Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-01-2016, 22:11   #41
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Tagrenowi nie śpieszno było do opowiadania. Już dziś się wygadał za wszystkie czasy a to tylko po to by kupić kilka chwil reszcie. Za to bez wahania częstował się przysmakami ze stołu kapitana wychodząc z prostego założenia, że jak jest okazja to trzeba się najeść. Nie dał też sobie odebrać zdobycznej broni, ściskał ją jak skarb i cieszył się jak dziecko z nowej zabawki. Oj posmakowała ona jego krwi i tą krwią za nią zapłacił lecz teraz miał ją przy sobie i postara się by od tej pory to jego przeciwnicy poczuli na sobie ten piekielny szpon.
- Piekielny Szpon… - powtórzył głośno - dobre imię. - Dodał głazczac rękojeść.
- Co tam mamroczesz? - Zapytał kapitan rzując wieprzowinę. - Aa, mieczyk znalazłeś, nową zabawkę? Pokaż no to mnie tutaj. - Wyciągnął rękę do Tagrena.
- Taa, uczciwie z trupa ściągnięty. - Z pewnymi oporami lecz jednak przekazał ostrze kapitanowi. Rozumował w dośćprosty sposób, jeśli ten “człowiek” bedzie chciał to weźmie cokolwiek zapragnie w taki czy inny sposób.
- Ładny. Ostry. - Powiedział “Ząb”, badając miecz od rękojeści po ostrze. - Świeci się, czy to ja mam przywidzenia? Haubica, jak myślisz?
- Ne, ewidentnie się świeci, kochaniutki! - Róża akurat nalewała sobie wina. - Ty, pokaż mi, też chcę, też chcę!
Kiedy gnomka dostała zdecydowanie za duży jak dla niej oręż, chwyciła go nad wyraz pewnie w obie ręce i… chlasnęła nim w wieprza na stole! Weszło jak w masło - wielki talerz pod świniakiem zabrzęczał głośno i w zasadzie nikt nie miał pewności, czy aby się nie stłukł.
- Ups, hihi! - Roześmiała się Róża, oddając oręż kapitanowi, a ten następnie oddał go Tagrenowi, rękojeścią do przodu.
- Więc, zamierzasz go zachować, czy jak kodes piracki nakazuje, sprzedać i podzielić się zyskiem z resztą? - Zapytał z lekkim przekąsem, co zebrało zainteresowanie pozostałych Szczurków.
- To moja cześć, do reszty mi nie trzeba ale ten za dużo mojej krwi wypił bym go łatwo oddał. Musi spłacić dług. A wam się lepiej człowiek z dobrą bronią przysłuży niż kilka miedziaków. - Zrezygnować z broni nie zamierzał i już. Taka drobna słabość charakteru.

- Dobra, dobra, wasza sprawa. - Kapitan oblizał palce. - To ile żeście wynieśli tam z wioski? Oprócz tego mieczyka? Ile trupów za sobą zostawiliście?
- Jeden trup… no dwa jeśli liczyć wszystkie. - Wojownikowi było trochę wstyd, że tak mało więc postanowił się trochę wytłumaczyć. - No kapłanka ich zebrała, czekali na nas nawet sobie z karczmy fortece zrobili. To się ich fortelem nie siłą wzięło.
- A to nie puściliście wioseczki z dymem? - Zdziwiła się Róża. - Przecież już z daleka żeśmy widzieli wielki słup dymu!
- Puścilismy z dymem cały magazyn - powiedział z uśmiechem na twarzy Kolwen. - Zbyt długo by to trwało jakby tak chcieć podpalić całą wioskę. Wszystko przez kapłankę... - na samo wspomnienie o niej, Kolwen jakby spochmurniał. Ich plan był bardzo dobry, a przez kapłankę wszystko trzeba było zmieniać i improwizować, ale na szczęście się udało.
- Przez kapłankę mało nie zginą mój towarzysz - wskazał dłonią na Tagrena. - Ale, że silny z niego chłop to poradził sobie bez większych problemów.
Jaster przypomniał sobie nagle o tajemniczej skrzynce, która mogła być sporo warta.
- Zrabowaliśmy również skrzynkę, którą swym fachowym okiem oceniam na bardzo cenną - powiedział Kolwen i nałożył sobie jeszcze jeden, spory kawałek mięsiwa.
- Twoje fachowe oko by się bardziej przydało do ocenienia jej zawartości. - Kapitan ryknął śmiechem i również nałożył sobie mięsiwa. - Co w niej jest?
Kolwen przez chwilę nie mógł odpowiedzieć kapitanowi, ponieważ próbował akurat przełknąć spory kawałek mięsa, a nie chciał opluć jedzeniem całego stołu.
- Zapewne kosztowności, nie raz już słyszałem podobny stukot przy potrząsaniu tego typu kuferków - powiedział tonem prawdziwego znawcy Kolwen, gdy już udało mu się przełknąć mięso. - Była mocno strzeżona, a to zawsze oznacza coś cennego.*
- Czyli nie otworzyliście jej jeszcze? Macie skrzynkę bez klucza? - Kapitan wyglądał na coraz bardziej rozbawionego. - Szkoda, bo z kluczem to sam zamek by można też sprzedać za niezłą sumkę, a tak to młotek w dłoń i trza czynić honory!
Po tych słowach kapitan wstał, zataczając się lekko i podszedł do swojego biurka. Wyciągnął stamtąd młotek i rzucił go na stół tuż przed Kolwenem.
Łotrzyk spojrzał lekko zdziwiony, gdy kapitan położył przed nim młotek.
- Kapitanie, szkoda skrzynki, po posiłku razem z Tagrenem coś wymyślimy, żeby to otworzyć. Na razie, trzeba się skupić na świętowaniu, a otwarcie naszego łupu będzie pierwszą rzeczą do zrobienia po posiłku. Masz moje słowo - powiedział Kolwen. Chciał w spokoju skończyć jeść, był strasznie głodny po całym tym łupieniu wsi. Skończą posiłek, zejdą z Tagrenem pod pokład, napiją się słusznej ilości alkoholu i wtedy zajmą się otwieraniem skrzynki.
- Jak wolisz. - Kapitan zabrał młotek i usiadł z powrotem. - Ach, chyba Jedynka wrócił z naszym gościem specjalnym…
 
Googolplex jest offline  
Stary 18-01-2016, 23:20   #42
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
- Niech chwała Królowej Głębin rozciąga się na wszystkie wody Torilu.
Po tych chłodnych słowach jednak uśmiechneła się.
Kolwen o mało nie udławił się jedzeniem, gdy zobaczył jak kapłanka wchodzi do kabiny kapitana.
- Jestem Wielebna Ellena Kelyranomasina. Przybyłam tu po ofiarę dla Umberlee. W załodze “Skarbu” jest chroniąca się pod strachliwe skrzydła Valkura aventi Gildiel Izunn. Sucza Królowa pragnie jej krwi. - Narazie nie zwracała uwagi na resztę zgromadzonych, chociaż w jednym z nich ropoznał meżczyznę walczącego z sołtysem i pojawijącego się wcześniej w jej wizji.
- A ta tu czego? – Jaster szepnął cicho do Tagrena.
- Gildiel? - Kapitan utkwił czujny wzrok w Wielebnej. - Chętnie wydałbym ci ją, pierwej samemu poderżnąwszy jej gardło. Problem w tym, że nie dalej niż trzy dni temu wyskoczyła za burtę, ciągnąc za sobą jednego z moich ludzi. Zapewniam cię, że jeśli kiedykolwiek ją spotkam, pozdrowię ją od ciebie.
- Dostarczycie ją wtedy do najbliższej świątyni Umberlee lub kapłana Królowej Głębin, gdyż tak jest jej Wola. Musi zginąć w odpowiedni sposób poświęcona w odpowiedniej ofierze Suczej Królowej
Po tych słowach rozluźniła się, uśmiechneła pogodnie.
- Jako, że może, jeszcze pojawić się ona, proszę o dołączenie od załogi. Zapewne kapitanie brakuje Ci dobrych ludzi, ja zaś mam spore doświadczenie w dowodzeniu ludźmi. Zresztą jak Wiecie, zawsze lepiej mieć na pokładzie swym kapłana Królowej Głębin, a funkcja kapelana jak widzę nie jest na statku jeszcze obsadzona.
- Oczywiście. - Odparł “Czarny Ząb”, nalewając wina do nowego pucharu i podając go Wielebnej. - W zasadzie liczyłem na to, że zechcesz dołączyć do naszej załogi. Zawsze dobrze jest mieć błogosławieństwo Umberlee, zwłaszcza jeśli mogłoby przyjść w formie dobrego wiatru dla nas i złego dla tych drugich. - Wykrzywił usta w złośliwym uśmiechu.
- Jakiego zakwaterowania oczekujesz? - Zapytał po chwili.
- Godnego, kapłanki Królowej Głębin. - odparła z uśmiechem przyjmując puchar.
- Zaś łaska Królowej Głębin zależy od jej humoru, wielkości ofiar z życia, jak i złota. Łatwiej wywołać jej gniew. Nie widzę tutaj, u żadnego z zebranych żadnego symbolu wiary w Umberlee, choćby małego medalionu. Czyżbyście odmawiali jej chwały?
Powiodła wzrokiem po zgromadzonych, dłuższą chwilę zatrzymując go na Tagrenie. Wolną dłonią pogłaskała Cienia.
Wojownik zaś choć niby nie zwracał na nią uwagi wyciągnął dłoń do kapłanki.
- Srebrniki. - Ponaglił ją, w końcu sama mu zaoferowała zapłatę w takiej formie.
Ellen ze śmiechem wyjeła z sakiewki pieć srebników.
- Uczciwe zarobiłeś swoją komedią w wiosce. - rzuciła je z brzękiem na stół.
Wojownik nieporuszony schował monety do kieszeni za pasem, po czym kontunuował obgryzanie kości z mięsa.
- Kapłanko. - Kapitan spojrzał na nią z lekkim politowaniem. - Jesteśmy statkiem pirackim, nie jednostką pielgrzymkową. Każdy tu czci Suczą Królową na własny sposób, na własną modłę. Obwieszanie się medalikami nie do końca jest naszym sposobem wyrażania uwielbienia dla niej. Wolimy raczej mordować tych, którzy nie tylko nie czczą jej, ale oddają zamiast tego cześć komuś takiemu, jak Pani Zbóż. Jak myślisz, kim są ludzie przywiązani do masztu na pokładzie?
- Owszem takie uwielbienie Królowej Głębin jest jej miłe. Jednakaże symbole noszone na przeciw wrogom, dodają jej chwały i pokazują, iż ma wiernych, kórzy nie ugną się nawet otoczeni przez wrogów i będą ją wielbić.
Uśmiechneła się ironicznie.
- Zapewne ofiarą, lecz ta złożona w nieodpowiedni sposób trafi do innego boga niż Królowa Głąbin. Ze zwykłej walki i zabijania, jeśli nie jest przyzywana Umberlee, ma niewielkie korzyści. Symbole zaś noszone otwarcie przez wiernych, zwracają na ich czyny uwagę Umberlee. Zresztą to nie czas i miejsce na dyskursy teologiczne, lecz z chęcią będę kontynuował je póżniej, jeśli sobie tego zażyczycie.
Uśmiechneła się normalnie.
- Widzę, iż wyprawa się udała. Wiem, że nie zapomnicie też o części złota należnej Królowej Głębin.
Po tych słowach rzuciła na stół klucz od skrzynki.
- Wieśniacy zawiedli, więc ich kara będzie dotkliwsza. Muszą postawić godną świątynię Umberlee. Bez tego złota, będzie im tylko trudniej. To cieszy Królową Głębin, tak bowiem dowiodą swego oddania. Taka śwątynia to koszt porównywalny do kosztu tego żaglowca.

- Osoby przy maszcie są ofiarą, owszem. Jednak o nieodpowiednim sposobie jej złożenia nie może być mowy, bo czekają na ciebie, Wielebna. - Kapitan wypił łyk wina. - Możesz swe nauki przekazać załodze przy okazji. Jestem pewien, że skorzystają z rad, które zapewnią im większe wstawiennictwo Umberlee. Teraz zaś do rzeczy. Jedynka, którzy się nadają?
Szczurki i kapłanka spojrzeli na oficera pytająco, który kosztował właśnie winogron
- Wojownik i ten, co skrzynkę ukradł. No i kapłanka, jeśli zechce. Reszta niech zostanie z tobą. Powiedzmy, że mają solidne podstawy do wykonywania rozkazów, ale brakuje im… arogancji.
- Nadają się do czego dokładnie? - Spytała urażona Ymir, która nie została “wybrana”.
- Jak zapewne pamiętacie, w Waterdeep będziemy dołączać nową jednostkę wodną, nowy okręt. Jego kapitanem zostanie obecny tu Nafel i właśnie wybrał sobie oficerów. Gratuluję, właśnie awansowaliście. - Kapitan wyglądał na niewzruszonego przekazywanymi wiadomościami, jednak widać było, że i dla niego była to informacja niezwykła.

Ellen uśmiechneła się do obu kapitanów i skineła głową.
- Zgadzam się. Kapitanie prosiłabym byś jutro w południe zgromadził całą załogę na śródokręciu. Trzeba dokonać rytualnego obmycia wiernych w oceanie przed wieczorną ofiarą.
- To nawet nie będzie konieczne. Możemy to zrobić tuż przed obiadem, wystarczy zadzwonić trochę wcześniej, a sami przyjdą. Swoje powody sama im przedstawisz, jak już się zbiorą.
- Kapitanie macie może na statku dyby? Muszę wszak odpowiednio przygotować ofiary do poświecenia Umberlee. Nie ma lepszego przygotowania niż tortury. - zapytała siegając po jedno z dań ustawiony na stole.
- Dyby? Duże, nieporęczne. Jak już kogoś mamy torturować to zwykle przywiązujemy ich do masztu i traktujemy kijem, żelazem i czymkolwiek, co przyjdzie do głowy moim ludziom. Ale to się rzadko zdaża. Nie mamy w zwyczaju brać jeńców na przesłuchania. Aktualnie jednak mamy trochę zapasowego drewna, sądzę że chłopcy mogliby coś skonstruować na szybko.
- Prosiłabym zatem o wydanie takiego polecenia. Po kolacji zajmę się torturami. “Chłopcy” mogą też się zabawiać, lecz tylko tak by ofiary przeżyły, na nic mi trupy na ofiarę. Jakieś informacje interesują Kapitana, chociaż watpię by Ci akurat coś ciekawego wiedzieli.

Człowiek zamyślił się przez chwilę, gładząc swoją brodę.
- Rudzielec z obfitym wąsem był dowódcą niewielkiego garnizonu, który znajdował się w wiosce. - Powiedział w końcu. - Może coś wiedzieć o ruchach jednostek wodnych Korony. Kobieta zaś prowadziła jedyny w wiosce sklep z zaopatrzeniem, może wie o statkach kupieckich w okolicy. Oprócz tego nie sądzę, żeby ich wiedza mogła mi się do czegokolwiek przydać.
- Zatem tymi zajmę się osobiście. “Chłopcy” mogą się zabawić w tym czasie z pozostałymi ofiarami.
Powiedziała pomiędzy kęsami strawy, Co jakiś czas karmiąc to “Cienia” a to “Szybką”.
- Nie chcę jednak trupów, mają dożyć ofiarowania. - dodała jeszcze.
- Oczywiście. - Kapitan założył ręce za głowę. - Trup jest bezwartościową ofiarą, każdy to wie. Każę oskurować idiotę, który doprowadzi do świerci więźniów zanim się nimi sama zajmiesz.
- Jakiś bezpieczny żarnik do rozżarzenia piętn napewno się znajdzie na “Skarbie”. O przygotowanie go też bym prosiła.
- Jaasne… - Kapitan musiał się chwilę zadumać nad tą kwestią, w końcu klepnął Ronalda po ramieniu. - Twój piecyk będzie potrzebny. Weźmie się jeden z prętów, których używamy do ładowania dział, usunie głowę i będzie jak znalazł.
Kapłanka się uśmiechneła.
- Nie ma takiej potrzeby. Odpowiednie piętno mam na bagażu. Jak i parę innych narzędzi. Tylko dybów ze soba nie noszę.
Po tych słowach roześmiała się.

- To zajmijmy się nimi od razu! - Kapitan dopił wina z pucharu i klepnął zdrowo Haubicę w plecy. - Kwatermistrzu! Zbierz ze dwóch ludzi, co jeszcze nie nawalili się do końca i zróbcie porządne dyby na jutro!
- Ale Ząbuś… - Róża spojrzała na niego z miną zbitego pieska i pomachała swoim pucharem z trunkiem, mówiąc tym samym “jeszcze nie skończyłam!”.
- Ech, może i masz rację. Ale zajmiesz się tym jutro z samego rana!
- Ta jest, panie kapitanku! - Gnomka wyraźnie poweselała i wróciła do pucharka.
- A tymczasem… panowie, zdaje się że dostaliście kluczyk do swojej skrzynki? Co tak siedzicie, otwórzcie ją! - Czarny Ząb robił się z chwili na chwilę coraz weselszy.
Kolwen przełknął ostatni kęs posiłku i popił kilkoma łykami alkoholu z butelki, którą udało mu się zrabować z karczmy. Spojrzał krzywo na kapłankę, po czym wyciągnął rękę po klucz od skrzynki. Bardzo ciekawiło go, co też tam się znajduje, chociaż strasznie żałował, że to akurat kapłanka pomogła w jej otwarciu. Chciał razem z Tagrenem dojść do tego, jak to zrobić, a teraz wyszli przed kapitanem na mało zaradnych.
- No to zobaczmy, co też tam jest - powiedział Kolwen i wziął się za otwieranie skrzynki.
Otworzywszy kuferek, Jaster i reszta jego ówczesnych towarzyszy zapuściła żurawia do środka. Ich oczom ukazało się całe mnóstwo pieniędzy - oczywiście w sporej większości miedziaków i srebrników, chociaż złotych, a nawet platynowych monet też troszkę było. Oprócz tego trafiły im się takie fanty (po dokładnym przejrzeniu wnętrza skrzynki) - sakiewka z cennymi kamykami (sztuk siedemnaście, jak ocenił na szybko Kolwen), srebrny kielich, para złotych bransoletek, figurka Suczej Królowej wykonana z kości słoniowej, srebrna obrączka na palec i wisiorek z ładną, złotą ozdobą.
- No, nie wygląda to źle. - Uśmiechnął się z przekąsem Ząb.
Kolwenowi aż zaświeciły się oczy, jak zobaczył zawartość skrznki.
- Powiedziałbym kapitanie, że nawet bardzo dobrze to wygląda - powiedział i spróbował założyć na palec srebrną obrączkę. Miał słabość do takich świdzidełek.
- Co z tym robimy? Może rozdzielimy to jakoś? - zapytał kapitana z nadzieją w głosie.
- Dzielcie się jak chcecie, ja swoją cześć już mam. - Powiedział tagren polerując ostrze jakąś szmatką którą niewiadomo skąd wyciągnął.
- Ofiara dla Suczej Królowej zawsze jest dobrowlona, należna jest je czwarta cześć wszelkich łupów. Od Was zależy czy będziecie zabiegali o jej łaskę. Wiedzcie jednak że każdej chwili jesteście obserwowani przez Królową Głebin.
Ellen z szacunkiem wyjeła figurkę wyobrażjącą Królową Głębin i przetarła rąbkiem rytualnego płaszacza.
- Na szczęście decyzja o podziale należy do kapitana - Kolwen uśmiechnął się szyderczo do kapłanki.
- Kapitan nie stoi nad Królową Głębin. Winien to zawsze pamiętać. Wielu myślało, iż może odmówic należnego jej hołdu. Ich kości, wraki staków, złoto i skarby, którego odmawiali Umberlee zdobią już Jej pałac.
- Kapłanko - zaczął wojownik leniwie, nie przerywając polerowania ostrza - na statku kapitan jest pierwszy po Umberlee, ty zaś okaż więcej pokory bo znów Cię pycha oślepi, jak w wiosce. - Poradził bez żadnej złośliwości w głosie, był już zresztą zbyt pijany by się na jakąś zdobyć.
Kolwen głośno się zaśmiał na słowa swojego towarzysza.
- Dlatego decyzja należy do kapitana, lecz warto by wiedział, iż wszelkie jego czyny będą oceniane przez Umberlee. Sucza Królowa lubi dobrowolne ofiary, które dowodzą odania wiernych, lecz czasami siega po to co Jej należne.
Odparła z uśmiechem jak do neofitów.
Jaster zwrócił się do kapitana.
- Uważam, że słowo dobrowolne jest bardzo kluczowe w tej sprawie kapitanie - miał nadzieję, że przekona kapitana, żeby nie oddawać Umberlee zbyt dużej części łupów. Jakby to zależało od łotrzyka, to nic by jej nie dawał.
- Tak dobrowolna. - odparła z drapieżnym uśmiechem kapłanka, lecz wiedziała dokładnie, iż w przypadku wiernych Umberlee, dobrowolna oznacza obowiązkową ofiarę. O czym wszyscy wierni doskonale wiedzieli.

Kapitan siedział z rękami założonymi za głowę i wesoło dyrygował wargami kawałkiem kości jak wykałaczką.
- Ale czemu wy się na mnie patrzycie? Zawartość tej skrzyneczki jest waszym udziałem w łupie. My z Dobrodoszyn przywieźliśmy swoją część z której niebawem zostanie wydzielona osobna ofiara dla Suczej Królowej. - Powiedział.
Kolwen rozsiadł się wygodnie i założył nogę na nogę.
- Tagrenie, mój drogi towarzyszu? Jak sądzisz, co powinniśmy zrobić z naszą zdobyczą? - uśmiechnął się cwaniacko.
- A róbcie co chcecie, to dla was. Ja mam Szpon i mi wystarczy - tu odwrócił się do kapłanki - a i ofiarę złożyłem.
Kolwen uśmiechnął się szeroko.
- Bardzo mi ta odpowiedź pasuje, w takim razie zabieram skrzyneczkę i podzielę się razem z resztą moich towarzyszy - powiedział uradowany Kolwen, po czym spojrzał na kapłankę. - A o ofierze się pomyśli.
- Ona wszystko oceni. - stwierdział enigmatycznie Ellen chowajc figurkę do sakwy - dzięki jej wyobrażeniom była świadkiem całej tej rozmowy. Odparła z uśmiechem wprawdzie ona zawsze wie co sie dzieje
- A dziś już podacie się oczyszczeniu w oceanie przed ofiarą.
- To jest jej teren, myślisz, że jest tu coś czego i tak by nie widziała czy słyszała? - Zapytał wojownik z głupim uśmieszkiem i pociągnął solidnie alkocholu.
Nie skometował wypowiedzi wojownika, nie trzeba było komentować bo było to prawdą. Królowa Głębin zawsze wie co dzieje się w jej dziedzinie, lecz jej zainteresowanie przyciagają symbole i jej wzywanie.

