Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2016, 10:00   #97
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Sterowiec.

Richard zaciskał pięść. Nie mógł krzyczeć, przeklinać, uderzać rękami o statek. Chciałby bardzo. Ale nie mógł. Byli na Antidze już od ponad dwóch tygodni. A mieli tu spędzić ledwie jedną noc. Nic nie układało się tak jak miało. Zaryzykował zdrowiem i życiem całej załogi, żeby ocalić młodego lurkera. Teraz Denis nie żył. Zasiedzenie. Brak celu. Brak postępów. Trup na pokładzie. Morale załogi padnie w ciągu dnia. Dlatego musi być twardy. Nie może pokazywać przed wszystkimi jak się miota w złości. Albo jak upija się do nieprzytomności. Musi być oparciem dla załogi. Musi też podjąć natychmiast działania, które zajmą załogę.
Ferat obdarzony bardziej delikatną naturą, głęboko się zasępił. Raz czy dwa w jego oczach zaświeciły iskierki, które szybko zgasił pociągnięciem wyszywanej chusty. Spoczął na siedzisku w korytarzu, z głową opartą na kantach dłoni i tak już pozostał.
Kapitan Dewayne również niewiele się odzywał. Twarz miał mocno skupioną i choć nie dawał tego po sobie poznać, na swój sposób także przeżywał stratę. Z pewnością podchodził do śmierci zgoła inaczej. Wielu jego ludzi padło pod ciosami Hanzytów, zaś życie na statku dostarczało licznych okazji by trup słał się gęsto. Ale ten przypadek był inny. Obydwaj dołożyli wszelkich starań, aby uratować młodego lurkera. I wszystko to, okazało się koniec końców zawieść. Arystokrata przyłapał parę razy korsarza, jak złorzeczył pod nosem i wpatrywał dziwnie w przestrzeń. Nie pozwolił sobie jednak na jawne eskalowanie swoich emocji.
Richard podszedł do alchemika.
- Zabezpiecz ciało. Nie możemy pozwolić na rozprzestrzenienie zarazy. Niech Malfloy przygotuje jakąś dratwę. Spalimy jego zwłoki na dratwie, na morzu. Całe jego życie wiązało się z głębinami morskimi. Myślę, że tam chciałby spocząć. Wy dwaj ze mną.
Nie czekał na odpowiedź Jonasa. Z Feratem i Casimirem wyszli na pokład. Spojrzał na historyka. Nie miał pojęcia jaki zrobić użytek z tego człowieka. Był tak aspołeczny, że jedyne miejsce z którego mógł przynieść jakiekolwiek wartościowe informacje to biblioteka. A tam zasoby już były wyczerpane. Przeniósł wzrok, na korsarza.
- Co sądzisz o spacerze do tego Doktora?
- Teraz ryzyko jest mniejsze. W razie czego nic nam nie udowodni. Tylko jedna rzecz. Denis przed... operacją opowiadał o rozmowie z Papugą. Może to jeszcze gówniarz, ale w jednym mój majtek miał rację. Ci cali doktorzy mają w sobie coś hipnotyzującego. Uważajmy na sztuczki tego sukinsyna.
Kiwnął głową. Zgadzał się z ostrzeżeniem korsarza.
- Tak, trzeba uważać. Choć w swoim życiu rozmawiałem już z różnymi ludźmi, więc postaram się prowadzić rozmowę. Za jakieś trzydzieści minut wychodzimy. Masz doświadczenia w pogrzebach ludzi morza? Ja dotychczas byłem na takich, gdzie ciało składano do rodzinnej krypty.
- Nie sądzę, aby moja odpowiedź ci się spodobała. Motłoch wrzucamy po prostu do wody. Na morzu mówi się, że trup przyciąga zarazę, więc ze względu na morale pozbywamy się go możliwe szybko. Ale miałem jednak kilku oficerów, którzy wyjątkowo się zasłużyli. Składaliśmy ich do starych, nieużywanych już kryp i obtaczaliśmy ulubionymi rekwizytami. Korsarze nie są przesadnie oryginalni: zazwyczaj były to butelki rumu, ale trafiały się sygnety, kordelasy, a nawet złote kielichy. Potem, krótko mówiąc wszystko szło z dymem. Taka rozgorzała łódź płynąca przez noc to widok który rozkruszy najbardziej zatwardziałe serce, mówię ci.

*******************************

Dzielnica przemysłowa Antigui, jakiś czas później.

