Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2016, 22:34   #6
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Przedszkole Alex, ul. Na Uboczu

Gdy Indi czekała w przedszkolu dostała wiadomość zwrotną od koleżanki Tereski

Cytat:
Od Agnieszka Sobczyk (FB): To Adam Dobrzycki, już robił scenariusz dla Machulskiego. Nowa komedia z lekko zmienionym punktem widzenia wampirów. Machulskiemu się spodobało. Szczególnie, że Dobrzycki miał już na to sponsora, a ich poprzedni ich film miał nawet fajny odbiór w recenzjach. Jak ta papla dała znać Pani o tym, to uszy pourywam. Sesja czy nie sesja. Proszę tego nie rozpowiadać.
Pani Iwonka kazała na siebie czekać z piętnaście minut. Gdy w końcu zeszła do Indiry, widać w niej było pewną rezerwę wobec Amerykanki. Coś ulotnego (wszak starała się być grzeczna) jednak próżno było szukać u niej jakichś pozytywnych uczuć.
- Słucham - spytała obcesowo. - Podobno chciała pani ze mną rozmawiać.
Indi była zaskoczona zachowaniem przedszkolanki.
- Dziń dobry, pani. Ja kchciała porozmawiaś o zachowanie Alex ostatnio. No… o zabawy z dziećmi i jak… - Indi się zająknęła. Nie znosiła tego języka. - I… no i… jak generali postępuje Alex. - spytała uprzejmie. Nie musiała być najlepszą przyjaciółką pani Iwonki.
- Pani Gemmer, my… My mamy obowiązek zgłaszać wyżej jak coś złego się dzieje dzieciom. Może inaczej - jak podejrzewamy, że coś złego dzieje się w ich domach, dzieciom pozostawianych pod naszą opieką - Pani Iwona Końska zaczęła dość obcesowo - Ja wiem, że Pani bardzo kocha Aleksandrę i próżno szukać takich sytuacji u Pani. Prosiłabym, aby się jednak Pani zastanowiła, czy nachalnie liberalny model wychowania dzieci być może stosowany w Pani kraju jest faktycznie właściwy i dobry dla dziecka.
Indira uniosła dłoń powstrzymując nagły słowotok pani Iwonki:
- Pszepraszam, ale… proshe wolno… O so chodzi dokładni?
- Dzieci miały dziś narysować to jak spędzały ostatnio czas z rodzicami. -
Pani Iwona nie zmieniła swojej miny. - Pani Indiro, ja naprawdę nie chcę wnikać w to jakie filmy ogląda Pani ze swoją CZTEROLETNIA córką. Po prostu zostawiam to Pani.
- Obrazek… khcem zobaczyś. Można?
- Indira stwierdziła raczej niż zapytała, oczekując aż przedszkolanka ruszy tyłek po dowód przewinien rodzicielskich.
- Proszę za mną - rzuciła przedszkolanka odwracając się na pięcie. Nawet nie odwróciła się czy Indi idzie za nią.
Gdy weszły do pokoju przedszkolanek inna opiekunka dzieci wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Panią Iwonką, obrzucając Indi lodowatym wzrokiem. Wyszła nawet bez “dzień dobry”.
Pani Zuzia o ile Amerykanka dobrze kojarzyła.
Iwona wyciągnęła plik kartek A4 na której były różne obrazki z których ciężko było cokolwiek rozeznać. Czterolatki to nie mistrzowie kredek.
W niektórych jednak można było wyciągnąć myśl przewodnią.
O ten to z pewnością musiała być wyprawa do ZOO, w innym przypadku uproszczona wizja czterolatka a propos siebie z lodami i rodzicami obok.
Obrazek jaki wyciągnela Pani Iwonka pod nos Indi był… podobnego poziomu artystycznego, choć Alex może wybiegała ponad rówieśników.


