Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2016, 12:02   #17
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wagner był już całkiem miło wstawiony kiedy gospodarz - za pośrednictwem ramienia Grimma - poprosił ich na stronę. Byli tam wszyscy. Moritz, Grimm i Kaspar, którzy mimo zmienionego wyglądu i imion nadal trzymali się siebie niczym najbliższe sobie głazy murów stolicy. Czeladnik miał dobre przeczucia, których nie tępił nawet wypity tego wieczoru alkohol. Z lekkim, przyjaznym uśmiechem mężczyzna przeszedł za właścicielem karczmy do jego gabinetu. Po drodze miło było słuchać pełnym wdzięczności słów karczmarza. Były gawędziarz cieszył się, że Grimm ze spokojem podszedł do wcześniej zaistniałej sytuacji. Tym razem ten spokój im się opłacił.

Podróżnicy słuchali mężczyzny nie tracąc czujności. Wagner podświadomie czuł, że mężczyzna mówił prawdę, ale w jego mowie było sporo przemilczeń. Biuro gospodarza było całkiem przytulne. Z dobrej jakości meblami, wygodnymi siedziskami i bogato wyposażonym barkiem pomieszczenie nabierało dla Moritza cech wartych cierpliwego wysłuchania tutejszego szefa. Zaraz po tym jak karczmarz usiadł polał podróżnikom dobrej jakości wina. Później zaczął mówić. Były gawędziarz słuchał cierpliwie.


Karczmarz miał problem z fikserem, który ustawiał walki w jego lokalu. Wagner od razu przypomniał sobie pierwsze śledztwo ich grupy. Było to jeszcze w Biberhof kiedy oni byli młodymi, nie świadomymi niebezpieczeństw świata wieśniakami. Jeszcze za czasów kiedy był z nimi Eryk... Z transu Moritza wybiły liczby rzucone przez ich przyszłego pracodawcę. Procenty błyskawicznie przelane do mózgu geniusza arytmetycznego zamieniły się w srebro i złoto, które mogli zarobić na walkach Grimma. Były gawędziarz nie liczył jednak na wielki zarobek. Chciał udowodnić sobie i innym, że nadal potrafił porządnie poprowadzić śledztwo prowadzące do ujęcia sprawcy. W końcu miał u boku nie tylko walecznego krasnoluda, ale i roztropnego Kaspara i całkiem obytego w wyższych sferach Alexa, którego powoli, wnikliwie musiał sprawdzić. Robił tak w przypadku pięknego rudzielca czy natchnionego Morryty więc i jego to nie minie. Wyglądał na porządnego gościa, ale kiedy ostatnio na takiego trafili wylądowali w lochu czekając na powieszenie...

Za złapanie winnego każdy miał mieć nie tylko darmowy wstęp na walki czy otwarty rachunek na piwo, ale też otrzymać pięć Złotych Koron. Nie tak dużo kiedy nie brać pod uwagę otrzymywanych gratisów i pokrycia kosztów śledztwa - w rozsądnych granicach, rzecz jasna. Człowiek, który był gawędziarzem czytał ludzi jak otwarte księgi. Kiedy patrzał na żebraka wiedział czy ma do czego wracać czy zostawił resztę życia za sobą, a kiedy patrzał na składającego taką ofertę karczmarza wiedział, że... ten nie mówił im wszystkiego. Grał, zakrywał się powagą i złotem, a wszystko po to aby Stirlandczycy nie wiedzieli zbyt wiele. W końcu taka rozrywka była w okolicy zakazana, a ludzie z taką wiedzą jaką mogli posiąść podróżnicy mogliby być dla niego bardzo niebezpieczni.

- Oferta jest do rozważenia. Czy wystarczy, że wskażemy winowajcę? Zająć się już nim powinni ludzie pracujący tu. W ramach pokazu siły. - zasugerował Alex. Jednocześnie takie rozwiązanie uwalniało ich od brudnej roboty.

