Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2016, 15:54   #55
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Condrad zjawił się kilka minut po jej wezwaniu. Wyraźnie zdziwiony i zaskoczony tym wezwaniem.
- Zwykle wolisz ty odwiedzać moje komnaty, niż zapraszać mnie do siebie. Skąd ta nagła zmiana?- zapytał uprzejmie na wejściu.
Kathil ponownie zrobiła wielkie entree i z poszumem sukni, okręciła się powoli dookoła własnej osi.
- Prosiłam Cię o wizytę przed wyjazdem - mówiła powolutku się okręcając - byś zaaprobował mą kreację na wizytę wujów… - spojrzała przez ramię na mężczyznę stojącego w jej komnacie. - … aprobujesz?
- Czemu miałbym?- podszedł bliżej dziewczyny i musnął jej policzek palcami.- I czemu ty miałabyś chcieć, bym zaaprobował. Nigdy się nie pytałaś mnie w kwestiach mody, słusznie uznając…- mruczał jej wprost do ucha.- ...że się na tym nie znam. A jednak chcesz bym teraz się wypowiedział? A jeśli każę ci ją zdjąć teraz.. przy mnie… natychmiast.-
Ostatnie słowa wyszeptał jej wprost do ucha… swym nieznoszącym sprzeciwu tonem głosu.
- Więc nie aprobujesz? - Kathil uniosła głowę do góry by otrzeć swym policzkiem o policzek Condrada - Chciałam, byś sprawdził, jako mój nauczyciel… - Kathil wypowiedziała ostatni tytuł napiętym głosem - czy suknia… będzie odpowiednia dla prowincjonalnych szlachetków. Znasz się na tym lepiej… niż ja - bardka nie dotykała Condrada choć jego szept w jej uchu wprawił jej całe ciało w drżenie jak napiętą strunę - Chciałeś… po… posłuszeństwa… staram się… - w końcu spojrzała olbrzymowi w oczy.
- Posłuszeństwa... a jednak nadal masz ją na sobie.- mruknął Condrad z ironicznym uśmiechem i delikatnie muskał palcami jej policzek dodając.- Aprobuję… jeśli ci tak zależy. Nie jestem biegły w kobiecych gierkach… z oczywistych powodów. A teraz… zdejmij ją.
Kathil zaczęła powoli rozplątywać się ze spódnicy sukni, ciężkiej od zdobień. Powoli wysupłała się też z kilku warstw falbaniastych haleczek.
- Nie wiem czy dam radę z gorsetem. Pomożesz? - podniosła w końcu spojrzenie na Condrada stojąc przed nim w bucikach na obcasie, pończoszkach upiętych specjalnym pasem z podwiązkami na biodrach i bufiastych majteczkach z cieniutkiego, prawie przeźroczystego materiału.
- Tak… masz jeszcze jakieś życzenia?- mruknął Condrad rozwiązując sznurowania przy gorsecie.- Czy też najbardziej pragniesz spełnić moje? Wiesz… że posłuszeństwo winno być nagradzane. I lojalność.
- Ściągnij pończoszki… - poprosiła cicho Kathil poddając się zdecydowanym ruchom seniora - i dotknij tak jak lubisz… - wymruczała czując szybsze bicie serca. - Rozpal mnie dla siebie.
Zsunąwszy gorset z dziewczyny i odsłoniwszy jej piersi, chwycił za nie dłońmi i ścisnął drapieżnie. - Wiesz że to jest miecz obosieczny? Takie zwierzęce pożądanie, działające w obie strony… ogień, który zostaje w pamięci... w duszy.
Pieszcząc drapieżnie i ugniatając jej piersi pod swymi palcami, mruknął. - Usiądź więc pupą na stoliku Kathil.
- Mówiłeś mi już pierwszej nocy - wydyszała słowa pod jego drapieżnym dotykiem - a ja … - zabrakło jej oddechu - ...prosiłam byś mi pokazał… - spojrzała w oczy Condrada rozgorączkowanym spojrzeniem. - Tak, Condradzie - pokiwała głową i wykonała polecenie, zrzucając buciki ze stóp. - Co mam robić dalej, nauczycielu? - spytała kusząco zagryzając dolną wargę i ściskając lekko szczyt swej piersi na oczach mężczyzny.