Ymir w tym czasie wertowała już przez pieniądze w skrzynce i próbowała ich liczyć. Jak dotąd jasne było, że miedziaków jest grubo ponad setkę, może dwie setki. Srebrników mniej więcej połowa tego i tak samo złota: dwa razy więcej niż srebra. Co i rusz wychwycała też pojedyncze monety platynowe.
- Te, Kolwen. - Powiedział w pewnym momencie Gaax. - Może zgarniemy Evameta i pójdziemy w ciszy i spokoju podzielić skarby między siebie?
Kolwen pokiwał głową z aprobatą.
- I to jest bardzo dobra koncepcja - klepnął Gaaxa po ramieniu, po czym wstał od stołu, zamknął skrzynkę i wziął ją, przytulił ją mocno do piersi, jakby się bał, że ktoś mu ją zabierze.
- Kapitanie, jeżeli pan pozwoli, udamy się teraz na dzielenie naszego skarbu.
Czarny Ząb kiwnął zdawkowo głową, wobec czego cała trójka wstała i wyszła z kajuty.
Problem pojawił się ze “zgarnięciem Evameta”. Tropiciel spał już twardo, śliniąc się nieco na hamaku. Oceniwszy ówczesny stan kubryka, Jaster stwierdził że Evamet i tak miał szczęście, że *trafił* w hamak, bo cała podłoga była usiana najróżniejszymi przedmiotami (albo schlanymi piratami), co w połączeniu z ciemnością i skrajnym wyczerpaniem, stanowiło nielada wyzwanie, żeby dojść do łóżka.
- Too… wynosimy go jakoś, żeby na siłę go uszczęśliwić, czy zostawiamy? - Spytała Ymir.
Kolwen podrapał się po głowie, rozglądając się dookoła.
- Zrobimy tak, podzielimy wszystko po równo, ja wezmę część Evameta, a jak wstanie to dam mu jego część, może tak być? - zapytał swoich towarzyszy.
- Tia… panie oficyrzu! - Gaax klepnął go znowu w ramię i poszedł do magazynu. - Co do chuja… skąd tu łóżko? I gdzie wszystkie beczki?
Jaster ruszył za Gaaxem i zajrzał mu przez ramię do magazynu. Rzeczywiście wszystko poznikało, a na środku stało łóżko. Kolwen tylko westchnął głośno na ten widok.
- Chyba się domyślam, o co tutaj chodzi. Chodźmy stąd lepiej, nie chcę sobie psuć nastroju. Musimy znaleźć jakieś spokojne miejsce, podzielić się tym wszystkim i też trochę się przespać.
Pozostała dwójka zgonie przytaknęła. Poszli więc do Zgnilizny i momentalnie dowiedzieli się, gdzie poznikały te wszystkie beczki i skrzynie z magazynu z prochem.
- Pusia, posuń się! - Gaax strącił ciekawski ryjek świnki ze skrzyni i sam na niej usiadł. - Dobra, to ja proponuję zacząć od podzielenia pieniędzy na cztery równe kupki i zastanowienia się co z innych fantów się komu podoba. Savie?
- Dobry pomysł. Biorę tylko moją część pieniądzy, reszta fantów średnio mnie interesuje, trzeba też podzielić się po równo kamyczkami z sakiewki, resztę możecie brać - powiedział Kolwen krzyżując ręce na piersi.
- Że chcesz wszystkie pieniądze stąd, a nam zostawisz te śmieci?! - Ymir wstała i zacisnęła pięści, nachylając się nad Jasterem.
Kolwen podniósł dłonie w geście obronnym.
- Gdzieżbym śmiał, biorę tylko swoją dolę z tego, co podzielimy - uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Aa, to było tak od razu, panie oficyrzu! - Ymir, która już podniosła ręce do postawy bojowej, po prostu poklepała Jastera po ramieniach, jakby zbijając z nich kurz.
Przystąpili do podziału pieniędzy. Kupki zostały usypane tak równo, jak tylko się dało, a tam gdzie się nie dało, Gaax i Ymir wspaniałomyślnie dzielili je na korzyść Kolwena.
- No, to by było na tyle w takim razie. - Podsumował czarodziej, kiedy wszyscy zgarnęli już swoje części. - Jak chcesz to możesz iść spać, a my tu pomarudzimy jeszcze nad tymi “śmieciami”.
-Bardzo mnie to wszystko cieszy, biorę jeszcze część Evameta, jak wstanie to mu oddam - powiedział i zgarnął całkiem pokaźną kupę pieniędzy. -To wy sobie tutaj rozdzielcie wszystko, tylko grzecznie, a ja idę się przespać chociaż trochę - uśmiechnął się do nich i poszedł znaleźć sobie miejsce do spania.
 
Morfik jest offline  
Stary 19-01-2016, 13:59   #43
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Po kolacji

Ellen zostawiła swe rzeczy w przyznanym jej miejscu. Zostawiła też “Szybką” na straży. Jedynka, który ją tam zaprowadził, wyjaśnił, że pomieszczenie to w trybie natychmiastowym zostało przemienione na jej kwaterę. To by tłumaczyło zapach prochu i metalu, który wciąż unosił się w powietrzu. Jej własna kwaterka miała drewniane łoże, skrzynię do jej dyspozycji i kilka pustych skrzyń. Oficer wyznał, że zostały tu wstawione w razie gdyby chciała je przeznaczyć do czegoś szczególnego. Zlustrowawszy swoje nowe pomieszczenie kapłanka Ruszyła zapoznać się z jutrzejszym ofiarami, wziąwszy tylko torbę z narzędziami do tortur, zastanawiając się co też miał na myśli “Jedynka” mówiąc o szczególnym zastosowaniu skrzyń.
W tym czasie zdążył już wstać nowy dzień i Ellena potrzebowała kilku chwil na odegnanie wielkiego zmęczenia, jakie ciążyło jej na powiekach. Nie spała całą noc i w jej wieku nie mogło to nie dać o sobie znać.

Wyczuła przypływ zatem odmówiła na pokładzie modlitwy do Umberlee.

Następnie poświęciła trochę czasu na cucenie nieprzytomnych ofiar. To, że były nieprzytomne, nie mogło przeszkodzić w jej przyjemności. Mężczyźni i kobieta byli całkowicie zakneblowani i po ich oczach widać było życiowe zrezygnowanie. Kobieta dodatkowo była bliska płaczu.
- Jestem Wielebna Ellen, kapłanka Królowej Głębin. Wy zaś jesteście ofiarami dla niej. - przerwała na dłuższą chwilę by do uwiązanych przy słupie dotarło to co im zakomunikowała. Wywołało to natychmiastowy płacz u związanej kobiety.
Ellen nie zważała na to i kontynuowała.
- Dobrowolna ofiara z życia dla Umberle była by mile widziana, lecz nie jest konieczna. W najbliższym czasie poznamy się bardzo dokładnie. Kapitan życzyły sobie by pewne osoby wyjawiły swą wiedzę o ruchach floty królewskiej oraz statków handlowych. Powiecie wszystko co wiecie, prędzej czy później. Teraz zaprezentuję wam to co czeka was przez kolejne godziny. - przy tych słowach zaczęła wyjmować po kolei narzędzia do tortur, opisując ich działanie.
- To piętno. Jak wiecie służ rozgrzane do piętnowania. Ten oto przyrząd to gruszka, można ją wsadzić do ust, dupy czy też pizdy i przez dokręcanie śruby rozszerzać. Podobno ból nie do zniesienia. Tak mówili podani temu. Może kłamali?
Z ironicznym uśmiechem zapytał ofiary, nie czekając jednak na ich odpowiedź kontynuowała dalej.
- To są zgniatacze kciuków. Wbrew nazwie można nimi miażdżyć wszystkie place, czy te u rąk czy nóg. - wyjęła trzy takie urządzonka.
- No i na koniec skalpel. - zaprezentowała wyjątkowo ostry nożyk.
- Na rano przygotują jeszcze dyby a z tymi, niektórzy z was, mieli już zapewne okazję się zapoznać. Teraz pytam się czy jest chętny do podzielenia się ze mną swą wiedzą na temat okrętów kupieckich oraz floty królewskiej i ich obecnych pozycji.
Potem wpatrzyła się w ofiary.

Wszyscy mężczyźni wpatrywali się z szeroko otwartymi oczami to w prezentowane narzędzia, to w samą kapłankę. Kobieta natomiast przeszła z płaczu w łkanie i wydawało się, że mamrota coś pod nosem.
- A czoo tu robitsie, ra-anne ptashki? - Dobiegł Wielebną głos gdzieś z boku. Odwróciwszy się, zobaczyła młodą i bardzo pijaną kobietę, która robiła różne akrobacje na linach okrętowych.

Ellena podeszła do łkającej. Wyjęła zza pasa bicz o dziewięciu ogonach i zdzieliła ją nim lekko po twarzy. Nie tak by ukarać ale tak by przypomnieć, że na nic i tak nie mają wpływu.
- Nie rycz, nie masz jeszcze powodu. Dopiero, gdy zacznę będzie powód.
Zapewniła z ironicznym uśmiechem rozciągającym jej blizny na twarzy.
Kobieta spuściła tylko wzrok i po chwili przestała łkać, choć nadal mamrotała coś do siebie. Ellena ze zdziwieniem stwierdziła, że jeden z mężczyzn zaczyna mamrotać bardzo podobnie do niej.
- Oo-o! Bęrzesz ich torturowacz? A ja teszz mo-ogę? - Dopytywała się dziewczyna wisząca na linie.
Ellen nie podobało się to mamrotanie. Nie lubiła być też lekceważona. Szybkim silnym ciosem rękojeści kota rozbiła wargi i wybiła zęby kobiecie, potem identycznym ciosem rozbiła wargi mężczyźnie, chociaż tym razem zęby nie poleciały.
- Nie będziecie mi tu mamrotać, co najwyżej seplenić.
Potem założyła łamacze kciuków mężczyznom. Poczuła jak zwykle w takich razach miłe podniecenie.
Odpowiedziała też “”wiewiórce”.
- Możesz wrazić to jej - pokazując gruszkę i kobietę - gdzie chcesz. Jeden raz do oporu. Pamiętaj tylko, że z woli Umberlee te osoby mają przeżyć do czasu ofiary. Kapitan zapewniał, że tego z załogi, kto dopuści do śmierci ofiary, będzie z niego darł pasy. Wątpię by był w tym biegły jak kat. Jak nie rozumiesz, to głowę w beczkę z morską wodą, szybciej wytrzeźwiejesz.
Kobieta na powrót zaczęła płakać, tym razem z bólu, zaś Dwójka wzięła gruszkę i z rozbawieniem zaczęła ją rozkładać i składać na przemian, jak parasol.
- Mo-oda w kubł su... cholra! - Dwójka najwyraźniej była sfrustrowana własną niemożnością składania sensownych zdań i poszła do pomieszczenia pod przednim kasztelem, zapewne skorzystać z rady kapłanki.
W międzyczasie Wielebna od kneblowała brodacza, o którym wspominał kapitan.
- [i] Podobno wiesz coś o ruchach królewskich okrętów. Będziesz gadał czy chcesz zapoznać się z kolejnymi stopniem dokręcania łamacza kciuków.
- Jakich ftatkach koronnych! Kobieto, ja proftym najemnikiem jeftem! - Spojrzał z lekką trwogą na założony zgniatacz. - To, fe mi palte połamief nie fprawi nagle, fe będę cof wiefał!
- W zasadzie jesteś już martwy. Od ciebie zależy tylko jak wiele cierpień doznasz nim umrzesz. - powiedziała dokręcając śrubę łamacza kciuków z euforią wsłuchując się w trzask pękających kostek u dłoni.
Mężczyzna wrzasnął, rzucając się na boki konwulsyjnie.
- TY FUKO! TY POPIERDOLONA DIFKO! - Zawył pomiędzy kolejnymi krzykami.
- Tyle pochwał niezasłużonych, lecz wierzaj na pewno postaram się być prawdziwą suką. Pewny jesteś, że nie chcesz mi o czymś ciekawiącym kapitana opowiedzieć?
Odparła z uśmiechem Ellen.

Po chwili rudzielec opanował się i tylko jego ręka bardzo dygotała.
- Fkąd ci do głowy pfyfło, fe mam wiefec cof o jakichs okrętach? Byłem dowóffą strafy, a nie pierdolonym magafynierem, fy innym zawfonym kutafonem z pomoftu. A tych wfyftkich zarfnęliftie jak pfy w pierwfej kolejnofti! - Na koniec mężczyzna napluł Ellenie prosto w twarz.
- Przestań, przestań! - Zakrzyczała nagle związana kobieta. - Dwa dni temu był u nas statek kupiecki i popłynął do Waterdeep, pewnie już dopłynął na miejsce! Oprócz tego jutro miał do nas dopłynąć kolejny, tym razem z Waterdeep! To chciałaś wiedzieć?! Skończ z tym nonsensem, daj ludziom w spokoju umrzeć chociaż!
Zwabiona krzykami, z kuchni wyszła Dwójka, która miała całą głowę mokrą. Wyglądała znacznie lepiej niż chwilę temu.
- Co, nie będzie zabawy? - Zapytała, wciąż bawiąc się gruszką.
Ellen otarła twarz, potem szybkim ruchem zdzieliła mężczyznę kotem przez twarz pozostawiając dziewięć śladów, które szybko zaczęły sinieć.
- Oczywiście, że będzie zabawa. - powiedziała ponownie kneblując ofiary. - Kapitan zezwolił by “chłopcy” się zabawili, lecz tak by ofiary przeżyły.
Potem uśmiechnęła się szeroko, widząc kolejnego zafascynowanego torturami.
- Co chcesz wypróbować gruszkę? No to popróbuj, raz do oporu i starczy na razie. Potem wyjąć. W końcu musi być dojście do tego, czego “chłopcy” będą używali u niej.
Pani oficer się uśmiechnęła, obejrzała raz jeszcze gruszkę, po czym oddała ją Ellenie.
- E, to może potem, jak się prześpię. W końcu te skowronki nigdzie się nie wybierają. - Cmoknęła czule związaną kobietę w czoło i udała się pod pokład.
Potem kapłanka rozejrzała się po pokładzie.
- A gdzie to się podziewa wahtowy?
Odpowiedziało jej wołanie z tylnego kasztelu.
- Tutaj! - Przy sterze stał poszukiwany wachtowy, który leniwie wpatrywał się we Wielebną, jedną ręką trzymając wspomniany ster, żeby ten nie robił żadnych głupstw. - I drugi siedzi na bocianim gnieździe. Czego trzeba?
Ellen podeszła do wachtowego.
- Kapitan życzy sobie tutaj prawidłowej ofiary dla Umberlee, a to wymaga przygotowań zarówno ofiar jak i moich. Z ofiarami można się zabawiać, byle przeżyły, w innym przypadku sam kapitana będzie pasy darł z delikwenta, który zabił ofiarę. Babę gwałcić,.. - po tych słowach chwilę zastanawiała się - Chłopów zresztą też, jeśli który tam ma takie upodobanie. Jutro do Dobroszyna miał dotrzeć żaglowiec kupiecki z Waterdeep. Kapitan może zechce przechwycić go po drodze. Mnie zaś budzić za osiem dzwonów.
Potem wróciła do swojej kabiny prawidłowe tortury przesuwając na czas gdy się wyśpi.
Mężczyzna słuchał tego wszystkiego w milczeniu, na koniec zaś potwierdził krótkim:
- Dobra, przekażę.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 21-01-2016, 14:34   #44
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Dzień na "Skarbie Melediny" rozpoczął się od tego, że wszyscy poszli spać. Nocna wyprawa i balanga po niej wykończyły wszystkich z wyjątkiem kilku wachtowych, którzy mieli pecha dostając właśnie takie zadanie. Okręt sunął powoli w kierunku północnym i tylko kilkoro ludzi przywiązanych do masztu martwiło się najbliższą przyszłością.
Ellenie nie spało się zbyt dobrze na nowym okręcie. Co chwilę się budziła i zasypiała na nowo. Raz podczas takiej krótkiej pobudki zobaczyła Cienia, który ciekawsko coś wąchał pod ścianą. Pogłaskała go tylko po łebku i zasnęła z powrotem.
Kolwen nie miał natomiast takich problemów. W związku z tym, że większość załogi nie była nawet w stanie trafić w łóżka ani hamaki, znalazło się dla niego jedno z tych lepszych posłań, całkowicie wolne. Łotrzyk spał dobrze tego poranka i południa. Jednak przebudzenie już było mniej przyjemne, gdyż wiązało się z rebelią w żołądku i głowie, a także bolenym spadnięciem z łóżka.
Tagren zaś kompletnie nie pamiętał momentu zaśnięcia. Pamiętał tylko, że pilnował kurczowo swojego nowiutkiego ostrza. Wobec tego tylko trochę się zdziwił, że obudził się szturchany chrumkającym ryjkiem Pusi, mając za poduszkę odrobinę sianka z ichniejszej zagrody. Mocny kac był znacznie mniej przyjemną pobudką - chciał odgonić świńską mordkę, ale tak naprawdę to chciał znaleźć się w jakimś przyjemniejszym miejscu, gdzie nie trzeba wstawać, myśleć ani wąchać otoczenia.

To, co zdziwiło całą trójkę, były karteczki i malutkie sakiewki wetknięte w ich dłonie. Pierwsze co każdy z nich zrobił po przebudzeniu to rozwinięcie kawałka papierka i przeczytanie krótkiej wiadomości tam zawartej, a także sprawdzenie zawartości sakiewki. Następnie wyszli na pokład - oceniwszy po pozycji Słońca, było późne popołudnie. Wykonanie tego pomiaru kosztowało Tagrena błyskawiczną wizytę głowy za burtą.
W czasie, kiedy spali, Róża wraz z kilkoma chłopakami zdołała skołować dyby, które zostały przybite na stałe do pokładu na przednim kasztelu. Zamknięty w nie był aktualnie rudzielec, którego Ellena próbowała wcześniej przesłuchiwać.
Więzień miał całkowicie obtłuczoną twarz - złamany nos, wyłamane zęby, jedno oko podbite. Sądząc z jego postawy, miał też złamaną nogę i aktualnie był nieprzytomny, toteż nikt go nie torturował. Pozostała dwójka mężczyzn nie była w lepszej sytuacji, tyle że przywiązani do masztu - jeden z nich został najpewniej wykastrowany, co można było wywnioskować po czarnej plamie na spodniach w miejscu krocza.
Jedyna kobieta wzięta w niewole była natomiast całkowicie goła i przywiązana do masztu jedynie za nadgarstki. Jej twarz wyglądała, jakby łez zabrakło jej na co najmniej dwa żywoty. Była cała w siniakach i z licznymi oznakami "użytkowania" przez załogę.

- Prosiaczka? - Zagadał do nich Jedynka, kiedy już zlustrowali sytuację. - Zostało trochę pieczonej świnki ze śniadania, jeśli chcecie.
 
Gettor jest offline  
Stary 31-01-2016, 20:24   #45
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
- Prosiaczka? - Zagadał do nich Jedynka, kiedy już zlustrowali sytuację. - Zostało trochę pieczonej świnki ze śniadania, jeśli chcecie.
Tagren odmówił gestem dłoni a po chwili dodał z wysiłkiem - p...ić - i wspomógł się językiem migowym - znanym każdemu pijakowi - by nie było żadnych wątpliwości jakiego napitku oczekuje.
- Oj nie… – Kolwen zdążył tylko to powiedzieć, nim wszystko, co miał w żołądku podeszło mu do gardła. Musiał wziąć kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić. Dawno już nie miał takiego kaca, oj dawno. Z drugiej strony, aż tak dużo nie wypił, więc może powoli zaczyna tracić formę?
- Co tutaj się dzieje? Będzie jakaś egzekucja czy co? – zapytał Jedynkę.
- Nasza nowa pani kapelan będzie składać ofiarę Suczej Królowej. - Odparł. - Dotąd chłopcy się z nimi po prostu bawili, zwłaszcza z nią. - Wskazał na nagą kobietę przy maszcie.
- Dziękuję. Przed złożeniem ofiary po raz pierwszy na statku muszę pościć kilka dzwonów. Odparła uśmiechając się do Jedynki. Potem rozejrzała się za Kapitanem.
Kapłanka przejrzała w tym celu Mostek i Przedni kasztel, zapukała też do kapitańskiej kajuty. Wyglądało jednak na to, że jakimś magicznym sposobem nigdzie go nie było.
- Jest chwilowo niedyspozycyjny. - Odparł Jedynka z konspiracyjnym uśmiechem.
- Zatem proszę o zebranie załogi i pozwolenie przemówienia od niej, to nie może czekać, aż skończy się niedyspozycyjność kapitana. Wszystko ma swoją kolej i czas. - po tych słowach wymowie mrugneła do Jedynki. Zaś Tagren tylko cicho jęknął na myśl o oracjach kapłanki, czuł, że w ich trakcie mógłby nie zachować “należnej sytuacji powagi”.