- Widzi Pani, ja szanuję, że chce Pani pokazywać córce rzeczy z przeszłości naszego kraju - Iwona Końska patrzyła spod zmarszczonych brwi. - Ale są chyba jakieś granice. To byli “Kolumbowie” wg Romana Bratnego?
Indi na chwilę przestała słuchać beblania przedszkolanki i skoncentrowała się na rysunku córeczki. Wyciagnęła telefon i zrobiła zdjęcie obrazka.
Wygląd głównej postaci na ilustracji córeczki nie zgadzał się co prawda z jej snem, ale… to ciągle ta sama szmatka na ramieniu. Zwróciła się do pani przedszkolanki zastanawiając się przez chwilę czy ma babsztyla zbesztać czy może jednak pomówić z nią po dobroci. Chwilowo wybrała tę drugą opcję:
- Dzinkuje za informacji i pomówieni ze mno. To bardzo waszne, by pani mowiła mnie, gdy so trudności… w końcu zależy nam obu na dobrze Alex. Szy jest jeszsze czoś o czym powinna ja wiedzieś?
- Nic więcej nie zwróciło uwagi. Alex to bystre i bardzo ładnie rozwijające się dziecko, pani Indiro. Warto mieć to na uwadze.
- Of course, tak. Dzinkuje. Do widzenia.


Mieszkanie Indiry, ul. Na Uboczu

Indi zabrała Alex do domu i przy kolacji już napisała do Agnieszki:
Cytat:
“Dzięki wielkie, spróbuję go złapać jutro na uniwerku. Gdybyś słyszała coś od Tereski, daj znać proszę.”
Potem zaczęła rozmowę z Alex:
- Kochanie, pamiętasz jak opowiadałaś mi o tej pani co ostrzegała przed Niemcami? Jak ona wyglądała pamiętasz? Włoski miała ciemne czy jasne?
- Jaaaaasne. Na głowie. Tutaj ciemniejsze
- mała wskazała na dół swojego brzuszka.
- A mówiła jak miała na imię? Co?! - Indi mało co się nie udusiła. - Nie była ubrana?
- Nieeee, tylko byśmy uwasali na Niemców i mówiła jesce bym sie schowala tam dzie Janek i Maryjka, to nie znajdom. Miała tylko kosule takom jak ty censto zakładas, tylko innom. I kurtke, ale rozpięte.

- Hmm… a mówiła, gdzie oni się schowali? - Indi przeklinała duchy, które objawiały się nago…
- No, pokazywała że pod podłogom, bym też tam weszła.
Indi się zapowietrzyła.
Zgłupiała.
Wpatrywała się przez chwilę w córeczkę jak na raroga. Mrugnęła i odzyskała głos...chyba.
- A widziałaś ją ostatnio albo po tej wizycie w piwnicy?
- Nieeee, tylko tam, a cemu pytas mamo?
- Alex była wyraźnie zaciekawiona zainteresowaniem Indi.
- Bo pani Iwonka pokazała mi rysunek, jaki namalowałaś ostatnio. I nie mogłam do końca zrozumieć co na nim jest. Teraz już wiem, że ta pani i Janek i Maryjka, tak?
- Tak, ale tych dzieci nie widziałam, ale narysowałam, bo ta pani psecies mówiła, więc tak jakby były, prawda?

