Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2016, 16:04   #57
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Kathil trzykrotnie upewniała się, że wszystko na pewno mają. I Ortus i akrobaci i Leonora. Czuła się … jak kwoka wysyłająca swe kurczątka w wielki świat i sama musiała się ofuknąć w myślach by się uspokoić. Stała z uniesioną w pożegnaniu dłonią długi czas - to już drugie pożegnanie tego dnia. Zdecydowanie wolała sama wyjeżdżać niż być tą, która zostaje na miejscu. By wybić się z sentymentalnego nastroju i pozbyć napływających do oczu łez pogoniła służbę do pracy. Pani Percy otrzymała instrukcje na temat uczy oraz że posiadłość ma być wypucowana i przystrojona dostatnio. Ma zachwycić splendorem. Służba ma być czysta i uprzejma, i żadnego spoufalania się z gośćmi! I muzykanci mają być zamówieni z wyższej półki!
- Jeszcze trochę a zbankrutujemy przy tak wystawnym stylu życia.- mrukneła Bartolomea słysząc plany swej pani.- No chyba, że obrobimy jakoś gości z majątku. Najpierw banda pancia Condrada z tym blondwłosym wielkim rycerzykiem z przykrótkim mieczykiem… a teraz...hmmm.. kolejne darmozjady przyjadą.
- Condrad będzie się dokładał. Niech pani przygotuje wykaz kosztów od czasu ich przyjazdu. Przedstawię mu rachunek. Do utrzymania przyjezdnych też dołoży. Już ja się o to postaram. A widziała pani jak blondasek oberwał? - dodała z zadowoleniem Kathil przyglądając się ochmistrzyni.
- Więcej niż pani… widziałam, zanim założył swój garnek na paradę.- uśmiechnęła się wesoło pani Percy.
- I dobrze… - dodała mściwie bardka. - Ze mną też ma na pieńku. Zwrócił się do mnie koteczku. - Kathil zrobiła oburzona minę. Wiedziała, że pani Percy go nie lubi więc każda najmniejsza ujma na honorze jaśniepaństwa będzie traktowana jak krzywda osobista. Głupi rycerz, co podpada ochmistrzyni.
- Dostał specjalny dodatek do potrawki…. zabić to go nie zabije… ale jak czyści.- rzekła podstępnym tonem Percy.
Kathil spojrzała z uznaniem na Bartolomeę: - Prawdziwy skarb z pani, pani Percy. - powiedziała z całą powagą. Po czym udała się do swej komnaty by przygotować się na jutrzejszy wieczór panieński. Nie miała pojęcia co przygotować na prezent, więc w końcu stanęło na zleceniu dla kuchni by przygotowano pieczone kasztany w białej czekoladzie oraz butelkę słodkiego, mocnego wina. Nie znała rodziny, nie uznała zatem za konieczne by prześcigać się we wspaniałości prezentu. Potem kąpiel i ...pierwszy wieczór z Saskią.



Posłała służącą by przyprowadziła oficer, gdyż chciała się wcześniej położyć. Sama usiadła przed lustrem w delikatnej koszuli nocnej i zaczęła rozczesywać swe długie włosy. Czekała aż oficer się pojawi i słysząc jej kroki zaczęła nucić
leniwie i uspokajająco.
Saskia zjawiła się dość szybko w komnacie Wesalt, zamknęła za sobą drzwi i nie chcąc przeszkadzać usiadła przy nich splatając nogi. Przyglądała się nucącej bardce w milczeniu, zapewne nie chcąc jej w niczym przeszkadzać.
Kathil dokończyła piosenkę i splotła włosy w luźny warkocz. Wstał i spojrzała na oficer:
- Na pewno będzie ci wygodnie na podłodze, Saskio? - ruszając powoli do łoża - Przygotowanie materaca czy szezlongu nie jest kłopotu.
- Nie trzeba…- uśmiechnęła się Saskia ciepło.- Stąd wszystko widzę doskonale. Nadmiar wygód źle działa na czujność, a wszak powinnam się wprawiać w czujności.