Oficer przytaknął, po czym zdjął rękawicę z prawej dłoni, zetknął ze sobą kciuk i palec środkowy, po czym wyjątkowo głośno gwizdnął. Co wywołało kolejny jęk wojownika.
-WSZYSTKIE RĘCE NA POKŁAD! - Wrzasnął zaraz potem. Spowodowało to że wszyscy piraci, niezależnie od aktualnego zajęcia (z wyjątkiem sternika) wbiegli do Mordowni i ustaliwi się rzędami pod jedną i drugą burtą. Tagren i Kolwen, nie będąc pewnymi co robić, dołączyli do szeregu. Pozostali oficerowie (i kucharz) zajęli natomiast miejsca przy Jedynce. Trwało to kilkanaście sekund, może pół minuty, aż cała załoga była na Mordowni.
- Proszę, kapłanko. - Powiedział oficer na koniec, wykonując zapraszający gest ręką.
- Dziękuję Panie Pierwszy. - podziękowała skinięciem głowy.
Potem powiodła wzrokiem po zebranej załodze. Przemówiła donośnym wyćwiczony do wydawania rozkazów głosem.
- Wszyscy zebrani tu czczą Królową Głębin i zabiegają o jej łaski?
Po tym pytaniu powiodła surowym wzrokiem po załodze czekając na odpowiedź.
Kolwen ziewnął głośno, w odpowiedzi na słowa kapłanki. Chętnie by się jeszcze przespał, albo obalił butelkę czegoś mocniejszego z Tagrenem. Od razu by im się żołądki uspokoiły.
Po chwili nieśmiałego milczenia i patrzenia po sobie nawzajem, ktoś w końcu odpowiedział:
- No… tak.
Podobnej odpowiedzi spodziewała się, uśmiechnęła się więc ironicznie, po czym zakrzyknęła.
- Nie będziesz miał bogów innych nad Suczą Królową. Znam ja was piratów, korsarz jak zły szeląg. Składając ofiarę ze śmierci, walki chcecie by trafił ona do kilku bogów. Tak nic nie osiągniecie. Tylko szczerą wiarą i pokazywaniem jej przez wzywanie imienia oraz symbole oferowane przez jej kapłanów, noszone otwarcie zapewni wam uwagę Umberlee. Kapitan chce dzisiaj złożenia ofiary dla Umberlee, zatem zostanie ona złożona. Wszyscy wierni, wszyscy którzy zabiegają o uwagę Umberlee i jej łaskę, muszą dokonać rytualnego oczyszczania w oceanie a potem do czasu ofiary nie pić alkoholu. Robicie to po kolei. To nie wspólna kąpiel załogi w morzu. Oczyszczacie się nago, skacząc za sterburtę przepływając pod pokładem i wychodząc po bakburcie.
Po tych słowach zeszła na śródokręcie zdjęła płaszcz potem szaty kapłańskie, odłożyła je z szacunkiem na jedną ze skrzyń, przy nich przysiadła Szybka.
Załodze ukazało się ciało Ellen w pełnej krasie. Było ono sprężyste, okrzepłe od ciężkiej pracy na pokładach żaglowców, z obfitymi krągłościami tam, gdzie powinny być one u kobiet. Blizna oparzeniowa sięgała aż do sutka prawej piersi, po lewej stronie klatki piersiowej kończąc się nad lewą piersią. Doświadczone oko mogło też dojrzeć, iż z pewnością już wcześniej rodziła. Z kapłańskim symbolem Umberlee na szyi i sierpem w dłoni wskoczyła gładko do oceanu po stronie bakburt. Za nią podążył cień sprawnie schodząc po pochyłej burcie żaglowca, aż do jego najszerszego miejsca, z którego skoczył do oceanu.
-STÓJ! - Wykrzyczał Jedynka kiedy kapłanka skakała do wody. Jednak było już za późno. - Cholera jasna, co za kobieta! Zarzucić kotwicę, ściągnąć żagle!
Powodem nagłej reakcji oficera był fakt, że statek przez cały czas był w ruchu, zaś wiatr tego dnia był wyjątkowo korzystny, toteż Ellena i jej Cień zostali dość szybko daleko z tyłu.
W odpowiedzi wojownik, który przez całą tyradę się powstrzymywał, przewiesił się przez burtę i wyrzygał resztę alkoholu i kolacjo-śniadania która jeszcze zalegała mu w żołądku. Od razu poczuł się lepiej, w każdym razie na tyle by wyrazić swoje zdanie.
- No chyba ją popierdoliło do reszty. - Po prawdzie kapłanów cenił nisko jak i lekce sobie ważył durne rytuały. Czcił Umberlee mieczem, przelewając krew z jej imieniem na ustach i wiedział, że póki to robi Bogini jest zadowolona.
- Jak żyję pierwszy raz widzę taką błazenadę. - Wyrwało się wojownikowi trochę zbyt głośno.
Ellen nie przejmowała się tym, że statek odpływa była w żywiole Królowej Głębin w jej objęciach tylko ona miał władzę nad jej życiem.
- Oficerze, ona nie podpływa, tkwi tylko na wodzie! - Zakrzyczał któryś z piratów, wychyliwszy się za sterburtą.
- Kurwa pierdolona jego mać, co za cholerna kobieta. - Zamarudził Jedynka, po czym wydał nowe rozkazy. - Sternik, zawracamy. Nie zrzucać kotwicy i nie ściągać żagli! Suchy, zostaw tę linę, bo zaraz ci ją na szyi przywiążę, skurwysynu!
Tagren i Kolwen zostali zaanektowani do przywiązywania lin żaglowych i po zaledwie kilku minutach okręt zawrócił po bardzo szerokim łuku.
- I szlag trafił nasz pomyślny wiatr... - Znów zamarudził Jedynka.
Po kolejnych kilkunastu minutach "Skarb" podpłynął z powrotem w okolice miejsca, gdzie dryfowała Ellena i rzucono jej kilka lin, po których się wspięła z powrotem na pokład, przepływając wpierw pod pokładem i wchodząc od bakburty, a wraz z nią Cień.
- Kapłanko. - Oficer podał jej koc, jednak bardziej warczał niż mówił. - Bez zgody osoby dowodzącej na statku nikt go nie opuszcza. A po takim pokazie jesteśmy co najmniej godzinę w plecy z naszą wędrówką, więc pozostałe obmycia sobie darujemy. Albo jak ktoś bardzo będzie nalegał, to wylejemy mu na łeb wiadro morskiej wody, a potem zdzielimy go rzeczonym wiadrem. Czy to jasne?
- Zatem Panie Pierwszy nie odbędzie się ofiara ku czci Umberlee, póki nie zostanie dopełniony pełen rytuał a godzina straty jest małą ofiarą dla Umberlee. Wy też będziecie za to odpowiadali przed kapitanem.
- odparła chłodno.
- Wszyscy jesteście winni w oczach Umberlee tylko oczyszczenie, wyznanie waszych win przed jej kapłanem, kara i pokuta może to zmazać. Waszą walką oddawaliście cześć innym bogom. Umberlee wie o tym.
Potem powiodła chłodnym wzrokiem po załodze w tym po Jedynce.
- Oczyszczenie w oceanie jest pierwszym krokiem na drodze by dowieść swojej wiary w Umberlee
- Niech tak będzie. Zatem, kapłanko, nie zatrzymuję cię dłużej. Na pewno masz wiele ważnych spraw do przemyślenia w swojej kajucie. - Odparł równie chłodno Jedynka, po czym zwrócił się do załogi. - Słyszeliście zasrańce?! Mamy godzinę opóźnienia! Wracać na stanowiska! Sternik, zwrot przez prawą burtę! Ruszać się zawszone durnie!
Kolwen tylko się roześmiał.
- Ja tam nie zrobiłem nic takiego, żeby prosić o przebaczenie kogokolwiek – powiedział odpowiednio głośno, żeby kapłanka na pewno go usłyszała, po czym wrócił do roboty, niechętnie, ale lepsze to niż słuchanie tej baby.
Tymczasem Tagren któremu poważnie cała sprawa nadszarpnęła zdrowie i to niemalże na trzeźwo, wszak kac jest oznaką trzeźwości. Podszedł do Jedynki i tako rzekł do oficera.
- Jak baba nie chce to mogę się z ofiarą sprawić raz, dwa. Już to kiedyś robiłem jak nie mieliśmy kapłana.
- Jasne, niech będzie. Ale wieczorem, jak słońce będzie zachodzić. I bez żadnych dureństw, jasne? - Jedynka spojrzał na Tagrena już nieco pogodniej.
- Żadnych, szybko i sprawnie. Niech tylko każdy naszykuje co tam chce od siebie dodać.
Ellen obruszyła sie na słowa Jedynki.
- Ofiara ku czci Umberlee musi być przeprowadzony przez jej kapłana. Przeprowadzę go lecz nie oczekujcie, że wasze prośby zostaną wysłuchane, gdy rytuał nie zostanie dopełniony prawidłowo. To będzie jak splunięcie w twarz Królowej Głębin przez całą załogę “Skarbu’”. Moje życie i tak należy do Umberlee.
- A jeśli czcigodna kapłanka postanowiła łaskawie zaprzestać sfochania i obowiązek swój wględem Bogini spełnić to z przyjemnością zrezygnuję z zaszczytu złożenia ofiary. - Odparł Tagren monotonnie i niezbyt wprawnie naśladując sposób w jaki wyrażał się Jedynka.
- Ci prawdziwi wierni Królowej Głębin, którzy chcą się oczyścić w inny sposób, mogą z niego skorzystać. Jest inna szybsza metoda, mniej miła Umberlee, od obmycia się w oceanie, utoczenie własnej krwi, własnoręcznie do oceanu. Jest bardzo szybka, skoro tak bardzo Panie Pierwszy zależy panu na pośpiechu. - mówiła tak głośno by była dobrze słyszana przez załogę
Kolwen, cały czas zajęty robotą, jaką kazał mu robić Jedynka, kompletnie nie słuchał tego, co mówiła do nich kapłanka.
Jedynka spojrzał sceptycznie na kapłankę.
- Niech będzie, przekażę chłopakom. Przy kolacji, o zachodzie słońca, będziemy się oczyszczać i składać ofiary.
Potem ruszyła ku ofiarom. Wpierw podeszła do kobiety wzięła ją pod brodę.
- Już przysłużyłaś się kapitanowi, lecz jeszcze są sprawy, które zataiłaś. Zapewne przez przypadek tylko zapomniałeś wspomnieć gdzie ukryłaś swoje zasoby jako właściciela dobrze prosperującej karczmy musiałaś to uczynić. Wyjaw miejsce ukrycia pieniędzy a rozważę by dalej cię nie torturować.
W tym czasie wpatrywała się dokładnie w oczy kobiety, szukając w nich oznak całkowitej rezygnacji
Kobieta spojrzała tylko na kapłankę z pustką w oczach i wydała z siebie niezrozumiały pomruk.
- Gdzieś po drodze któryś z chłopaków wyciął jej język, kapłanko. - Wyjaśnił jeden z piratów obok.
- Nieważne, Sama dobrowolnie ofiarujesz swe życie Królowej Głębin, ze strachu przed gniewem Umberlee. Za to, że powiedziałaś wszystko co mogłaś, nikt cie już nie tknie, do czasu ofiary.
Ellen musiała zmienić rytuał w dużej części, skoro chodzi o szybkość będzie to tylko szybki spacerek po desce dla niektórych ofiar.
Podeszła do oficera najemników.
- Zapewne teraz już będziesz bardziej rozmowny. Chyba, że też ci wycieli język. Co wiesz o ruchach floty królewskiej? Co wiesz o siłach garnizonu Waterdeep i ilości żaglowców strzegących dojście do portu? - powiedziała wyjmując łamacz kciuków z torby.
Rudzielec wiszący na dybach musiał być najpierw ocucony. Kiedy doprowadziło się go już do stanu używalności, spojrzał żałośnie na Ellenę.
- Tam... balisty, katapulty... wieża magów... okręty na południe... Velen... - Po tych słowach mężczyzna na powrót zemdlał.
Ellen cuciła go do skutku.
Ile okrętów, jakiego typu
- Nie wiem... daj umrzeć... w spokoju. - Mężczyzna nie był już w stanie utrzymać głowy w pionie i po chwili zaczął się dusić o dyby.
Ellen wzruszyła tylko ramionami.
- Rozkuć i przywiązać do masztu. - poleciała marynarzowi, który przyglądał się torturom.
Potem podeszła do dwóch pozostałych ofiar.
Nie wiecie niczego na czym może zleżeć kapitanowi.
To powiedziawszy założyła im łamacze kciuków i dokręciła śruby.
Na zmianę to cuciła kapitana najemników, zadając te same pytania, szukając dokładniejszych informacji i prawdy, chociaż nie to był głównym celem tortur. To znów torturowała dwójkę nic nie znaczących mężczyzn. To czyniła do czasu, gdy wyczuła, że do wieczornego przypływu została tylko godzina. Wtedy ruszyła do kajuty przygotować się oraz ołtarz. W zaciszu swojej kajuty sprawdział figurkę Umberlee wykryciem magii. Miała zamiar ją identyfikować, gdyby okazała się magiczna.
Figurka nie wykazała jednak żadnych magicznych właściwości, była po prostu ładną rzeźbą, którą z powodzeniem można było poświęcić i postawić na ołtarzyku, by następnie oddawać mu cześć.
Na szklankę przed ceremonią wyniosła na pokład skrzynię ołtarzową. Ustawiła ją na skrzyni na forkasztelu. Rozłożyła ją, napełniła misę znajdującą się pośrodku świeżą morską wodą, czerpaną z wiadra posrebrzanym kubeczkiem, potem zapaliła dwie czarne gromnice. Oparła drewniana tarcze z symbolem Umberlee, z intarsji z jazodrzewa, o skrzynię. Obok postawiła wieczną pochodnie w kształcie latarenki będącej symbolem Umberlee, otwarła ją tak by światło padało na intarsje z jazodrzewa, która pod wpływem magicznego światła wiecznej pochodni zaczęło promieniować własnym słabym blaskiem.
Potem odmówiła modlitwę wielbiącą Umberlee w języku otchłannym, jednocześnie okadzając cennymi kadzidłami ołtarz i figurkę Królowej Głębin.
Nastepnie po tych przygotowaniach, podeszła do stojących na mostku Pierwszego.
- Proszę o pozwolenie przeprowadzenie ceremoni. O ile nie będzie wielbienie Umberlee w jej dziedzinie przeszkadzało Waszym planom. - powiedziała z wyraźna ironią w głosie.
- znajdzie się wśród załogi ktoś potrafiący zagrać hymn do Umberlee? zapytał z wyraźną wątpliwością w głosie.
- Proszę przygotowanie deski wystającej za pokład.
Potem przyglądała się załodze by sprawdzić którzy podali się alternatywnej ceremonii oczyszczenia. Z pośród nich Ellen miał wybrać akolitów wspomagających ją przy ofierze.
Dostrzegła kilku piratów ze świeżymi cięciami przez wewnętrzną część dłoni. Ku jej zdziwieniu również oficerowie: Dwójka, Róża, Jack i Jedynka takie rany mieli.
Widząc rany na dłoni Jedynki Ellen uśmiechnęła się i skinęła mu głową w niemym podziękowaniu.

