabić. Pomyślała z niesmakiem. Z taką właśnie minął popatrzyła na ostatnią kanapkę, którą trzymała w ręku al dokończyła jedzenie.
Tak wiele pytań i tak mało odpowiedzi.
Po jakimś czasie Wadim Klimow położył przed Zoe jej dokumenty i oświadczenie, które miała podpisać. Wtedy zdała sobie sprawę, że nawet nie wie która jest godziny i gdzie się znajduje.
Zoe ujęła papier w dłoń i zaczęła starannie czytać.
- Która jest godziny? - Spytała gdy już zapoznała się z treścią oświadczenia, które miała podpisać jeżeli chciała wyjść.
- Zbliż się ósma rano. - Odparł mężczyzna.
Gnedenko po raz drugi przeczytała tekst, po czym zapytała się gdzie się właściwie teraz jest. Mężczyzna podał adres. To było jakieś półtora kilometra od jej mieszkania.
- Ja tego nie podpiszę. - Powiedziała odkładając kartkę papieru. - A skoro mam tu zostać, to chciałabym mieć możliwość przebrania się. Jest pan w stanie oddelegować kogoś, żebym mogła udać się do siebie i zabrać kilka rzeczy?
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline