Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2016, 16:22   #60
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Tam zaś kazała prosić April, by móc przekazać jej podarunek dla cioteczki i przygotować się na przyjęcie. Blondynka zjawiła się od razu z naręczem sukni i dodatków, obwieszona nimi tak bardzo, że wyglądała jak chodzący zbiór falbanek.
- April, tutaj jest prezent - wyszeptała Kathil konspiracyjnym szeptem przekazując pudło z kapeluszem w ręce dziewczyny. - A teraz coś… dla mnie… coś pikantnego… to nie, nie toooo ….- odwróciła się w miejscu parę razy - nie. A może to….- przycisnęła króciutki gorsecik do tali i odrzuciła bez komentarza. W końcu wyciągnęła niewielki kostiumik z króciuteńką spódniczką i kusym żakiecikiem . - To! - wymruczała przytulając strój do siebie i przeglądając w lustrze. - April, ozdoby do tego. Pomożesz mi z fryzurą dobrze?
Kathil dopieszczała swój wygląd i kreację. Chciała zrobić wielkie wejście mimo, że na przyjęcie była proszona nieco tylnymi drzwiami.
- Tak jest.- stwierdziła z entuzjazmem blondynka ubrana w karminową suknię i z pewnością sama szykująca się domową wizytę.
- Wyglądasz uroczo, April. Nikt nie będzie Ci się w stanie oprzeć - stwierdziła Kathil z uśmiechem i poddała się końcowym zabiegom. Po czym zamówioną dorożką udała się pod adres na bileciku, upewniając się, że prezenty dla przyszłej panny młodej są należycie ulokowane.


Impreza panieńska, mimo że ekskluzywna i zamkniętymi drzwiami, okazała się nudną cukierkową zabawą, może dlatego że panna młoda miała siedemnaście lat i pewnie niewiele wiedzy na temat tego co ją czeka w noc poślubną. Nic więc dziwnego, że przyjęcie nie należało do szczególnie figlarnych. Z drugiej strony… Wesalt nie przyszła się tu bawić i wysłuchiwać ploteczek o osobach o których nie miała pojęcia. Dopisek na bileciku był tu wskazówką.“Błękitna Róża”. Należało więc podążyć za tą wskazówką. Z początku Kathil nie zauważyła żadnych róż, nie wspominając o błękitnych. Aż do… zwrócenia uwagi na suknię.
Suknia jaką nosiła jednak z kobiet trzymających się z boku całego haremu chichoczących rówieśniczek panny młodej, jak i dojrzałych kobiet skupionych bardziej na alkoholu i złośliwych ploteczkach kojarzyła się różą. No i była błękitna. I co ciekawe… sama kobieta, też wydawała się Kathil znajoma. Gdzieś ją już widziała.. Tylko gdzie?
Kathil zabrała dwa kieliszki szampana i podeszła do trzymającej się na uboczu kobiety. Z leciutkim uśmiechem wyciągnęła jeden kieliszek ku błękitnoodzianej samotniczce:
- Dzisiejszy wieczór nie powinien być raczej źródłem melancholii, pani. Może kieliszek szampana rozwieje nostalgię, wspaniałej Błękitnej Róży?
Kobieta nie odpowiedziała na słowa Wesalt, spoglądała szeroko otwartymi oczami na Kathil i starała się opanować zaskoczenie. W końcu jednak wydukała.- Bianca? Co ty tu robisz?
Kathil drgnęła zaskoczona mało co nie rozchlapując szampana.
- Sharess? - zaskoczenie sprawiło, że ledwo wydukała imię kochanki. - Miałam się spotkać z … - syknęła cicho - … szampana? - dodała z naciskiem i pociągnęła kobietę do osobnego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi i odwróciła do kobiety.
- Miałam się spotkać z Błękitną Różą - wyciągnęła zza dekoltu bilecik i podała go Sharess.
- A ja …- Sharess sięgnęła po bilecik i obejrzała go.- Z baronessą Vandyeck. Coś tu… się pomieszało. Niedobrze. Skąd masz ten bilecik?
- Wszystko się zgadza… - mruknęła pod nosem Kathil - To… ja. - przyznała niechętnie.
- Acha… och!- Sharess przyłożyła dłonie do policzków wyraźnie zszokowana rewelacjami, które usłyszała.- No tak… to… bardzo… eeemmm… dziwaczna sytuacja, prawda? Bo tak jakby znamy już się od bardzo intymnej strony.
- A to ma jakiś wpływ na zlecenie od naszego … przełożonego? - spytała ostrożnie Kathil przyglądając się Sharess.
- Jeśli ty nic nie powiesz, ja też nic nie powiem.- wyciągnęła rękę do zgody.