Jedynka spojrzał na nią sceptycznie i zaprzeczył kiwnięciem głowy.
- Jeśli nie zdadzą się pijackie podśpiewki na flecie, to raczej tu takiego nie znajdziesz. - Powiedział, po czym gwizdnął na dwóch marynarzy, którzy mieli pecha, że wzrok oficera akurat na nich spoczął. - Wy dwaj, przynieście Przechadzarkę z kubryka.
Nazwa ta najwyraźniej stanowiła słowo-klucz, gdyż cały pokład nagle się rozbudził i ludzie zaczęli się cieszyć, jakby ktoś właśnie ogłosił że na głównym placu będą wieszać.
Przyniesiono długą i dość szeroką deskę i wystawiono ją częściowo za burtę, a jej drugi koniec podważono pod główny maszt tak, żeby nie wyleciała za pokład.
- Kontynuuj, kapłanko. - Powiedział nieco znużonym głosem oficer, przyglądając się niebu i horyzontowi.
- “Dwójko”, “Różo” wy dwie będziecie dzisiaj akolitkami Umberlee, do waszego zadnia będzie dostarczenia ofiary przed ołtarz.
Potem podeszła do kobiety uwolniła ją, delikatnie postawiła na nogach i wskazała deskę.
- Idź twoja śmierć i Umberlee czeka tam. - powiedziała wskazując na deskę.
Kobieta ledwo stała na nogach i widać było, że każdy ruch nogami, który uwzględniał zmianę położenia krocza, sprawia jej ból. Kiedy tylko dotarło do niej, co Ellena do niej mówi, spojrzała na nią niemalże z dziękczynieniem w oczach, po czym pokuśtykała do deski i spadła do oceanu. Wszystko to odbywało się przy krzykach i wiwatach reszty załogi.
- To kto następny, słodziutka? Może tamtego, taki krwisty już jest, hihi. - Zapytała Róża, wskazując na rudzielca.
- Zostawimy go na koniec. Niech, niech nie wie co go czeka do samego końca. odparła z uśmiechem - doprowadźcie dowolnego z pozostałej dwójki do ołtarza.
- Umberlee przyjmij ofiarę z rąk naszych dla chwały Twojego Imienia i na pożytek Twój. - przemówiła wyćwiczony donośnym głosem. Czekała już przed ołtarzem z wyjętym zza pasa sierpem
Jakby w odpowiedzi na jej wyniosły głos, wysoka fala rozbiła się o dziób okrętu i morska woda zalała cały przedni kasztel, w tym kapłankę i przyszłą ofiarę, która wciąż ostatkami sił próbowała się wyrywać. Zawiał mocniejszy wiatr.
Ellen roześmiał się.
- Umberlee jest z nami - potem dwoma cięciami poprzecznymi rozpłatała brzuch mężczyzny, wsadziła dłoń do otwartej rany i wyszarpnęła kawałek jelit.
- podać mi linę przymocowaną do kabestamnu a potem wciągnąć go pod reję. Niech tam, umiera ku chwale Umberlee.
Mężczyzna zaryczał z bólu, a marynarze zawtórowali mu okrzykami zadowolenia i gwizdami. Róża kilkoma skokami dostała się do kabestanu, wzięła linę i podała ją kapłance. Po kilku chwilach dogorywający mężczyzna został podciągnięty do rei.
- Śmierdzieć będzie przeokrutnie, niech nie wisi za długo bo jeszcze jakąś zarazę nam tu rozprowadzi. - Skomentowała Dwójka.
- Długo to nie potrwa. - odparła kapłanka widząc powoli rozwijające się pod ciężarem wiszącego ciała, jelita mężczyzny i jak on sam powoli opadał w dół, przy przechyłach statku, krwawiąc na statek.
Potem wskazała na kolejnego nieważnego mężczyznę.
Gdy już mu go jej przyprowadziły szybkimi cięciami rozpłatała mu nadgarstki, podcięła ścięgna pod kolami i otwarła żyły pod udami. Potem kopnęła tak, by po upadku dogorywał z boku ołtarza Suczej Królowej.
- Teraz dajcie tego Rudzielca, dla niego ma niespodziankę, ciąganie pod kilem i mam wielką nadzieję, iż przeżyje je, bo to dopiero początek. - odparła z okrutnym uśmiechem Ellen do czasowych akolitek Umberlee

Część piratów zrobiła sobie zajęcie z wyzywania i dokuczania dogorywającemu mężczyźnie na rei, zaś ten na prowizorycznym ołtarzu zamoczył go całego własną krwią i moczem.
Przyprowadzony został rudzielec, tak samo ledwo żywy jak poprzednio.
- Może zaczniemy od pięknego wydłubania oczu? Mogłabym sobie zrobić naszyjnik z takich, o! - Zaświergotała Dwójka z ekscytacją.
- To później. Teraz chcę by mógł na własne oczy podziwiać pąkle ozdabiające kadłub “Skarbu”. - odparła niemal z taką samą euforią Ellen. Nie dodała, że potną one jego ciało niemal jak skalpel.
- Ciągnie pod kilem. - zakrzyknęła do marynarzy.
- Mam nadzieję, iż okażesz się mężczyzną i nie umrzesz tylko od ciągania pod kilem. - powiedziała tylko do kapitana najemników, którego informacje ją tak rozczarowały.
Mężczyzna spojrzał z niedowierzaniem na to co się działo dookoła, po czym przygotowana bardzo długa lina szarpnęła nim i nie zdołał nawet krzyknąć, jak został szarpnięty przez dziub.
Chłopcy, którzy byli na rufie odpowiedzialni za ciągnięcie tejże liny nie spieszyli się za bardzo z przeciąganiem rudzielca, a każdemu ich ruchowi towarzyszyło głośne skandowanie reszty załogi. Gdzieś mniej więcej w połowie coś im zaczęło opornie iść, jakby zaklinowali się o coś. Problem ten rozwiązało jednak mocniejsze szarpnięcie i delikwent już wkrótce był z powrotem na pokładzie. Bez jednej ręki, wyszarpanej nieco nad łokciem. Żywy, acz nieprzytomny.
- No no, silne te nasze chłopaki! - Zażartowała Dwójka.
Ellen szybko podeszła do jednej z latarni sztormowych, wyjęła ją obejmy wylała trochę oliwy na ranę i podpaliła, przyżegając ranę.
Tak szybko mi nie uciekniesz. potem rzuciła do swoich pomocnic.
Ocucić.
Rozległ się swąd palonego, ludzkiego mięsa, po którym Jedynka podszedł i przystawił delikwentowi pod nos otwartą fiolkę z bardzo ostro pachnącą cieczą. Rudzielec obudził się z krzykiem próbując chwycić się za nieistniejące już ramię i nagle jego krzyk ustał. Zaczął natomiast konwulsyjnie ruszać głową i szyją na wszystkie strony, próbując teraz chwycić się za gardło.
- Nie wierzę, przegryzł sobie język! - Dwójka zaryczała śmiechem tak mocno, że aż upadła na ziemię.
- I tak miał utonąć we własnej krwi, widocznie Umberlee sama zdecydował, że tak będzie zabawniej. Postawić przed ołtarzem - rzuciła ze śmiechem.
Mężczyzna zaczął konwulsyjnie rzucać się na boki, wydając z siebie ciche bulgoty, a po chwili oczy zaszły mu bielą i zesztywniał. Utrudniało to nieco Dwójce i Róży przeniesienie go pod ołtarz, jednak w końcu dały radę. Tylko leżał jakoś tak nienaturalnie.
Ellen wiedziała, że jeszcze dycha, to ostatnie chwile przed śmiercią wiele razy widziała tak pod topionych, czy to wodą czy własną krwią. Część nawet udawało jej się uratować by mogli zaznać dalszych tortur.
Podniosła głowę najemnika poderżnęła gardło i zanurzyła jego w głowę w misie ofiarnej.
Umberlee z rąk naszych ku Twojej potędze chwale i pożytkowi.
Potem rzuciła do zebranych.
- Dokonało się. Ciała za burtę
Po tych słowach wyjęła głowę najemnika z misy, w której krew wymieszała się z oceaniczną wodą.
Z jego ust wypłynęła krew i woda.
Jeśli chcesz możesz wydłubać jeszcze jego oczy.
Rzuciła do Dwójki. Potem oczyściła czarem ubranie Dwójki i Róży przy pomocy prostego czaru. Zaraz potem zajęła się oczyszczaniem przy pomocy wody morskiej ołtarzyka i naczyń liturgicznych, jedynie obrus ołtarzowy wyczyściła za pomocą trwającego czaru. Gdy już to zrobiła, tym samym czarem, oczyściła szaty, tak że były nieskazitelnie czyste, tak jak przed ofiarą.

Dwójka wzruszyła ramionami.
- Mogłabym, ale wyłupywanie ich trupowi nie daje tyle frajdy co z wciąż wijącego się robaczka. - Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Wiatr się nasilił.
- Zmienił się kierunek wiatru. Dostosować żagle! Sternik, dostosować kurs o jeden rumb na zachód! - Zakrzyknął Jedynka, a sternik precyzyjnie skonsultował z busolą zmianę kierunku.