- No dobrze, nie będę się spierać. Wiesz lepiej - Kathil odpowiedziała równie ciepłym uśmiechem - Możesz skorzystać z mej garderoby by się przebrać. Chyba,że nie chcesz. Wolna wola - zaśmiała się cichutko siadając na łóżku i nakładając nieco balsamu na dłonie. - Długo wiedziesz już tryb życia wojowniczki?
- Od urodzenia.- wyjaśniła półelfka odkładając kij na podłogę, podchodząc do szafy i otwierając ją na oścież. Obejrzała nocne stroje Kathil, ale chyba żaden nie przyciągnął jej uwagi. Zamiast tego rzekła.- Nie wiem czy powinnam się rozbierać… w końcu powinnam zachować gotowość, ale niech będzie.
Podeszła w końcu do niewielkiego nieużywanego praktycznie parawanu w rogu pokoju.
Wesalt ułożyła się na łożu i obserwowała oficer z lekkim uśmiechem.
- Od małego walczyłaś? Czy od małego byłaś wychowywana na wojowniczkę?
- Mniszkę… byłam, jestem mniszką wychowaną wedle tradycji pochodzących z Kara-Tur.- wyjaśniła rozbierając się zapewne, bo szaty były przewieszane przez parawan.
- Mniszką? Hmm a może w takim razie tobie powie coś taki styl walki jaki ostatnio miałam okazję widzieć - Kathil opisała półelfce walkę białowłosego włóczęgi. - Co myślisz? - chciała prowadzić niezobowiązującą rozmowę i oswoić Saskię ze sobą najpierw. Na pewno była nastawiona nieufnie przez Condrada, więc Kathil nie chciała robić nic czego mogłaby się spodziewać.
- Interesujące… ale musiałabym zobaczyć.- stwierdziła wychodząc zza parawanu, szczuplutka i naga pomijając przepaskę piersiową i biodrową wykonaną z białych pasów tkaniny. Widać nie lubiła nosić krępujących ruchy szat.- Możliwe że był szkolony przez mnichów, ale… alkohol nie łączy się z dyscypliną.
- Ciekawie to wyglądało. - uśmiechnęła się Kathil - Gotowa? Mogę gasić świecę?
- Oczywiście…- mruknęła półelfka wracając do swej pozycji przy drzwiach.
Kathil zgasiła świecę i przez dłuższą chwilę leżała bez słowa by w końcu znienacka zapytać:
- Śpisz?
- Medytuję.- odparła uprzejmie Saskia.- Czy coś cię martwi milady?
- Zastanawiam się, czy słyszałaś o Eldreth Veluuthra?
- Hmmm… tak. To bajka o złych elfach.- stwierdziła cicho Saskia.- Eldreth Veluuthra nie istnieją.
- Po co ktoś miałby wymyślać takie bajki?
- Z wielu powodów… choćby po to, by spalić parę elfów na stosie. Jak się nie ma dobrego wytłumaczenia powodu, to się takie robi.- stwierdziła spokojnym tonem Saskia.
Kathil zakręciła się wśród prześcieradeł pozwalając dźwiękom i ciemności robić swoje.
- Dobranoc, Saskio. I dziękuję, obrończyni ludzkości. - wymruczała cicho układając się do snu.
- Dobranoc…- mruknęła Saskia. Przez chwilę panowała cisza, a potem.. Kathil usłyszała bardzo ciche kroki, coraz bliżej i bliżej.
Udając, że zapada w sen uchyliła lekko jedno oko by sprawdzić co się dzieje i spod przymkniętej powieki obserwowała rozwój wypadków. Spięła się cała na wypadek, gdyby musiała się bronić.
Półelfka poprawiła kołdrę Kathil i przeszła się po pokoju, najwyraźniej nie tak senna jak Wesalt.
Bardka rozluźniła się nieco i wyrównała oddech udając sen. Wciąż ukradkiem obserwowała oficer, ciekawa co ta będzie robić.
