Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2016, 15:38   #19
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Być może siedzenie i czekanie w karczmie nie było dobrym sposobem na spędzanie czasu, skoro inni działają, pomyślał Thazar, widząc Atheę z jakimś niskim jegomościem - zapewne wspomnianym przez Vincenta gnomem.
- Poczekaj chwilę - powiedział do Tajgi. - Pójdę się wywiedzieć, czy inni złapali jakiś trop.
Tajga wzruszyła ramionami i oparła się plecami o jakąś chatę.
Thazar, nie przejmując się zbytnio dziewczyną, podszedł do tamtej dwójki.
- Dzień dobry? - Skinął gnomowi głową.. - Jakieś wieści? Pomyślne? - zwrócił się do Athei.
Gnom dostrzegł idącego w ich stronę człowieka. Miał przeczucie, że to chyba ktoś, kto również został wysłany na poszukiwania dziewczynki. Nie wyglądał bynajmniej na jakiegoś typa spod ciemnej gwiazdy, czy kogoś innego, kto szukał zaczepki. Prędzej spodziewałby się złodzieja, czy innego naciągacza. Ostatecznie postanowił poczekać na rozwój wypadków, który nastąpił dość, szybko, bowiem mężczyzna już był przy nich. Przywitał się, na co Nidrim odpowiedział mu skinieniem głowy. Rozwiewało to część podejrzeń, co do interesu tego jegomościa, lecz jego następne słowa powiedziały mu wszystko.
Athea była nieco zaskoczona niespokojną reakcją gnoma na wzmiankę o magu. Nagle okazało się, że niejako wywołała wilka z lasu i oto Thazar pojawił się przy nich. Z jednej strony poczuła ulgę i radość; nie dało się ukryć, że dobrze czuła się w jego towarzystwie. Z drugiej jednak pozostało lekkie ukłucie niepokoju na myśl o tym, jak gnom potraktuje jej kolegę.
- Wieści… Znalazłam Nidrima - wskazała gnoma delikatnym ruchem nadgarstka. - Jak prosił Vincent. Właśnie mieliśmy rozejrzeć się po okolicy… Poza tym żadnych nowości.
- To jest właśnie Thazar - zwróciła się wtem do gnoma, jakby przypomniawszy sobie, że nieznajomych wypadałoby przedstawić.
- Idziesz z nami? - uśmiechnęła się do Thazara, a był to uśmiech pełen nadziei na pozytywną odpowiedź.
- Thazar. - Mag raz jeszcze przedstawił się gnomowi. - To musi trochę poczekać - odparł z pewnym żalem w głosie. - To jest Tajga. - Wskazał głową dziewczynę, która podpierała ścianę. - Rozpuściła wici wśród swoich... młodych znajomych. Musimy poczekać na efekty i idziemy coś zjeść. Dołączycie się do nas? - spytał.
Kapłanka rzuciła krótkie spojrzenie w stronę stojącej nieopodal blondynki. Wolała nie wiedzieć, o jakich znajomych chodzi.
- A mamy na to czas? - zawahała się. - Powinniśmy od razu zacząć poszukiwania Marie i nie tracić czasu. Z drugiej strony szukanie w ciemno…
Westchnęła cicho.
- Nie jestem głodna. Do tego właśnie wyciągnęłam Nidrima ze śniadania… Powinniśmy działać. Nie każdy może sobie pozwolić na czekanie na powrót… hm… informatorów. Co sądzisz? - zwróciła się do gnoma ciekawa jego opinii.
- Niech mnie drzwi ścisną! - usłyszeli gdzieś zza pleców Thazara. Gdy spojrzeli w tamtą stronę ujrzeli starszego człowieka, prowadzącego osła za wodze, obładowanego różnymi pakunkami.
- Pobłogosław mnie pani, bo szczęścia będzie mi dużo trza w mojej wyprawie do Suzail! - staruszek pokornie pokłonił się przed Atheą i prędko złapał jej dłoń, po czym szarmancko ją (dłoń) ucałował.
Gdy Nidrim dowiedział się, że nieznajomy to wspominany przez Atheę mag, spojrzał na niego bacznie. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał na kogoś, kto ślęczy całymi dniami w księgach studiując runy, czy prowadząc eksperymenty nad magią. Ogólna prezencja maga prowokowała do stwierdzenia, że albo dopiero jest na początku znajomości ze sztuką, albo też nie traktuje jej tak poważnie jak to robili jego krewniacy mieszkający w Górach Orsraun. Tak, czy inaczej żadna z tych możliwości nie napawała go optymizmem. Ktoś niewprawiony w magii potrafi być większym zagrożeniem niż wsparciem. I tego właśnie w nich nie lubił. Tego, że gdy w grę wchodzi magia nie można być niczego pewnym. Nie jest się nigdy naprawdę przygotowanym, dlatego właśnie był za walką w polu, gdzie o wygranej i porażce decyduje przygotowanie, doświadczenie walczących oraz sprawność, tak ciała jak i umysłu, a nie nadnaturalne moce, które potrafią być chaotyczne i nieprzewidywalne. W obliczu magii nigdy nie można być pewnym jej efektów.