Ellen podeszła do Jedynki.
- Proszę o pozwolenie na rozejrzenie się w zasobach żaglowca. Jak wiecie jestem również alchemikiem. Mając odpowiednie surowce jestem w stanie wytworzyć niemal każdą miksturę alchemiczną. Tylko nie proście mnie o kamień filozoficzny. - przy tym mrugnęła okiem i uśmiechnęła się.
- Możesz się rozejrzeć, ale pomiędzy jedzeniem, alkoholem, a prochem i składzikiem z bronią, nie sądzę żebyś znalazła cokolwiek, co mogłabyś użyć. - Odparł Jedynka, patrząc na horyzont przez lunetę.
Ellen skinęła głową.
- Dziękuję.
Ruszyła na poszukiwanie surowców. Potem miała zamiar zaszyć się w swojej kajucie, będącej wcześniej pewnie częścią prochowni i poeksperymentować.
Kiedy kapłanka się oddalała, z podpokładu wyskoczyła Haubica. Kapłanka nie zdążyła się nawet zorientować, kiedy jedna z jej akolitek zdołała zejść na dół, a co dopiero zdążyć cokolwiek tam zrobić. Jednak teraz wydawało się, że ma ważne wieści dla pierwszego oficera.
- Ślepakiem będziemy strzelać. - Powiedziała rozbawiona Róża. - Bo szczurek jakiś nam się zalągł w armacie czwartej i za nic cholerka mała nie chce wyjść, hihi.
- Jasne… - Jedynka zrobił dziwną minę, która wyrażała jednocześnie zdziwienie i obawę podważania opinii eksperta. - No cóż, to strzelajcie.
Haubica pokiwała radośnie głową i znów zniknęła pod pokładem.
Ellen tylko wzruszyła ramionami. Marnowanie prochu było dla niej głupota zwłaszcza na szczura. Od czego są koty. Sam używała psów i swojego złowieszczego szczura do tępienia szczurów. Żaden normalny szczur nie przetrwał do tej pory w pobliżu Cienia. Dlatego wiedziała, iż jej kajuta wolna od szczurów już Cień, a nawet Szybka, o to zadbają. Teraz dzięki więzi wiedział, iż Szybka jest leniwa najedzony, zaś Cień po przepędzeniu szczurów i człowieka spod kajuty, wrócił zadowolony i zwinął się na jednej z belek tworzących strop kajuty. Tylko błyszczące oczy Cienia były widoczne w ciemności kajuty dla Szybkiej. Ruszyła za Różą Haubicą. Zawołała nawet za nią.
- Nie wiesz czy znajdę tutaj surowce do tworzenia mikstur alchemicznych? Pierwszy pozwolił się rozejrzeć w magazynach, lecz wolę zapytać, jako że mająca pieczę nad prochem, możesz o takich substancjach mieć wiedzę.
Po krótkiej wymianie zdań z Różą, Tagrenem, Kolwenem oraz Jackiem - w tym udaremnionym ataku na jej Cienia - kapłanka zeszła na najniższy poziom pokładu w poszukiwaniu rzeczy przydatnych do alchemii. Spotkała tam Evameta, który akurat zajęty był balansowaniem między trzymaniem kurczaka w jednej ręce i jajka w drugiej tak, aby ani jednego ani drugiego nie upuścić.

Zaczęła przeglądać skrzynie i beczki, jakie znajdowały się po jednej stronie tej tak zwanej Zgnilizny. Znalazła mnóstwo cytryn, sucharki, nieco warzyw i czerstwego chleba. Było też mnóstwo prochu, kul armatnich, zapas sznurów i lontów do armat, amunicji do pistoletów i muszkietów, a także same bronie. Ellena oceniła, że z takich zapasów mogłaby spróbować zrobić coś wybuchowego albo łatwopalnego.
Owszem mogła by to zrobić, lecz to nie praca dla prawdziwego alchemika. Wszystko co już można było z tego uczynić zostało zrobione, przecież nie będzie przetwarzała prochu na składnik podstawowe. Wszystko to co mogła to usystematyzować to wszystko. Kule i proch osobno wydłużał ładowanie pistletów i muszkietów oraz dział. Kiedyś już wpadła na pomysł patronów do takiej broni i sprawdził się w cormyrskiej marynarce. Lecz potrzebowała do tego papieru, którego tu nie widziała. Nie musiał być najlepszej jakości. Miała też pomysł na doskonałe kartacze wybuchające po uderzeniu w cel prawie zawsze, w przeciwieństwie do stosowanych do tej pory, lecz potrzebował do tego skorup pocisków, siekańców, prochu ołowiu i delikatnych fiolek pękających od uderzenia. Skoro nie było tego, rozejrzała się za siecią, haczykami na ryby i linkami do nich oraz harpunami. Jeśli nie może nic wytworzyć to chociaż dostarczyć świeżego pożywienia, co tam się złowi lub upoluje harpunem.
Znalazła zarówno sieć jak i harpuny w magazynie. Wyszła z nimi na pokład, jednak nie do końca wiedziała jak się zabrać do roboty w aktualnych warunkach - jak powszechnie wiadomo, najlepiej się łowi ryby w spokojnej wodzie, gdzie ryby nie są spłoszone. Statek był w pełnym ruchu, wszak Umberlee sama pobłogosławiła ich pomyślnym wiatrem. Wysokość pokładu nad taflą wody też nastręczała wielu problemów w tej kwestii.


Potem jeszcze poszła do Haubicy.
- Macie może gdzieś tutaj papier. Porobiła bym patrony, bo jak widzę nie macie ich tutaj. Szukam też pustych szklanych fiolek do inicjacji ładunków pocisków kartaczowych. Granatów pewnie nie potrzebujesz a jeśli już potrzebujesz to sama potrafisz takie uczynić. - z uśmiechem zagadała do niziołki.
- Hę? Patrony, o czym ty pleciesz kobieto? - Róża spojrzała na nią zdziwiona, drapiąc się po głowie.
- Widać, że ta nowość przyspieszająca ładowne pistoletów i muszkietów a czasem nawet dział jeszcze tutaj nie dotarła. - podrapała się po głowie zanim objaśniła. - tworzysz z papieru tutkę, w której masz odmierzoną porcję prochu i kule razem, zawijasz i umieszczasz w specjalnej torbie nazywanej ładownicą. Potem wystarczy tylko o wyjąć taki ładunek odgryźć kulę, wsypać proch papier na przybitkę, ubić, kula wilgotny papier do uszczelnienia kuli i przybić, Łatwiej i szybciej pokazać niż wytłumaczyć. Nie męczysz się z prochownicą, osobną przybitką, kulą i flejtuchem. - potem uśmiechnęła się promienie.
- No nie wiem... - Haubica znów podrapała się po głowie. - W środku walki i tak nikt nie myśli o szybkim przeładowywaniu pistoletów. Pach! - Tu wymierzyła w Ellenę z palca. - Jeden strzał, a potem chłopcy przechodzą do rękoczynów. Poza tym nie wiem czy znajdzie się wystarczająco dużo papieru, żeby to sensownie zrobić, zdaje się że kapitan trzyma u siebie kilka arkuszy o takiego formatu. - Tu pokazała dłońmi rozmiar mniej więcej ośmiu cali na czternaście cali. - Myślę, że rozsądniej by było pomyśleć o tym po dopłynięciu do Waterdeep.
Ellen westchnęła, wzruszyła ramionami.
- Zatem jak wiele innych rzeczy musi to poczekać do Waterdeeep. Jeśli będę to robić to już jako oficer na nowym żaglowcu. Strasznie marnie wyekwipowany ten żaglowiec jak widzę. Bez ładu i składu. Żywe zwierzęta na mięso, jakby nie słyszał płatnik o soleniu i suszeniu mięsa. Jak jakiś statek kolonizatorów a nie piracki okręt. - żachnęła się. Potem jednak uśmiechnęła się do Róży.
- Nim jednak odejdę pokażę, ci jeśli tylko chcesz, jak robić takie patrony.
- Hmm… - Róża zatrzymała się w pół ruchu. - A pokaż, co mi szkodzi.
Ellen wyjęła odpowiedni kawałek zapisanego papieru. Szybko utworzyła tulejkę nasypał odpowiednia ilość prochu dla pistoletu dorzuciła kulę i zawinęła.
- [i] Bardzo proste a walce na odległość pomiędzy pokładami, nim jeszcze dojdzie do abordażu bardzo przydatne. Skraca się czas ładowania mając przygotowane kilka takich ładunków.[i] podała ładunek Haubicy.
- Ty, ale fajniutkie! - Róża zeskoczyła z armaty, którą akurat smarowała i wzięła zawiniątko w rączki. - I to tutaj się urywa i wsypuje do pistoletu? No genialne! Może wreszcie chłopców uda się przekonać do porządnej broni, bo większość z nich wciąż woli staroświeckie kusze.
- Też dobre. Jednak kusz sześciu ze sobą nie poniosą na wrogi pokład a sześć pistoletów załadowanych już mogą.
Haubica skinęła głową.
- Z drugiej strony po wejściu na wrogi pokład raczej martwią się o ostrą szablę, niż pistolet czy kuszę. - Zachichotała i wróciła do smarowania armaty.
- Gdyby tak wszyscy myśleli, to nadal na morzach prym wiodły by galery. Mamy szczęście są ludzie światli o otwarci na nowości. - powiedziała mrugając do Róży.
Potem wróciła do swoje kajuty na spoczynek.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 31-01-2016, 20:58   #46
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Kolwen powoli zaczynał się nudzić całym tym marnym przedstawieniem. Widać było, że kapłanka ma nierówno pod sufitem. Nigdy w życiu nie miał do czynienia z kapłankami Umberlee, ale jeżeli każda taka jest, to nie chce mieć więcej z nimi do czynienia w życiu. Nie był człowiekiem, którego szczególnie bawiło znęcanie się nad innymi.

Musiał sobie znaleźć jakieś ciekawe zajęcie. Do Waterdeep jeszcze szmat drogi, a jakoś nikt tutaj nie zwraca uwagi, na to, co akurat robi. Wszyscy zajęci są kapłanką. Pora zmyć się pod pokład, zobaczyć, czy tam nie znajdzie nic ciekawego do roboty. Rzucił okiem na wszystkich dookoła, upewniając się, że nikt go nie widzi i powoli udał się schodami na dół.
Kiedy tylko zszedł na dół, poczuł się wrogo obserwowany. Odwrócił się powoli i zobaczył, że z wejścia do starego magazynu z prochem i bronią, a obecnie kajutą kapłanki, gapi się na niego ogromny szczur. I syczy.
Kolwen skrzywił się na widok szczura. Kapłanka miała naprawdę nie po kolei w głowie. Zrozumiałby kota albo jakiegoś psa obronnego, ale szczur?
W kubryku nie było dokładnie nikogo i teoretycznie gdyby Kolwen chciał, mógłby tam trochę powęszyć. Zgnilizna natomiast gościła Evameta, który siedział pod ścianą i polerował muszkiet.
- Kara za niestawienie się u kapitana po wczorajszym powrocie. - Wyjaśnił, po czym spojrzał na Kolwena z zainteresowaniem. - A właśnie, słyszałem że masz coś dla mnie?
Łotrzyk podszedł do towarzysza, wyciągnął sakiewkę, w której trzymał swoją i Evameta część łupu.
- Wczoraj dzieliliśmy się łupem, chcieliśmy ci to dać od razu, ale już spałeś - odliczył część Evameta, uszczuploną o kilka monet, w końcu nie musi wiedzieć, ile dokładnie wynosiła jego dola.
- Widziałeś tego szczura? Paskudztwo - powiedział Kolwen i zaczął szukać butelek z alkoholem, które udało mu się wynieść z karczmy. Wypije kilka łyków i od razu poczuje się lepiej.
- Że na górze? Tia. - Evamet rzucił okiem na dane mu pieniądze i schował je. - To chyba pupilek naszej nowej kapłanki, co ty na to, żeby to paskudztwo trochę podrażnić? W końcu to szkodnik jest, a na takim statku dla szkodników nie ma miejsca.
Kolwen uśmiechnął się szeroko, to był bardzo dobry pomysł.
- Na naszym statku nie ma miejsca na szkodniki, to oczywiste, a my jako porządni członkowie załogi, musimy się pozbyć tego problemu. Nieprawdaż? - uśmiechnął się cwaniacko. - Masz może coś konkretnego na myśli?
- Alkoholu z wczoraj szukasz? - Zainteresował się Evamet. - Zamknęli go razem z resztą trunków pokładowych. Tylko kuchcik ma klucz. Z tym szczurkiem, tak se myślałem, gdyby go zamknąć razem z kurczakami?
Kolwen nie był do końca zadowolony z tego pomysłu.
- Widziałeś jakie to jest bydle? Jeszcze weźmie i zagryzie wszystkie te kurczaki. Najlepiej by było zamknąć tego szczura w jakiejś pustej skrzynce, gdzie nie narobi za dużo szkód.