Richard rozglądał się po okolicy. Antigua nie posiadała przemysłu jako takiego. Miasto nie było węzłem handlowym ze względu na prężny eksport, tylko na położenie. Tym bardziej dziwiło jak wielka była owa dzielnica przemysłowa. Jak się okazało cztery z pięciu znajdujących się tutaj “fabryk” było stoczniami. Przybyłe statki trzeba było naprawiać, przerabiać, ulepszać. Raczej nie widział produkowanych od zera jednostek. Za to już mu proponowali zakup kilku wymagających gruntownego remontu wraków.


- Panie ten z Xanou płakał jak sprzedawał! Pływał tylko do świątyni z orszakiem raz w tygodniu. Nówka, nie śmigana!
Mógł się tutaj nawet załapać na naprawę sterowca tylko “oryginalnymi” częściami. Jednak nie po to tutaj przyszli. Podobno gdzieś w okolicy można było znaleźć Doktora. Tak wynikałoby z relacji Denisa po rozmowie z majtkiem.Richard rozglądał się, kogo możnaby subtelnie zapytać o tak ważną personę. [Test Obycia]
Podczas gdy Dewayne dobrze odnajdywał się w szemranych okolicach, tak Richard dobrze radził sobie w tych bardziej cywilizowanych. Jego wzrok przykuła szczupła inżynier, która właśnie pouczała robotników w jakiej kolejności ładować skrzynie oznaczone białą farbą. Miała na sobie wąską kurtkę i ciemny melonik. Pod pachą trzymała dziesiątki zrulowanych szkicy oraz rysunków technicznych.
- Nie wiem kto chciałby się z nim dobrowolnie widzieć - odpowiedziała na pytanie, nie przerywając obsobaczania swojej grupy - To ptaszysko wynajmuje hangar numer dwanaście.
Dalej poszukiwania nie trwały już długo. Za garść złota dzielnica udostępniała lokalnym, jak też obcym zamykane, metalowe pawilony. Każdy posiadał basen o dziesięciu metrach głębokości, oddzielony od portu zamykanym włazem. Gdy przybyli, doktor otworzył go, ukazując za sobą czarny kuter ZOA oraz pomieszczenie wypełnione torbami. Z tamtych okolic wydobywała się natrętna woń ziół. Przechylił głowę, lecz nic nie powiedział.
Richard ukłonił się ukłonem jakiego etykieta wymaga od petenta przychodzącego do ważniejszego od siebie człowieka. Nie wiedział na ile Doktor był obyty z dworskimi manierami, ale szlachcic zrobił to praktycznie mimo woli.
- Dzień dobry. Chcielibyś porozmawiać. Pochodzę z Rigel, moja rodzina tam jest. Wyspa została objęta kwarantanną. Czy może Doktor posiada jakieś wieści? - zaczął od niezobowiązującego tematu, żeby wyczuć nastawienie rozmówcy.
Doktor przepuścił gości nadal bez słowa i zamknął uchylną bramkę. Richard dostrzegł teraz, że w hangarze znajduje się wiele porozwieszanych, zwierzęcych szkieletów. W rogu pomieszczenia leżały na kupkach groteskowe czaszki. Część z nich niepokojąco przypominała ludzkie. Zioła w zamkniętym pomieszczeniu ciągnęły już tak, iż La Croix czuł jakby na nim osiadły i wypuściły zarodniki wszędzie wokół.
- Z Rigel wciąż to samo. Mówi się o kwarantannie w Hece i Tabit. Betelgeza pozostaje otwarta, ale zwiększono kontrolę w portach - doktor mówił głębokim, beznamiętnym głosem.
Nawet Dewayne wstrzymał oddech. Dziwne napięcie wyraźnie czuło się w powietrzu.
- Ale nie przyszliście tutaj o tym rozmawiać, jak mniemam.
- Komu zależało na usunięciu z rynku sterydów? Czyżby rodzina Barens chciała się w taki sposób uporać z Shagrenem? - Szlachcic bardzo uważnie obserwował rozmówcę gdy pojawiło się nazwisko jego mocodawców i inię człowieka, którego śmierci chcieli.
- My to zrobiliśmy żeby przybliżyć spotkanie z właścicielem monety.
Doktor stale nosił maskę toteż ciężko szło ocenić jego reakcję. Stał nieruchomo jak posąg z dziobem skierowanym wprost w klatkę piersiową Richarda.
- Tej monety? - Richard pokazał tajemniczą monetę. - Niestety jej właściciel nie żyje.
- Taki scenariusz był prawdopodobny. Co zrobiliście z ciałem?
- Nic. Jest przygotowane do spalenia.
- Zróbcie to. Jak najszybciej.
Kiwnął głową na znak, że przyjął do wiadomości polecenie.
- Dlaczego tak wam zależało na spotkaniu z właścicielem monety?
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline