Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-01-2016, 13:06   #231
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację


Buckman, Hradetzky

Udinov poradził sobie sprawnie ze zdobyciem prostych, ręcznych narzędzi. W tych warunkach używanie elektrycznych i tak byłoby ryzykowne, więc tutejsi unikali wszystkiego, co może zawieść lub zamarznąć. Co ciekawe, większość z ich sprzętu miało gumowe uchwyty, niespotykane w innych rejonach świata, gdzie brany do ręki metal nie przyklejał się do niej natychmiast. Sprawa montażu okazywała się prosta, jedyny problem jaki napotkali, to decyzja, czy montować płozy czy koła. Te pierwsze lepiej radziły sobie na grubszej warstwie śniegu, te drugie oczywiście na co bardziej odśnieżonych drogach, pozwalając też osiągać większą prędkość. Poza tym była to prosta, chociaż męcząca w panujących warunkach robota. Wszystko zamarzało, a przenieść całość do wnętrza kryjówki Dymitra było trudno. Pudło się nie mieściło. Dało się pojedyncze części, co jednak stawiało później problem z wyniesieniem na górę. Udinov zaproponował składanie w baraku ocieplanym jednym piecykiem - zawsze to przynajmniej zbliżało temperaturę do okolic zera, choć jedna koza przy nieszczelnych drzwiach nie potrafiła wynieść temperatury na plus.
Sam Rosjanin poszedł poszukać opału, bo ten kończył się bardzo szybko.

Niewiele działo się dookoła. Na lotnisku wylądował samolot, słychać było dźwięk silników odrzutowych. Warkot tych spalinowych z kolei oznaczał ruch w pobliżu kopalni. Z północy przyjechał konwój sześciu ciężarówek, z których zaczęto wyładunek wkrótce potem. Po ulicach niewielkiej osady przeszło kilku nawoływaczy, wrzeszcząc na całe gardło.
- Szukamy rąk do pracy! Dobrze płatne! Szukamy rąk do pracy!
Do baraku nikt im nie zaglądał. Nikt też nie połakomił się na kontener, szabrownicy nie wrócili.

Pojawiły się dwa problemy.
Barak był za mały, aby trzymać w nim wszystkie motory. Po złożeniu trzech, nie mieli już gdzie ich trzymać tak, żeby mieć jeszcze miejsce na składanie następnych. Kontener jako miejsce składunku też niebyt się sprawdzał po przestawieniu akumulatorów tak, żeby dało się wyciągać pudła z motorami. No i jako miejsce był spalony, bo przynajmniej szabrownicy wiedzieli o jego istnieniu.
Drugim problemem był brak prądu. Bez niego akumulatory nie działały i nie było mowy o odpaleniu i przetestowaniu któregokolwiek z pojazdów.


O'Hara, Bojko, Rusht, Raver

Godzina 20:37 czasu lokalnego
Środa, 20 styczeń 2049
Okolice celu "F2", Norylsk, Rosja


Cel oznaczony jako "F2" był... rozczarowujący.
Na pierwszy rzut oka przynajmniej.

Gdyby nie oznaczenie na mapie dostarczonej przez Miracle, istniała całkowita pewność, że zostałby przez nich zignorowany. Płaski teren wydawał się prawie pusty, oprócz trzech niskich, prostokątnych budynków, z których największy miał pięćdziesiąt metrów długości. Wyglądały jak magazyny, podobnie zresztą jak rój mniejszych budynków okalających to miejsce z trzech stron. Duża część z tych małych, jak i przejścia pomiędzy nimi, zasypane były śniegiem, ale otwartą przestrzeń między nimi została odśnieżona. Nie zgadzały się też osobowe i terenowe samochody, jak również dwie ciężarówki, stojące nieopodal dużych baraków. Śnieg pokrywał dachy i gromadził się przy ścianach, ale nawet pomimo tego widać było, że całość nie sprawia dobrego wrażenia.

Najłatwiej terenowi było się przyjrzeć z położonej niedaleko starej odkrywkowej kopalni, jedynego wyższego miejsca w okolicy. Nowoczesne lornetki i luneta radziła sobie z nocą i odległością, dzięki czemu dostrzegli kilka nowych szczegółów, mogących potwierdzać, że Miracle nie myliło się zaznaczając ten cel - ani w jego ważności, ani w tym, ze w ogóle tam coś się znajdowało.

Miejsce to nie zostało otoczone płotem, ale jedyna droga prowadziła od południa i przebiegała dalej na północ od wschodniej strony dużych budynków. Została odśnieżona, ale wysokie zaspy były niczym mur wokół całego terenu - co prawda łatwo się było na nie wspiąć, lecz też łatwo wypatrzeć wszystkich, którzy tego próbowali. Zresztą przy drodze stały posterunki wojskowe - jeden na północ od fabryki, drugi na południe tuż za wyjazdem z miasta.
Chwila obserwacji pozwoliła też upewnić się, że budynki nie są puste. Z najmniejszego z nich wyszła trójka osób, kierując się do jednego z samochodów i niedługo potem odjeżdżając. Otwarte na chwilę drzwi pozwoliły ujrzeć uzbrojonego w długą broń mężczyznę, który wyjrzał na zewnątrz zanim je zamknął. Wnioski były dwa: albo fabryka jest bardzo mała, albo tak naprawdę znajduje się pod ziemią.


Bojko, Rusht

Godzina 20:57 czasu lokalnego
Środa, 20 styczeń 2049
Okolice mieszkania Ivanienko, Norylsk, Rosja


Od tej niepozornej fabryki co domu agenta był ledwie kilometr i to licząc z nadłożeniem drogi związanym z omijaniem posterunków. Nie zmieniło się tam wiele, budynki stały jak poprzednio, jak również dwa posterunki z obu stron małego osiedla ciągle były obsadzone żołnierzami. Co więcej, po okolicy krążył milicyjny radiowóz, zatrzymując się co chwilę. Niebezpieczne czasy wymusiły lepszą ochronę.

Może wymusili ją sami mieszkańcy okolicy, wykorzystując swoje wpływy i pozycje?
A może chodziło o odwrotną zasadę - kontrolę mieszkańców.

Tak czy inaczej, dwójka najemników miała do pokonania te przeszkody, zanim będzie mogła porozmawiać z agentem. Paliło się światło na ostatnim piętrze jego domu, sugerując, że ktoś jest w środku.


O'Hara, Raver

Godzina 21:24 czasu lokalnego
Środa, 20 styczeń 2049
Okolice celu "F1", Norylsk, Rosja


Fabryka oznaczona jako "F1" miała wszystko, czego było trzeba stereotypowi. Ogromna przestrzeń upstrzona wielkimi budynkami i dymiącymi kominami idealnie wpasowywała się w określenie mianem "fabryka". Oczywiście każdy bardziej zorientowany w temacie od razu zacząłby z tym dyskutować, szczególnie, że część tego mogła być chociażby elektrownią, ale to już były szczegóły. Dla najemników najważniejsze było to, że patrzyli na wielkiego molocha zatruwającego powietrze w sposób niewiarygodny.

Fabryka miała wszystko. Własne magazyny, własne wysokie ogrodzenie, linię kolejową, drogi i co najmniej kilka aktualnie działających bram. I miała też posterunki wojskowe, które przy każdej z nich się znajdowały, plus do tego dochodziły patrole wojskowe w terenowych pojazdach, stojące lub poruszające się wzdłuż siatek. Wyglądało to wszystko na poważną, zwartą ochronę, a mundury wskazywały na lokalną dywizję. Wszyscy oni byli jednakże na zewnątrz ogrodzenia, pochowani w budkach lub samochodach. To samo w sobie mogło nie być dziwne, ale już pozycja snajperska przygotowana tak, aby kierować ogień w stronę fabryki, dawała do myślenia.

Ruch na terenie oznaczonym F1 istniał, poruszały się tamtędy cięższe i lżejsze maszyny, z rzadka dostrzegało się nawet pieszych pracowników przemieszczających się z budynku do budynku. To jednakże były zaledwie obserwacje z daleka. Kompleks był zbyt rozległy, aby móc wywnioskować więcej. Większość jego terenu zasłaniały zaspy i budynki na obrzeżach, a jedynym miejscem, skąd widać byłoby cokolwiek, był szczyt najbliższego bloku na krańcu Norylska. Przynajmniej w teorii, bo najpierw należałoby się tam dostać i sprawdzić. Pytanie czy z tak daleka mogli ujrzeć coś istotnego.

Miracle jednakże zaznaczyło "F1" w dwóch miejscach mapy. Podjechali więc tam, gdzie wskazywano, wjeżdżając na zaśnieżony teren starej, nieużywanej już od dawna kopalni odkrywkowej. Znajdowało się tam duże zagłębienie terenu, a jeśli pozostały jakieś budynki, to przysypał je całkowicie śnieg. Odkryli jednak coś innego, poznając po parze wydobywającej się z dziury w ziemi. Spływał tam syf z fabryki, na tyle ciepły, aby nie zamarznąć po drodze, tworząc syfiaste jeziorko. Sieć dużych rur, mających nawet średnicę półtora metra, prowadziła gdzieś pod ziemią, ale tylko z jednej wypływały chemiczne odpady, reszta została całkiem przysypana śniegiem. Mapa pokazywała też, że kiedyś ułożono tu bocznicę kolejową, zapewne zasilając fabrykę urobkiem pochodzącym z tej kopalni. Teraz tak jak reszta okolicy, zostało to zasypane śniegiem. Być może wcześniej rozebrane. Nic więcej nie odznaczało się tu na powierzchni.


 
Sekal jest offline  
Stary 13-01-2016, 16:34   #232
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Zoltan Hradetzky dobrze radził sobie z narzędziami, nawet to lubił. W wolnych chwilach serwisował nawet egzoszkielety w Chartumie, co wypełniało nudę pomiędzy zleceniami. Co innego jednak grzebać w sprzęcie który się zna i lubi, a co innego z musu, w gównianych warunkach. Ale motywacja była - skutery naprawdę im się przydadzą. Dlatego wraz z Buckmanem przestali kręcić nosem na staromodne narzędzia i składali do kupy japońskie motory śnieżne.
- Mam nadzieję, że choć trochę podziałają - marudził węgier - jakoś nie do końca mam zaufanie do japońskiego sprzętu w warunkach arktycznych.
Miał takie same wątpliwości co do systemu kierowania ogniem swojego mecha i precyzyjnych układów autogranatnika. Póki co były bezpodstawne. I nieaktualne.
Problemem okazały się akumulatory. A właściwie ich zawartość.
- Puste jak kościół w poniedziałek. Trzeba będzie pobawić się w pajęczarza i zrobić na lewo wpięcie w lokalną infrastrukturę. Skoczę wyszabrować kabli i rozejrzeć się za jakimś dogodnym miejscem do kradzieży prądu. Złodziei prądu łapią wcześniej czy później, ale my nie zabawimy na tyle długo, by wykryto niezgodności w poborze. Nie przypominam sobie, abym to robił kiedyś, ale od strony technicznej to pestka.
O ile w syberyjskiej temperaturze, przy brakach narzędziowych cokolwiek może być pestką...

* * *

Kilkadziesiąt minut później wciąż wszystko było w powijakach, zarówno plan jak i wykonanie. Zoltan wrócił do do kryjówki z naręczem jakiś kabli, nie wiadomo czy dobrych, kląc na to, że chyba wszystkie skrzynki w Norysku przysypało. Nagle zatrzymał się i uśmiechnął.
- Tak grzebię w tych kablach i grzebię i przyszło mi do głowy rozwiązanie alternatywne. A gdyby tak zamiast szukać dobrze ukrytej fabryki iść właśnie śladem prądu? Złapalibyśmy namiar na jakiegoś inżyniera z tutejszej elektrowni i podpytali, czy aby w jakieś miejsce nie idzie o wiele za dużo mocy. W końcu jak pod jakąś kopalnią lub fabryką jest kompleks produkujący super broń, liczby nie będą się zgadzać.
- Ja wiem? Jeśli te ich wycieczki nic nie dadzą, można spróbować - odpowiedział Buckman. - Lepiej tak niż tylko liczyć na fart.
- Nie musimy od razu porywać dyrektora, wystarczyłoby posmarować łapę jakiemuś inżynierowi niższego szczebla. W końcu to tylko dane, nie opłacalibyśmy zdrady czy Bóg wie czego. Spytamy reszty.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 14-01-2016 o 23:22. Powód: Bubel w poście!
TomaszJ jest offline  
Stary 16-01-2016, 00:15   #233
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Składanie śniegowych motorów w ciasnocie i chłodzie górnego poziomu kryjówki Udinowa może i było dość upierdliwe, ale przynajmniej konkretne i na swój sposób celowe. Przynajmniej dopóty, dopóki udawało się nie pamiętać o tym, że bez prądu i tak były zwyczajnie bezużyteczne. Niezależnie od tego, czy założyło się na przednie widelce koła czy płozy. Ten dylemat zresztą dla Buckmana praktycznie nie istniał. Pierwsza opcja uzależniała od sieci dróg, druga była bardziej uniwersalna, więc w ich sytuacji - po prostu lepsza.

Kiedy Hradetzky wyszedł poszukać praktycznego rozwiązania kluczowego problemu, Roy wrócił do jednej ze złożonych maszyn, żeby zbadać dokładnie sekcję zasilania. Wciąż nie bardzo mógł zrozumieć, dlaczego producent tych ewidentnie zimowych zabawek, wybrał sobie elektryczną bazą. Może i nowoczesna inżynieria potrafi dostarczyć baterię tanią albo odporną na niskie temperatury, ale raczej nie taką i taką jednocześnie. Roy postawiłby raczej na proste jak drut, najpewniej ustawione pod alkohol, silniki spalinowe, choć może byłby to kolejny objaw jego postępującego anachronizmu. A dla typowego Rosjanina - pewnie niepojęte marnotrawstwo. Zresztą teraz i tak nie miało to żadnego znaczenie. Ważne było ustalenie, czy postępowy projektant przystosował swoje dzieła do ładowania bezpośrednio z sieci, czy też wymagały na przykład zewnętrznego prostownika, co dodatkowo utrudniłoby Zoltanowi zadanie.

Poza tym Buckmanowi niewiele zostało do zrobienia. W baraku brakowało miejsca na złożenie kolejnej maszyny, nastawił więc na piecyku wodę na świeżą kawę albo herbatę z myślą o tych, którzy w każdej chwili mogli pojawić się w zasięgu komunikatora, i czekał cierpliwie w najcieplejszej części kryjówki. Na razie - oprócz tła szumów i trzasków kolejnych kanałów zdobycznej krótkofalówki - słyszał tylko Węgra, zgodnie z ustaleniami potwierdzającego co jakiś czas, że wszystko jest w porządku.

- Skoro już tam marzniesz, Zoltan, mógłbyś porozglądać się też za jakimś pustym kontenerem albo inną bezpieczną miejscówką na ten sprzęt. Przy okazji.
 
Betterman jest offline  
Stary 16-01-2016, 12:20   #234
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Podziemne fabryki wcale nie dziwiły O'Hary. Połowa życia toczyła się tu w piwnicach i nie dziwne przy pieprzonym zimnie. Najemnik po niedługiej chwili bezruchu skrzypiał jak nienaoliwiona zabawka Zoltana przy każdym załamaniu zamarzającego odzienia. Nie dziwił też kompleks fabryczny wielkości małego miasteczka. Zdziwił się dopiero przy drugim znaczniku F1. Wywiad Miracle pierwszy raz się do czegoś przydał.

- Wygląda mało atrakcyjnie, aye? - O'Hara skomentował wypływający z rury syf. - Skoro przy tej temperaturze dopływa tu i nie zamarza to albo ostra chemia albo topiony metal. Do żadnego nie chcę włazić, za to te rury obok dają nadzieję, gdyby je odkopać. Ciekawy jestem, czy to oznaczenie od Miracle to dzięki któremuś agentowi. Nie widzę sensu obchodzić tego miejsca wokół, ci żołnierze dookoła fabryki mogliby coś zauważyć. Wracamy w pobliże domu Ivanienki, co myślisz? - spytał Foxa.
- Tak, możemy wracać... - odrzekł zamyślonym tonem Raver. - Straszny kontrast... Tutaj mamy ogromny kompleks, który wygląda trochę jak obóz koncentracyjny, a druga fabryka z zewnątrz to parę chat na krzyż. Rury to jedno i można później je spróbować odkopać, ale nie zdziwiłbym się, gdyby w przypadku obu celów były też inne przejścia podziemne. Choćby wyjścia ewakuacyjne, zwłaszcza jeśli gdzieś mają laboratoria i naukowców, którzy stanowią cenny towar. Swoją drogą, ciekawe, jaka jest komunikacja między tymi dwoma fabrykami. Jeżeli jeżdżą z jednej do drugiej, ktoś musi tutaj coś wiedzieć.
- Obóz bez kwater mieszkalnych? - O’Hara pokręcił głową, coś mu nie pasowało do tej teorii. - Niekoniecznie muszą komunikować się między fabrykami, za to muszą dostarczać tu urobek z kopalń. Liczę, że Shade i Bojko się czegoś dowiedzą. Ten duży moloch nie wygląda na centrum rozwoju. Tu produkują, a wymyślają w tym podziemnym, na to bym stawiał. Cholernie mnie zastanawia czego tak strzegą ci żołdacy. Złapałbym jakiegoś miejscowego, ale o tej porze to niewykonalne, nie mówiąc już o naszej znajomości tutejszego języka.
- W sumie nie ogarnęliśmy całego kompleksu, ale jeśli robole po prostu rozchodzą się do domów po robocie, a nie mają choćby tymczasowych kwater na miejscu, to akurat lepiej dla nas - stwierdził Fox. - Łatwiej będzie nam kogoś dorwać poza kompleksem, w dodatku w godzinach zmian sołdaty mogą być bardziej zajęte. Nie ma co teraz czekać godzinami na mrozie, ale przy systemie trzyzmianowym jedna z nich może wypadać o 22. To zaraz. Za kilkanaście minut, znaczy się… - Anglik popatrzył pytająco na Irlandczyka. Tyle chyba mogli poświęcić na potencjalnie prostą weryfikację, nawet gdy odmarzały im dupy.
- Zerkniemy - zgodził się O'Hara. - I tak musimy poczekać na koniec wywiadu z panem dyrektorem. Chodźmy w stronę pierwszych bloków, powinno być widać wystarczająco wiele.

Daleko nie było, a do pokonania mieli praktycznie płaski, niezamieszkany teren, prowadzący wprost do pierwszych bloków, ustawionych ot tak przy pierwszej drodze, bez żadnych przedmieść. To była jedna z tych rzeczy różniących Norylsk od wszystkich innych miast. Ludzi na ulicach nie było, w oddali jeździły pojedyncze samochody, ale praca w fabryce trwała.
Ze swojej pozycji obserwowali najpierw jedną wjeżdżającą do środka ciężarówkę, żołnierze sprawdzili pakę i wpuścili ją do środka. Niedługo potem z terenu wyjechały dwie inne, również sprawdzone przez soldatów. To jednak co dawało więcej odpowiedzi i pytań jednocześnie to autobus. Jeden wypełniony ludźmi wjechał od wschodniej strony, a po kilku minutach wyjechał, również z ludźmi. Żołnierze weszli do środka, pewnie sprawdzając dokumenty, ale trwało to zaledwie chwilę i przepuścili pojazd dalej, a ten ruszył w stronę miasta.
- Sprawdzają, ale nie za dokładnie. Kieszeni im nie wiskają - O'Hara skomentował, gdy autobus ruszył w ich stronę. - Wcześniej obstawiłbym, że zależy im by nic się z fabryki nie wydostało, teraz sam nie wiem. Po co im ci snajperzy?
Nie uzyskał odpowiedzi i na nią po prawdzie nie liczył. Nie od Foxa.
Sekundy później odezwała się Shade.
 
Widz jest offline  
Stary 16-01-2016, 17:18   #235
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
- Nie chcę być złośliwy - rzekł Witalij z przekąsem, przyglądając się z daleka osiedlu Ivanienki. - Ale gdybyś za pierwszym razem wypytała go o wszystko to nie musielibyśmy teraz znów bawić się w szpiegów. Inaczej niż w maskowaniu chyba nie wejdziemy, tylko trzeba gdzieś zakitrać wierzchnie ciuchy i narty - dodał rozglądając się za odpowiednim miejscem. W ostateczności rzeczy można było zakopać w śniegu.
- Cóż, nikt nie jest doskonały, a ja nigdy nie twierdziłam że taka jestem. - Zwiadowczyni wzruszyła ramionami. - W podejściu obejdzie się bez striptizu na mrozie. Pójdziemy tą sama drogą, którą dotarłam tam za pierwszym razem. Przez ogródki. Wymaga to trochę cierpliwości, bo mamy dodatkową przeszkodę w postaci radiowozu, ale raczej powinno nam się udać. - Po tych słowach kobieta wskazała towarzyszowi miejsce, z którego ostatnim razem rozpoczęła swą drogę do agenta. - Zaczniemy z tego miejsca.
- Haraszo. Ale z chyba bez nart, nie? - Bojko odpiął narty i wraz z kijkami zakopał w śniegu pod łysym karłowatym drzewkiem. Otulił się szczelnie białą kurtką i włączył maskowanie w zarzuconym na plecy futerale karabinu. - Prowadź.
Kobieta za jego przykładem schowała swoje narty i ruszyła w kierunku najbliższego ogrodzenia otaczającego jedną z posesji znajdujących się w tym kwartale.

Wejść na teren pierwszej posesji nie było problemem dla wysportowanych najemników, podobnie jak ostrożnie przemykać poza wzrokiem zarówno posterunków jak i radiowozu. Siedzący w nim milicjanci nieszczególnie sprawiali wrażenie zaangażowanych w to co robili. Temperatura sprawiała, że w przeciwieństwie do innych krajów świata, tu nie było nawet psów, które mogłyby ich obszczekać. Przeszkodą były latarnie, oświetlenie przydomowe oraz pozostawiane ślady, bardzo wyraźne po tym, jak zdjęli narty. Śnieg aktualnie nie padał, więc ich przejście znaczyła głęboka bruzda na równej płaszczyźnie "ogródka". Zanim ktoś się w tym mógłby zorientować, dotarli w ten sposób do domu Ivanienki.

Idący za Shade Witalij, zasypywał za sobą rękoma ślady - z pośpiechu niezbyt dokładnie, lecz tak by mniej rzucały się w oczy. Choć wątpliwe, by ktoś - zwłaszcza znudzeni milicjanci - zwrócił na taki szczegół uwagę. Ukrainiec dołączył do zwiadowczyni pod drzwiami domku, wychodzącymi na ogródek. W białych strojach wyglądali jak dwie większe hałdy śniegu, przycupnięte obok karłowatej choinki.
- Pukamy czy się włamujemy? - zapytał. - Byle nie wystraszyć domowników tak, że włączą alarm zanim cię poznają. On mieszka z kobietą, tak? Ona cię widziała?
- Widziała - potwierdziła Valerie, a potem odpowiedziała na wcześniejsze pytanie Bojko:
- Ostatnio po prostu zadzwoniłam. Chyba najprościej zrobić to ponownie.
Po ostatnich słowach przycisnęła niewielki przycisk obok drzwi.
W środku rozległ się stłumiony odgłos domofonu. Powiadają, że do wszystkiego da się przyzwyczaić, schodzący więc Aleksiej był zdecydowanie mniej zdziwiony i zaskoczony niż za pierwszym razem. Wyjrzał przez wizjer i potwierdzając tożsamość Shade, wpuścił ich szybko do środka. Jego twarz zdradzała spory niepokój.
- Mieliśmy się spotkać w mieście! - wyszeptał.
- Tamte plany nie uległy zmianie. - Zwiadowczyni zapewniła uspokajającym tonem. - Potrzebujemy trochę dodatkowych informacji. Możemy wejść do środka?
- Tylko nie chodźcie przy oknach - powiedział nie podnosząc głosu. - Ten patrol wszystko widzi.

Poprowadził na górę, do tego samego gabinetu, w którym rozmawiał z Valerie wcześniej. Zasłony były tu szczelnie zasłonięte, a na biurku paliła się jedynie mała lampka.
- Co ode mnie chcecie? Przekazywałem raporty do momentu, kiedy mogłem! - syknął.
- Znaju, znaju, bez nerwów – uniósł dłoń Witalij, po czym rozsiadł się wygodnie w fotelu we wciąż zaśnieżonym ubraniu. Na dywanie, wokół butów najemnika tworzyła się błotnista kałuża. – Firma bardzo docenia pana pracę, znaczy tak mi się wydaje. Proszę mieć gotowe narty, ubranie i prowiant na podróż. Ale to za kilka dni. Na razie musimy zebrać więcej danych. Na początek, Aleksieju Kostantynowiczu, powiedzcie nam wszystko co wiecie o obcokrajowcach, którzy przejęli norylski przemysł. Weszli też do waszej kopalni? Może wpadła wam w ucho nazwa jakiejś korporacji?
Ivanienko obdarzył Witalija spojrzeniem pełnym niesmaku, ale nie skomentował niczego. Skoro mieli go zabrać, to mokry dywan nawet on potrafił zignorować. Namyślał się chwilę.
- Weszli nie weszli - odpowiedział, siadając za swoim biurkiem. - Pojawili się obcy kilka razy odkąd się to zamieszanie zaczęło, ale zmian kadrowych nie było. Zniknęło… kilka osób. Ale to nie takie dziwne, czystki zdarzają się co jakiś czas - zaczął nerwowo bawić się długopisem. - Słyszałem język, chyba niemiecki. Nazwy się nie pojawiały. W pracy kopalni nie zmieniło się prawie nic.
- Prawie, to znaczy? - dopytał Ukrainiec. - Czyli kopalni pilnuje nadal ruskie wojsko? Kto dokładnie zniknął? I co wy właściwie tam wydobywanie i do czego się tego używa?
Kolejne pytania tylko pogorszyły opinię "agenta" o przepytującym go najemniku. Zerknął na Valerie, ale mimo wyraźnego niezadowolenia odpowiedział.
- Prawie, bo naciskają na tempo wydobycia. Wydobywamy głównie miedź, trochę innych metali i pierwiastków rzadkich, gdy trafią się w złożu. Druga różnica to zintensyfikowane pomiary dotyczące tych ostatnich, mamy priorytet wyszukania ich, wydobycia i przewiezienia do tutejszego kompleksu fabryk. A kto zniknął? Ludzie zniknęli. Różni. Domyślam się, że za to co mówili lub robili. Tak to u nas bywa. Większość z nich nie miała wysokich stanowisk - wzruszył ramionami. - Wojska u nas niewiele, tyle by szabrowników z dala trzymać. I tych obcych, którzy strzelają się na południu miasta.
- Do którego kompleksu przewożone są te rzadkie pierwiastki? - Stojąca z boku kobieta zadała następne pytanie.
- Do fabryki przy Vokzalnaya, tu zaraz na zachód od mojego domu. Tam jest wstępnie przetwarzana. Gdzie dalej, nie wiem. Kiedyś do innych fabryk i w głąb Rosji, obecnie… - nie dokończył, ruchem długopisu sugerując, że nie ma pojęcia.
- Czyli do F1 - Witalij zerknął na Shade. - Tam ma miejsce wstępna obróbka, gotowy produkt powstaje gdzie indziej. Miedź wciąż się wykorzystuje w elektronice.
Spojrzał znów na gospodarza, mrużąc oczy.
- To wszystko co wiecie o obcych? Wszyscy są rasy białej? Mają jednolitą broń i umundurowanie? Wszyscy pod bronią czy były wśrod nich jakieś szychy w garniturach? Jakieś symbole? Spróbujcie przypomnieć sobie szczegóły. Albo plotki, przecież znacie dużo ludzi.
- Przyszliście do mnie słuchać plotek? - spytał z niedowierzaniem. - Ci, których ja widziałem byli biali i nie mieli widocznej broni. Mieli uzbrojoną nieliczną eskortę. Ze mną nie rozmawiali, tylko z główną dyrekcją kopalni. Towarzyszyło im podobno dwóch oficerów wyższego stopnia ze stacjonującej tu rosyjskiej dywizji. Nikt z nich nie zdejmował ciepłego ubrania, nie wiem co mieli pod spodem.
- W każdej plotce tkwi ziarno prawdy - pouczył Ivanienkę najemnik. - Dzięki, tyle nam wystarczy. A, nie macie może papierosa albo czegoś przyzwoitego do żarcia?
- Możemy zapłacić. - Najemniczka uśmiechnęła się smutno - Jakoś nasi zleceniodawcy nie przewidzieli, że pieniądze w odciętym mieście są kiepska walutą.
- Wystarczy, że mnie stąd zabierzecie. Mam wrażenie, że moje ruchy są dokładnie monitorowane. Papierosów nie mam - sięgnął do szuflady biurka i wyjął z niego cygaro. Rzucił Witalijowi. - Ale mam to. Jedzenie w kuchni się znajdzie… problem może być taki, że obudziliście znowu… - machnął ręką na górę, zerkając na Shade. Wiadomo o kim mówił. - Może lepiej by się wam nie przyglądała. Ale nawet ja nie mam rarytasów, wpychają głównie puszkowane żarcie - skrzywił się. - Z plotek jest jedna, głośniejsza od innych. Podobno jacyś fanatycy religijni przejęli elektrownię i mówią, że wysadzą bombę jak nie spełni się ich żądań. Nikt nie wie jakie to żądania, ani czy to prawda, ale wojsko otacza cały kompleks wraz z fabrykami, więc coś na pewno jest na rzeczy.
 
Bounty jest offline  
Stary 16-01-2016, 17:31   #236
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Gdy Kane i Fox pojawili się w zasięgu ich komunikatorów, zwiadowczyni przekazała im po angielsku informacje uzyskane od Ivanienki.
- Macie może jeszcze jakieś pytania do agenta? - Zapytała na koniec. - Co do dalszych działań. Chyba warto sprawdzić gdzie transportowane są produkty z celu F1.
- Niech powie co wie o drogach wjazdowych i kontrolach. I zapytaj odnośnie celu F2 - odpowiedział jej Kane. - Uważam, że F2 to linia technologiczna, F1 produkcyjna. Można sprawdzić gdzie wiozą towar, Sato może się tym zainteresować. Będziemy musieli zdecydować, w który z tych celów uderzyć.
- Widzieliśmy, jak kontrolują ciężarówki i autobusy - rzucił Fox. - Hmm, może jednak lepiej obejść tej kompleks, wtedy informacje o drogach wjazdowych i kierunkach, w których jadą transporty, będą z pierwszej ręki. Mogę to zrobić sam, ewentualnie z Bojko lub Val. Jest ciemno, a ja mam kamuflaż w pancerzu, ciężko więc im będzie mnie dostrzec nawet na termowizji. No i ciągle jesteśmy na miejscu, nie ma co teraz wracać do kryjówki.
Po wysłuchała wypowiedzi obu mężczyzn i przekazała pytanie odnośnie fabryki zaznaczonej na ich planach jako cel F2, wyświetlając holograficzną mapę przed oczami agenta:
- Możesz nam coś powiedzieć o tym miejscu? A jeśli nie to może wiesz o kimś kto mógłby mieć informacje i byłby zainteresowany wymianą informacji?
Ivanienko przyjrzał się mapie, marszcząc brwi.
- To muszą być laboratoria. Nigdy tam nie byłem, nie wiem nawet nad czym dokładnie pracują. Wszystko to ścisła tajemnica - odpowiedział po namyśle. - Znam dwie osoby, które tam pracują. Nie mam pojęcia, czy chciałyby mówić i na pewno nie możecie przekazać, że ode mnie o nich wiecie.
- To oczywiste. - Kobieta skinęła głową. - ostatecznie możemy im zaoferować wyjazd z Norylska. Myślisz, że któremuś mogłoby to odpowiadać?
- Nie wiem - pokręcił głową. - To nie są moi bliscy przyjaciele, a z nikim innym się o takich rzeczach nie rozmawia. Wizja lepszego życia lub pieniędzy przemawia jednak do wielu - uśmiechnął się półgębkiem.
- Możesz nam podać ich nazwiska i adresy? Także jeśli wiesz coś o powiązaniach rodzinnych byłoby to cenne. Wszystko może być motywacją. Spróbujemy któregoś przekonać. Wiesz czym się zajmują w kompleksie?
- Zapiszę wam adresy - odparł, przesuwając wzrokiem po Valerie. - Witalij ma żonę, Oleg jest już stary i samotny. Nie wiem czym się zajmują, znam tylko ich specjalizację. Witalij jest chemikiem, Oleg profesorem fizyki.

Shade powtórzyła słowa Aleksjeja po angielsku tym, którzy słyszeli wcześniej tylko jej rosyjskie wypowiedzi w komunikatorze.

Fox pokiwał głową z niedowierzaniem, słysząc słowa Shade wypowiadane po angielsku. Co za paradoks, że dowiadują się o tym wszystkim dopiero teraz, gdy raz już przecież zasięgali języka u tego agenta, a F1 i F2 sam snajper wskazał jako potencjalne cele zanim jeszcze grupa zdecydowała się poświęcić więcej czasu na agentów.
- Skoro tak - odezwał się do komunikatora - to spytaj się go też, czy zna kogoś powiązanego z kompleksem F1. Bo nie wiem, czy będziemy mijać patrole, by go znowu odwiedzać, więc lepiej pytać o więcej niż o mniej.