Saskia zaś sięgnęła do szafy Wesalt i zaczęła wyciągać z niej kolejne koszulki nocne, te bardziej fikuśne, zwiewne, delikatne. Te nie przeznaczone do spania, ale do prowokowania kochanków do działania. Przymierzała przed lustrem przykładając je do ciała, nie przejmując się nocnym mrokiem. Jak wszystkie półelfy widziała nieco lepiej w ciemnościach niż ludzie.
Kathil udała, że we śnie się przewraca na bok. Tym samym chciała pokryć rodzący się jej na twarzy uśmiech. Mruknęła coś pod nosem jak śpiący człowiek i dalej pamiętając o spokojnym oddechu ułożyła się na boku by móc mieć lepsze baczenie na półelfkę.
Saskia na moment zamarła słysząc poruszenie, ale potem dalej przymierzała nocne szaty Kathil z zamyślonym wyrazem, przy niektórych przygryzając dolną wargę.
Wesalt zastanowiła się, czy Saskia wciąż czuje coś do Condrada. Ona sama nie mogłaby, nie wyobrażałaby sobie spędzać tyle czasu przy boku byłego kochanka. To byłoby … niewygodne. A ona nie lubiła braku wygody, szczególnie przy pracy. Ciekawa była, czy o Condradzie myśli półelfka przyglądając się swemu odbiciu w jej szatkach. W końcu poczuła, że sen ją zaczyna jednak morzyć. Zapamiętała by sprezentowac Saskii taką figlarną koszulkę. Może uda jej się ją nabyć przed wieczorkiem panieńskim.



Pobudka nadeszła nagle… Kathil nie wiedziała ile przespała nim została obudzona.
- Trójka rycerzy stoi na dziedzieńcu. Ich przywódca chce z tobą mówić pani, na osobności.- wyjaśniła Saskia.
- Jakieś oznaczenia? - spytała bardka z bijącym sercem siadając gwałtownie na łóżku.
- Żadnych.- zamyśliła się półelfka.- Wyglądają na twardych, chociaż trudno ocenić przy ich strojach. Z pewnością nie chcą, by to spotkanie było tajemnicą.
- Prowadź - Kathil wyskoczyła z łóżka i narzuciła na siebie spodnie i luźna koszulę. Nie miała czasu na ubieranie sukien. W butach schowała również jeden ze sztyletów. Wolała nie kusić licha.
Rycerze już zajęli pozycję przy drzwiach niedużego gabinetu czekając na Kathil. Naprzeciw rycerzy stał Logan i jego ludzie, ci najlepsi w takim bezpośrednim starciu. Obie strony spięte i gotowe do walki.
- Tylko ona… może wejść.- wyjaśnił jeden z rycerzy wskazując na Kathil. - Jest już oczekiwana w środku.
- Oczekiwana przez kogo dokładnie? - spytała chłodno bardka oceniając zbrojnych i starając się zachować spokój.
- Nie możemy powiedzieć. Za to możesz być pewna swego bezpieczeństwa.- wyjaśnił jeden z nich.
Kathil spojrzała na Logana:
- Jeśli nie wyjdę lub nie dam znać po pięciu minutach, wchodź. - ruszając powoli w kierunku drzwi. Żałowała teraz, że natura nie dała jej większego ciała jak na przykład jej najemniczce. Teraz mogłoby się przydać znacznie bardziej niż jej uroda. Otworzyła drzwi i weszła ostrożnie rozglądając się.
- Zamknij drzwi za sobą… proszę.- rzekł trzeci znajdujący się w środku rycerz, przeglądając książki w biblioteczce gabinetu.
- Widzę, że czujesz się wygodnie w mym domu. Kimkolwiek jesteś. - skomentowała Kathil zamykając drzwi jednak i podchodząc nieco bliżej - Raczysz wyjaśnić ten nagły najazd?
