Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2016, 01:37   #97
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Sadim popatrzył za odchodzącą Szarą oraz Lorathem. W tym samym czasie również i Tyrion poszedł w swoją stronę. Ostatecznie przed garnizonem został sam. W głowie na nowo kłębiły mu się myśli, których kiedyś się pozbył. Zacisnął mocniej pięści i ruszył w stronę świątyni Tyra powoli wytłumiając wspomnienia.

*

Niezliczone tłumy tutejszych oraz nietutejszych ciągły tu i tam w stronę tego i owego. Półelf nie zwracał na nich uwagi. No, prawie. Wśród ogólnego wesela i rozbawienia ujrzał obraz nędzy i cierpienia. Żebrak, którego nogi od kolan w dół... Nie było ich. Siedział przy murze w cieniu jak gdyby oczekując wyroku narzuconego przez naturę wyroku. Sadim ruszył dalej, zakupił trochę słodkości do zjedzenia i picia, wcześniej z ciężkim sercem rozstając się z misternie wykonanym długim mieczem, i wrócił do człowieka z rozpaczą wpatrującego się w bruk.

Sadim dowiedział się, że zwący się Kronug człek był żołnierzem, póki nie dostał strzałą w jedno kolano, a druga noga nie została rozszarpana przez bojowego psa. Ostatecznie obie kończyny poszły do amputacji, a kilka dni przed festynem został wyrzucony z domu, bo jego żona nie miała zamiaru się zajmować nierobem. Ze łzami w oczach spożywał przyniesione rzeczy w międzyczasie opowiadając swą smutną historię, a na koniec do jego ręki wsadził jeden platynowy żeton. Nie mogąc wyksztusić ani słowa po prostu pomachał na pożegnanie i przytulił monetę do nagiej piersi. Przywoływacz poszedł dalej - czyli do świątyni.

*

Wchodząc do okazałej świątyni Tyra, półelfa przywitał cichy chór na cześć boga sprawiedliwości. Za masywnym, bogato zdobiony ołtarzem stała przed kolosalnym posągiem przedstawiającym rycerza grupa mnichów z rozwiniętymi pergaminami w dłoniach, na których zapewne spisana została śpiewana przez nich pieśń. Tuż przed nimi stała niecodziennie piękna kobieta, o włosach czerwonych jak płatki maku. Odziana była w bardzo drogie, lecz zarazem piękne w swej prostocie szaty, które zdradzały jej rangę - była arcykapłanką Tyra, o której Sadim już nie raz usłyszał.
Verna Lightbreeze, bo tak się nazywała ta kobieta, przygotowywała mnichów do jakiejś ważnej ceremonii; co chwila zmieniała ich kolejność w szeregu, dyrygowała, a czasem nawet śpiewała razem z nimi. Sprawiała wrażenie mocno czymś zafrasowanej.
- Nie, nie, nie… Borys, proszę, śpiewaj o pół tonu niżej, bo zagłuszasz innych! Na wieczorną ceremonię przyjdą same dostojności, więc nie możecie tego zepsuć! O, a Ty Jarkl stań z przodu, bo ledwo ciebie wydać… Tyrze, daj mi cierpliwość…

Sam Sadim nie od razu poszedł do kapłanki - wpierw musiał przyzwyczaić się do przepychu, który był absolutnie niepraktyczny. Co prawda wiedział, że bogom należy składać dary, ale określenie aż takiego wystroju zbyt rozrzutnym to chyba za mało - przynajmniej w jego półelfim guście. Dopiero po chwili ruszył przed siebie - nieśmiało niczym zbłąkana dusza w nawiedzonym lesie.

- Hm. Przepraszam? - powiedział cicho w trakcie przerwy w śpiewach - Arcykapłanka Verna Lightbreeze?

Kobieta błyskawicznie obróciła się na pięcie z malującym się na twarzy poirytowaniem. Wciągnęła głęboko powietrze, po czym odparła spokojnym i dalekim od gniewu głosem:
- Tak, to ja. W czym mogę pomóc?

- Przepraszam że przeszkadzam, ale czy mógłbym z arcykapłanką porozmawiać? - ewidentnie widać, że czuł się nieswojo - Ja i grupa poszukiwaczy przygód przybyliśmy, by rozwiązać problem zaginionych karawan i mieliśmy się go arcykapłanki zgłosić.
Przestąpił z nogi na nogę nie do końca wiedząc co ma robić, a przez spojrzenia innych czuł się jak wprasowany w posadzkę.

Kobieta lekko westchnęła. Widać było po niej, że miota się między obowiązkami, a tym co uważa za słuszne. To ostatnie w końcu wygrało i kapłanka nieznacznie uśmiechnęła się do półelfa.
- To będzie dość długa historia. Nie stójmy tutaj, chodź za mną - zwróciła się do niego bardzo uprzejmym głosem, lecz przed odejściem zrzuciła w stronę mnichów znacznie bardziej surowszym głosem - a wy ćwiczcie dalej!

Sadim aż się podrapał po głowie, a po jego plecach przeszedł dreszcz. Co jeśli dla przybyszów jest niczym anioł, który zstąpił z niebios, a dla tutejszych mnichów jest diabłem wcielonym? Podreptał czym prędzej za kapłanką starając się o tym nie myśleć.

Sadim ruszył za Verną, ominął ołtarz i przeszedł tuż pod potężnym posągiem, by w końcu wyjść tylnymi drzwiami do dużego i przytulnego pokoju, który służył świątynnym kapłanom za miejsce do wypoczynku pomiędzy ceremoniami.
W środku nie było nikogo, a w samym centrum pomieszczenia znajdowała się spora kanapa obszyta skórą, a wokół niej kilka foteli. Verna grzecznie poprosiła, by usiadł na kanapie, po czym sama usiadła obok niego i zapytała równie uprzejmie:
- Jesteś sam, a mówiłeś coś o grupie najemników. Gdzie oni są?

Chcąc odpowiedzieć na pytanie Sadim na chwilę spuścił wzrok przypominając sobie poległych w boju towarzyszy. Zastanawiał się też gdzie mogą przebywać pozostali.
- Było nas ośmioro. Czterech nie żyje. Zginęli w trakcie próby schwytania morderców Williama i jego rodziny. - przerwał na moment, by zobaczyć wyraz twarzy rozmówczyni - Pozostała trójka w tym momencie znajduje się w mieście i bawi się na festynie.
~ Za wygodna ta kanapa ~ pomyślał w ogóle nie będąc przyzwyczajonym do takich luksusów.

- W takim razie nie wiem czy jest sens opowiadać o tym wszystkim - odparła kapłanka zwieszając głowę - Potrzebowałam ochotników, aby wykonali dla mnie to trudne zadanie, bo wierzyłam, że małej grupie uda się to, czego całemu oddziałowi żołnierzy ze Stonebrook się nie udało. Weszli wgłąb lasu, być może nawet przedarli się dalej, ale już nigdy nie wrócili. Jak ty widzisz wasze szanse?

- Hm - półelf zaczął analizować patrząc w podłogę, jak to miał w zwyczaju kiedy siedział - My weszliśmy głęboko w las i wróciliśmy, choć poturbowani. Część naszych towarzyszy wpadła w pułapkę z powodu nieuwagi, a my niestety nie byliśmy w stanie ich uratować mimo przestróg, by nie szli dalej. Było to w świątyni wężoludzi. Yuan... Thi… Tak się nazywali jeśli dobrze pamiętam. - ewidentnie widać i słychać było, że głośno myślał - Mamy osobę, która doskonale tropi i odnajduje się w terenie leśnym. Ponadto jako tak niewielka grupa nie rzucamy się w oczy jak cały oddział i jest mniejsze ryzyko, że zostaniemy zaatakowani przez leśnych drapieżników. Musimy tylko korzystać ze zdrowego rozsądku. - podniósł wzrok unosząc kąciki ust w górę - Mamy szanse. Jest nas czwo… W sumie pięcioro. Po ustaleniu planu działania powinno wszystko być w porządku.

- No dobrze, ale od razu chcę powiedzieć, że to nie jest łatwe zlecenie - kapłanka wstała, po czym ruszyła w stronę znajdującego się w kącie biurka. Wysunęła szuflady, jedną po drugiej w poszukiwaniu mapy, którą po chwili odnalazła i przyniosła Sadimowi.
- Tu jest Stonebrook - powiedziała wskazując podpisaną kropkę na mapie, po czym przeciągnęła palec na północ - Tutaj mamy Ciernisty Las, w jego wnętrzu kryje się osada elfów; Samotna Ostoja. Swoją drogą, byli u nas z garścią wieści. O zaginionych karawanach i żołnierzach nic nie wiedzą, ale mają problemu z plemionami zielonoskórych, które zeszły z gór. Coś musiało je stamtąd wywabić i raczej na pewno nie byłby to krasnoludy - tłumaczyła kapłanka.
- [i]O, a tu w Rozbitych Górach masz Bolfost-Tor. Przez zimie, kiedy przełęcze są zasypane nie mamy z nimi kontaktu, ale już wczesną wiosną pierwsze karawany ruszają stąd do Bolfost-Tor. Głównie z żywnością, ale też z ubraniami, skórami i innymi przydatnymi rzeczami, które krasnoludy nie mogą pozyskać żyjąc w górach. W zamian oferują nam metale szlachetne, klejnoty i sztaby żelaza; bardzo uczciwa wymiana. Tak miało być i tym razem, ale żadna karawana nie powróciła. Nasze miasta są od siebie uzależnione, więc chciałabym byście się tam udali i zbadali sprawę[/i[ - powiedziała poważnym tonem, po czym lekko ściszyła głos.
- To nie jest śledztwo zlecone przez miasto, a przez świątynię. Lord Alavor nie chce mieszać w to awanturników, ale mimo to zgodził się na ich przybycie do miasta. Pewnie chciał mieć was pod ręką na wypadek poważniejszych kłopotów…

Przywoływacz pokiwał głową ze zrozumieniem. Zastanawiał się czemu krasnoludy nie przybyły tym razem do miasta. Nie umknęły jego uwadze rozmowy mieszkańców i gości wspominających o braku mieszkańców Bolfost-Tor.
- Dam znać swoim towarzyszom, czy również chcą podjąć to zadanie. Ja się zgadzam, zobaczymy co powie reszta. - postanowił teraz nawiązać do goblinów - Możliwe że oddział został napadnięty przez gobliny. Pani, zauważyłaś może, czy gobliny z pobliskich plemion zwiększyły swą aktywność?

- My, mieszkańcy Stonebrook, osobiście nie spotkaliśmy się ze wzmożoną aktywnością plemion goblinów, lecz nasi goście z Samotnej Ostoi opowiadali nam o całych hordach tych stworów schodzących z gór. Wiele z nich na pewno znalazło schronienie w Ciernistym Lesie, acz elfy wątpią, by tylko one stały za napadami na karawany. Ktoś lub coś musiało je stamtąd wykurzyć - Odparła Verna nie kryjąc przy tym malującej się na jej twarzy trwogi. Obawiała się, że jeśli sytuacja nie poprawi się do nadejścia zimy, to Stonebrook będzie w bardzo poważnych tarapatach, a ten festyn tylko dodatkowo uszczuplał miejski skarbiec.

Sadim skinął głową. Rozumiał, że sytuacja przedstawia się tak, a nie inaczej, ale musiał o tym powiedzieć arcykapłance. Nie wiedział, czy robi dobrze, ale zależało mu na bezpieczeństwie mieszkańców.
- Znależliśmy dowody na to, że w najbliższym czasie Stonebrook zostanie zaatakowane przez kilka band goblinów. Prawdopodobnie tej nocy. - powaga w głosie półelfa aż była namacalna - Przekazaliśmy informacje straży, ale sposób, w jaki zachowywał się kapitan, doprowadził do tego, że wątpię w skuteczność jego działań prewencyjnych. Chciałem, by kościół był poinformowany o możliwości ataku, choć zostałem polecenie, by "nie wzbudzać paniki". - wywrócił oczami - Życie ludzi jest najważniejsze. Pani, wiecie może, czy na zewnątrz murów wychodzą jakieś tajemne przejścia, na przykład pod pałacem? Jeśli takowe są i gobliny je znalazły, to będzie źle.

Verna cicho westchnęła.
- Avery to dobry elf, ale… żyje w cieniu Corbina Ironfista, która przed nim był kapitanem straży. Gdy krasnolud zaginął wraz z całym oddziałem żołnierzy, po tym jak weszli do lasu, musieliśmy mianować Avery’ego na to stanowisko. Wielu jego ludzi uważa, że zdobył je kompletnie niezasłużenie i nie mają do niego takiego szacunku oraz zaufania jakie mieli do Corbina. To go bardzo irytuje i nic dziwnego, że chodzi cały czas spięty.
- A co do tajnych przejść… Mam kilka takich, lecz są one dobrze ukryte i strzeżone. W końcu po to powstały, aby nikt inny o nich nie wiedział. Zwłaszcza gobliny…

Pokiwał obojętnie głową w sprawie kapitana straży. To by wyjaśniało jego zachowanie.
- A co jeśli miały wystarczająco dużo czasu, by je odnaleźć? Poza tym mają wsparcie magiczne. - zaczął hipotezować.

- My też mamy wsparcie magiczne i to całkiem spore jak na miasto tego rozmiaru. Wieszcze z akademii badają teren wokół nas, próbowali też poznać przyczyny zaniku kontaktu z Bolfost-Tor, ale najwyraźniej jakaś potężna magia im w tym przeszkadza. Posłuchaj… ech, chodzi o to, że Lord Alavor ma dostatecznie wiele problemów już na głowie, a ja nie chcę go zamartwiać kolejnymi. Zrobię wszystko co się da, aby uchronić to miasto i tyle tylko mogę ci obiecać. - rozłożyła ręce jakiś rodzaju bezradności w tej sprawie.

Sadim stwierdził, że arcykapłanka prawdopodobnie wszystko musi zostawić w rękach straży i nie za bardzo może się w jej sprawy wtrącać.
- Rozumiem. Sam mam zamiar patrolować miasto w nocy, by być pewnym, że nikt tutaj nie ucierpi. - wcale nie czuł się uspokojony - W takim razie wracając do zadania. Ta “magia”, o której arcykapłanka wspomina, występowała już wcześniej?

- Spotkaliśmy się z nią po raz pierwszy, gdy tej wiosny zwróciliśmy w stronę Bolfost-Tor nasze zwierciadła jasnowidzenia.

- I zapewne pojawiła się nagle, prawda? - zaczął się drapać po podbródku w zastanowieniu. Jakiś przedmiot o dużej sile blokujący wieszczenie? Istnieją takie?

- Tak, na to wygląda, choć nie szpiegowaliśmy krasnoludów przez dłuższy czas, więc nie wiemy tak naprawdę kiedy ona powstała. Mam swoje przypuszczenia odnośnie tego kto za tym wszystkim mógłby stać, ale zanim ci o tym wszystkim powiem, chciałabym poznać twoich towarzyszy i ocenić, czy aby nadajecie się do tego zadania - Verna podniosła się z kanapy i Sadim z grzeczności uczynił to samo, po czym ruszył za kapłanką w stronę drzwi.

- Mam jeszcze kilka ważnych rzeczy do załatwienia. Korzystaj z przyjemności jakie oferuje, Stonebrook i przyjdź do mnie, kiedy będziecie już gotowi - powiedziała na chwilę przed wypuszczeniem go na zewnątrz.

- Moment, jeszcze jedno - półelf nagle stanął, bo sobie przypomniał co jeszcze chciał tutaj zrobić. Wygrzebał coś z kieszeni - amulet Shar - [i]Należał do przywódcy mordercy Williama i jego rodziny. Niszczycie tutaj takie rzeczy?[/]

Kapłanka zaskoczona spojrzała na amulet, a potem na Sadima - Tak, jeśli mi go dasz to zniszczę go, ale… dlaczego mi o tym w ogóle mówisz? Na rynku dostałbyś za coś takiego niezłą sumkę pieniędzy i nikt by nie pytał o pochodzenie tego przedmiotu, a mimo to przychodzisz do mnie i mi to wręczasz…

Pytanie całkowicie zrozumiałe - stwierdził w myślach Sadim. Pewnie dziewięćdziesiąt procent poszukiwaczy przygód zrobiła by to, co rzekła kapłanka, ale nie on. Trzymały go jego własne ideały oraz pewna przysięga.
- Możesz mnie nazwać idiotą, ale mam pewne ideały, których się trzymam. Nie mam zamiaru tolerować wpływu artefaktów zła w czystej postaci. Jeszcze wpadnie w czyjeś ręce i doprowadzi do kolejnych nieszczęść i być może znów ktoś zginie... - podrzucił amulet w górę i złapał go za rzemyk - A mi nie zależy na pieniądzach. Zazwyczaj wystarczało mi tyle, by przeżyć podróż z punktu A do B.