- Dobrze - bardka uścisnęła dłoń agentki Miklosa - To… jak się oficjalnie do Ciebie zwracać? - lisi uśmieszek zabłąkał się na jej usta.
- Pani Lisandra Voltrie.- rzekła w odpowiedzi Lisandra dodając żartem- i nie uśmiechaj się tak podstępnie. Bo wciągnę wspólną noc jako część kontraktu i będziesz się miała z pyszna.
- Pragnę tylko zauważyć, droga Lisandro, że jesteś koneserką i nie bierzesz zabawek na więcej niż jeden raz. - Kathil uśmiechnęła się nieco szerzej - A skoro mowa o kontrakcie, to… podzielisz się szczegółami?
- Mogę złamać tą regułę. Już jedną dla ciebie złamałam.- Lisandra wydęła policzki naburmuszona z teatralną przesadą.- A wracając do tematu, ponoć ważne sprawy nie pozwalają ci opuszczać Sembii?
- Owszem… - zasmuciła się nieco dziewczyna - … czyś jest więc zastępstwem? - zaczęła obchodzić wolno Błękitną Różę wykorzystując swą skandalicznie kusą spódniczkę. Miała ona znaczną przewagę nad pyszną suknią byłej kochanki - łatwiej się w niej było poruszać.
- Jest prostsze zadanie dla ciebie moja droga. Niezbyt skomplikowane i w okolicy twojej posiadłości, z tego co wiem. Nazwisko Bikslin, nie powinno ci być obce, prawda?- odparła Lisandra bezczelnie rozbierając Kathil wzrokiem i wodząc spojrzeniem po jej wyeksponowanych prowokacyjnie długich nogach.
- Nie jest… - Kathil pokiwała głową - … o którego z Bikslinów chodzi dokładnie? - spytała bardka zza pleców Lisandry przyciszonym głosem.
- O żadnego… igrasz ze mną. - mruknęła Lisandra zerkając za siebie na bardkę.- Wiem, że to przyjęcie będzie nudne. Nie chcesz chyba, żebym zrobiła z ciebie swoją rozrywkę?
- O, dodaję jedynie pikanterii rozmowie o interesach. Więc kontynuuj proszę omawianie zlecenia - Kathil poprosiła cichutko wprost do ucha Voltrie.
- Jesteś niepoprawna, wiesz?- zaśmiała Lisandra i nachyliła do ucha Kathil, jednocześnie sięgając pod spódniczkę i paznokciami wodząc po pupie Kathil przez bieliznę.- Pewnie słyszałaś o tragedii rodowej sprzed bodajże 35 lat?
Owszem… słyszała… spłonęła im rodowa siedziba. Stare zamczysko, które potem porzucili przenosząc się do nowego dworku. Detali jednak nie znała.
- Mówisz o tym starym zamczysku, które spłonęło? - Kathil wtuliła leciutko twarz w szyję Lisandry by najlżejszym dotykiem warg muskać wrażliwą skórę kobiety.
- Mam… ochotę.. cię rozebrać… łobuzico.- zaśmiała się cicho Lisandra delikatnie drapiąc końcówkami paznokci pośladek Wesalt.- Albo dać klapsy na gołą pupę. Należy ci się kara za takie igranie ze mną.
Odetchnęła głęboko i dodała.- Ówczesny nestor rodu Vergil był rówieśnikiem zmarłego Kendricka. Zginął w pożarze, który strawił pół zamku… a z drugiej połowy… Bikslinowie uciekli w pośpiechu, by nigdy tam nie wrócić. I zostawili po sobie wiele rzeczy… w tym prywatną korespondencję Vergila Bisklina. Chcę ją mieć… jeśli jeszcze istnieje.
- Z tego co pamiętam, podobało ci się moje igranie z Tobą - Kathil wymruczała odpowiedź do ucha Lisandry - Czyli liczysz na to, że korespondencja przeleżała tam 35 lat? - Kathil lekko zmarszczyła brwi w zaskoczeniu - No dobrze… - poprawiła się i odsunęła od Róży - … czy jest coś o czym powinnam wiedzieć jeśli idzie o informacje dodatkowe? Znasz me stawki za takie usługi?
- Oczywiście że lubię takie igranie… ale nie wtedy, gdy wiem że na końcu obejdę się ze smakiem.- stwierdziła Lisandra rozkładając ręce na boki w geście rezygnacji.- I wiem… To strzał na ślepo. Korespondencja może już być tylko stertą pożółkłych papierów zniszczonych przez szczury, choć pewnie prywatna korespondencja Vergila Bisklina była dobrze zabezpieczona. Może się też okazać nic nie warta dla Miklosa. To strzał na ślepo, tym bardziej, że do końca nie wiadomo co się stało na zamku i sami Bisklinowie raczej unikają tego tematu. Więc… stawka standardowa za akcję i możesz zatrzymać dla siebie wszystko co znajdziesz ponadto i oczywiście jest kwestia dogadania się z samymi Bisklinami. Oni wiedzą najwięcej.
- To… będzie…. doprawdy ciekawe… - skrzywiła się Kathil pamiętając zastraszanie Condrada i jego plany co do Albarada- ...ewentualne koszty związane z negocjacjami z Bisklinami pokrywa Miklos, prawda? - dodała upewniającym się tonem.
- Zależy jakie to będą koszty.- stwierdziła pani Voltrie.- W razie wątpliwości, zawsze możemy się jakoś dogadać później.
- Do kiedy mam czas?
- Hmm… nie ma pośpiechu w tym przypadku. To misja poboczna, z którą Miklos nie wiąże wielkich nadziei. Ostatnio… sama rozumiesz. Słyszałaś plotki na mieście, prawda?- odparła wzdychając smętnie kobieta.
- Owszem słyszałam. - kiwnęła głową bardka - Ciężko ich nie słyszeć. Całe miasto wrze nimi. A czy Matteo jest cały? - spytała ciekawie.
- Niestety.. nawet nie przetrzepali mu skóry.- odparła Lisandra z kwaśnym uśmiechem.- Że też musiał się trafić ten białowłosy opój.
- Słyszałam, że gości u Favetty.... wiesz w jakim … charakterze?
- Cóż… łatwo zgadnąć, prawda? Nie zabrała go do siebie, dla przesłuchania prawda.- uśmiechnęła się ironicznie Lisandra i usiadła w niewielkim fotelu.- Nie wiem jaki inny powód, by trzymać tego demona, przy sobie. Bo z tego co słyszałam walczy jak czart. Favetta znalazła więc sobie czempiona. Czemu cię to tak interesuje?
- Och bez większych powodów. Widziałam jak walczył, ciekawy styl. - wzruszyła ramionami Kathil i przeszła by stanąć za fotelem Lisandry. Rozpoczęła delikatny masaż ramion i szyi - Wzbudził me zainteresowanie, ot i tyle. A Faveccie doprawdy… przyda się czempion. Każdy potrzebuje takiego od czasu do czasu. - dmuchnęła ciepłym powietrzem na kark kobiety.
- Siądź mi na kolanach.- wymruczała Lisandra rozkoszując się pieszczotami dłoni Wesalt.- Cóż… Oboje są siebie warci, to z pewnością. Ponoć interesowała się pewną baronessą Vandyeck, więc brodacz zdejmie jej spojrzenie z ciebie.
- Nie wiem czy zainteresowanie Favetty to nie zwykłe plotki, Lisandro. Aczkolwiek, jeśli to prawda, tym bardziej nie mogę narzekać na białowłosego… - ucałowała lekko płatek ucha brunetki - … a co zaś się tyczy rozkazów to… - lekko wplotła palce w misterną fryzurę Lisandry i delikatnie odgięła jej głowę by pochyliwszy się, pocałować jej usta. - … nie zawsze je wykonuję. - wyszeptała by kontynuować powolny i namiętny pocałunek.
- Mówiłam, że się droczysz … -zdążyła wymruczeć, nim pocałunek skupił całą jej uwagę. Pieściła te wargi Kathil smakując je powoli języczkiem i rozkoszując się ich miękkością.
- Czasem droczenie - wyszeptała bardka odsuwając się nieco - dodaje czaru i pikanterii. A ty lubisz i jedno i drugie… - pochyliła się ponownie do ucha agentki - … prawda, Sharessss - przeciągnęła nieco ostatnią sylabę i na koniec liznęła płatek ucha kobiety.
- Nie przeczę…- zachichotała dziewczęco Lisandra i odprężyła się, wpatrując się w pochyloną nad nią Wesalt.- A co ty lubisz… Bianco?
- Lubię być rozpieszczaną… jak każda kobieta - Kathil z uśmiechem pogłaskała policzek byłej kochanki - acz z czasem coraz mniej ku temu okazji. - zaśmiała się cicho.
- Na razie jednak to ty mnie rozpieszczasz…- przypomniała jej Lisandra i westchnęła dodając.- Cóż… przynajmniej nie zostałaś oszpecona tak jak ja.
- Oszpecona? - spytała Kathil - Ach… mówisz o bliźnie… - bardka zsunęła dłoń powolutku przez szyję, dekolt, brzuch by zatrzymać ją w okolicach blizny. Zatrzymała dłoń na niej. - Blizna sama w sobie to… blizna. Dla mnie była oznaką twej siły i woli życia. Nie oszpecenia. - ucałowała czule szyję Lisandry. - Komuś zaszłaś za skórę?
