Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2016, 15:59   #56
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Kathil odziana w zwiewną sukienkę, z rozpuszczonymi luźno włosami ruszyła biegiem z komnaty gdy usłyszała sygnał odjazdu. Do tego czasu była zbyt zmęczona i rozluźniona by móc zrobić więcej niż wpatrywać się przez okno i rozkoszować miękkością pościeli. Sama nie była pewna, czy chce oglądać odjazd. Nie wiedziała jak się zachować podczas pożegnań. Takich pożegnań, gdy to nie ona wyjeżdżała. Wymarsz Condrada obserwowała z bocznego skrzydła, nie zaś z głównego wyjścia. Odczuwała lekki niepokój i sama siebie strofowała, że nestor rodu doskonale sobie radził tyle czasu i nie potrzebuje jej kwoczej opieki. Wyglądał wspaniale, zapierał dech w piersiach. Stała w miejscu póki nie znikł jej z oczu… jej olbrzym w lśniącej zbroi. Ofuknęła samą siebie za zbytni sentymentalizm i … zwołała odprawę swoich najemników i Saskii. Nie miała czasu do zmarnowania.
Zebrani przez Logana jej “ludzie”, Leonora, Ortus… Yorrdacha nie było, uznał że nie ma potrzeby. Saskia i jej żołnierze. Wszyscy oni zebrali się na głównym dziedzińcu pałacu przed nią. Najemnicy Saskii w karnych szeregach… Ludzie Logana bardziej luźnie.
Kathil z niewinnym i nieśmiałym uśmiechem, zeszła ze schodków i zaczęła powoli przechadzać się wśród zebranych. Nigdy nie była typem stojącym na piedestale i nie zamierzała zaczynać teraz. Jej luźna suknia nie nadawała jej cech dowódcy. I nie miała. Raczej… miała wywołać chęć otoczenia ją opieką.

- Saskio, dziękuję, że przyjęłaś na siebie obowiązek pozostania na miejscu i ochrony posiadłości i … mnie - uśmiechnęła się wdzięcznie do oficer. - Dzięki i Twym podkomendnym.
Następnie podeszła do szóstki najemników Logana i uśmiechnęła się do wszystkich promiennie: - Cieszę się, że zdecydowaliście się pozostać u mnie na służbie.
- Liczę na wszystkich i każdego z was z osobna - potoczyła po wszystkich ludziach jasnym spojrzeniem - Każdemu z was przydzielone zostaną inne obowiązki na czas najbliższych kilkunastu dni.
- Saskio, potrzebuję byś wybrała spośród swych ludzi sześcioro. Zostaną oddelegowani do pełnienia straży w prawym skrzydle. Dla was zaś - skierowała się do swych “dzikunów” - Logan ma osobne rozkazy. Jeśli ktokolwiek z was potrzebuje czegoś, zgłaszajcie się do swych dowodzących. Oni będą kontaktować się ze mną. Możecie się rozejść.
- Saskio, Loganie zapraszam do komnaty głównej.
Gdy przeszli już wszyscy, spytała:
- Saskio, Loganie. Nie chcę by pierwszym widokiem pod posiadłością był las wojska i namiotów. Czy namioty zostały zamaskowane? - spytała oboje - w najgorszym wypadku rozlokujemy ludzi po kwaterach dla służby.
- Las namiotów zniknie.- odparła krótko Saskia.- I tak był tylko tymczasowy. Już z sir Condradem planowaliśmy relokacje podległych mu ludzi.
- Mhmm.- lakonicznie podsumował sprawę Logan.
- Dobrze, Saskio zajmij się więc tym jako priorytetem. W dalszej kolejności jak mówiłam, szóstka twych ludzi. Planuję umieścić wujów w prawym skrzydle razem. Chcę by twoi ludzie mieli ich na oku i tak jak uzgodniłaś z Condradem, nie przeszkadzała im we wzajemnym szlachtowaniu się. Dodatkowo, przeniesiesz się ze swoimi rzeczami do mych prywatnych komnat. Potrzebuję kogoś, kto będzie mnie miał na oku by uniknąć ewentualnych niechcianych wizyt w mych komnatach. Na czas gdy będziemy podróżować na przykład na polowanie, wyznacz zastępcę. Jego lub jej, choć raczej jej, zadaniem byłoby upewnienie się, że służący wujów nie założą pułapki ani nie spróbują podłożyć trucizn i tak dalej. - Kathil spojrzała na Saskię z uwagą. - Doradcy wujów będą w środkowym skrzydle po przeciwnych stronach korytarza. Poza tym chcę by twoi ludzie mieli na oku również pomniejszych służących wujów. Podejrzewam, że będą próbować przemycić jakichś szpiegów pod postacią nic nie znaczących giermków na przykład. Pytania?