- Zachowaniem dyskrecji moja droga. Liczę że wymyślisz coś absurdalnego, dla każdego kto by raczył spytać.- rycerz zdjął hełm odsłaniając kobiece oblicze. Mirabeta potrząsnęła głową i palcami rozczesała włosy mrucząc klątwy wobec mężczyzny, który wymyślił hełm.- Bo przecież właśnie za dyskrecję przede wszystkim ci płacę, prawda?
- Pani? - Kathil była zaskoczona i nie próbowała tego ukrywać - Co takiego się stało, żeś sama przybyła? Grozi Ci coś? - spytała swej zleceniodawczyni.
- Oczywiście… W końcu nie bawiłabym się w te przebieranki, gdyby nic mi nie groziło.- odparła nieco sarkastycznie Mirabeta i potarła podstawę nosa.- Oczywiście słyszałaś plotki o śmierci Kendricka, być może nawet o jego fałszywym testamencie, którego nie da się podważyć, by zbyt wielu Selkirkom się on podoba w obecnej formie. Nieważne… to mój problem. Rzecz w tym, że…- odetchnęła głęboko.- … za tym może stać kler Shar. Co mi komplikuje sprawę, bo wielu moich agentów to albo kapłani, albo wyznawcy tej bogini. Rozumiesz moją sytuację?
- I jak ja pasuję do Twych planów w tej układance, milady? - spytała Kathil kiwając głową i wskazując kobiecie fotel. Sama zaś uderzyła dwukrotnie w drzwi dając Loganowi znak, że żyje i nie jest zagrożona.
- Mam pewien… problem do rozwiązania, dyskretny, niebezpieczny… za co jestem skłonna zapłacić odpowiednią sumkę. Należy wykraść listy przychodzące do naczelnego kapłana miejscowej świątyni Shar w stolicy. To bardzo niebezpieczna akcja… ale też możesz liczyć na mą hojność, jeśli ci się powiedzie.- stwierdziła Selkirk badawczo przyglądając się Kathil.
- Pierwsze me pytanie ile miałabym czasu na całą akcję? Czy chodzi o konkretne listy? Chodzi mi o to, czy listy te mają być od konkretnych osób czy wszystkie przychodzące listy z danego okresu?
- Dwa trzy ostatnie miesiące. Nalegałabym jak najszybciej, ale…- westchnęła Mirabeta.- Sama wiem jak szalony to pomysł, tym bardziej że musisz ograniczyć udział innych osób do minimum. Wyznawcy Pani Utraty to podstępna grupka, dlatego tak bardzo użyteczna.
- Wiadomo ile wyznawców liczy sobie ta “grupka”? I czy w grę również wchodzi wyśledzenie lokacji samej świątyni?
- Wsunęłam do tej książki jej adres.- rzekła Mirabeta wskazując na tomik poezji.- A co do wyznawców, kapłanów jest około dziesięciu… wyznawców… nie wiem.
Kathil szybko kalkulowała szanse i termin realizacji.
- Zakładając, że podejmę się tego zadania, milady… w zamian za nie, prosiłabym o przysługę. Czy to akceptowalna waluta zapłaty?
- Przysługę?- Mirabeta wyglądała na wielce zaskoczoną.- To trochę burzy twój wizerunek kobiety, która radzi sobie ze wszystkim… ale mów, jaka to przysługa?
- Pewnych rzeczy się nie przeskoczy, milady, choćby niewiadomo jak wysoko się skakało. W zamian za wykonanie zlecenia, Rada odda ziemie przejęte od rodu Vandyecków. - Kathil wiedziała, że żąda dużo, ale na szali również leżało wiele. - I odda je na nazwisko mego męża i moje. - spojrzała na Mirabetę.
- Rada kupiecka nie może się mieszać w sprawy ziemian, acz… z tego co wiem to prawnie ziemie Ingvara należą do jego syna, więc… to kwestia bardziej dla sądu niż dla mnie.- stwierdziła Mirabeta Selkirk.
- Nie chodzi mi o ziemie Ingvara. Lecz te, które zostały oddane w użytkowanie i w ręce Rady kupieckiej i jej przedstawicieli przez mego byłego męża i jego ojca, milady.