- Na razie… ja zrobię…- mruknął w odpowiedzi Condrad podchodząc i rozdziewając się. Na ziemię opadał kamizela i za nią koszula. Półnagi olbrzym z rozpalonym spojrzeniem z spoglądał na nią… z pozoru beznamiętnie, ale oczy… mówiły Kathil co innego. Pragnął ją posiąść i zamierzał ją posiąść. Ujął jej lewą stopę i oparł na swym torsie, zgiętą nogę Kathil uniesioną w górę. Lewą dłonią zabrał się za uwalnianie pończoszki od podwiązki, a kciukiem prawej krążył po łonie ugniatając bufiaste majteczki na jej skórze i zahaczając nim o jej wrażliwe obszary.
Bardka muskała swój biust powolnymi ruchami pobudzając ich szczyty i sprawiając, że przykuwały spojrzenie Condrada. Palce stopy leciutko trącały jego płaską i umięśnioną pierś. Pod dotykiem Condrada majteczki nabierały zupełnie nowego wymiaru uwalniając żar jej ciała i dowód pożądania w gwałtownych falach.
- Lubisz… tak na … mnie działać? - spytała oblizując usta.
- Lubię cię taką drżącą i delikatną… pulsującą pożądaniem, a jednak… posłuszną. Pragnącą być okiełznaną.- mruczał powolnymi ruchami dłoni podciągając pończoszkę w górę. Kciukiem nadal ugniatał delikatne obszary jej łona… ostrożnie, acz stanowczo. I patrzył, na jej twarz, zachowanie… ciało rozpalające wyobraźnię.
- Nie wydajesz się wtedy… kontrolować. Jesteś bardziej sobą… i chyba ty też to lubisz.- szeptał, gdy pod stopą czuła jak stara się zapanować na przyspieszonym nieco oddechem.
- Lubię… - wymruczała rozsuwając lekko uda - … bo… wtedy Ty też jesteś bardziej sobą i … pozwalasz nam być ze sobą blisko. Och…. - wciągnęła powietrze gdy stanowczy dotyk zaczął trącać nowe struny w jej ciele. - Lubię… cię … tak… bliskiego… i prawdziwego.
- Z pewnością… - mruknął z uśmiechem pozbywając się pierwszej pończoszki. A następnie zmienił nogę. Teraz prawa stopa opierała się przez chwilę o jego szeroką klatkę piersiową… przez chwilę.
- Ja zawsze jestem bliski. Jesteście moją jedyną rodziną… nauczysz się cenić to, gdy będziesz w moim wieku. -przysunął się bowiem bliżej pieszcząc teraz kciukiem prawej dłoni łono Kathil drażniąc się z jej apetytem. Wyprostowana zgrabna noga Kathil ocierała się o jego twarz, więc muskał ją językiem i całował poprzez pończoszkę, którą wszak chciał zdjąć.- Więc to co robimy… jest perwersyjne przez swą niepoprawność. I przyznaję… uzależniające.
Bardka otoczyła biodro Condrada drugą nogą i przycisnęła swe biodra wypychając je w górę.
- Nie .. mówię o rodzinie… mówię o nas, tobie i mnie… - zamknęła oczy poddając się dotykowi Condrada - … pozwalasz mi podejść bliżej, nie … nie trzymasz na dystans.
- mruczała Kathil wciąż próbując uwieść Condrada… bardziej… poza “uzależnienie”, doprowadzić go “pasji”. - Pozwalasz mi na to… - otarła biodrami o budzącą się włócznię Condrada rozpierającą jego spodnie.
Syknął cicho i zadrżał czując kobiecość Kathil tak blisko, ale nadal niedostępną. Ona zaś czuła jak ociera się brodą o jej stopę. Zsuwana pończoszka dotarła do stopy i tam Condrad pomógł sobie zębami. Następnie wyplątał się z objęć z jej nóg i odsunął się tylko po to nakazać jej.- Majteczki… zdejmij i usiądź pupą na stoliku.
Kathil podwinęła nogi pod siebie i stanęła na stoliku. Spoglądając w dół na Condrada, odwróciła się pupą do niego i powoli zsunęła majteczki w dół, pozornie niedbale pochylając się i wystawiając bezwstydnie swą kobiecość na jego widok. Wyszła z bielizny i odwróciła ponownie przodem do olbrzyma. Wpatrując się w jego oczy osunęła się na kolana i lubieżnie muskając swe uda w końcu usiadła z powrotem na stoliku. Rozsunęła uda szeroko uśmiechając się lekko i oczekując jego nagłego szturmu ze zniecierpliwieniem.