- Jeśli to możliwe przydałby nam się też namiar na kogoś kompetentnego z fabryki przy Vokzalnaya. - Zwiadowczyni zwróciła się ponownie do Iwanienki. Nie komentując słów Foxa, który akurat ani razu nie musiał się do niego przedzierać.
- Znam trochę osób, ale prawie wyłącznie z tej jednej fabryki. Do tego kilka nazwisk dyrekcji, ale bez adresów - odpowiedział zapytany Rosjanin.
- Zapisz i te informacje. Nigdy nie wiadomo co może się przydać. - odpowiedziała kobieta. Ivanienki skinął głową, dopisując do adresów nowe wraz z nazwiskami.
- Miejsce zamieszkania znam jedynie kilku z nich.
- Tyle powinno nam wystarczyć - rzekł Witalij, zaciągając się cygarem. Jego twarz wyrażała błogostan. Zgasił cygaro w popielniczce, zostawiając jego połowę na później i podniósł się z fotela. - Nie będziemy pana więcej niepokoić. Jedzenie weźmiemy na wynos. Skontaktujemy się za kilka dni w wiadomej sprawie.
- Lepiej się pospieszcie. W powietrzu wisi coś wyjątkowo nieprzyjemnego i nie tylko o tę plotkę o bombie chodzi - na twarz Aleksieja powrócił niepokój. Przynajmniej tym razem z góry nie zeszła jego ciekawska "kobieta".
- Też potrafimy być nieprzyjemni - uśmiechnął się Witalij, pakując do plecaka jedzenie. - Dzięki, towarzyszu, bywajcie - rzucił na pożegnanie, kierując się do drzwi.
- Nam też zależy by jak najszybciej się stąd wynieść. - Dodała na pożegnanie Shade podążając za Ukraińcem.

Gdy wyszli na zewnątrz odezwała się ponownie do komunikatora:
- Proponuję spotkać się gdzieś koło celu F1. Może na początek warto skontaktować się z ludźmi z fabryk?
 
Eleanor jest offline  
Stary 16-01-2016, 23:55   #237
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Zoe wyszła z pokoju. Zamknęła drzwi. Stanęła przed wieszakiem, na którym były i jej rzeczy. Właściwie to kurtka jej męża tam wisiała. Porywacze brali co popadło, byle tylko ofiara nie zamarzła im. Taki ludzki odruch o ironio losu.
Prawą ręką zdjęła kurtkę. Stojący przy drzwiach mężczyzna z ciekawością patrzył co robi. Jego ręka przesunęła się odrobinę, ale poza tym nie ruszył się ze swojego miejsca.
- Jeśli jest pani zimno, proponuję ubrać dodatkowy sweter. Rozkazano mi nie wypuszczać pani z mieszkania do czasu powrotu dowódcy, więc... - zawiesił głos, unosząc brwi.
Zoe obdarzyła mężczyznę zmęczonym spojrzeniem.
- Nie mam swetra. - Powiedziała zakładając kurtkę i buty.
Ubierała się powoli by nie urazić bolącego ciała.
- Na pewno są w szafie - zapewnił, ale nie ruszył się ze swojego miejsca. Jego podejrzliwość widać było wyłącznie po oczach.
- Nie są moje. - Odparła i wróciła do pokoju zamykając za sobą drzwi.
Gdy tylko znalazła się sama w pomieszczeniu krytycznym okiem przyjrzała się łóżku. Łóżko jak łóżko. Miało służyć do spania. Nie miało być ładne i takim nie było. Było za to ciężkie. O czym Zoe przekonała się próbując je przesunąć pod drzwi. Zanim się to jej udało, łóżko zazgrzytało o podłogę. W drzwiach prawie od razu znalazł się żołnierz. Nie miały klucza, więc nie było szans się przed tym ochronić. Od razu zorientował się co się dzieje.
- Chce mnie pani zmusić, bym stał w tym pokoju czy związał, aby nie doszło do niczego, czego oboje byśmy żałowali?
- To pan będzie żałował, nie ja. - Starając się powiedzieć to bardzo spokojnie. Chciała w ten sposób pokazać, że groźby mężczyzny nie robią na niej wrażenia.
- Ja mam tylko rozkazy - wzruszył ramionami. - Chce się pani zastawiać, proszę bardzo. Ale proszę oddać kurtkę i buty.
- Chcę trochę spokoju. - Powiedziała Gnedenko.
- Oczywiście. Dostanę to o co proszę i pozwolę pani nawet zastawić drzwi tym łóżkiem - nie dał się zbyć.
- Wolne żarty.
- Tak, dokładnie tak wygląda z mojej strony pani zachowanie.
Pani pułkownikowa, ignorując zupełnie strażnika, usiadła na łóżku, którym jeszcze przed chwilą usiłowała zastawić drzwi do pokoju. Po chwili położyła się na nim z rękoma splecionymi pod głową. Wzrok skupiła na jakiejś plamie na suficie.

Żołnierze, czy kim byli ci ludzie, okazywali się cierpliwi. Zmienili po prostu miejsce warty, pozostając w pokoju i od czasu do czasu krążąc od niego do przedpokoju, ale na tyle blisko, że zamknięcie drzwi było niemożliwe. Było ich dwóch, więc wymieniali się, także przy wychodzeniu do łazienki. Nie rozmawiali prawie wcale, nie licząc krótkiej wymiany szeptów. Mijały godziny, czas się dłużył, a zmęczenie Zoe narastało. Zdawała sobie sprawę, że jeśli nie zdrzemnie się wcale, energia niedługo się skończy. To wszystko co przeżyła ostatnio mocno wpływało na organizm.

Wreszcie, po nie wiadomo jak długim czasie, ponownie pojawił się Klimow. Zdejmując kurtkę ogarnął wzrokiem sytuację i... uśmiechnął się. Postawił na biurku walizeczkę na dokumenty i skierował spojrzenie na Zoe, zwalniając z warty w pokoju ciągle stojącego tu żołnierza.
- Widzę, że nadal nie chce pani współpracować. Rozumiem to, naprawdę. Porozmawiałem z Repninem, zgodził się, że skoro taka pani wola, ma pani wolną rękę. Może się pani ubrać i wyjść. Musi pani tylko podpisać dokument, że czyni pani to dobrowolnie i nie chce mieć już z nami nic wspólnego oraz klauzulę zabraniającą mówić kim jesteśmy. Gdyby nie pani mąż, nie byłoby to konieczne, ale proszę zrozumieć, że w razie czego będziemy rozliczani. Nasze siły są uszczuplone i mógłbym pani przydzielić tylko jednego człowieka, ale jak dotychczas nie zauważyłem, ani pragnęła pani jego obecności.
- Więc jednak chodzi o to czyją jestem żoną. - Zoe westchnęła ciężko.
- To zawsze o to chodziło w kwestii pozostawienia pani bez ochrony - odpowiedział kapral tak, jak gdyby dla niego była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Bez ochrony czy bez nadzoru? - Gnedenko uniosła do góry prawą brew.
- Niech pani sama zdecyduje - odparł niezrażony. - Teraz może pani odejść, wystarczy jeden podpis.
Otworzył walizkę, z której wyjął kartkę i długopis.
- Proszę mi powiedzieć co stało się z moim mężem. - Pułkownikowa zmieniła temat. Starała się by jej głos brzmiał neutralnie i nie zdradzał obawy o życie bliskiej osoby.
- Nie wiemy tego - westchnął, raczej szczerze, odpowiadając na to pytanie bez większego wahania. - Wiem tyle, ile powiedziałem pani w areszcie. Kontakt z pani mężem urwał się kiedy jechał na... negocjacje. Zaginął on, jego samochód, major Kaskis oraz wiozący ich szeregowy. Potem odnaleźliśmy samochód, spalony. Bez ciał i żadnych śladów mogących skierować poszukiwania w konkretnym celu.
-Negocjacje? - Zoe nie kryła zdziwienia.
- Negocjacje - powtórzył, nie wdając się w dokładniejsze wyjaśnienia. - Odnośnie sytuacji w mieście i jego przyległościach.
- Ale z kim? I gdzie?
- Pytanie, czy to ważne? - odpowiedział pytaniem Klimow, ale pytaniem zadanym zdaje się serio. - Zastanawialiśmy się nad tym. Negocjacje z obcymi. Ostatecznie ta część rozmów nigdy się nie odbyła. Wie pani coś o ludziach, którzy chcieliby powstrzymać porozumienie, do którego moglibyśmy dojść?
- Dla mnie to niezwykle istotne pytanie. To mój mąż. - Ona również była niezwykle poważna.
- Zdaję sobie sprawę, że jego zaginięcie jest dla pani bardzo ważne - położył duży nacisk na słowo "zaginięcie". - Ale druga strona twierdzi, że oni nie maczali w tym palców, a my nie mamy nic, co mogłoby te zapewnienia obalić.
-Dobrze pan wie, że nie powiem nic co mogłoby obciążyć mojego męża.
- Nikt pani o to nie prosi. Niestety jednocześnie nie jestem w stanie udzielić pani satysfakcjonującej odpowiedzi. Poszukiwania ciągle trwają.
- Nie? - Spytała z przesadną podejrzliwością w głosie. Po czym dodała już bardziej neutralnie. - Czego zatem pan oczekuje?
Zmarszczył brwi, siadając za biurkiem i opierając na nim dłonie. Tym razem z jego twarzy nie dało się nic wyczytać.
- Tego, by się pani zdecydowała. Pani zachowanie od samego początku wskazuje na chęć uwolnienia się od nas, proszę więc podpisać dokument i jest pani wolna.
- Proszę wystawić mi dokumenty umożliwiające mi poruszanie się po mieście.
Zaskoczyła go tym stwierdzeniem, musiał zupełnie zapomnieć, że takich dokumentów nie ma. Po chwili zastanowienia skinął głową. Wyjął z teczki jakąś kartkę, postawił stempel i podpisał.
- Odzyskaliśmy pani dokumenty, porywacze nie zabrali ich ze sobą, ale niestety nie mam ich tutaj. Pani mieszkanie ciągle uważamy za zbyt niebezpieczne, ale możemy dostarczyć je tam, gdzie pani zechce. Lub pozostawić na posterunku milicji.
-Mogę wiedzieć kiedy je odzyskaliście? - Spojrzała na kaprala lekko przekrzywiając głowę.
- Odzyskaliśmy to nie do końca dobre słowo, przepraszam, zwyczajnie porywacze nie zabrali ich z pani mieszkania.
- Domyśliłam się tego. - Cały czas wpatrywała się rozmówcę trochę takim natrętnym spojrzeniem. - Proszę powiedzieć kiedy.
Odwzajemniał je bez trudu.
- Niedługo potem, kiedy milicja zgłosiła nam strzelaninę.
- Mieliście moje dokumenty, a jednak urządziliście cały ten cyrk.
- A co mają dokumenty do zadania pani pytań i próby zapewnienia ochrony? - uniósł pytająco brew. - Mogę jedynie przeprosić za początkowe zamieszanie, wtedy nikt nie wiedział na kogo się natknęliśmy w piwnicy.
- Długo wam jednak przyszło sprawdzanie na kogo się natknęliście w piwnicy.
- Dziwi się pani z tym całym zamieszaniem dookoła? - spytał unosząc brwi.
- Oczywiście, że się dziwię. - Powiedziała całkiem szczerze.
Klimow zamrugał, zdecydowanie nie udając zdziwienia. A potem wyprostował się i wygiął na oparciu, prostując kości i kręcąc z niedowierzaniem głową. Nic jednak nie powiedział. Na biurku leżały dwa dokumenty. Jeden podpisany przez niego, drugi z miejscem na podpis Zoe.
- No tak. - Westchnęła ciężko kobieta. - Gdy tylko dostanę swoje dokumenty opuszczę panów. Zamierzam tu na nie poczekać.
- W takim razie proszę się rozgościć - pokazał jej łóżko, a następnie zajął się wyjmowaniem plików kartek z teczki. Zapalił lampkę i zaczął czytać, ignorując obecność Zoe.
Pułkownikowa nie zamierzała mu przeszkadzać. Zdjąwszy kurtkę i buty usiadła na łóżku. Poczęstowała się przyniesionymi wcześniej prze kaprala kanapkami. Powoli je przeżuwając po raz niewiadomo który starała się przeanalizować swoją sytuację. A czasu miała dużo.
Jej otępiała zmysły zarejestrowały strzelaninę pod jej blokiem. Tylko dlaczego Klimow sugerował, że to nie Arabowie ją porwali? I dlaczego po tak radykalnych środkach jak napaść i uprowadzenie i to przy świadkach teraz zdecydowali się ją puścić?
Odpowiedź przyszła sama. Mogło to oznaczać, że jej mąż nie żyje.
Z drugiej strony mogli ją przecież zabić. Pomyślała z niesmakiem. Z taką właśnie minął popatrzyła na ostatnią kanapkę, którą trzymała w ręku al dokończyła jedzenie.
Tak wiele pytań i tak mało odpowiedzi.
Po jakimś czasie Wadim Klimow położył przed Zoe jej dokumenty i oświadczenie, które miała podpisać. Wtedy zdała sobie sprawę, że nawet nie wie która jest godziny i gdzie się znajduje.
Zoe ujęła papier w dłoń i zaczęła starannie czytać.
- Która jest godziny? - Spytała gdy już zapoznała się z treścią oświadczenia, które miała podpisać jeżeli chciała wyjść.
- Zbliż się ósma rano. - Odparł mężczyzna.
Gnedenko po raz drugi przeczytała tekst, po czym zapytała się gdzie się właściwie teraz jest. Mężczyzna podał adres. To było jakieś półtora kilometra od jej mieszkania.
- Ja tego nie podpiszę. - Powiedziała odkładając kartkę papieru. - A skoro mam tu zostać, to chciałabym mieć możliwość przebrania się. Jest pan w stanie oddelegować kogoś, żebym mogła udać się do siebie i zabrać kilka rzeczy?
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 18-01-2016, 01:53   #238
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację


Buckman, Hradetzky

Japońskie czy nie, coś robiły w kontenerze. Pytanie, w którą stronę ów kontener się udawał. Akumulatory były starego typu, ale z odpowiednią modyfikacją wcale nie musiały sobie źle radzić podczas wielkich mrozów. Poczyniony jakiś czas temu progres w elektronicznym zasilaniu był tak duży, że tylko w takich zapadłych dziurach jak Norylsk ciągle używano silników na ropę lub benzynę. Nawet taki bydle jak egzoszkielet Zoltana używał fuzyjnych baterii, potrafiących udźwignąć cały system i pozwalać używać go przez kilka godzin bez przerwy. Mając prąd i potrafiąc zabezpieczyć się przed działaniem zimna, przejście na elektronikę nawet tutaj nie musiało być więc złe.
Ale no właśnie, mając prąd.

Hradetzky wielkim elektrykiem nie był, znał jednak podstawy. Wiedział też, że bez pewnej wiedzy i zabezpieczeń, można skończyć jak skwarka. Szaber ukrytych pod śniegiem kabli też nie szedł dobrze. Rosjanie w panujących tu warunkach unikali używania słupów, więc trzeba by było wyciągać z ziemi, co było zwyczajnie niemożliwe. Tu jednakże z pomocą przyszli szabrownicy. Zostawili po sobie splądrowany teren, w tym zagracony bezużytecznymi przedmiotami kontener czy pustawy barak w stylu tego należącego do Udinova, tyle, że bez klapy do piwnicy. Oba wystarczyło tylko ogarnąć z nawianego śniegu, aby dostać się do środka i w tym pierwszym Zoltanowi udało się zgarnąć kilkadziesiąt metrów kabla. W baraku natomiast dałoby się stawiać motory śnieżne, ale nikt nie gwarantował, że nie wróci tam właściciel.

Kabel to jednak nie wszystko. Należało go gdzieś podpiąć, a możliwości nie było wiele. Bez przedłużenia go, pozostawała główna alejka w okolicy, i to po prostej, czyli z przedzieraniem się przez koszmarnie wielkie zaspy. Tam z kolei wybór ograniczał się do: latarni, gdzie podpięty kabel raczej szybko zostałby zauważony, lub któregoś z budyneczków. Skrzynki elektryczne były jednakże w ich środku, a większość miejsc w prąd zaopatrzonych, była zamieszkana. Wprowadzony w sprawę Dymitr zasugerował wręcz, że mogliby poprosić o użyczenie prądu.

Zanim przystąpili do wykonania tego planu, Buckman wychodząc właśnie na górę, dostrzegł jak otwierają się drzwi baraku. Z Zoltanem i Udinovem w piwnicy i bez żadnego raportu o powrocie pozostałych, zdążył sięgnąć po broń, kiedy jakaś zakutana szczelnie postać wślizgnęła się do środka i zamknęła za sobą drzwi, obracając. Drgnęła zaskoczona, bo otwarta klapa dawała trochę światła z dołu, oświetlając zarówno sylwetkę najemnika, jak i ustawione pod ścianami motory. Bez szczegółów, ale jednak.
- Oj - jej głos był przytłumiony przez warstwę ubrań zasłaniającą usta. - Chciałam tylko schronić się na noc, zamarznę na zewnątrz!


Rusht, O'Hara

Godzina 22:55 czasu lokalnego
Środa, 20 styczeń 2049
Przy mieszkaniu Igora, Norylsk, Rosja


Profesor Oleg Łuczenko był samotnym mężczyzną, mieszkającym jak się okazało w jednym z tych wielkich bloków, blisko północnej części mieszkalnej strefy Norylska, czyli generalnie niedaleko domu Ivanienki. Profesura nie dawała mu wiele, bo im dalej od centrum tym okolica utrzymana gorzej, ale podobnie jak i inni mieszkańcy tego miejsca, nie miał zbytniego wyboru. Mężczyzna miał około sześćdziesięciu lat, według opinii Aleksieja przynajmniej, bo metryki tego człowieka żadne z nich przecież nie widziało.

Dojście do bloku nie nastręczało wielkich trudności. Miasto o tej porze było wyludnione, a nieliczne patrole dawało się łatwo ominąć lub przed nimi schować. Wkrótce stanęli przed drzwiami z domofonem i po rozgrzaniu zamka Shade była w stanie pokonać jego opór. Mieszkanie znajdowało się na czwartym piętrze i dopiero tam należało się zastanowić jak najlepiej wykonać to podejście. Było już późno i każdy głośniejszy dźwięk niósł się po korytarzu. Nigdy nie wiadomo jak będą reagować ludzie - czy to profesor, czy sąsiedzi, kiedy ten dajmy na to zacznie krzyczeć.

W końcu ta wizyta była wielce niezapowiedziana.


Raver, Bojko

Godzina 22:55 czasu lokalnego
Środa, 20 styczeń 2049
Okolice celu F1, Norylsk, Rosja


Dwie skulone sylwetki narciarzy sunęły po śniegu, przełamując przeraźliwie zimny wiatr. Ogrzany w domu Ivanienki Witalij znosił to tym razem lepiej od Anglika, nawykłego do deszczu, ale już nie do tak siarczystego mrozu. Objeżdżali kompleks F1 od północy, nie dostrzegając tu żadnego wjazdu, a jedynie kilka pojazdów wojskowych służących jako posterunki, bo innego celu ich pobytu tutaj trudno się było doszukać. Ile widzieli siedzący w nich żołnierze? Najemnicy wierzyli w noszoną na ciałach technologię. Nikt nie zaczął strzelać, więc najwyraźniej działała wystarczająco dobrze.

Ogrodzenie ciągnęło się około kilometra, licząc od wschodu do zachodu, tak jak jechali wzdłuż niego. Po jakimś czasie zaczynało "skręcać" w stronę ulicy Vokzalnaya i z tego co widział Fox przez lunetę, przy tej właśnie ulicy kończyło się w drodze z północy na południe. Przepatrując teren dalej widziało się jeszcze stację kolejową, odśnieżoną i sprawną. Porównując z mapą, łatwo się było dowiedzieć, że prowadziła od fabryki na południowym zachodzie, a kończyła za miastem po wschodniej części, przechodząc przez nie dokładnie pomiędzy dzielnicą mieszkalną a fabryczną. Z tego co pamiętali ze swoich odwiedzin w tamtych rejonach, tory obecnie nie były przejezdne, więc musiały służyć wyłącznie do wożenia towarów z kopalni Ivanienki do kompleksu F1.

Niewiele więcej dał im ten rekonesans. Udało im się dotrzeć w pobliże ogrodzenia od zachodniej strony i wypatrzeć jeszcze jeden wjazd od południa, przy samym narożniku kompleksu, ale podążanie dalej było proszeniem się o kłopoty. Ilość wojska i posterunków gęstniała nagle i zbliżenie się do ogrodzenia od strony drogi wydawało się praktycznie niemożliwe. W noktowizyjnym świetle wyłowili przynajmniej trzy pojazdy opancerzone i kilka terenowych, z których część nieustannie patrolowała ulicę Vokzalnaya, sprawiając, że nawet przejechanie przez nią w trochę bardziej oddalonym punkcie mogło być niebezpieczne.

Nie dane im było też ujrzeć żadnego transportu, czy to wjeżdżającego, czy wyjeżdżającego. Brama wschodnia, którą Fox wcześniej obserwował razem z O'Harą, wydawała się o wiele intensywniej wykorzystywana.


 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 19-01-2016 o 11:51.
Sekal jest offline  
Stary 24-01-2016, 15:16   #239
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Po stanięciu przed drzwiami Olega, Kane przesunął spojrzeniem po Val i zdjął maskę z twarzy, uśmiechając się krzywo.
- Abyś mogła podziałać swoim kobiecym wdziękiem, musiałabyś zdjąć jakieś dziewięćdziesiąt procent tych ciuchów - zauważył z rozbawieniem.
- Aż tak źle? - Odpowiedziała żartobliwie także zdejmując maskę, szybko jednak spoważniała - Skoro to starszy człowiek może już spać. Dzwonienie i przekonywanie go, by nam otworzył może zając sporo czasu i narobić hałasu. Co powiesz na metodę, by najpierw spróbować wejść po cichu, a potem dopiero łagodzić sytuację i pertraktować? W środku mogłabym się nawet rozebrać…
- Chcesz skusić jego czy mnie? - Irlandczyk wyszczerzył się. Podobnie jak ona szybko spoważniał. - Duże ryzyko. Jak się nie uda to narobi rabanu i będzie trzeba go uciszyć tradycyjnie. Zapukajmy najpierw. W razie czego podamy się za tutejsze wojsko. Dopóki nie wiedzą kim jesteśmy i po co tu przyszliśmy to daje nam odrobinę czasu.
- Nie wyglądamy jak ktoś z rosyjskich jednostek. - Shade wyraziła wątpliwość, ale dodatkowo zdjęła czapkę spod której wyłoniły się jej spięte w kucyk długie włosy i grzecznie, nie za głośno zapukała do drzwi.
- Wygląd się nie liczy, wystarczy zdecydowanie i pewność siebie, aye? - spytał z typowym irlandzkim akcentem ani odrobinę nie zbliżającym się do rosyjskiego. Włączył holofon i skonfigurował tłumacza, podłączając słuchawkę do ucha.

