| Tagrenowi nie śpieszno było do opowiadania. Już dziś się wygadał za wszystkie czasy a to tylko po to by kupić kilka chwil reszcie. Za to bez wahania częstował się przysmakami ze stołu kapitana wychodząc z prostego założenia, że jak jest okazja to trzeba się najeść. Nie dał też sobie odebrać zdobycznej broni, ściskał ją jak skarb i cieszył się jak dziecko z nowej zabawki. Oj posmakowała ona jego krwi i tą krwią za nią zapłacił lecz teraz miał ją przy sobie i postara się by od tej pory to jego przeciwnicy poczuli na sobie ten piekielny szpon. - Piekielny Szpon… - powtórzył głośno - dobre imię. - Dodał głazczac rękojeść.
- Co tam mamroczesz? - Zapytał kapitan rzując wieprzowinę. - Aa, mieczyk znalazłeś, nową zabawkę? Pokaż no to mnie tutaj. - Wyciągnął rękę do Tagrena. - Taa, uczciwie z trupa ściągnięty. - Z pewnymi oporami lecz jednak przekazał ostrze kapitanowi. Rozumował w dośćprosty sposób, jeśli ten “człowiek” bedzie chciał to weźmie cokolwiek zapragnie w taki czy inny sposób.
- Ładny. Ostry. - Powiedział “Ząb”, badając miecz od rękojeści po ostrze. - Świeci się, czy to ja mam przywidzenia? Haubica, jak myślisz?
- Ne, ewidentnie się świeci, kochaniutki! - Róża akurat nalewała sobie wina. - Ty, pokaż mi, też chcę, też chcę!
Kiedy gnomka dostała zdecydowanie za duży jak dla niej oręż, chwyciła go nad wyraz pewnie w obie ręce i… chlasnęła nim w wieprza na stole! Weszło jak w masło - wielki talerz pod świniakiem zabrzęczał głośno i w zasadzie nikt nie miał pewności, czy aby się nie stłukł.
- Ups, hihi! - Roześmiała się Róża, oddając oręż kapitanowi, a ten następnie oddał go Tagrenowi, rękojeścią do przodu.
- Więc, zamierzasz go zachować, czy jak kodes piracki nakazuje, sprzedać i podzielić się zyskiem z resztą? - Zapytał z lekkim przekąsem, co zebrało zainteresowanie pozostałych Szczurków. - To moja cześć, do reszty mi nie trzeba ale ten za dużo mojej krwi wypił bym go łatwo oddał. Musi spłacić dług. A wam się lepiej człowiek z dobrą bronią przysłuży niż kilka miedziaków. - Zrezygnować z broni nie zamierzał i już. Taka drobna słabość charakteru.
- Dobra, dobra, wasza sprawa. - Kapitan oblizał palce. - To ile żeście wynieśli tam z wioski? Oprócz tego mieczyka? Ile trupów za sobą zostawiliście? - Jeden trup… no dwa jeśli liczyć wszystkie. - Wojownikowi było trochę wstyd, że tak mało więc postanowił się trochę wytłumaczyć. - No kapłanka ich zebrała, czekali na nas nawet sobie z karczmy fortece zrobili. To się ich fortelem nie siłą wzięło.
- A to nie puściliście wioseczki z dymem? - Zdziwiła się Róża. - Przecież już z daleka żeśmy widzieli wielki słup dymu!
- Puścilismy z dymem cały magazyn - powiedział z uśmiechem na twarzy Kolwen. - Zbyt długo by to trwało jakby tak chcieć podpalić całą wioskę. Wszystko przez kapłankę... - na samo wspomnienie o niej, Kolwen jakby spochmurniał. Ich plan był bardzo dobry, a przez kapłankę wszystko trzeba było zmieniać i improwizować, ale na szczęście się udało.
- Przez kapłankę mało nie zginą mój towarzysz - wskazał dłonią na Tagrena. - Ale, że silny z niego chłop to poradził sobie bez większych problemów.
Jaster przypomniał sobie nagle o tajemniczej skrzynce, która mogła być sporo warta.
- Zrabowaliśmy również skrzynkę, którą swym fachowym okiem oceniam na bardzo cenną - powiedział Kolwen i nałożył sobie jeszcze jeden, spory kawałek mięsiwa.
- Twoje fachowe oko by się bardziej przydało do ocenienia jej zawartości. - Kapitan ryknął śmiechem i również nałożył sobie mięsiwa. - Co w niej jest?
Kolwen przez chwilę nie mógł odpowiedzieć kapitanowi, ponieważ próbował akurat przełknąć spory kawałek mięsa, a nie chciał opluć jedzeniem całego stołu.
- Zapewne kosztowności, nie raz już słyszałem podobny stukot przy potrząsaniu tego typu kuferków - powiedział tonem prawdziwego znawcy Kolwen, gdy już udało mu się przełknąć mięso. - Była mocno strzeżona, a to zawsze oznacza coś cennego.*
- Czyli nie otworzyliście jej jeszcze? Macie skrzynkę bez klucza? - Kapitan wyglądał na coraz bardziej rozbawionego. - Szkoda, bo z kluczem to sam zamek by można też sprzedać za niezłą sumkę, a tak to młotek w dłoń i trza czynić honory!
Po tych słowach kapitan wstał, zataczając się lekko i podszedł do swojego biurka. Wyciągnął stamtąd młotek i rzucił go na stół tuż przed Kolwenem.
Łotrzyk spojrzał lekko zdziwiony, gdy kapitan położył przed nim młotek.
- Kapitanie, szkoda skrzynki, po posiłku razem z Tagrenem coś wymyślimy, żeby to otworzyć. Na razie, trzeba się skupić na świętowaniu, a otwarcie naszego łupu będzie pierwszą rzeczą do zrobienia po posiłku. Masz moje słowo - powiedział Kolwen. Chciał w spokoju skończyć jeść, był strasznie głodny po całym tym łupieniu wsi. Skończą posiłek, zejdą z Tagrenem pod pokład, napiją się słusznej ilości alkoholu i wtedy zajmą się otwieraniem skrzynki.
- Jak wolisz. - Kapitan zabrał młotek i usiadł z powrotem. - Ach, chyba Jedynka wrócił z naszym gościem specjalnym… |