Mężczyzna… jednak klęknął i rozchylił uda mówiąc.- Dziś powinnaś mnie dobrze zapamiętać.
I trzymając jej uda władczo, szeroko je rozsuwając, sięgnął językiem ku jej kobiecości pieszcząc ją zaborczymi i silnymi muśnięciami języka. Powoli i stanowczo smakując jej żądzę.
Kathil z jękiem aż prawie się zgieła czując wprawne ruchy Condrada: - Tylko… dziś? - zdołała wyjęczeć a potem odpuściła kontrolowanie się i opadła na stolik, wyginając ciało w łuk i drżąc z pożądania i pragnienia mocnego i stanowczego dotyku olbrzyma.
- Dziś… bardziej niż zwykle… bo wyjeżdżam na dłużej.- mruknął sięgając językiem głębiej i z rozkoszą badając reakcje ciała Kathil na różne intymne pieszczoty. Była całkowicie w jego kontroli. Trzymał ją stanowczo i silnie… nie mogła ruszyć udami, zmuszona bo bezwstydnego rozchylenia nóg i w pełni ujawnienia swych intymnych sekretów.
- Będę… tęsknić… - wystękała szarpana dreszczami i spazmami mięśni, wijąc się i sięgając ramionami za głowę by uchwycić się skraju biureczka. - … a Ty? - ostatnie słowo prawie wykrzyczała czując zbliżający się wybuch.
- A jak sądzisz?- mruknął na moment przerywając pieszczotę, by znów sięgnąć ustami do jej łona i językiem głębiej, traktując jej ciało jak harmonijkę i wydobywając z niej jęki rozkoszy.
Aż do silnego i głośnego krzyku.
- Wiedz, że rozważam zawinięcie cię w dywan niczym trofeum i zabranie ze sobą. Odwróć się na brzuch i chwyć się stolika… mocno.- rzekł Condrad wstając i puszczając Kathil.
Zdyszana i rozedrgana wykonała polecenie poruszając się kusząco, jak wtedy gdy leżała na Condradzie:
- Pamiętasz...dwie obietnice, które mi dałeś? - spytała głodnym wzrokiem spoglądając na mężczyznę przez ramię, czekając z gęsią skórką na jego kolejny ruch.
- W tej chwili… ciężko mi przypomnieć sobie cokolwiek.- jego dłonie ugniatały przez chwilę jej pośladki, po czym pozostała tylko jedna. A druga wyswobadzała ów oręż, którym chciał ją przeszyć.
- Weź mnie… prosz...szę - wydyszała doprowadzona do wrzenia przez jego dotyk. Jeszcze chwilę a czuła, że sama się na niego rzuci - teraz… - przyznał, że przekroczył granicę myślenia i to sprawiło jej niewysłowioną przyjemność. Chciała połączenia.
- Taki mam zamiar… -mruknął i rzeczywiście poczuła jak ją zdobywa. Jak ją wypełnia. Jej ciało zadrżało, bo był jednym z hojniej wyposażonych kochanków. A potem syknął.
- Trzymasz się… mocno?
I pukle jej włosów owinął wokół lewej dłoni zmuszając pociągnięciem do lekkiego wygięcia w łuk jej ciała. Oparł prawą o pośladki i gwałtownymi ruchami bioder zaczął zdobywać jej kobiecość bez wytchnienia, bez litości… zwłaszcza dla mebla przeraźliwie skrzypiącego w tej sytuacji.
Kathil zacisnęła dłonie na brzegu stolika trzymając się mebla, który nagle wydał się niezwykle kruchy. Każde uderzenie Condrada wyrywało jęk lub okrzyk z jej ust gdy traktował jej ciało jak swą własność. Czuła jego obecność w swym ciele, wypełniającą ją dokładnie, czuła dłoń na pośladku i dłonie seniora we włosach, które trzymał jak ...grzywę klaczy.
Ekstaza zbliżała się szybko, gwałtownie i mocno. Perspektywa rozłąki wpływała na nich oboje, gdy tracili hamulce i pędzili ku krańcowi w upajającym i zapierającym dech tempie.