Indira, która umierała po trochu z każdym nowym zdaniem swojej córeczki i rozglądała nerwowo wokół, otworzyła drzwi mieszkania. Zamknęła je na standardowe zamki i upewniła trzy razy czy nikt za nimi nie stoi. Potem pomogła rozebrać się Alex.
- Kochanie… zróbmy tak, że o tych specjalnych ludziach, których widzisz tylko ty nie będziesz opowiadać innym ani rysować o nich obrazków. Możesz opowiadać o nich mnie. Możesz ich rysować dla mnie, dobrze?
Mała była mocno zasmucona, zaczęła trząść się jej bródka jakby miała się zaraz rozpłakać.
- Ale psecies nie tylko ja widzę, Tereska teeees widziała. I skąd mam wiecieć, se widzem a Ty nie widzis? - Mała jakby nie do końca rozumiała o co chodzi, co się dzieje i jakby bała się, że nie będzie potrafiła spełnić prośby mamy.
Projektantka mocno przytuliła córeczkę:
- Nie płacz dziecinko, nic złego nie zrobiłaś. - pogłaskała uspokojająco policzek córci - Nie tylko ty widzisz. Ale takich osób co widzą jest mniej niż takich co widzą. Ja postaram się znaleźć kogoś, kto może nam wytłumaczy jak to jest, że widzisz, dobrze? Ale do tego czasu postaraj się nie mówić o tym nikomu prócz mnie. Dobrze, kochanie?
Alex zrobiła przy buzi gest mający pokazać zapinanie suwaka, uniosła druga łapkę do kącika ust gdy pierwsza przy niej chwile “czymś” pokręciła.
Wyimaginowany kluczyk schowała do kieszonki
Indi ze śmiechem wycmokała dziewczynkę i wytarmosiła czule:
- Bardzo dobrze, skarbie. A wiesz, że Nana ma już wykupione bilety? - dalsza część wieczoru z córeczką potoczyła się swoim torem.

WSF, ul. Generała Zajączka
Następnego ranka po odprowadzeniu Alex do przedszkola, Indira popędziła napadać na scenarzystę w Warszawskiej Szkole Filmowej na Żoliborzu. Nauczona już doświadczeniem w Polsce, ruszyła ku sekretariatowi.
Przedstawiła się grzecznie dukając po polsku lub też swej wersji polskiego. Jednak bogowie mieli ją w swej opiece i młoda dziewczyna siedząca w biurze, mówiła po angielsku. Indi spytała uprzejmie o szansę porozmawiania z panem Dobrzyckim. Sekretarka jednak udzieliła jej kolejnej niepokojącej informacji: nie widziano go od dwóch dni. I nie odpowiada na telefony. W końcu panienka zorientowała się, że udziela informacji dość szczegółowych i nagle sama zaczęła dopytywać się o powód zainteresowania. Indira na chybcika wymyśliła powód: współpraca. Dziewczyna wspięła się na szczyty swego przekonywania tłumacząc dziewczynie - najwyraźniej jej fance - że chciałaby nawiązać ze scenarzystą współpracę. Szczególnie po zobaczeniu jego “Kołysanki”. Rzuciła na oślep hasłem “kolejny scenariusz”, “sponsor”, “finansowanie projektu” - te dwa będące ulubionymi hasłami ojca. I po raz kolejny przekonała się, że działają one jak wytrychy. Dostała adres domowy. I z podziękowaniami na ustach, wypadła z sekretariatu i ruszyła z kopyta ku mieszkaniu scenarzysty.


Pchając się autem przez zatłoczone miasto na Sterniczą 131 m. 3, dostała smsa od Marcina.

Cytat:
Mała, zaczynam podejrzewać, że masz rację. Tereska nie daje znaku życia kolejny dzień. Nie za bardzo czaję co dalej.
Na czerwonym świetle, w korku odstukała narażając się na mandat:
Cytat:
Jadę do scenarzysty. Sternicza 131, m.3. Spotkajmy się tam? Scenarzysta też zniknął.
Cytat:
Od Marcin [SMS]: Teraz nie dam rady, sesję mam. Cholera.
Mieszkanie scenarzysty, ul. Sternicza 131
Indi zatrzymała się pod blokiem i skierowała się do klatki schodowej.
Mieszkanie było na pierwszym piętrze, domofon nie działał więc nie musiała się przez niego ‘zapowiadać’, po prostu stanęła przed drzwiami wciskając dzwonek.
Po chwili drzwi uchyliły się.
Amerykance otworzyła kobieta w wyraźnie zarysowanej ciąży, o zmęczonym wyrazie twarzy, trochę zaniedbana o urodzie lekko zahukanej szarej myszki.
- Tak? - spytała, jej nóg czepiała się para bliźniaków w wieku Alex, może rok starszych.
- Dziń dobry, ja nie mówi dobrze po polski. Do you speak English?*
- Very bardzo lityl, dont understand evriting…