- To rzadko spotykane - odparła pełna wrażenia kapłanka, po czym odebrała amulet.
- Dopilnuję, aby zniknął z tego świata - zapewniła go, po czym wyszła z pokoju zaraz za półelfem. - I dziękuję… - dodała, a następnie pożegnała się z nim.

Przywoływacz również pożegnał się z arcykapłanką. W świątyni zakupił jeszcze butelkę wody święconej oraz, ku zdziwieniu kilku obecnych przy transakcji, odrobinę świętych olei. Wychodząc dostrzegł dobrze zabezpieczoną puszkę na dary pieniężne z napisem "Dla ubogich i cierpiących". Sadimowi przed oczami minął obraz kalekiego żołnierza, jednocześnie wypełniając myśli smutkiem. Wyciągnął swą sakiewkę, wyjął z niej siedem złotych krążków, a resztę zawartości wsypał do środka.
Czterdzieści pięć złotych monet poszło na poczet działalności dobroczynnej.

*

Przed powrotem do karczmy półelf zakupił jeszcze odrobinę diamentowego pyłu i od tutejszego kowala wziął kawałek zniszczonego w walce miecza za symboliczną sztukę złota. W karczmie zaś poprosił Szarą o pomoc. Oboje pomaszerowali do wynajętego przez nią pokoju.

Szarańcza nie odczuwała żadnych podejrzeń, a propos tego, co Sadim może chcieć robić w jej pokoju. Pewnie, powinna mieć mnóstwo myśli, część z nich mogłaby być zła i podejrzliwa, co do czystych intencji Sadima. Jednakże krótka znajomość upewniła Wyrocznię w tym, iż Przywoływacz jest nadzwyczaj niegroźną istotą, a i w pewien tajemniczy sposób sama to odczuwała. Gdy doszli do luksusowego pokoju, jaki ostatnio jak i tym razem, Szarańcza wynajęła, ta bez zbędnych pytań otworzyła drzwi kluczem i przekroczyła próg pomieszczenia, po czym stając na środku pokoju odwróciła się przodem do mężczyzny.
- I co teraz zamierzasz? - Uniosła brew ku górze, wciąż nie pojmując zamiarów półelfa.

- Zamknij, proszę, drzwi. - powiedział Sadim zaczynając rozwiązywać tobołek na ziemi, a dziewczyna jedynie zrobiła to, o co prosił; prawdopodobnie z czystej ciekawości za tym, co będzie dalej - Jeśli chcesz, to możesz zostać. - po chwili dodał.
Zastanawiał się po drodze do gospody, czy pozwolić kobiecie zostać z nim w trakcie inkantacji, ale stwierdził, iż jest prawdpodobnie jedyną osobą, której mógłby w pełni zaufać jeśli chodzi o dotychczasowych towarzyszy.
Wyjął z tobołka kilka rzeczy. Butelkę z wodą święconą ze świątyni Tyra, jak i również święcone oleje. Ponadto jeszcze wyciągnął mały woreczek i... fragment zardzewiałego, pękniętego miecza. W jego ręce znalazła się również kreda.

- Emm, jak rozumiem, mam usiąść i nie przeszkadzać? - spytała zajmując miejsce na łózku i wpatrując się w Sadima - Stęskniłeś się za swoją… przyjaciółką? - zadała ponownie pytanie, mrużąc oczy i nie do końca wiedziała jak dobrać słowa. Nie wiedziała jak określić relacje pomiędzy Sadimem a Tamarie.

- Póki nie zacznę inkantacji, to wszystko będzie w porządku. - rzekł Sadim zaczynając kreślić magiczny krąg - Tamarie jest dość skomplikowaną osobistością. Sam niewiele wiem, ale zdołałem się dowiedzieć, że to, co widzimy, to nie jest jej prawdziwa forma. Gdyby nie ona, to prawdpodobnie zginąłbym ze dwa razy. - aż się zaśmiał pod nosem - Rany, jestem beznadziejny. Moje zdolności szermiercze są naprawdę słabe, a praktyczna wiedza magiczna dość ograniczona. Ostatecznie muszę dać bronić się kobiecie. - pokręcił głową w rezygnacji.
Tajemne glify, kręgi i rysunki powoli zaczęły zabierać sensu. Ale widać było, że zajmie to dłuższą chwilę.