- Osyluthowi… to rodzaj czarta, a może demona. Prawie mnie zabił… wiem, że to nie wyczerpuje twojego pytania, ale… nie jest to temat, który omawia się w takiej chwili.- mruknęła Voltrie i wykorzystała nachylenie się Kathil, by opleść ramieniem jej kark i muskać pocałunkami jej szyję i podbródek.
- Dobrze… nie naciskam… może kiedyś mi opowiesz - mruczała cicho bardka delikatnie przez materiał sukni drażniąc biust Lisandry. - Z własnej woli.
- Może… ale to by oznaczało.- wymruczała Lisandra poddając się pieszczocie i jednocześnie wodząc językiem po szyi i podbródku Kathil.- Że masz ochotę na kolejne spotkania?
- Na pewno będzie co najmniej jedno, prawda, moja bogini? - Kathil pocierała leciutko policzkiem o policzek kobiety.
-To prawda…- zaśmiała się cicho Lisandra oddychając już szybciej i gwałtowniej.- Ale to wszystko to rozmowy o interesach. Gdzie tu miejsce na… przyjemność.
- Czyżbyś zaczynała się nużyć jednorazowymi zabawkami?
- Nie nużą mnie jednorazowe zabawki… Ale teraz sytuacja jest inna. Dla nich jestem Sharess, panią która bawi się ich ciałem zaspokajając swe pragnienie. Nasza sytuacja… jest trochę inna.- zamruczała Voltrie.
- Inna? Jak? - usta Kathil pieściły szyję kobiety, palce powoli torowały sobie drogę pod materiał opinający piersi Lisandry.
- Bo nie jesteś tylko ładnym obliczem… jesteś konkretną osobą teraz, baronesso… - wymruczała Voltrie kąsając delikatnie szyję, gdy dłonie Kathil wsunęły się pod dekolt masując miękkie piersi unoszące się w gwałtownym oddechu.
- Może po zakończonym zleceniu… spotkamy się na neutralnym gruncie? - spytała kusząco Kathil.
- Nie musimy czekać na zakończenie zlecenia na to.- wymruczała Lisandra prężąc się pod pieszczotą dłoni Wesalt.- W końcu… możemy spotykać prywatnie, poza zleceniami prawda? Nadało by to mniej podejrzliwości samym spotkaniom w interesach.
- Aż tak jesteś niecierpliwa? - zaśmiała się lekko Kathil. - Teraz obawiam się, że przez następne kilkanaście dni, będzie mi trudno znaleźć czas na przyjemności. - dodała z żalem słyszalnym w głosie.
- Przecież robisz wszystko abym była niecierpliwa, jednocześnie unikając moich dłoni.- zaśmiała się cicho Lisandra. I dodała.- Słyszałam o jakichś problemach w rodzinie Vandyeck, ale szczegółów nie znam.
- Problemach? - Kathil wyprostowała się nieco - Jakich problemach?
- Pośpieszny ślub, przybycie dawno zaginionego krewnego… ponoć czarnej owcy rodu. Takie ploteczki słyszałam.- mruknęła Lisandra i zerknęła na Kathil.- Ale nie powinnaś się przejmować… Złośliwe plotki to coś czego nie da się zwalczyć. Lepiej je ignorować.
- Ah… - Kathil uspokoiła się - … cóż… gorsze ploteczki biegały po mieście za życia poprzedniego męża. Ważne… że się o mnie mówi. - mrugnęła bezczelnie okiem do Lisandry.
- Zresztą prawda okazuje się bardziej smakowita, niż wydumane skandale, nieprawdaż?- mruknęła wesoło Lisandra.
- Dziękuję - Kathil dygnęła niczym naiwna gąska. - Z twych ust to wysokiej klasy komplement, moja droga Sharess. I honorem jest mieć taką … wielbicielkę.
- Czuję się więc.. doceniona jako wielbicielka.- zamruczała zmysłowo Lisandra.
- Lisandro… - Kathil podniosła kobietę z fotela i przytuliła zaborczo do siebie, obejmując mocno w pasie - … nie skończyłam z tobą. - uśmiechnęła się czule. - Ale teraz czas na mnie. Skontaktuję się, gdy będę wiedzieć więcej na temat zlecenia. A ty nie psuj sobie apetytu jednorazowymi zabawami. - wydęła nieco usteczka zerkając figlarnie na kochankę.
- To zależy… jak długo będę musiała czekać.- rzekła ze śmiechem pani Voltrie na pożegnanie.
- Kilka dni? To chyba niewiele skoro wiesz jaka nagroda oczekuje na końcu oczekiwań - Kathil cmoknęła ją lekko w policzek i uciekła z pomieszczenia puszczając buziaka przez drzwi.
 
corax jest offline