Na wzmiankę o Tajdze tylko zerknął w jej stronę, nie poświęcając większej uwagi. Miał już odpowiedzieć Athei, gdy pojawił się jakiś starszy człowiek z objuczonym osłem.
- Nie ma co tracić czas. Musimy zabrać się, czym prędzej za poszukiwania. - rzekł poważnie gnom, kątem oka patrząc na Thazara.
Kapłanka uśmiechnęła się do staruszka na poły zaskoczona nagłą prośbą, na poły lekko zmieszana okazanym jej szacunkiem.
- Przepraszam was na chwilę - powiedziała, odchodząc parę kroków na bok.
Nigdy nie należało odmawiać błogosławieństwa osobom w potrzebie. Ujęła dłoń starszego człowieka, drugą kładąc na drewnianym symbolu wyobrażającym oblicze jej bogini.
- Niech Pani Losu prowadzi cię co dnia, dobry człowieku, a jej uśmiech niech przynosi ci szczęście w twej podróży. Ci, którzy podejmują wyzwania, zawsze mogą liczyć na jej przychylność. Przyjmij me błogosławieństwo. Uśmiech Tymory poprowadzi cię do celu - powiedziała uroczystym tonem i przeniosła dłoń z medalionu na rękę podróżnika, zamykając ją w swojej.
Gdy Athea skończyła udzielać błogosławieństwa, Thazar się wtrącił. Nie dotyczyło to ani błogosławieństwa, które - nie da się ukryć - im też by się przydało, ani też podróży, jaką odbyć miał kupiec.
- My też mamy problem, z którym zmierzyć się musimy - powiedział. - Może i ty nam szczęście przyniesiesz. Czy nie widziałeś niedawno, wczoraj lub dzisiaj, dwóch młodych dziewcząt z dobrego domu, ubranych znacznie lepiej, niż większość tych, co się tu kręcą dokoła? Jedenastolatki, obie. Kasztanowe włosy, piwne oczy, biała koszula, brązowa kamizelka i czarne spodnie. Ta druga ubrana był w szare spodnie i czarną koszulę. Włosy miała do szyi, kruczoczarne.
Wiara Thazara w to, że ów człek coś widział, była bliska zeru, ale Tymora okazywała swą łaskę w najdziwniejszych sytuacjach.
- Oh młody człowieku, bardzo bym chciał wam pomóc, ale niestety nie będę w stanie. Módlcie się tylko co by na wschód nie poszły, bo dziwne typy się tam kręcą przy wybrzeżu. - machnął ręką.
- Dziękujemy. Niech szczęście nigdy cię nie zawodzi na twej drodze - odezwała się Athea i uśmiechnęła się, by ukryć niepokój, który wzbudziły w niej jego słowa.
Następnie zwróciła się do Nidrima i Thazara.
- Vincent wspominał, że sprawdzi jedno miejsce na zachodzie, o którym ponoć kiedyś wspomniała mu Marie, że chciałaby je zobaczyć. Może faktycznie powinniśmy sprawdzić ten wschód, zwłaszcza jeśli ktoś dziwny się tam kręci. Nawet jeśli będą niegroźni, być może kogoś widzieli… - zdaniem Athei lepszy był taki trop niż żaden.
- Idziecie z nami czy zostajecie na drugim śniadaniu? - to pytanie skierowała już tylko do Thazara, Nidrim wszak zapowiedział już, że woli działać.
- Wschód... - powtórzył Thazar. - Kto nie szuka, ten nie znajduje - powiedział. - Jeśli typy są podejrzane, to im nas więcej, tym i lepiej będzie. Dowiem się, co Tajga na to powie. Jeśli chce, to niech czeka na to, co w jej sieć wpadnie, a ja pójdę z wami.
Athea uśmiechnęła się do Thazara. Zgadzała się w pełni odnośnie do stwierdzenia o liczbie poszukujących.
- Czekamy.
Po reakcji Nidrima miała wrażenie, że niekoniecznie będzie zadowolony z towarzystwa maga. Nie dał jednak po sobie wiele poznać Thazarowi, może więc profesjonalizm brał tu górę.
Nidrim odprowadził wzrokiem podróżnika. W międzyczasie Thazar poszedł do swojej znajomej pod ścianą.
- Pokładanie tak wielkiego zaufania w szczęściu jest nierozsądne. Lepiej jest polegać na skrupulatnym przygotowaniu. - rzekł do kapłanki gnom. Wiedział, że może się jej tym narazić, lecz wolał mieć pewność, że sprawa zostanie w tej kwestii postawiona jasno, bowiem, by z kimś dobrze współpracować, trzeba wiedzieć, czego można się po nim spodziewać.