Condrad był bezlitosny, jego biodra silne i sztychy gwałtowne. Jej ciało drżało przeszywane rozkoszą wzbierającą niczym olbrzymia fala, aż… rozkosz przekroczyła wytrzymałość ich ciał, aż ...nastąpiła głośna eksplozja przyjemności. Oddychali ciężko, pokryci potem i zmęczeni. Oboje wiedzieli, że to może być początek zabawy, ale Condrad… nie mógł zostać dłużej. Choć chciał, nie próbował tego ukrywać.
Kathil powolutku zsunęła się ze stolika i naga wtuliła plecami w nestora, przy okazji otulając się ciasno jego ramionami. Odwróciła głowę i wsłuchała w bicie jego serca. Szybkie, mocne i rytmiczne.
- Dobrze mi tak… - wymruczała cichutko. Odwróciła głowę w bok i uniosła ją by spojrzeć na Condrada z lekkim uśmiechem na twarzy i błyszczącymi oczami. Przyciągnęła twarz mężczyzny do pocałunku i wlała w niego tyle uczucia: namiętności i czułości, ile tylko mogła. - Gdy wrócisz zaczniemy spędzać ze sobą więcej czasu, prawda? W końcu masz być mym nauczycielem. - wymruczała Condradowi w usta.
- Tak… Sądzę, że tak.- wymruczał Condrad całując ją namiętnie i sięgając dłońmi do piersi i do podbrzusza Kathil, drapieżnie i zachłannie pieszcząc jej ciało.- Myślę że tak.
Wijąc się i prężąc w jego ramionach, wspięła się na palce, by łatwiej móc oddawać pocałunki.
- Zdradzisz… zdradzisz.. mi co plan….ujesz w związku ze ….- jęknęła namiętnie tuż przy twarzy Condrada -... ze mną? Chcę...tak.. pragnę… -wyznała - się przygo...toooować.. - oddychała ciężko, gdy sięgnęła dłonią ku męskości nestora.
- Ja… nie wiem… jesteś niespodzianką… Nie było cię w mych planach… Nie było… cała ta sytuacja…- mruczał czując dłoń Kathil na swym delikatnym wszak obszarze.- wymknęła mi się spod kontroli… sam już nie wiem. Ważny jest ród… ważna jego pozycja… ale ty.. wymykasz mi się spod… kalkulacji…- dyszał jej wprost do ucha drżąc coraz bardziej i pobudzany do działania jej paluszkami nabierał na nią znowu ochoty.-... zmuszasz do improwizacji… W twoich niektórych prop.. pozycjach… jest… zysk dla… nas obojga, więc.. uczennico… skłonny jest...m współ pracować. Ale sprawiasz… że … spraw… perfidnie… że mam ochotę.. rzucić w kąt… plany… po prostu wziąć… cię do łożnicy i… rządzić.. z tobą … u mego… boku. Szalo… ny pomysł… który… przecież… nie zrobię.
Czuła pod palcami narastające pragnienie pieszczącego drapieżnie i brutalnie jej ciało mężczyzny… zdobiącego jej skórę piersi zadrapaniami.
- Drzwi… zamknij.. oprzyj się o nie… -wydyszał kolejne polecenie do jej ucha.
- Musisz… mnie...puścić naj..najpierw - zamknięta w okowach jego ramion Kathil ocierała się, drażniła, tracąc również kontrolę nad swymi działaniami. Gdzie rozum zastępowała żądza, odzywały się wpojone przez ciocię Meę instynkty. Bardka ocierała się pośladkami o budzącego się smoka, drażniąc dłonią i naprowadzając na punkcik dla specjalnych figli. Drapała paznokciami twarde udo Condrada chcąc poczuć więcej, bliżej, mocniej - inacz..inaczej nie mogę wykonać Twego - wspięła się na palce drżąc na całym ciele - rozkazu - wyszeptała patrząc w twarz Condrada płonącym wzrokiem. Czy wypuści ją? Czy posiądzie ją od razu? Nie miało to znaczenia tak długo jak działała ich wspólna magia.
Puścił… z trudem… ale miał więcej opanowania niż ona. Uwolnił ją kusiła go pośladkami, zdając sobie sprawę, że pewne figle mogą być bardziej bolesne niż przyjemne… zwłaszcza przy jego sporych możliwościach.
- Idź.. kuś.- wymruczał do ucha, gdy jeszcze jej ciało ocierało się niego.