- Wątpię by udało im się przemycić szpiegów... to za mała posiadłość, wszyscy się znają.- odparła z przekąsem półelfka, po czym skinęła głową. - Każę przynieść jakieś maty i koce, by móc sypiać pod drzwiami lub przy łożu. Czy mam… znikać, gdy ty pani zażyczysz sobie towarzystwa męża w swej alkowie?
- Jeśli chodzi o pułapki.. trucizny… ja i moi ludzie będą lepsi w sprawdzaniu.- ocenił Logan, z czym Saskia zgodziła się skinieniem głowy.
- Nie chodziło mi faktyczne przemycanie. Chodziło mi raczej o to, że w poczetach wujów, mogą oni przywieźć ze sobą kogoś utalentowanego w zakresie skrytobójstw i szpiegowania pod płaszczykiem służących. Ich ludzi wszak nie znamy, nie będę wiedziała kto jest kim naprawdę. Każę pani Percy przygotować szezlong w mej sypialni. Nie będziesz sypiać na podłodze z mego powodu. - machnięciem ręki Kathil odrzuciła taką opcję, wiedząc, że uwłaczałoby to jednej z głównych oficerów Condrada. - Mego męża nie będzie na czas wizyty wujów. - wyjaśniła.
- Logan, dobrze, oddeleguj najlepszą osobę z twych podkomendnych. Ty będziesz mi potrzebny na polowaniu.
- Saskio co do uzbrojenia ludzi przynajmniej jednego z wujów. Oddział jaki mu towarzyszył składał się z mieszaniny ludzi: część rycerska, nie najemna, była świetnie wyposażona i takich osób było czworo. Ta grupa miała dobrej jakości miecze, zbroje, tarcze. Była też druga część, najemna, która była uzbrojona w zwykłej jakości broń. Wuj miał ze sobą trójkę doradców czy też ochroniarzy, z których największym zagrożeniem według mej oceny jest jeden. W czarnej zbroi. Nie wiadomo ilu ma więcej. Na temat drugiego wuja nie mam danych ale należy założyć co najmniej podobne informacje. Zakładam jednak, że z wizytą “rodzinną” - Kathil zrobiła znak cudzysłowu palcami w powietrzu - nie przywiezie wszystkich. Mogą zostać w okolicy. Ale to sprawdzą ludzie Logana. - spojrzała na zabójcę. -Jakieś sugestie lub pytania?
- Wolę sypianie na macie. Mniej kłopotów i przywykłam… dobrze robi na ciało odrobina umartwienia.- wyjaśniła Saskia wzruszając ramionami.- Każdy bogaty szlachetka może sobie magiczną zbroję ufundować. To jeszcze nie czyni dobrym wojakiem.
- Dobrze zatem, jak wolisz. - Kathil nie zamierzała wykłócać się o miejsce do spania - Może. - zgodziła się również - Ale wolałabym, żebyś nie niedoceniała wujów. Myślę, że mogą zaskoczyć. W każdym bądź razie… - bardka zakończyła dywagacje - … na tę chwilę to wszystko. Możesz odejść. Loganie zostań na chwilę, proszę.
- Tak jest milady.- rzekła w odpowiedzi półelfka, skłoniła się i wyszła, a Logan spytał.- O czym chcesz mówić?
- Któryś z naszych ludzi nadaje się do obserwacji Saskii? Nie będzie ze mną cały czas. Czy myślisz, że wpadam w paranoję? - Kathil uśmiechnęła się do Logana.
- Tak. Wpadasz.- uśmiechnął Logan i wzruszył ramionami.- Saskia to agent Condrada, ale to nie ma znaczenia, skoro działamy przeciw wujom teraz. Nie przeciw Condradowi.
Dziewczyna pokiwała głową:
- Dobrze. Nie chcę przeoczyć niczego i wolę dmuchać na zimne, ale masz rację. Na chwilę obecną to sojusznik. Twarda jest - Kathil zachichotała - nie mrugnęła okiem na dzielenie mej komnaty. Ech… Dobrze, pora na obiad i przygotowanie Ortusa i Leonory do wyjazdu.