- To będzie trudne… bo szastał nimi na prawo i lewo.- zamyśliła się Mirabeta, splatając ręce razem.- Ale… zobaczę co da się w tej sprawie zrobić.
- A zatem ja zobaczę co da się zrobić w sprawie listów - Kathil lekko się uśmiechnęła do Mirabety. - milady. Czy mogę zaoferować napitek lub jadło skoro kończymy mowę o interesach?
- Nie… wybacz, że nachodzę cię po nocach. -rzekła zakładając hełm na głowę.- Nigdy mnie tu nie było, a ta rozmowa się nigdy nie zdarzyła.
- Oczywiście, milady.
Mirabeta założyła hełm i skinęła głową dodając.- Skontaktuję się z tobą w tej sprawie. Osobiście. Więc jeśliby ktokolwiek, nawet z pismem ode mnie się u ciebie o coś dopytywał… to wszystkiemu zaprzeczaj.
- Tak, milady. W sprawie poprzedniego zlecenia wyślę kolejny raport za parę dni.
Kathil odprowadziła Mirabetę do wyjścia z posiadłości po czym zamknęła się z Loganem w gabinecie. Wyciągnęła karteczkę z adresem z książki, zapamiętała adres i podarła na drobne kawałeczki by wrzucić je do ognia.
- Loganie, mam nowe zlecenie - stanęła blisko mężczyzny by móc z nim szeptać tak, aby nikt z podsłuchujących zza drzwi nie mógł ich usłyszeć.- Potrzebuję niepostrzeżona dostać się do świątyni Shar i zabrać stamtąd jedną rzecz. Jak najprędzej. Wolałabym to załatwić zanim przyjadą wujowie. Jaka jest twoja ocena na powodzenie w tak krótkim czasie? Od razu zaznaczam, że dłuższe oczekiwanie raczej niewiele zmieni, bo nie mamy jak wrzucić nikogo zaufanego do środka. Można jedynie próbować kogoś przekupić.
- Igrasz ze smokiem… dużym, potężnym i niebezpiecznym. Kapłanów Shar nie da się przekupić złotem.- mruknął Logan cicho.- Nie wiem czy… dobrze przemyślałaś swoją zgodę, ale napaść na świątynię Shar, to gruba sprawa. I nie da się tego załatwić szybko i bezpiecznie. Oby ci ofiarowali posąg w złocie i azyl. Zadzieranie z klerem Shar bywa niebezpieczne. Oni kolekcjonują tajemnice.
- Stawka jest spora - pokiwała Kathil - ale nagroda też. Czyli nie chcesz być w to mieszany? - dziewczyna spojrzała na Logana. - Zrozumiem jeśli taka jest twoja decyzja.
- Wolałbym żebyś sobie odpuściła.- mruknął Logan ponuro i pod długiej chwili rzekł w końcu.- Ktoś musi pilnować twego zadka, prawda?
- Może odpuszczę na tyle, by się przygotować przez przyjazdem wujów. - mruknęła Kathil - może uda się zebrać jakiś zwiad przez te pare dni. Oprócz tego, że wiem ilu jest kapłanów, nie wiadomo nic więcej. Tylko … kogo tam posłać… - Kathil popukała się w dolną wargę. - Przydałaby się gnomka… ona ciekawska i lubi wyzwania … ale ma ze sobą młodego… któryś z półelfów się nada?
- Jeśli się zgodzą na szafowanie swoim życiem w co wątpię. To nie jest wyzwanie Kathil, to jest igranie z ogniem.- mruknął Logan cicho.
- Dobrze, przemyślę to jeszcze. - Wesalt pokiwała głową - Zobaczę… zobaczę jeszcze jutro wieczorem. Spodziewam się jeszcze jednego zlecenia. Oszacuję, które ma większe szanse na powodzenie. Chociaż to kusi nagrodą. Bardzo. - mruknęła. - Ale z zakonami nie miałam większego kontaktu dotąd więc wierzę twej ocenie. - poklepała ramię Logana - Chodźmy spać.
 
corax jest offline