Uśmiech Szarańczy znacznie się poszerzył, jednak nie dała mu dojść do formy, w której byłby śmiechem. Cóż, fakt, że również bawiło ją to, iż Sadim jest chroniony przez kobietę, ale nie czuła by to dawało jej prawo do śmiania się z mężczyzny. Nie do końca wiedziała, na czym polega przyzwanie takiej istoty, czy to wybór, czy jest do każdego przypisana, jak magiczny chowaniec, tylko w ludzkiej i bardziej inteligentnej postaci.
- Jak ją traktujesz? Jak chowańca, przyjaciółkę, kogoś bliższego? Nie śmiej się, pytam z ciekawości. W końcu spędzacie ze sobą chyba wiele czasu i jest osobą, z którą najwięcej rozmawiasz. - Patrzyła na jego wyczyniania z uwagą, nie spuszczając go z oczu. Wręcz mógł czuć, jak go obserwuje.

Sadim przerwał na moment rysowanie i popatrzył się na Szarą. Chciał o coś zapytać w odpowiedzi, ale jednak postanowił odpowiedzieć na pytanie dokładnie tak, jak to miał w zwyczaju, czyli - normalnie.
- Traktuję ją jak przyjaciółkę. A czemu pytasz? - zerknął na nią podejrzliwie, choć ewidentnie się śmiał pod nosem. Zastanawiał się co ona znowu wymyśliła.

Kobieta wzruszyła ramionami, jak gdyby nigdy nic
- No tak tylko pytam. Dużo sami czasu spędzacie… Nie chcesz z nami w pokoju spać, bo wolisz sam z nią. Tak o, ciekawość - odpowiedziała z powagą bez cienia uśmiechu, wciąż się na niego gapiąc w dość natrętny sposób. Brakowało jeszcze tylko, żeby coś zaczęła podjadać, jak na dobrym pokazie sztuczek.

- Ty również dużo czasu spędzasz z Lorathem, a nie pytam jak się traktujecie. W sumie czasami lepiej nie zadawać wiele pytań. Jeszcze ktoś cię zamieni w żabę. - wzruszył ramionami i wrócił do rysowania kręgu.

- Nie zamienisz mnie w żadnego płaza, bo mnie lubisz. - Skwitowała bez krztyny skromności i uśmiechnęła się ładnie.

- No dobra, wygrałaś. - machnął ręką i skupił się na pracy.

Skończył dopiero po dobrych dziesięciu minutach. Gdy go obejrzał twierdził, że zdecydowanie różni się od tego, co kiedyś rysował. Ten był… Zdecydowanie bardziej skomplikowany. I jego promień miał przynajmniej metr. Niesamowita ilość nie do końca zrozumiałych dla niego glifów przyprawiała o ból głowy. Nie miał jednak zamiaru się nad tym rozczulać. Zaczął stawiać przedmioty na swoich miejscach.
W trzech małych okręgach znalazły się oleje. Na środek zostało wysypane odrobinę diamentowego pyłu (czyli cała zawartość woreczka), a na nim umieszczony został skropiony wodą święconą kawałek zardzewiałego miecza.
- To było skomplikowane… - rzekł i westchnął widząc swoje dzieło. Jeszcze nie było nocy, a już mu się spać chciało. To był męczący dzień.

- No i co teraz będziemy robić w tym kręgu? Wygląda strasznie… - Zlękła się widząc wymalowanego przez Sadima “potwora”, na którym poustawiał rzeczy, według niej, zupełnie do siebie niepasujące.

- Prawdopodobnie zacznę inkantację, chociaż mam wrażenie, że to wygląda bez sensu. - wzruszył ramionami i zaczął zbierać energię.

Szara tylko pokiwała głową, w sumie faktycznie nie wyglądało to jakoś profesjonalnie, raczej jak poryw szalonej twórczości u chorego na umyśle, ale… No właśnie, ale mimo to, wierzyła w zdolności półelfa, tak samo jak wierzyła w to, że potrafi dostrzegać możliwe zdarzenia z przyszłości. Siedziała cicho obserwując tajemniczy proceder, nie chcąc przeszkadzać swoimi głupimi pytaniami.