- Może nie zrozumiała co przez to insynuujesz. A może ja za dużo dopisuję twej wypowiedzi.- mruknął żartobliwie Logan.- Ładna jest.
Kathil pacnęła ramię Logana: - Daj spokój! No naprawdę… - pokręciła głową - … chyba za dużo słuchasz Yorrdacha i jego wyobrażeń o tym czym się zajmuję. - pokazała zabójcy język. - Podoba Ci się? - Kathil uniosła brew - To może sam się skusisz?
- Związki komplikują życie, a ja lubię swoje łatwe i proste.- mruknął Logan z drobnym uśmiechem na obliczu.
- A kto mówi o związku? - teraz to Kathil zdziwiła się ruszając z mężczyzną u boku ku sali jadalnej - Czasem mam wrażenie, że w głębi serca jesteś strasznym tradycjonalistą. - wsunęła dłoń pod ramię zabójcy i objęła je drugą dłonią. - Ale nie martw się, twój sekret jest bezpieczny u mnie. - uśmiechnęła się niewinnie.
- Cóż… Yorrdach dla odmiany gada o związku… ale myślisz, że naprawdę ma ochotę na taki?- odparł ironicznie Logan.- Może lubi jak go pocieszasz i głaszczesz po główce?
- Ciebie też mam głaskać? To o to chodzi? - zaśmiała się Kathil i pogłaskała ramię zabójcy - Nie martw się, znajdziesz swoją połówkę, mój ty biedny asassynie. - schowała uśmiech wtulając twarz w ramię Logana. - Wszystko będzie dobrze, naprawdę….
- Przeżyję bez tego.- rzekł ironicznie mężczyzna.
- No dobrze, to chodź chociaż cię nakarmię. - bardka pociągnęła Logana na obiad.


Obiad nagle zrobił się całkiem gwarną okazją, bo bardka kazała prosić i Saskię do towarzystwa. Kathil podobał się ten różnorodny tłumek przy stole i z uśmiechem przyglądała się zebranym. Szczególnie zaś swemu mężowi i Leonorze, których za chwilę planowała wszak żegnać. Obserwowała też od czasu do czasu Saskię i jej zachowanie, ciekawa byłej kochanki Condrada. Półelfka była uprzejma i profesjonalna w każdym calu, acz niezbyt wygadana. Podobnie jak Leonora kryjąca twarz w mroku kaptura. Ortus trochę zmarkotniał, bo perspektywa wyjazdu jakoś go nie cieszyła. Cóż… Kathil jakoś się nie dziwiła temu.
Dlatego podsuwała mężowi co lepsze smakołyki i kiedy mogła dotykała pocieszająco, chcąc choć trochę go rozchmurzyć. Pomagało to... odrobinkę.


Pod koniec obiadu przybiegła służąca z wiadomością o przybyciu wozów artystów i Kathil wymówiła się od stołu. Wiadomość o przybyciu trupy bardzo ją ucieszyła. Cóż, polubiła całą nietypową grupkę. Zbiegła po schodkach na dziedziniec by przywitać się z nimi jak dawno niewidzianymi przyjaciółmi.
- W końcu jesteście! - wykrzyknęła na widok Calgiostra.
- Jesteśmy… hmm… ładny pałacyk.- rzekł z uśmiechem akrobata przyglądając się jej. I zerknął w oblicze Wesalt ciekawy jej obliczu. - Też tęskniliśmy.
- Tyle że wiele utargu tam nie było. Same w sakiewkach - burknął krasnolud, podczas gdy gnomka pacnęła go w ucho mrucząc.- Gbur.
- Gbury mają rację.- odparł brodacz.
Wesalt wyściskała wszystkich mocno i rozglądnęła się za półelfką: - A gdzie Aranja? Też tęskniłam za wami. - uśmiechnęła się do mistrza ucieczek - Głodniście? A co do utargu no cóż. Mam tylko nadzieję, że wasz żołd - podkreśliła słówko spoglądając na krasnoludzkiego gbura - osłodzi wam nieco tę wyprawę. Chodźcie, chodźcie. - machnęła ręką na służbę by zajęła się końmi i poprowadziła całą czwórkę na pokoje, by nakarmić i napoić wędrowców. Nie zważała na ich miny, mimo, że i jej strój i miejsce jej zamieszkania różniło się znacznie od okoliczności w jakich się spotkali. Przedstawiła akrobatów reszcie towarzystwa.