Kaspar nigdy nie czuł się mocny w rozwiązywaniu zagadek. Mieli już za sobą kilka takich i niestety - jego osiągnięcia w tej dziedzinie plasowały się blisko zera.

- Możemy spróbować. - powiedział zdawkowo. Miał tylko nadzieję, że to nie on będzie musiał stanąć w ringu. Nie sądził, by kolejne złamanie nosa dodało mu urody.

Karczmarz powoli kiwnął głową z aprobatą do Kaspara, a potem wzniósł oczy ku Aleksowi.

- Nikt nie będzie tu nikogo... - Złamał ołówek na pół i wyrzucił do kosza. - O nauczkę chodzi, acz w tajemnicy, więc nie ma ona być z morałem i pierdolnięciem, ku przestrachu innym, lecz tylko winowajcy, tudzież jego wspólnikom. Więcej mi zależy, aby nikt się nie dowiedział, że moje walki były ustawiane… - mówił spokojnie, ale z naciskiem. - Na razie chcę wiedzieć, kto to robi. Potem, co z tym zrobić, to już się zobaczy, lecz na razie nie byłoby to w zakresie waszych obowiązków.

- Szkoda że nie wiemy, kto najwięcej wygrał w prywatnych zakładach. - dodał Kaspar.

- Jestem gotów Ci pomóc, przyjacielu. - powiedział Moritz odrywając usta od kielicha z wyśmienitym winem. - Proponuję aby to Grimm stanął w ringu i walczył nie tylko dla poparcia swych umiejętności, ale i dla naszej sprawy. - dodał były gawędziarz melodyjnie. - Nasze wynagrodzenie jednak skłania do interwencji. Nie mam zamiaru Pana naciągać na wyimaginowane wydatki dlatego nalegam aby podnieść nieco naszą gażę. Należy tu pamiętać, że Herr płaci nie tylko za profesjonalizm, ale i niemniej ważną dyskrecję… - Wagner zaczął bawić się kielichem, niby sprawdzając konsystencję trunku, cierpliwie czekając na odpowiedź karczmarza. - Obiecuję, że niezależnie od Pańskiej decyzji temat naszych narad nie opuści tych wilgotnych, gościnnych ścian.

Arno zastanawiał się dłuższą chwilę nie będąc pewnym czy to dobry pomysł. Przydepnąć komuś stopę, zdzielić tam, gdzie nieprzyzwoicie. Czasem tak się wygrywało jak inaczej nie dało rady. Ale i tak się przegrywało. Ponadto dziesięć procent od utargu brzmiało nieźle, choć mocno niekonkretnie, jak na gust Khazada. Nie potrafił oszacować ile to jest. A pięć koron za złapanie? Niewiele jak na potencjalne straty. Nic jednak na razie nie mówił. Wolał, by najpierw wypowiedziała się reszta. Jeśli on się zgodzi, to praktycznie interes będzie przybity. Jeśli pojawią się jakieś wątpliwości, to najlepiej przed tym, jak się odezwie.

- Więcej złota? Już oferuję mały majątek. - Nie podobało mu się targowanie za bardzo. - Znajdziecie winnego, dodam dziesięć koron do podziału, ale nie znajdziecie… zapłatę nic.

- Nie boczcie, Herr Kaspar, się. Wagner oko bystre ma i doświadczenie niemałe. Stąd słowa jego. Mnie oferta wasza pasuje całkiem, choć uprzedzić muszę, że w walkach na pięści udziału przyjemności brać nie miałem. Trener potrzebny bardzo będzie. Zacząć mamy kiedy? - zapytał Grimm.

- Porażki nie biorę pod uwagę, Mości Panie - powiedział czeladnik, po czym wypił wino jednym haustem. - Ostatni trunek do czasu znalezienia winnego. - dodał całkowicie poważnie.

- Dobry pomysł. - powiedział Kaspar, nie do końca dowierzając Moritzowi.

- Oho… To trenera uprzedzić możecie, że lekcji dużo dawać nie będzie. - skomentował Hammerfist z bezczelnym uśmiechem skierowanym w stronę Berta.
 
Lechu jest offline