- Dobrze, nauczycielu - wydyszała i ruszyła na palcach wyciągając ramiona nad głowę, wstrząsając swe loki i podkreślając smukła figurę. Zamknęła drzwi i oparła się o nie wypinając pośladki. Skrzyżowała nogi wiedząc, że podkreśli to krągłość jej bioder.
- Tak? - spytała napiętym głosem nie odwracając się do nestora - Czy tak chciałeś… mnie widzieć?
-Jesteś… kusząca.- uśmiechnął się drapieżnie mężczyzna coraz bardziej pobudzony.- Ale ty tym razem.. chce widzieć twą twarz… i piersi. Tym... razem.
Posłusznie odwróciła się z lekkim uśmiechem na wilgotnych ustach. Oparła się plecami o drzwi, zasłaniając łono dłońmi. Podrażniła tygrysa… nie mówił wszak o jej kobiecości:
- Tak… lepiej? - wypięła dumnie piersi ze stwardniałymi szczytami i i wciągnęła brzuszek by mocno uwypuklić linię żeber.
- Lepiej? Przedtem też nie było źle… ot, chwilowo mam ochotę… na...- wymruczał nagi i podniecony. Dziki. Złowieszczy. I zbliżający się z każdym krokiem. Chwycił za jej dłonie ukrywający intymny skarb i bez trudu odchylił. Był silny… czuła to gdy dociskał jej dłonie do drzwi ocierając czubkiem twardej już włóczni o jej łono.
- Czyżbyś… straciła ochotę?- droczył się całując jej usta i szyję.
- Stra..cę, jeśli kaaażesz… - wymamrotała między pocałunkami grając na jego potrzebie dominacji, a gdy zaczął całować jej szyję wtulała twarz w jego ramię i zaczęła skubać skórę zębami. - ale...wiem, że ...nie… wydasz takiego rozkazu nauczycielu… - wymruczała jak kotka w rui.
- Nie.. i ty nie chcesz… - mruknął obejmując dłonią i unosząc nogę dziewczyny, gdy powoli zdobywał jej bramę rozkoszy. Oddychał powoli, po czym drugą ręką pochwycił za drugie udo dziewczyny i uniósł lekko dociskając swym ciałem Kathil, do drzwi. Po chwili wisiała na jego silnych ramionach i orężu… przyciśnięta do drzwi i całkowicie bezbronna. Czuła jego obecność… delikatnie ją wypełniającą.
- Teraz… poproś… o więcej… bo chyba chcesz… więcej?- wymruczał jej patrząc w oczy, bezbronną i zdaną na jego łaskę… z tą rozpalającą zmysły obecnością, którą wszak drażniła by poczuć… bardziej i mocniej.
Zawieszona w powietrzu, utrzymywana przez mocne ciało olbrzyma, czuła się jak motyl przypilony do ściany. To było jednak upojne uczucie, że ten potężny i groźny nestor, pragnie jej równie mocno co ona jego.
Objęła więc posłusznie szyję Condrada i koncentrując się resztką sił na wypełniającej jej ciało męskości, wprawiła swe biodra w leciutki ruch by wyrwać z jego ust syknięcie.
Lubiła to. Pochyliła głowę ku jego uchu i liżąc zachłannie jego płatek wyszeptała:
- Proszę… o więcej… - ukąsiła lizany do tej pory płatek ucha - o wszystko co … mi chcesz… dać… - pocałowała ulegle usta Condrada cichutko pojękując czując reakcję swego drżącego ciała na jego w nim obecność.
Odpowiedzią był uśmiech i pomruk… gwałtowny ruch bioder mężczyzny wyrywając oddech i jęk z płuc dziewczyny. Bezbronna Kathil, mogła się tylko poddawać pchnięciom mężczyzny przeszywającym jej ciało niczym. I wywołującym drżenie drzwi. Głuche uderzenia, niczym miarowy gwałtowny łomot… zaciskał mocno uda Kathil wyciskając z niej rozkosz i siły zarazem, gdy kochał się z nią gwałtownie i intensywnie… niczym barbarzyński ork. Na nim ta rozkosz też wyciskała piętno pokrywając jego ciało potem.