Athea uśmiechnęła się na jego słowa.
- Jedno nigdy nie wyklucza drugiego. Nawet będąc najlepiej przygotowanym warto mieć odrobinę szczęścia - odpowiedziała spokojnie, nie biorąc do siebie słów gnoma.
W końcu każdy miał prawo do własnego zdania, a Athea nikogo nie zamierzała do swych wierzeń przekonywać na siłę.
- Tego nie powiedziałem. - odparł jej zdecydowanie. - Nie przeczę, że czasem szczęście przesądza o czymś, lecz pokładanie na nim wszystkiego jest głupotą. Przestaje się myśleć co się robi, a to prowadzi do klęsk, niepowodzeń i porażek. Jest ono zbyt niestałe, niepewne, by się nań opierać. Szczęście winno wynikać z własnego przygotowania i rozsądnych decyzji.
Athea zmarszczyła lekko brwi. Dziwnie poważna i niemalże roszczeniowa postawa gnoma zaczynała jej ciążyć. Nie bardzo rozumiała, z czym miał w tej chwili teraz problem.
- Gdybyśmy wszystko zawierzyli li tylko szczęściu, to powinniśmy siedzieć u pana Courteza i popijać wino, czekając aż Marie szczęśliwie się odnajdzie - próbowała znaleźć jakiś złoty środek w tej dyskusji, która nagle wynikła jakby z niczego. - Szczęście nie może wynikać z własnego przygotowania i podejmowanych decyzji, bo wtedy nie byłoby szczęściem i wszyscy nagle zaczęliby wiecznie przygotowywać się do wszystkiego; wszelkie działania opóźniałyby się i wydłużały; pewnie i większość z nich kończyłaby się powodzeniem, a część nie rozpoczęłaby w ogóle. Są akcje, które należy podjąć, nawet jeśli nie ma się pewności, że zakończą się sukcesem - wzruszyła lekko ramionami. - Czasem trzeba w to po prostu uwierzyć. Jak na razie nikt się wyłącznie na nim nie opiera, więc nie rozumiem, o co chodzi. Tymora także nie jest boginią wyłącznie szczęścia - wzruszyła lekko ramionami.
Gnomy chyba faktycznie były dziwne.
- Idzie mi po prostu o to, że nie można bezmyślnie mówić “jakoś to będzie” nic przy tym nie czyniąc. W naszej sytuacji tak nie postępujemy, gdyż działamy, czyli pracujemy na swoje powodzenie w którym oczywiście może nam dopomóc szczęście. I takie podejście do tego jest rozsądne, właściwe i dobre - zareagował gnom, gdyż najwyraźniej nie został tak odebrany jak tego chciał - Nie przeczę temu, że czasem trzeba pójść na tak zwany żywioł, lecz nie oznacza to tego, że źle jest starać się o to, by być gotowym na takie ewentualności. A to, że nikt w całości nie opiera się na kaprysach losu to tylko dobrze o nich świadczy, bowiem rozumieją, że właśnie trzeba mieć wyważone podejście.
- Ehhh.. - westchnął, po czym zaklął pod nosem. - Tak to jest jak nachodzą cię niechciane wspomnienia. Zaczynasz tracić rezon i pleciesz głupoty, albo Arvoreen raczy wiedzieć co jeszcze. Zostawmy to i zabierajmy się do roboty.
Po chwili Thazar znalazł się przy wspomnianej dziewczynie.
- Idziemy - wskazał głową na tamtą dwójkę - sprawdzić pewien trop. Pójdziesz z nami, czy będziesz czekać w 'Psie' na informacje?
- Wasza trójka chyba do tego wystarczy.
- Albo zadepta ślady, dodała w myślach. Poza tym nie lubiła kapłanów. - Co za dużo to nie zdrowo. Poczekam w “Psie”. Gdzie wasz szukać gdy już się czegoś dowiem?
- Nie powinno nam to zająć wiele czasu
- odparł Thazar - i niedługo powinniśmy wrócić. Jeśli się dowiesz czegoś wcześniej, to zostaw nam wieści w "Psie", a sama zawiadom pana Vincenta.

Zakończywszy rozmowę Thazar wrócił do tamtej dwójki.
- Możemy iść. Tajga sobie posiedzi w "Psie".
- Czas najwyższy.

Mruknięcie gnoma mogło, zdaniem Thazara, świadczyć o wielu rzeczach, ale na razie mag nie chciał w to wnikać. Albo Nidrima coś ugryzło w zadek, albo się nie wyspał... To chwilowo nie było ważne, nic więc nie odpowiedział.
 
Kerm jest offline