- Śpi..- stwierdził Durbas spoglądając oskarżycielsko na Karriake, która pewnie spłonęłaby ze wstydu pod jego spojrzeniem, gdyby gnomka rozumiała znaczenie tego słowa.
- Durbas przesadza, ale rzeczywiście… wioski w okolicy nie są zbyt bogate, a dwory małe. Vilgitzowie są najpotężniejszym i najbogatszym rodem w okolicy.- wyjaśnił Calgiostro, gdy szli ku jadalni.
- No dobrze, to niech sobie dośpi, potem ją nakarmimy. Co do Vilgitzów, poczekajcie z raportem aż do skończenia posiłku. Potem porozmawiamy na osobności. I faktycznie, Kathil odczekała aż cała trójka posili się rozmawiając o ich podróżach i przygodach z nimi związanymi. Po czym w końcu zaprosiła do swego gabinetu. Popijali deserowe wino, gdy Kathil zachęciła do raportu.
- Opowiadajcie zatem. Co się udało wam zebrać. Jakie nastroje innych rodów w okolicy względem Vilgitzów. - potoczyła spojrzeniem po trójce nietypowych sprzymierzeńców.
- To biedna okolica… Kiepskie ziemie, biedne dwory. Ród twego męża ma najwięcej ziem, ale też bogaty nie jest. Za to najbogatszy w okolicy.- mruknął Durbas.
- Nie ruszą zadków by się pomóc komukolwiek, trzymają się z dala od tej rodowej awantury.- wyjaśniła Karriake.- Zazwyczaj nie lubią obu wujów, ale zostawiają sprawy własnemu biegowi rzeczy. Poza jednym małżeństwem, są… nudni.
- A to jedno małżeństwo? Starzy, młodzi? Jakoś się nazywają? Coś więcej o nich?
- Pikantne szczegóły zostawię na rozmowę w cztery ślipka. Durbas jest za młody na wysłuchiwanie sprośności.- zaśmiała się Karriake, a krasnolud spochmurniał na twarzy i zamilkł.- Nazywają się Vanderbruckowie. To dość młody ród w okolicy, mały zamek… w remoncie, dwie wsie, jedna winnica. Kiepskie wino. Oboje otwarci na nowe doświadczenia, dość młoda i ładniutka parka.
Kathil uśmiechnęła się szeroko:
- Rozumiem, że sprawdziłaś jak bardzo otwarci. - zachichotała - Czymś się zajmują oprócz bycia jaśniepaństwem?
- Nudzeniem się na wsi… jak wszyscy szlachcice.- wzruszyła ramionami gnomka.- To w końcu prowincja. On trochę rzeźbi. Głównie żonę z… no… przyjaciółkami.
- A ona?
- Szukaniem przyjaciółek?- zachichotała Karriake i podrapała się za uchem.- Vella para się trochę magią amatorsko… Marzy im się sukkub na własność. Dla ich dobra liczę, że ich plany spalą na panewce. Na szczęście nie jest dość wytrwała, by rzucić coś więcej niż parę prostackich czarów.
- Czyli figle jako hobby. No dobrze… będę mieć to na uwadze. Nie mają dzieci? Pozostali to starsze pary tak?
- Nudne… przede wszystkim.- mruknęła Karriake machając dłonią. - To okolica, która lubi spokój… Wujowie są znanymi w okolicy raptusami i mącicielami. Nikt nie chce im wchodzić w drogę.
- Hmm zatem jest duża szansa, że wygryzając wujów, zostaniemy bohaterami okolicy. - bardka mrugnęła okiem do Karriake. - No dobrze. Nie jest to wiele ale daje nieco lepszy obraz nastrojów.