Czując budującą się w jej ciele rozkosz, Kathil otworzyła oczy by wpatrywać się w twarz nestora. W twarz jej bestii. Pociągnęła mężczyznę lekko za włosy by pochwycić łapczywie i zapamiętale jego usta swymi wargami. By wykrzyczeć wprost w jego usta ekstazę jaką jej serwował. Przytrzymywała się go kurczowo, wpijając palce w kark. Gdy fala rozkoszy przelała się przez nią drapała jego plecy paznokciami, chcąc poczuć jego obecność jeszcze bliżej i intensywniej. Chciała poczuć jego rozkosz w sobie.. wybuchającą w nagłej eksplozji.
Przyciśnięta do drżących ud uderzeń drzwi, całym ciałem przyjmowała energiczne ruchy jego bioder… jego miecz rozkoszy, oddając się mu całym drżącym w ekstazie ciałem, aż w końcu poczuła jak on przelewa w nią własną rozkosz, wypełniając swą żądzą i jeszcze przez chwilę dyszał wtulając twarz w jej piersi i dociskając ją do drewna.
- Muszę… muszę już iść…- wyszeptał cicho.- Następnym razem, mogę cię po prostu… zabrać do swego pokoju na noc… całą noc… zdajesz sobie… z tego… uczennico?
Obsypała jego spoconą twarz pocałunkami, wciąż oplatając ręce wokół jego szyi:
- Wystarczy, że … rozkażesz… nauczycielu… - pocałowała Condrada drażniąc leniwie jego język czubkiem swego języka - … poza tym, obiecałeś...że wyjedziemy razem… tylko … we dwoje… - mruczała łasząc się - pamiętam, że … wspominałeś … też o sznurowaniu… - dorzuciła z kuszącym uśmiechem wprost w jego ucho.
- A Ortus…?- przypomniał sobie, ale potem westchnął z uśmiechem.- Zgoda… zabiorę cię ze sobą, gdzieś gdzie będziesz… ową uczennicą w pełni. Poddaną wszelkim...moim kaprysom. Ale na razie… twój plan, nasz plan.- delikatnie opuścił jej ciało, by wziąć ją na ręce i zanieść na łóżku.- I tak się z pewnością spóźnię, przez ciebie na odprawę.
Położył ją i szybko odwrócił jej ciało na brzuch i dać mocnego klapsa w pośladek.
- Figlarka…- mruknął.
Kathil wydała lekki okrzyk: - Za co? - i siadając na łóżku wydęła usteczka. Zasłoniła się prześcieradłem przyglądając ubierającemu się Condradowi.
- Będę czekać niecierpliwie na Twój powrót, Condradzie. - powiedziała z uśmiechem spod burzy rozczochranych blond włosów.
- Wierz mi… że w tej chwili mam ochotę szybko wrócić, albo… zabrać cię ze sobą.- uśmiechnął się drapieżnie Condrad i zamyślił.- Co będzie jeśli… ach, nieważne. Co się stanie to się stanie. Wybrałaś tą drogę i pociągnęłaś mnie na nią. Nie ma odwrotu. Zabiorę cię po powrocie i… poświęcimy się rozpuście.
Po tych słowach ubrany Vandyeck, podszedł do drzwi, otworzył je i uśmiechnąwszy się dodał.- Z pewnością będziesz mi się śnić po nocach.
Kathil odsunęła wszystkie włosy na bok by ukazać swą szyję. Przekrzywiwszy lekko głowę puściła całusa nestorowi: - Nie martw się o mnie i wróć do mnie cało. Potem spełnię wszystko co sobie wyśnisz, nauczycielu.
Condrad zaśmiał się głośno i spojrzał na dziewczynę z uśmiechem.- Nie powinnaś bardziej liczyć na to, że ja spełnię to o czym ty marzysz i czego pragniesz każdej nocy?
- Po powrocie skupię się wyłącznie na Tobie… każdy wojownik wracający z boju zasługuje na ciepłe i chętne powitanie… inaczej co to za powrót do domu - odpowiedziała bardka zagryzając ząbki na czubku kciuka i omiatając postać nestora rozpalonym spojrzeniem.
- Tak… z pewnością… -wymruczał Condrad tym dzikim namiętnym spojrzeniem obrzucając jej nagą sylwetkę. Tym spojrzeniem, którym zazwyczaj rozpalał jej ciało. Teraz jednak była zbyt rozleniwiona niedawnymi spazmami rozkoszy, niemniej nadal odczuwała przyjemność na widok tych oczu. Potem… Vandyeck opuścił jej sypialnię, zapewne by pospiesznie przygotować wyprawę do rodzinnych stron Ortusa.
 
corax jest offline