Pukanie cicho rozniosło się po korytarzu, ale poza tym, nie nastąpił żaden inny efekt. W szparze pod drzwiami nie pojawiło się światło, Shade nie słyszała też żadnego ruchu w środku.
- Jeśli nie słyszy pukania, może jednak nie usłyszy otwierania zamka? - Wyraziła cicho swoja nadzieję najemniczka. - Z drugiej strony mam nadzieję, że jeśli nam się uda po cichu wejść i profesor się obudzi, to nie wykituje ze strachu na zawał… - Dodała w przypływie czarnego humoru.
- Nie podoba mi się to, ale zdaje się, że nie mamy wyjścia Dzwonienie o tej porze wydaje się jeszcze gorszym rozwiązaniem - O'Hara wskazał na drzwi. - Wchodzimy. Skoro mamy grać dobrego i złego glinę, daj mi swój pistolet. Mój nie ma tłumika, a nic tak nie powstrzymuje krzyku jak broń.
Kobieta bez słowa wysunęła zza ubrania ukryty do tej pory pistolet i podała Irlandczykowi, a potem starając się zachować maksymalną ciszę zaczęła otwierać zamek. Stary zamek poddał się szybko i prawie bezdźwięcznie. Drzwi uchyliły się, otwierane bardzo powoli nie skrzypiały. W środku panowała całkowita ciemność, mieszkanie nie sprawiało wrażenia dużego. Z pokoju na ukos dobiegało stłumione chrapanie.

Shade nałożyła na oczy noktowizor i wśliznęła się do środka. Krótka analiza pozwoliła jej stwierdzić, że była to zaledwie duża kawalerka. Drzwi do łazienki z prawej, z lewej wejście do sporego, ale pojedynczego pokoju. W jego wnęce łóżko, na którym leżał prawdopodobnie właśnie Oleg. Od pokoju odchodziła jeszcze kuchnia i druga wnęka, gdzie stała szafa. I tyle, koniec mieszkania.
Skinęła na towarzyszącego jej mężczyznę by pozostał przy drzwiach po ich zamknięciu i ostrożnie ruszyła w kierunku łóżka. O’Hara postanowił zaufać temu planowi. Wszedł ostrożnie do środka, także z noktowizorem na oczach i zamknął za sobą drzwi. Stanął w przejściu, częściowo słuchając odgłosów z zewnątrz, ale większość uwagi kierując na łóżko i Val, która gdy podeszła do łóżka zdjęła noktowizor i nachyliła się nad mężczyzną, tak by móc w razie konieczności zatkać mu usta ręką, drugą pokazując, by zachował ciszę.
- Zapal jakieś światło. - Szepnęła cicho do komunikatora.
Kiedy pokój stał się jasny, Oleg chrapnął głośniej i zaczął przewracać się na drugi bok. Mimo swojego wieku wydawał się być w swojej ciepłej piżamie całkiem dobrze zbudowanym mężczyzną. Broda zakrywała mu twarz o charakterystycznych, rosyjskich rysach. Zarówno ona jak i włosy balansowały na granicy szpakowatości, dążąc już ku stanowi siwemu.
Kobieta nachyliła się nad śpiącym i delikatnie dotknęła jego ramienia:
- Olegu Igorowiczu, proszę się obudzić. - Powiedziała niezbyt głośno, cały czas czujna i gotowa by zasłoni mu usta drugą ręką.

Szarpnął się w pościeli, zaskoczony zupełnie i wydał z siebie stłumiony przez dłoń kobiety okrzyk zaskoczenia. Spróbował natychmiast usiąść.
- Czego… kim…?! - wydyszał, rozglądając się w panice. Dostrzegł stojącego w drzwiach O'Harę i spróbował cofnąć na łóżku, aby oddalić się od nachylającej się nad nim kobiety.
- Przepraszamy za wejście bez zaproszenia, ale woleliśmy nie robić hałasu na korytarzu. Przede wszystkim ze względu na pana bezpieczeństwo. Słyszałam że w Norylsku ludzie często znikają bez śladu gdy coś wyda się podejrzane tutejszej władzy. - Powiedziała po rosyjsku najemniczka uspokajającym tonem, odsuwając się nieznacznie od zaskoczonego i wyraźnie przestraszonego mężczyzny.
Ten przetarł oczy, ciągle mrużąc je od rażącego go światła. Oparł się o ścianę, rzucając spojrzenia na boki, jak człowiek szukający drogi ucieczki.
- Kłopoty to będą jak zaraz nie wyjdziecie - starał się mówić spokojnie, ale jego głos drżał. Wchodził też na wyższe tony. - Widziałem zagraniczniaków w mieście, ale to już przesada…!
- Możemy wyjść, ale może jednak wysłucha pan propozycji jaką możemy złożyć? - Odpowiedziała kobieta uśmiechając się lekko.
- Znam ja wasze propozycje. Coś obiecać, dostać co się chciało, a potem kulka w łeb albo zesłanie - Oleg najwyraźniej nie miał dobrych doświadczeń życiowych.
- Nie dziwię się pana nieufności. - Valerie westchnęła. - Jestem w Norylsku niedługo, ale już zdążyłam się przekonać jak trudne jest tutejsze życie i jak niewiele znaczą ludzie. W moim świecie wygląda to zupełnie inaczej. Doskonale wiem, że nie mogę dać panu żadnej gwarancji dotrzymania słowa. To tylko kwestia zaufania. Może spróbujemy nad nim popracować? Mam na imię Valerie, a mój przyjaciel to Kane. Może na początek wolałby pan wstać z łóżka?

Nie wyglądał na człowieka przekonanego, ale szybko przekalkulował swoje możliwości. Pistolet w dłoni Kane'a, nawet jak nie skierowany w niego, dawał sporo do myślenia. Nie zaczął krzyczeć, zamiast tego wygramolił się spod grubej kołdry.
- Przynieście mi chociaż szlafrok z łazienki - burknął, ale już po głosie słychać było, że całkiem się rozbudził.
Kobieta skinęła głową i skierowała się do pomieszczenia, które zaraz na wstępie zlokalizowała jako łazienkę. Wolała by mężczyzna nie próbował czegoś głupiego na wypadek gdyby to Kane zniknął z jego pola widzenia. Nie obawiała się oczywiście, że nie poradzi sobie ze starszym profesorem fizyki. Była zbyt dobrze wyszkolona w walce wręcz, by stanowił dla niej zagrożenie. Lepiej było jednak nie robić mu okazji do głupiego i pochopnego zachowania, które mogło nadwątlić delikatną nić porozumienia, jaką starała się stworzyć. O'Hara oparł się swobodnie o framugę, nie wtrącając się do rozmowy ze swoją marną znajomością języka. Pistolet trzymał w opuszczonej swobodnie wzdłuż tułowia ręce. Uniesienie go i strzał to byłby moment. Nie spuszczał wzroku z profesora.
Szlafrok wisiał zaraz za drzwiami łazienki. Oleg założył go zaraz jak Shade mu go podała i zawiązał w pasie. W mieszkaniu było dość zimno, nie dziwne więc, że miał na nogach grube skarpetki.
- Skoro już wstałem, napijecie się czegoś? - zapytał, wskazując na kuchnię.
- Chętnie napiję się gorącej herbaty - Odpowiedziała najemniczka. - Wiele dobrego słyszałam o rosyjskiej sztuce serwowania tego napoju.
- Nie jestem fantastą, a fizykiem. Mam tylko czarną sypaną.
Nalał wody do metalowego czajnika i postawił go na gazie, wyjmując trzy zwykłe, przeźroczyste szklanki z uszkami i wsypując do nich herbaty.
- Cóż… czasami watro pomarzyć, a czasami nawet marzenia się spełniają. Poza tym jeśli spojrzeć na historię i świat, granica pomiędzy fizyką i fantastyką może okazać się bardzo płynna. - Shade uśmiechnęła się ponownie nieznacznie wzruszając ramionami.
- To prawda, ale ja nigdy nie słyszałem o rosyjskiej sztuce parzenia herbaty, a mieszkam tu długo - zwrócił się ku niej. Stojąc w kuchni był poza zasięgiem O'Hary. - Tu mamy Norylsk panienko.
- Taaa..., ciemno, zimno i niewiele perspektyw… - Kobieta popatrzyła na niego uważnie. - Czasami trafia się jednak okazja by taki stan rzeczy zmienić. Może warto zaryzykować?

Podszedł do niej, spoglądając w oczy. Był mniej więcej jej wzrostu.
- Czy wiesz, jak trafiła tu większość ludzi w ostatnich stu latach?
- Urodzili się tutaj albo zostali zesłani?
- Bo mieli wybór: głowa albo przeniesienie. Tu nie żyje się nadzieją, bo to głupota. Nie przetrwasz miesiąca licząc na cuda.
- Ale jednak czasami cuda się zdarzają. - Valerie patrzyła mu prosto w oczy. - Albo po prostu okazje. Przychodzą do domu i otwierają nowe możliwości…
- Składają zawoalowane propozycje ustami zbyt pięknej na to miejsce kobiety - zaśmiał się. Napięcie z niego zeszło, teraz wyglądał jakby było mu wszystko jedno. Ominął Valerie i wrócił do pokoju, siadając na fotelu. - A ja w nie nie wierzę.
- Propozycja może być bardzo konkretna - Tym razem ton zwiadowczyni był bardzo rzeczowy. - Za kilka dni opuszczamy to miasto i zabieramy ze sobą kilka osób z miasta. Jeśli zdecyduje się pan z nami współpracować zostanie jedną z tych osób.
- I co ja zrobię poza tym miastem? - zerknął na nią, a potem na O'Harę z lekkim, trochę kpiącym uśmiechem.
- Jest pan wykształconym, inteligentnym człowiekiem. Nie pracowałby pan w tajnym laboratorium gdyby nie miał odpowiednich kwalifikacji. Bez problemu znajdzie pan pracę, może nawet bezpośrednio u naszego zleceniodawcy…
- No to wreszcie wiem o co chodzi - westchnął. Z czajnika zaczęła obficie wydobywać się para. - Zalejesz? - zapytał i nie czekając na odpowiedź dodał: - Nie wiem kim jesteście, ale każesz mi zaufać na słowo. Bo jak coś powiem, a jest szansa, że nawet bez tego, wydajecie na mnie wyrok śmierci.

Najemniczka wróciła do kuchni i zalała wrzątkiem przygotowane naczynia. Przyniosła je do pokoju i postawiła na stole:
- Pracujemy dla organizacji, która stara się nie dopuszczać do rozprzestrzenianie niebezpiecznej broni na świecie. Zwłaszcza jeśli jest ona niewykrywalna. - Mówiąc te słowa Shade wyraźnie obserwowała mężczyznę, starając się wywnioskować z jego zachowania do jakiego stopnia jest zaznajomiony z ostatnimi produktami powstającymi w miejscu jego pracy. - Oczywiście rozumiem ryzyko jakie wiąże się dla pana ze współpracą z nami. My jednak także ryzykujemy. Przecież na to czy powie nam pan prawdę mamy tylko pańskie słowo. Będziemy musieli zweryfikować je osobiście ryzykując życiem. Więc jak pan widzi nam zależy na pańskiej współpracy, panu powinno zależeć byśmy cało i zdrowo wydostali się z miasta. Wszyscy razem.
- Nie rozumiesz problemu jaki mam - pokręcił głową. Sięgnął do prawie pustej cukiernicy i wyjął z niej kostkę cukru, wrzucając do swojej szklanki. - Od miesiąca są tu tacy, którym też zależy. Słyszałem opowieści o zaginionych, znałem część. Czy to co teraz się dzieje, to zmiana taktyki? Ktoś uznał, że jestem jednak wystarczająco istotny? Pozwól mi zrozumieć, zanim przejdziesz do następnego punktu swoich rozkazów po skreśleniu dobrowolnej gadaniny.
- Potrzebujemy aktualnych informacji o tym co dzieje się w laboratorium. Szczerze mówiąc wybór akurat pańskiej osoby był w zasadzie wynikiem z jednej strony trafu, z drugiej przypadku. - Odpowiedziała Valerie zupełnie szczerze.
- I nadal nie rozwiązuje to mojego dylematu, czyż nie? - uniósł brwi i siorbnął łyk herbaty, nie przejmując się pływającymi w niej fusami.

W dedukcyjnym umyśle Shade otworzyła się nagle niewielka zapadka, która pozwoliła kobiecie zrozumieć o co właściwie chodzi jej rozmówcy.
- Ach rozumiem. - Powiedziała ze smutnym uśmiechem. - Myśli pan, że jesteśmy jednymi z tych, którzy siedzą tu od miesiąca? I że to my porywamy ludzi?
Wzięła szklankę ogrzewając o nią swoje dłonie i na chwile zapatrzyła się w pływające po wierzchu niewielkie listki.
- Przybyliśmy do Norylska trzy dni temu i jak do tej pory przez większość czasu zajmowaliśmy się odbijaniem porwanych ludzi z rąk przetrzymujących ich Arabów - Popatrzyła na mężczyznę. - Niestety nie mam jak tego udowodnić. Przynajmniej nie tutaj.
- A gdzie możesz? - zapytał, nie zmieniając całkowicie obojętnego na pierwszy rzut oka wyrazu twarzy.
- Zna pan Nadzieję Sorokin? - odpowiedziała pytaniem najemniczka.
Zmarszczył brwi, szukając w pamięci nazwiska.
- Znam, niezbyt dobrze, doktora chemii o nazwisku Sorokin - powiedział wreszcie. - Nikogo innego nie kojarzę ze swoich kręgów, ale samo nazwisko jest dość szeroko spotykane.
- To jego córka. Ma jeszcze dwie inne córki. Pomogliśmy im się wydostać z niewoli. Nadzieja pracowała w tym samym laboratorium co pan. Jeśli nie zmieniła miejsca pobytu przebywa w mieszkaniu na południu miasta. Mogłaby ewentualnie za nas poświadczyć. To jednak kawałek drogi stąd. Ma pan samochód?
- Poświadczyć albo nakłamać, ale dobrze spotkać kogoś, kto próbuje przekonać do swoich racji w racjonalny sposób - fizyk znowu popatrzył w oczy Shade. Lub na jej piękną twarz, tak po prostu. - Samochodu dzięki Bogu nie mam, w tym lodowym piekle same z nimi problemy - coś w jego tonie sugerowało gorzki ton tej odpowiedzi.
- W sumie racja. Dlaczego miałby pan wierzyć jakiejś nieznanej kobiecie bardziej niż nam. - Valerie wzruszyła ramionami i przełknęła solidny łyk ciepłego napoju. Nie był już gorący. W tych warunkach ciepło uciekało z wszystkiego w zastraszającym tempie.
- Kane wypij herbatę póki ciepła. - Zwróciła się nadal po rosyjsku do milczącego towarzysza. Wiedziała, że ma włączonego tłumacza, więc nie widziała potrzeby rozmawiania w innym języku. - Pewnie niedługo będziemy musieli wrócić na ten paskudny mróz.
Potem ponownie popatrzyła na profesora:
- Wygląda na to, że jesteśmy w impasie. Nie mogę przedstawić żelaznych dowodów no to że moje słowa są prawdą. Ludzie, których mogłabym poprosić o ich potwierdzenie mogą przecież kłamać. Teraz to więc tylko kwestia wiary, nadziei albo hazardu. Odpowiedzi na pytanie czy warto zaryzykować i czy to się okaże opłacalne.
Kane słuchał rozmowy jednym uchem, drugim próbował w razie czego wychwycić odgłosy z korytarza. Z tłumaczem nadążał za tokiem rozmowy, więc kiedy Shade wywołała go do tablicy, nie tylko zbliżył się i wziął szklankę, ale też dodał swoje trzy grosze. Po angielsku, pozwalając aplikacji przekładać to na zrozumiały dla profesora język.
- Niech pan jej posłucha. Nam nie zależy na rozgłosie, więc tak jak weszliśmy wyjdziemy stąd po cichu i nikt niczego się nie dowie. To - tu uniósł pistolet - jest znacznie skuteczniejszy i szybszy sposób zdobywania informacji. Staramy się go nie używać. O ile nie zrobi pan czegoś głupiego.
Razem ze szklanką herbaty wrócił na swoją pozycję.
 
Widz jest offline  
Stary 24-01-2016, 15:52   #240
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Łuczenko był już od jakiegoś czasu w obojętnym stanie, nie przejawiał zbyt wielu emocji, zwłaszcza tych związanych ze strachem. Za to zaskoczył odrobinę, bo odezwał się w poprawnym angielskim.
- Znam ten język, nie musicie się męczyć. Trochę zardzewiał, ale odbyłem studia na amerykańskiej uczelni - powiedział i kontynuował w tym właśnie języku. - Valerie, tak? Powiedz najpierw o co wam w ogóle chodzi. O jakie informacje. Możliwe, że wyobrażacie sobie po mojej osobie o wiele za dużo. - Jak wygląda obecnie ochrona laboratorium. Jak dostać się do środka. Gdzie uderzyć by najbardziej przeszkodzić w dalszej produkcji bomby. - Zwiadowczyni uśmiechnęła się wypowiadając te pytania czystą angielszczyzną bez jakiegokolwiek akcentu. - Jak mówiłam naszym celem jest przeszkodzenie w dalszej produkcji lub jej opóźnienie. Poza tym idealnie byłoby znaleźć sposób sprawiający, by nie była już niewykrywalna. Jeśli mógłby się pan do tego przyczynić. Niekoniecznie tu i teraz, byłby pan bezcenny dla naszej firmy, a to dawałoby panu poczucie bezpieczeństwa i pewność, że zrobimy wszystko, by go wywieść bezpiecznie z Norylska.
- Słodkie marzenia - uśmiechnął się pierwszy raz od początku tej rozmowy, ale nie był to uśmiech pełny czy wesoły. Zamilkł na trochę, podejmując w głębi siebie jakąś decyzję. - Bomby? Skąd macie informację, że składamy tam bomby? O ile możesz mi to powiedzieć.
- Śledztwo doprowadziło nas do tego miejsca - Shade zacytowała słowa Sato z jego wypowiedzi, której wysłuchali w Nowosybirsku. - Niekoniecznie ostateczna produkcja odbywa się w laboratorium, ale mogą tam być informacje na temat linii technologicznej i miejsca samej produkcji.
- Niekoniecznie źle rozumujesz - zgodził się z nią. - Wiesz w ogóle czym ja się zajmuję? Nie, oczywiście, że nie. Jestem fizykiem jądrowym, ale w tej placówce pracowałem głównie nad kwantowymi właściwościami metali ziem rzadkich. Interesuje ich głównie zastosowanie bojowe. Ale te laboratoria nie konstruują. Tylko wymyślają, eksperymentują, testują. Wysadzenie ich zabije wielu dobrych ludzi. Czy mógłbym sprawić, aby moje pomysły były wadliwe? Być może, ale plany zostały już stworzone. Zorientują się, aresztują mnie i powrócą do obecnej wersji.
- Nie chcemy zabijać niewinnych ludzi. Uszkodzenie czy zniszczenie komputerów i sprzętu nie musi tego oznaczać. Zmiana w planach mogłaby opóźnić działanie, a wyprodukowanie wadliwej partii to też dobre opóźnienie. Ważniejsze jest jednak stworzenie czegoś co unieszkodliwi broń na dłuższą metę. Myślę, że to nad tym będą pracować nasi zleceniodawcy. Gdyby mieli zespół, który wie jak broń powstała i działa, takie prace przebiegałyby o wiele szybciej. Jak myślisz Kane? - Popatrzyła na stojącego z boku mężczyznę. - Zgarnięcie kilku specjalistów i wywiezienie ich to mógłby być najlepszy sposób na niwelację skutków działania broni.
- Kim są ci zleceniodawcy? - Oleg spytał wprost.
Po tym pytaniu Shade znowu pytająco spojrzała na Irlandczyka. Nie była pewna ile może powiedzieć Olegowi. Wprawdzie Miracle nigdy nie wymagało od nich zachowania bezwzględnej tajemnicy, ale nie rozmawianie o pracodawcy było jakby odgórnym założeniem w kodeksie najemnika. To O'Hara jako dowódca powinien podjąć decyzje w tym zakresie.
- Nie możemy posłużyć się nazwami, panie Łuczenko. Z pewnością rozumie pan dlaczego. Mogę jedynie zapewnić pana, że nasz zleceniodawca nie jest zaangażowany w obecne wydarzenia w mieście, a jego celem wydaje się bardziej zapobieganie wojnom i ogólnemu przelewowi krwi niż ich prowokowanie. Powiedziałem "wydaje" ponieważ jak widać jesteśmy tylko ludźmi do wynajęcia, nie zaś znającymi tajemnice, wysoko postawionymi szychami - Kane wyszczerzył się i dopił herbatę kilkoma szybkimi łykami, starając się nie połknąć przy tym za dużo fusów. - Wobec nas byli jak na razie uczciwi, a to nie jest pierwsze zlecenie.
Odstawił szklankę i wrócił do kwestii poruszonej przez kompankę.
- Olega możemy zabrać, ale reszta to obietnice na wyrost, Val. Miejsce jest dla nas i dla kilku osób. Więcej nikt nie zgodzi się zabrać ze względu na brak możliwości. Nie jesteśmy też dobrymi samarytanami, tacy nie istnieją - Irlandczyk walił prosto z mostu. - Nie ukrywamy, że jednym z zadań jest pełne zrozumienie tego co tu się dzieje, więc wywiezienia pana będzie nam na rękę. Mi fizyczne, chemiczne i matematyczne pojęcia nie mówią wiele. Jeśli przy okazji popsujemy co poniektórym szyki, tym lepiej. Proszę powiedzieć, wie pan w co uderzyć, aby na jak najdłużej wyłączyć możliwości produkcji tych urządzeń, po które przybyła tu również korporacja?

- Być może wiem - Oleg pokiwał głową w zamyśleniu. - Ale nie jest to laboratorium. Proces jest znany i możliwy do ponownego przeprowadzenia. Ważny jest surowiec i linia produkcyjna składająca się z najnowocześniejszych maszyn i procesów - mówił ogólnikami, odnieśli wrażenie, że całkowicie celowo. - Laboratorium nie powinno was interesować.
- Może jeśli będziemy mieć więcej dokładnych danych uznamy ten argument. - Kobieta popatrzyła na naukowca uważnie. - Dlaczego tak panu zależy co stanie się z laboratorium skoro ma pan je opuścić?
- To żadna tajemnica. To jedyne miejsce tutaj dla takich ludzi jak ja. Nie wiem czy opuszczę Norylsk czy nie, a jak nawet to zostają inni. Większość idei nad którymi pracujemy nie jest zła - odpowiedział Rosjanin. - Zniszczenie tego to krok w tył i załamanie dla wielu.
- Rozumiem - Shade skinęła głową. - Z pewnością weźmiemy to pod uwagę. Naszym celem jest przede wszystkim zatrzymanie produkcji. Przynajmniej na jakiś czas, nadal bowiem pozostaje kwestia czy całkowitego zniwelowania możliwych skutków pojawienia się na rynku tego typu broni.
W takim razie czy udzieli nam pan bardziej szczegółowych informacji co powinno być celem naszego ataku. Jakie maszyny, materiały, komponenty?
- Jak chcecie zatrzymać produkcję, zniszczcie linię produkcyjną - Oleg wzruszył ramionami. - To będzie dla was osiągnięciem celu. Maszyny ciężko zastąpić, a później skonfigurować. Składanie wymaga specjalistycznego sprzętu i odpowiednich warunków.
Najemniczka ponownie tego dnia wyświetliła holograficzna mapę Norylska i wskazała na kompleks fabryczny nazywany przez nich celem F1.
- Podejrzewamy, że to właśnie jest miejsce, gdzie odbywa się produkcja. Wiemy, że dostarczane tam są transporty rzadkich pierwiastków. To spory i dobrze strzeżony kompleks. Szukanie na oślep odpowiedniej linii produkcyjnej to jak szukanie igły w stogu siana. Czym mamy się kierować szukając właściwej? Jakieś specjalne materiały, substancje mogą być wskazówką?
Popatrzył na mapę, ale pokręcił przecząco głową.
- Nie jestem wskazać wam dokładnych budynków. Domyślam się, że przynajmniej część linii musi odbywać się w jednym z budynków z kominem. Tej najbardziej na północ z nich to elektrownia. I tu się kończy moja wiedza. Minerały… - nie spodobała mu się wyraźnie ta nazwa, ale pozostawił ją dla użytku "ignorantów" - ...oznaczane są symbolem REE, być może to wam w czymś pomoże. Do nas już przybywają wyselekcjonowane, w osobnych niedużych skrzynkach.
- Czy istnieją jakieś podziemne przejścia z laboratorium do fabryki? - Zapytała zwiadowczyni.
- I jak transportowane jest do fabryki to, co tworzycie w laboratorium? - dodał Kane.
- Nic mi nie wiadomo o przejściu - odpowiedział bez zastanowienia Oleg. - A transporty samochodami, to nie są duże rzeczy.
- Musimy się więc skoncentrować na fabryce jako celu i sposobie dostania się do niego. - Valerie podsumowała rozmowę z profesorem. - Nie ukrywam, że przydałby się ktoś, kto potrafiłby nam powiedzieć więcej o tym miejscu. Zna pan kogoś takiego, kto jednocześnie byłby zainteresowany w zamian za pomoc wyjazdem z Norylska?
- O wyjeździe z Norylska się nie rozmawia - powiedział, dziwnie zgadzając się tymi słowami z Ivanienko. - Nie znam zbyt wielu osób stamtąd. I prawdę mówiąc, nie mam ochoty podawać ich nazwisk - spojrzał w jej oczy. - Ja już nie mam wyboru, ale oni jeszcze tak.
- W zasadzie ma pan wybór. Nie zabierzemy pana na siłę. Jeśli naprawdę chce pan tu pozostać odejdziemy i nikt nie dowie się o naszej rozmowie. Może pan dalej, codziennie jak do tej pory, chodzić do pracy i zastanawiać się do końca życia czy podjęta przez pana decyzja była słuszna czy może nie. - Wypowiadając te słowa Shade spoglądała mu prosto w oczy. - Myśli pan, że inni nie chcieliby mieć takiego wyboru?
- Nie mi za nich decydować - odpowiedział nie odwracając wzroku.
- Tak to znowu jest kwestia zaufania. Nie mogę sobie wyobrazić życia w świecie gdzie nikt nikomu nie ufa, a wszyscy w koło donoszą na sąsiadów. I w sumie bardzo się cieszę, że tak jest. Bo to znaczy, że żyję w normalnym świecie. - Kobieta uśmiechnęła się smutno odstawiając na stół pusty kubek. - Musimy w takim razie ustalić szczegóły co do dalszego działania. Oczywiście jeśli jest pan zainteresowany.
- Uważam, że nie mam wyjścia. Skoro możecie mnie zabrać, spróbuję chwycić tę szansę. Uznaj to za efekt twojego nieodpartego uroku - uśmiechnął się słabo, po raz drugi tej nocy.
- Nieczęsto mam go możliwość wykorzystywać w swojej pracy. - Uśmiech Valerie stał się bardziej swobodny. - Choć nie przeczę, że działam na ludzi dość… obezwładniająco. - Potem już zupełnie poważnie dodała - Czy uważa pan realnie, że dalsze pozostawanie w mieszkaniu może stanowić dla pana bezpośrednie zagrożenie?
- Czasami nie wiadomo czy chce pocałować czy zastrzelić - roześmiał się Kane. - Do fabryki wejście się znajdzie. Sytuacja tam wygląda za to na skomplikowaną, stąd także nasza chęć na porozmawianie z kimś pracującym w środku. Kompleks otoczyło wojsko i skierowało karabiny do środka.
- O wojsku wiem tyle, że przeszukuje wszystkich wjeżdżających, plotka głosi, że część kompleksu, w tym elektrownia, przejęta jest przez terrorystów z bombą, a pracownicy z niektórych jego części nie wychodzą - wrócił jeszcze do tego tematu Oleg, zanim odniósł się do ostatniego pytania. - Poradzę sobie obezwładniająca Valerie, o ile wyjdziecie cicho. Myślę, że do czasu waszego ataku i chwilę po nim mogę być relatywnie bezpieczny tutaj.
- W takim razie ustalmy miejsce spotkania i sposób w jaki przekażemy panu informację o ewakuacji. Proszę zabrać tylko niezbędne rzeczy, ciepłe ubranie i żywność. Będziemy musieli większość drogi przebyć na nartach. Umie pan na nich jeździć? Ma pan telefon? - Zapytała rzeczowo zwiadowczyni.
- Telefon mam taki - Rosjanin wskazał na wiszący na ścianie kablowy aparat. - Kiedyś umiałem jeździć na nartach, mogę dotrzeć do dowolnego prawie miejsca w obrębie miasta.
- Proszę w takim razie podać nam numer. Przekażemy informację o miejscu i czasie spotkania. - Chcesz jeszcze coś dodać? - Valerie popatrzyła na Kane'a.
- Mam - O'Hara skinął głową. - Panie Łuczenko, ta bomba. Przypuszczalnie, gdyby linia produkcyjna została wysadzona, to mam dwie kwestie. Na jak długo zatrzyma się produkcja, konkretny termin poproszę. Szacowany wystarczy. Po drugie: jak zareagują same urządzenia i ich produkty podczas eksplozji? Spotęgują ją czy pozostaną nieaktywne, czy zachowają się jeszcze w inny sposób?
- Eksplozja nastąpi poprzez wyzwalacz dopiero. Nie będę wdawał się w szczegóły, bo weszlibyśmy na fizykę jądrową, ale dopiero błąd komputera jaki uzyskaliśmy przypadkiem przy testach zupełnie czegoś innego, wyzwala eksplozję. Konwencjonalne ładunki nie powodują tego - wyjaśnił Oleg. - Przypuszczalnie, gdyby udało się zniszczyć linię montażową oraz techniczną czyli tę, w której łączą najdelikatniejsze elementy ze zmontowanymi już urządzeniami, to przerwę szacuję na pół roku do roku czasu. W zależności od możliwości, bo sprzęt trzeba będzie sprowadzić z daleka.

Nagle usłyszeli w komunikatorze głos Bojko.
- Kane, Shade, jesteście u tego jajogłowego? Możemy wstąpić? Bo Fox mi tu zamarza.
- To nie jest dobry pomysł. - Odpowiedziała natychmiast zwiadowczyni lekko odwracając się od profesora. - Wracajcie w takim razie do kryjówki. Szybka jazda was rozgrzeje.
Po chwili milczenia w komunikatorze odezwał się głos Ravera:
- Wy też będziecie wracać, czy jeszcze działacie w okolicy?
Valerie popatrzyła na milczącego Kane nie chciała mówić przy profesorze i tym co przyszło jej jeszcze do głowy i stwierdziła tylko krótko:
- Nie czekajcie na nas.
- Trochę się tu ogrzaliśmy - dodał do komumikatora O'Hara. - Może spróbujemy czegoś jeszcze.
Wyłączył komunikację i zwrócił do Łuczenki.
- Tyle mi wystarczy, dziękujemy. Będziemy się zwijać. Val?
- Tak. - Potem jakby jeszcze coś sobie przypomniała zwróciła cie do profesora. - Ma pan może książkę telefoniczną?
- Tylko najpotrzebniejsze numery - odpowiedział kręcąc głową.
- W takim razie zbieramy się i do szybkiego zobaczenia. - Kobieta uśmiechnęła się wyciągając do niego rękę. Uścisnął ją, podobnie pożegnał się z O'Harą.

Gdy w ciszy opuścili budynek Shade odezwała się do Irlandczyka:
- Tak sobie pomyślałam, że może warto by sprawdzić te przysypane rury prowadzące do fabryki. Tylko musielibyśmy zdobyć jakieś szufle do odgarniania śniegu.
- To jest jedno wyjście - Kane zgodził się. - Myślałem jednak nad dotarciem do kogoś z F1. Musimy zweryfikować słowa tego profesora. Wydawał się inteligentny, a kierował nas tak, byśmy nie myśleli o zbliżeniu się do laboratorium.
- To jego miejsce pracy od nie wiadomo jak długo. Ma tam pewnie ludzi, których lubi, przyjaciół. Nic dziwnego, że nie chce by coś się im stało. - Stwierdziła zwiadowczyni. - Zawsze mamy jeszcze do weryfikacji tego Witalija, ale na razie wolałabym się wstrzymać z kolejną rozmową z kimś z laboratorium. Bardziej interesują mnie teraz ludzie z fabryki.
- Dlatego wspomniałem o F1. Ivanienko podał jakieś informacje o kimś stamtąd? Żeby rzucił więcej światła na to, co się tam dzieje - odparł Irlandczyk. - Jak nikogo pewnego nie mamy, to lepiej sprawdzić rury, musimy zrobić to tak czy inaczej. Łopat do śniegu muszą tu mieć dużo.
- Agent podał nam kilka adresów do osób zajmujących się wstępnym przetwarzaniem surowców z kopalni i nazwiska ludzi z dyrekcji, ale bez adresów. Trzeba się dobrze zastanowić z kim porozmawiać. Nie możemy wciągać w sprawę zbyt wielu osób. Dlatego na razie myślałam o tych rurach. Może da się sprawdzić dokąd prowadzą. Zaintrygowała mnie natomiast ta informacja o ludziach, którzy nigdy nie wychodzą z fabryki. Ciekawe gdzie ich trzymają i dlaczego?
- Być może tam gdzie bombę? W plotkach zawsze coś z prawdy jest - zaryzykował sugestię mężczyzna. - Zgoda, niech będą rury. Kogoś z fabryki spróbujemy przechwycić tuż przed akcją, aby w razie czego nie zdążył rozpowiedzieć. Z Łuczenko mamy czterech cywilów, to maksymalna ilość, którą chcę zabrać z miasta.
- Skoro nie musimy taszczyć tego złomu Zoltana, to więcej ludzi można zabrać - Stwierdziła kobieta. - Chodźmy w takim razie poszukać łopat. Może jakieś piwnice lub składzik w innym bloku niż ten w którym mieszka Łuczenko?
- Wraz ze złomem straciliśmy ładunki, więc i tak będziemy musieli coś znaleźć w zamian. - odpowiedział kończąc tę kwestię. - Poszukajmy najpierw na widoku, potem zajrzymy do jakiegoś garażu czy innej łatwo dostępnej miejscówki.
 
Eleanor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172