- Teraz co do waszego drugiego zadania. - Wesalt poprawiła się w foteliku - Wysyłam z wami Ortusa i jego paladyna. Do jego ochrony głównie. Udacie się do jednej z okolicznych wsi - majątku rodowego rodziny Riediców - by zebrać informacje na temat dwójki najmłodszych latorośli rodu. Chcę wiedzieć przede wszystkim jaką mają ochronę jeśli mają, czy ktoś ich odwiedza regularnie, i jeśli tak jak często. Nic nadzwyczaj niebezpiecznego - mruknęła patrząc przepraszająco na Karriake. - Chcę by Ortus też zaczął nabierać pewnego doświadczenia. Tutaj jest wasz żołd za poprzednią misję i za to zlecenie. - Kathil podała Calgiostro trzosik z 400 szlachcicami.- Jak zwykle, gdyby coś się działo wyślijcie posłańca. Kolejna wypłata po powrocie.- spojrzała na Durbasa.
- Znowu nudne plotkowanie przy kuflach na kolejnym zadupiu pośród kur, świń i wieśniaków wyglądających jakby te kury i świnie ich spłodziły.- mruknęła Karriaka, a oczy Calgiostro i Durbasa zaświeciły się na widok złota.- Oczywiście.. wszystko co sobie życzysz pani.
Kathil wezwała służkę by poprosiła rycerkę.
- Zapoznacie się z paladynem. Bądź grzeczna, Karriake. - Kathil pogroziła gnomce palcem.
- Nie składam żadnych obietnic.- mruknęła Karriake, ale skuliła się w kłębek, gdy Leonora wkroczyła i powitała wszystkich grobowym tonem głosu.- Witajcie.
- Jak niby mamy jego.. ukryć? Przecież rzuca się w oczy jak ogrzy najemnik w goblinim legionie.- Durbas stwierdził oczywisty fakt.
- Wierzę w waszą wyobraźnię i umiejętności. Leo jest niezwykle cennym towarzyszem - Kathil uśmiechnęła się ciepło w kierunku diabliczki - i wiem, że Ortus jak i wy będzie w doskonałych rękach. - bardka pokiwała dłonią by rycerka usiadła. - Leo właśnie tłumaczyłam, dokąd was wysyłam. Do rodowego majątku rodziny Riediców. Będziemy w stałym kontakcie przez posłańców. Ortus wraz z trupą będzie zbierał potrzebne mi informacje. Tobie zaś powierzam zadanie, o którym wcześniej mówiłyśmy.
- Zgoda... Miło was poznać.- grobowy głos robił wrażenie na wszystkich, zwłaszcza na starającej się być niewidoczną Karriake. Niemniej Durbas i Calgiostro starali się trzymać fason. Gnomka nie widziała potrzeby udawać twardzielki.
- Odpocznijcie jeszcze, ja każę przygotować służbie prowiant. Chciałabym, żebyście wyruszyli jeszcze dziś. Coś sobie specjalnego życzycie? Kąpiel? Leo, jakieś specjalne życzenia co do ekwipunku?
- To myślę… że mała kąpiel i posiłek i możemy ruszać, prawda?- zapytał retorycznie Calgiostro, a Durbas skinął głową.- Karriake zbudzisz Aranję.
- Doskonale. - Kathil ponownie wezwała służkę wydając polecenia przygotowania kąpieli, posiłku, prowiantu na drogę i poleceniem przysłania do niej Ortusa. - Zatem do zobaczenia za jakąś godzinkę. Służba was zaprowadzi do kwater.
- No to nie traćmy czasu i Durbas…- stwierdził Calgiostro spoglądając na krasnoluda.- ...kąpiel z mydłem. A nie tym czymś śmierdzącym tłuszczem.
- To jest łój z zmieszany z popiołem i paroma innymi substancjami. Tradycyjna receptura, a nie te wyfiokowane mydełka modnisiów. Mydło prawdziwych mężczyzn.- burknął Durbas machając grubym paluchem przed twarzą akrobaty.- Odmawiam używania tych kwiatkowych dziwadełek.
- Może dam ci sody z olejem kokosowym? Nie śmierdzi a doskonale czyści. - uśmiechnęła się bardka nieco złośliwie. - No już, już… do kąpieli. Należy się wam. - dodała ze śmiechem odprowadzając całą grupkę do drzwi i na chwilę zatrzymując Leonorę.
Przymknęła drzwi i wsunęła dłonie pod kaptur lekko gładząc policzki diabliczki wymruczała:
- Dziękuję z góry - i wspinając na palce odszukała usta rycerki by złożyć czuły pocałunek. Dopiero wtedy się odsunęła.
- Nnnie… ma za co.. naprawdę… - wydukała paladynka stojąc sztywno w miejscu, niczym rycerz na paradzie.