Indi przeklęła brak Marcina w tej chwili.
- Ja nazywać si Indira Gemmer. Ja szukam pana Adama Dobsycki.
- Męża nie ma. Pracuje. Tutaj nie bardzo ma warunki na pisanie
- kobieta uśmiechnęła się smutno głaszcząc wymownie dziewczynkę z palcem w buzi obserwującą Indirę. - Mamy działkę, garden działkowy na Mokotowie, czasem zaszywa się tam na parę dni gdy chce pracować w spokoju - wyjaśniła. Nie wyglądała na zaniepokojoną “zniknięciem” męża.
Indi uśmiechnęła się odruchowo do dzieci:
- I see… A szy jest można aby ja dostała adres? Sprawa is… rush… pilna. - Indi uśmiechnęła się do kobiety. - Ja kciała pomówić o ...cooperation…. work together…
Indi po raz kolejny miała okazję przekonać się, że odrobina czaru osobistego i wykorzystywanie odpowiednich chwytów daje efekty. W duchu skrzywiła się. Zawdzięczała to ojcu. Nie lubiła mu zawdzięczać wiele.
- Mąż jest w ogródkach przy Piaseczyńskiej. Działka numer 410 - kobieta wróciła do mieszkania i narysowała mini mapkę na kawałku kartki, słusznie uznając, że komunikacja jest wystarczająco kulawa. - Tylko… mąż nie lubi jak mu się przeszkadza.
- Ja bendem krótko. Dzinkuje za pomoc.
- Indi uśmiechnęła się ponownie do kobiety i dzieci i zbiegła po schodach smsując Marcina:

Cytat:
“Scenarzysta podobno na działce, Piaseczyńska. Jadę tam teraz.”
Nie chciała myśleć o zawalanej właśnie własnej pracy.

Ogródki działkowe, ul. Piaseczyńska
Dojechawszy na Piaseczyńską zostawiła samochód i błądziła dłuższą chwilę po ogródkach działkowych mozolnie szukając wskazanej przez panią Dobrzycką działki.
W końcu odnalazła ją, było tu cicho i spokojnie, początek listopada to nie czas gdy ludzie mający takie posesje w Warszawie jeździli na nie na grilla czy pielenie grządek.
Domek na działce Dobrzyckiego był trochę większy niż na innych, zapewne przystosowany do częstej “pracy” mężczyzny. Indie przez chwilę myślała co zrobi, jak praca z Tereską wciąż trwa, wszak powiedzenia “dwa dni z łóżka nie wychodziliśmy” nie brały się znikąd, a kto by sobie zawracał uwagę rozładowaną komórką w takich momentach.

Najwidoczniej tak jednak nie było…
Drzwi do chatki były rozwalone smętnie wisząc na jednym zawiasie jak potraktowane solidnym kopem. Amerykanka odpaliła kamerę na smartfonie filmując drzwi i cała chatkę, po czym zbliżyła się.
Zajrzała do środka.
W samym centrum pomieszczenia leżał w kawałkach zmasakrowany stolik, jakby ktoś rzucił nań coś ciężkiego. Rozłożona kanapa z bardzo rozbabraną pościelą, porozrzucane części garderoby męskiej i żeńskiej. Przy kanapie walało się parę zużytych prezerwatyw jakimi ktoś nie trafił do kosza. Na szafce leżało kilka opakowań, niektóre pełne, niektóre puste
Wszystko uzupełniały dwie puste butelki wina (plus jedna i kieliszki w kawałkach pośród szczątków stolika), pudełko po pizzy...
Odruchowo zajrzała też do łazienki, jaka o dziwo była, co się rzadko zdarza w takich miejscach, pomiędzy szafką a muszlą klozetową leżała damska torebka.
Indie widziała ją już dwa razy, była to torebka Teresy.

W tym momencie rozległ się dźwięk dzwonka telefonu i zszokowana Indira wydała okrzyk przerażenia.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 18-01-2016 o 19:53.
corax jest offline