Sadim zdjął rękawiczki, a jego żyły znów rozświetliły niebieskie pasma energii. Glify zaczęły świecić tym samym blaskiem, oleje zaczęły płonąć, a jakiś rodzaj powiewu magicznego uniósł fragment ostrza oraz pył rozwiewając go na obwodzie kręgu.
Słowa, które zaczęły padać, wypowiadane były w języki niebiańskim. Szara doskonale rozumiała słowa, więc mogła poznać treść inkantacji.

- Otwieram bramę niegdyś zamkniętą
Wzywam ducha - zgubę pierwotnego zła
Ty, który istniałeś tysiące lat
Pomóż temu światu mimo jego wad
Przyrzekam, że kieruje mną dobro jego świata
Nie złamię tej przysięgi choćby pod groźbą kata
Duchu ze świata bez jakichkolwiek barw
Wzywam cię, byś walczył u boku twego mistrza!


Błysk, który nastąpił oślepił nie tylko Sadima, ale również i Szarą. Ten pierwszy usunął się trochę w stronę drzwi, ale nagle poczuł uderzenie w głowę jakimś tępym przedmiotem.

- Było krzyczeć, że był przygotowany na atak! - oboje usłyszeli znajomy głos Tamarie, chociaż jej jeszcze nie byli w stanie zobaczyć.

Szarańcza aż podskoczyła na łóżku
- Matko, jeszcze jej nie widać, a już się wkurza. Ostro. - skomentowała przełykając ślinę.

Gdy oczy znów się przyzwyczaiły do ciemniejszego otoczenia, najpierw dosłownie nie poznali stojącej przed nią osoby. Długie rude włosy spływały po opończy o morelowym kolorze. Prosta brązowa koszula, jasne spodnie oraz buty podróżne dopełniały kompletu. W dłoni trzymała niedobyty z pochwy oręż. Brązowe oczy skierowały się najpierw na Szarańczę, później na Sadima, który właściwie siedział pod drzwiami i rozmasowywał guza.
- Chyba przesadziłam. Wszystko w porządku? - zapytała Sadima lekko zdziwiona, lecz ten machnął ręką - No, przynajmniej cieszę się, że bez problemu wróciliście do miasta. Co słychać? Festyn się już kończy? - podeszła do okna i zaczęła wyglądać na miasto. Zrobiła smutną minę - A myślałam, że szybciej się z tym uwiniemy.

Szarańcza zaskoczona biegiem wstała z łóżka i szybkim tempem podeszłą do Sadima, klękając obok niego, gdy ten siedział przy drzwiach. Jedną rękę położyła mu na ramieniu, a drugą na głowie, sprawdzając, czy na przykład nie krwawi. Nie wiedziała, jak mocno oberwał i czym dokładnie, jednak się lekko przejęła jego stanem.
- Nic Ci nie jest? Boli bardzo? – Dopytała troskliwie patrząc w jego oczy, co by jej nie oszukiwał.

Półelf się popatrzył na Eidolona spode łba, ale nie miał zamiaru się chwilowo odzywać. Na pytanie aasimarki lekko się skrzywił. To bolało, ale wiedział, że to minie.
- Nie, ale dzięki za troskę. - wstał i otrzepał się (chyba bardziej z przyzwyczajenia).
- Mogłaś zaatakować tego wojownika wychodząc zza kolumny, a nie szarżować do przodu bez sensu. - Sadim splótł ręce na piersi oczekując odpowiedzi, która objawiła się jedynie wzruszeniem ramionami Tamarie - No cóż… Mi zaraz ból głowy przejdzie. A tymczasem… Szara? Mogę wypożyczyć różdżkę leczenia?

- Ymm - Szarańcza zamyśliła się na chwilę wstając z podłogi i prostując się. Popatrzyła to na kobietę, to na półelfa, ale nie potrafiła być złośliwą, mimo wcześniejszych uwag Tamarie, jakie ta wypuściła w jej stronę jeszcze przed przekroczeniem zapadliny - No dobra. - Odparła w końcu nie do końca chętnie i wyciągnęła zza pasa różdżkę, podając ją Sadimowi.