- Jest, jest, i dobrze o tym wiemy obie, moja piękna - mruknęła cichutko Kathil i opasała się ramionami rycerki - a teraz daj mi całusa na pożegnanie, bo nie wiadomo kiedy będzie druga okazja.- poprosiła markotna dziewczyna.
- Na.. dobrze…- zawstydzona diabliczka zsunęła ów kaptur i nachyliła się całując ostrożnie i badawczo usta Kathil, zahaczając o jej wargi ostrymi ząbkami i muskając je długim językiem.
Bardka oddała delikatny i czuły pocałunek gładząc policzek rycerki.
- Uważaj na siebie, dobrze? - uśmiechnęła się lekko do paladynki.
- Dobrze… -wymruczała zawstydzona paladynka, bo Kathil już czuła jej ogon pieszczący powolnymi ruchami pupę Wesalt.
Wesalt ucałowała diabliczkę raz jeszcze, wtuliła w jej zbroję i odsunęła na koniec puszczając rycerkę. - Będę czekać na Twój powrót.


Odprowadziła paladynkę wzrokiem i już miała zamykać drzwi gdy nadbiegła służba z powiadomieniem o przybyłych posłańcach. I Kathil ruszyła by odebrać wiadomości.
Wujowie potwierdzili przybycie. Ulga i nieco obawy. Pierwsze co zrobiła Wesalt było wysłanie powiadomienia do Jaegere, cioteczki oraz Oweny. Potwierdzenie przybycia na wieczór panieński również znalazł się wśród wysłanych posłańcem pism.
Miała więc trochę czasu na zaplanowanie spraw i przygotowanie wszelkich planów. Umyty i Ortus i ubrany zjawił się u niej w komnacie obserwując jak pisze listy.
Kathil uśmiechnęła się do męża znad papieru:
- Gotowy do samodzielnej wyprawy? - odłożyła pióro i podeszła by objąć Ortusa - Wujowie potwierdzili przyjazd. - poszukała spojrzeniem jego oczu.
Przez chwilę spochmurniał, po czym zmienił temat mówiąc.- Myślę, że najlepiej jak zadowolę się potem… byciem zarządcą domu po prostu. Pilnowaniem finansów i tym podobnymi. Pewnie szukanie skarbów jest ciekawe, ale nie chcę ciągle wyjeżdżać.
- Dobrze, miły. Pokażę Ci wszystko tutaj a potem możesz również zarządzać Bragstone. - pogładziła męża po twarzy - Wtedy będziesz miał całe morze pracy - uśmiechnęła się. - i ja będę mogła przeszkadzać tobie… schowana pod biurkiem. - próbowała żartować by rozweselić młodzieńca.
- To by było ciekawe… lubię jak sprawdzasz moją... samokontrolę i to co jest potem.- odparł z uśmiechem Ortus patrząc pożądliwie na swą ślubną.
- Zatem mamy plan na Twój powrót - ucałowała Ortusa w policzki - rozchmurz się, Ortusie. Wszystko będzie dobrze i zanim się obejrzysz będziesz z powrotem przy mnie. - poprawiła jego ubiór troskliwym gestem.- Jedziesz, żeby zebrać dla mnie informacje. To może być ciekawa przygoda.
- Z jednej strony grobowa Leonora, z drugiej artyści i oszuści…- podrapał się młodzian po głowie.- Będzie ciężko utrzymać ich wszystkich w ryzach.
- Będziesz mieć pełne ręce roboty - zaśmiała się dziewczyna - taka wprawka na wypadek wyprawy w poszukiwaniu skarbów.
- Dziwny to miesiąc miodowy… ciągle się rozjeżdżamy.- westchnął Ortus głośno i uśmiechnął.- Ale dziwne to małżeństwo… niemniej nie mam ochoty na inną żonkę.
- Trafiłam cudownego męża - potwierdziła Kathil z uśmiechem - Chodź, odprowadzę Cię.
Wtuliła się w Ortusa by odprowadzić go i pożegnać. - Będę bardzo tęsknić za Tobą - wymruczała.
- Nie sądzę by tak mocno jak ja. Mimo wszystko… z kim ja wyruszam.- mruknął smętnie Ortus ruszając w kierunku dziedzińca z przytuloną żoną.
 
corax jest offline