Sadim wziął rożdżkę i skupił na niej energię. Wydarł z niej ładunek tworząc jasną kulę jasnozielonej energii na swej dłoni, którą rzucił w Tamarie. Ta rozpadła się na niezliczoną ilość kawałków niczym szkło , lecz zamiast opaść - została po prostu wchłonięta przez swój cel.
- Dziękuję. Oddaję. Chyba jestem ci coś winny. - uśmiechnął się lekko oddając różdzkę Szarańczy - Schodzimy na dół? Pewnie się zastanawiają co my tu robimy.

Odebrała od niego swój artefakt z uśmiechem
- Pewnie jakąś randkę, nie? -Rzuciła w odpowiedzi miło i ciężko było wyczuć z jej gestu i głosu, czy mówi serio, czy tylko się droczy. Szara odwróciła się po chwili by otworzyć drzwi i wypuścić gości z pokoju - Idźcie, a ja zaraz przyjdę, zostawię tylko coś w pokoju - pokazała im drogę wyjścia wciąż mając na twarzy swój typowy uśmiech. Nie mogła się też oprzeć by wzrokiem znowu nękać Sadima, czasami zerkając na jego towarzyszkę. Jednak poza samym wyglądem zauważyła w Tamarie coś dziwnego. Jej oczy lekko zajarzyły się niczym ogień.

*

~ Czyżby ci się podobała? - zapytała telepatycznie Tamarie bez krzty emocji.

~ Nie skłamię ci - owszem - aż ściszył ton, choć wcale nie musiał - Ale dobrze wiesz dlaczego to nie ma sensu, prawda?

~ Na dziewięćdziesiąt dziewięć i dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysiętycznych procenta jest od ciebie starsza, co nie ulega żadnej dyskusji, a poza tym pamiętasz pewną przepowiednię, którą przypadkiem usłyszałeś od jakiegoś szaleńca, kiedy szliśmy przez jakiś zapomniany przez bogów fragment lądu? - jej mentalny głos nabrał jakiejś powagi.

~ Pamiętam. Nigdy już nie osiądę w jednym miejscu, ponieważ taka była niby cena przyzwania cię. Że moim przeznaczeniem jest wędrówka samotnie nie licząc kilku poszukiwaczy przygód, którzy się przewleką przez moje życie, i w trakcie swego życia nie zaznam spokoju aż do śmierci. Brzmiało to aż strasznie. - przywoływacz aż się nachmurzył.

~ Uważam, że powoli nabiera to sensu. Czy miałeś już jakieś sny, w których czułeś się jak bezkształtna masa dryfująca w powietrzu o konsystencji żelatyny? - zagadkowe pytanie Tamarie aż wytrąciło Sadima z równowagi.

~ Jakie sny?! Bo się chyba przełyszałem.

~ Nie, nic. Nieważne.

~ A tak swoją drogą... Jak ty zmieniłaś wygląd? Wyglądasz zdecydowanie młodziej. Na jakieś... Dziewiętnaście ludzkich lat? - aż podrapał się po podbródku zastanawiając się w czym rzecz.

~ Albo trochę ponad sto elfich. Zapomniałeś, że jestem azatą? - odgarnęła trochę ze swych długich rudych włosów ukazując lekko szpiczaste uszy - Poza tym - rośniesz w siłę. Czuję, że twój pakt silniej przyciąga mnie na plan materialny. Jestem z tego bardzo zadowolona.

Mieli juz rozmawiać dalej gapiąc się przed siebie bez większego sensu dla pozostałych, kiedy to jakiś kupiec zagaił do nich w sprawie jakiegoś interesu.

*

Być może przewrażliwienie, a być może zbyt wielka chęć niesienia pomocy. Nie miało to znaczenia, kiedy liczyło się bezpieczeństwo ludzi. Gobliny na szczęście nie okazały się zbyt inteligentne, by stworzyć dosłownie bombę zegarową w środku miasta i nie zatruły ani wody, ani spichlerza. Sprawdziła to odrobinę narzekająca Szarańcza, lecz miał zamiar zrekompensować jej stracony czas kupując coś ładnego. Ostatnim punktem, który sprawdzili, był studnią, a zaklęcie rzuconę w stronę tafli wody w studni spotkało się z bardzo niemiłą reakcją ze strony strażników, co Sadim oraz Tamarie musieli tłumaczyć. Ostatecznie jednak wszystko poszło jak należy i cała trójka zaczęła planować powrót do karczmy.
 
Flamedancer jest offline