- Pusta skrzynka, powiadasz? A beczka się nada? - Evamet rozglądał się po różnych pojemnikach w magazynie. - Ty zobacz, tu cytryn jest tylko do połowy wypełnione, jakby przesypać je gdzie indziej to będzie jak znalazł.
Jaster zamyślił się przez chwilę.
- Hmmm chyba się nada, trzeba to przesypać do jakiejś skrzynki - zaczął szukać jakieś pustej, drewnianej skrzynki, do której razem z Evametem mogliby wysypać cytryny.
- Skrzynka, skrzynka… - Tropiciel szukał razem z nim. Znajdowali różne rzeczy - sucharki, warzywa, więcej cytryn, proch, amunicję, smołę. Wreszcie znaleźli dwie takie skrzynki, które miały końcówkę sucharków i przesypali zawartość jednej do drugiej. Do niej zaś wsypali cytryny.
- Dobra, mamy beczkę, teraz… - Evamet urwał, bo usłyszęli kroki na górze. Do Zgniliny wszedł Jack.
- Co wy tu cholery jedne robicie? Nikomu bez pozwolenia kuchcika albo jednego z oficerów nie wolno ruszać składu jedzenia ani broni. - Warknął, zwłaszcza do Kolwena.
Kolwena przeszedł lekki dreszcz po plechach, gdy usłyszał głos Jack’a. Od razu powróciły wszystkie wspomnienia z przeszłości. Łotrzyk kompletnie zapomniał o tym, że ten szkodnik cały czas plącze się po statku. Na szczęście nigdy nie zapomniał tego, że kiedyś nieźle mu się oberwało od życia, przez tego człowieka. Kolwen odwrócił się w stronę Jack’a.

- Po pierwsze skąd wiesz, że kuchcik nam tego nie kazał zrobić? A po drugie widziałeś tego stwora, który pilnuje kajuty kapłanki? – podszedł bliżej pirata. –[i] Nie chcieliśmy zostawiać tego jedzenia[i/] – zrobił jeszcze kilka kroków.- Wiesz na pastwę losu, żeby mu się przypadkiem nic nie stało…
Oficer zrobił wielkie oczy i zaniemówił nachwilę.
- Kolwen? Kolwen, chłopie, to naprawdę ty! - Powiedział w końcu uradowany. - Chłopie, ja w głowę zachodziłem cały czas czy to ty, czy jednak nie ty! Bo twarz jakaś taka znajoma, ale nie byłem pewien, a tak podejść, zagadać to rozumiesz…
- Ee, to wy się znacie? - Zapytał Evamet, który nagle ze zrozumiałych powodów zaczął się czuć jak trzecie koło u wozu.
- Taa, słuchaj nie mam za bardzo czasu na gadanie wiesz? Może kiedy indziej, na razie mamy tutaj robotę do zrobienia - Kolwen nie miał najmniejszej ochoty na rozmowę z tym człowiekiem. Będzie musiał jakoś się z nim uporać, ale wszystko po kolei, najpierw trzeba załatwić sprawę szczura.
- Eee... a, jasne. - Jack spojrzał na niego z rozczarowaniem. Wtem coś huknęło na górze. Ktoś z armaty wystrzelił, a z dalszych rozmów dochodzących z góry wynikało, że miało to coś wspólnego z pozbywaniem się szczurzych szkodników. - Ale jakie szczury, co wy tu w ogóle kombinujecie? Przecież Ahmed się wszystkimi szczurami i szkodnikami zajmuje na bierząco.
- Cholera, co to było? - Kolwen zaczął się nerwowo rozglądać dookoła. Odkąd na pokładzie znajdowała się kapłanka, zaczynały tu się dziać dziwne rzeczy.
- Jakie szczury? Jakie szczury? Olbrzymie szczury, które zeżrą nam wszystkie zapasy. Chodź to ci pokażę, jak nie wierzysz - pociągnął Jack’a za rękaw i razem poszli, żeby zobaczyć małe potworki w kajucie kapłanki.
 
Morfik jest offline  
Stary 01-02-2016, 12:51   #47
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Tagren wychodzac z założenia, że z wariatami nie ma się co kłucić zdrapał jeden z prawie wygojonych strupów pozostałych mu po walce i upuścił ilka kropel krwi do morza. Zawsze była szansa, że takie grupowe kapanie czerwienią zwabi kilka rekinów. Pożerane przez nie ofiary byly by zapewne dodatkową atrakcją. Rana zamnęła sie niemal od razu gdy skończył “oczyszczanie”.
Cała ceremonia napawała go lekkim niesmakiem, za bardzo przypominała mazgajowate zawodzenia jakimi raczyli go kapłani pomniejszych bóstw - wobec Umberlee wszyscy bogowie są pomniejsi - mimo tego wytrzymał dzielnie do końca ceremonii i z nadzieją wytężał wzrok czy przypadkiem nie pojawią się rekiny. Wzrok miał już niestety nie ten co kiedyś i żadnego nie dostrzegł.

Wieczór po przedstawieniu ofiarnym dłużył mu się niemiłosiernie, bez światła dnia co ciekawsze zajęcia na statku przestały być możliwe. Co prawda na nowym okrecie miał być oficerem lecz tu i teraz… skierował swoje kroki w miejsce które ostatnio polubił. Przywitał bo jak zawsze zapach smarów i prochu.
- Znajdzie się coś do roboty? - Zapytał z nadzieją, że Haubica jest na swoim stałym miejscu, przy sprzęcie robiącym największą krzywdę. Sam wojownik lubił to miejsce, mógł się tu zajmować bronią, inną co prawda niż ta jakiej normalnie używał lecz jednak bronią. Dbanie o idealny stan sprzętu miało w sobie coś uspokajającego i napełniało go dziwną nostalgią.
- Hę? - Róża była w tamtym momencie akurat wypięta do niego tyłem, próbując wsadzić łapkę w dziurę od armaty. - A, to ty złociutki. Mam poważne podejrzenie, że szczur mi tu wlazł do otworu strzelniczego, hihi. Nie masz może jakiegoś pomysłu, jak go wykurzyć?
- Nawet dwa, można kotem albo nabić i wystrzelić szczura w cholerę. - Jakoś druga opcja bardziej mu przypadła do gustu.
- Nienienie! Nie wystrzelić, ty pustaczku ty jeden! - Haubica pacnęła Tagrena w głowę, co zaskakująco zabolało go bardziej, niż się spodziewał po kimś takiej postury. - Jeśli on tam naprawdę tkwi i wystrzelę armatę, to się rozbryzga i przez tydzień jej nie doczyszczę!
Rozległ się pisk.
- Słyszałeś? SŁYSZAŁEŚ?! On tam jest! - Gnomka przystawiła ucho do armaty.
- Zajebiemy skurwysyna. - Odparł Tagren z entuzjazmem i poszedł po proch do nabicia armaty, szczurem jeszcze nie strzelał.
- Czekaj, co ty planujesz? - Zapytała zdziwiona Róża, kiedy Tagren wracał już z małą beczułką prochu. - Przecież mówię, żeby nie strzelać z armaty!
- Wystrzelę skurwysyna. - Odparł aventi z nieskrywaną radością.
- No ale… - Zaczęła Róża, ale przerwało jej głośne piszczenie ze środka armaty. - Dobra, ale potem ty naprawiasz działo jeśli się zepsuje!
- Od szczura? Co najwyżej się szczur zepsuje… - po czym zaczął nabijać działo ślepakiem.
- Eee, no dobra. Czekaj, pójdę Jedynkę powiadomić, żeby nie było potem paniki na pokładzie. - Haubica zeskoczyła z armaty i pobiegła na górę, na pokład.
Tymczasem Tagren ubijał ładunek prochu i dociskał starymi szmatami. Upewniał się też, że wstrętny zwierz nie wylezie w międzyczasie. Potem zostało już czekać na Haubicę, i odpalać salwę z działa szczurzego, jak był je ochrzcił przed kilkoma chwilami.
Róża wróciła po chwili i kiwnęła głową na znak, że może odpalać. Zaraz za nią z pokładu zeszła do nich kapłanka, mająca na sobie już czyste szaty. Wypytywała Haubicę o składniki alchemiczne, które można by znaleźć na pokładzie, ale Róża machnęła tylko na nią ręką i kazała zatkać uszy. Powodem był fakt, iż Tagren już odpalił lont.

Rozległ się huk i jakby ciamknięcie. Oprócz zwyczajowego zapachu wypalonego prochu, w powietrzu rozszedł się też smród palonego żywcem ciała wraz z flakami.
- Mówiłam, że to zły pomysł! - Westchnęła Róża i odwróciła się do kapłanki. - Jeśli jakaś twoja miksturka uwzględnia proch czarny albo siarkę, kochaniutka, to owszem, znajdzie się. Ale jeśli potrzebujesz ziółek czy innych grzybków, to raczej nie znajdziesz.
Po kilku chwilach armata ostygła na tyle, że można było się przyjrzeć jej przodowi.
- Fuj, cuchnie jak siedem nieszczęść! - Haubica wykrzywiła się z niesmakiem. - Musisz teraz to doczyścić, kochaniutki, bo armata mająca w sobie szczurze flaki może doprowadzić do nieszczęścia!
Tagren tylko głupio się uśmiechał owijając wycior szmatami. Może i czekało go teraz sprzatanie ale za to przeżył nowe całkiem ciekawe doświadczenie.

Po chwili wszyscy usłyszęli kroki ze Zgnilizny i wyłonili się stamtąd Jack ciągnięty niemalże za rękaw przez Kolwena.
- Łohoho, ile ludzi się nagle zebrało! - Zachichotała Róża. - Przecież mówiłam, że ślepaka strzelam, żeby szczurka się pozbyć, nie?
Kolwen trochę się zdziwił, gdy zobaczył ile osób było zgromadzonych przy armacie.
- My tutaj w zupełnie innej sprawie - odpowiedział szybko Róży i zaczął szukać wielkiego szczura, co by go pokazać Jack’owi.
Jaster podszedł ostrożnie do drzwi kajuty, gdzie wcześniej widział szkodnika. Syk. Człowiek musiał przymrużyć oczy i wytężyć wzrok, żeby zobaczyć paskudnego szczura, który się na niego gapił spod ściany, z wnętrza kajuty.
Kolwen znowu się skrzywił, na widok szczura. Szybko podbiegł do Jack’a.
- Proszę bardzo, idź i sam zobacz. Mamy ogromnego szczura na pokładzie. Widać Ahmed kiepsko wykonuje swoje obowiązki.
Oficer podszedł, przyjrzał się i również skrzywił.
- Szczur. No normalnie szczur! Ale wielkie do bydle, no ja pierdolę! Nic dziwnego, że Ahmed się nim nie zajął, to coś prędzej by jego zeżarło. - Przykucnął lekko i przyjrzał się raz jeszcze stworkowi. - Ale dziwne to bydle, bo nie ucieka ani nic. Kapłanko, widziałaś jakie wielkie szczurzysko masz w kajucie? Mam się go pozbyć?
Tagren zaś sięgnał po swój nowiutki bułat, słysząc o kolejnym szczurze zainteresował się na tyle by obejrzeć bydlę i teraz był niezmiernie szcześcliwy. Oto nadarzyła się okazja by wypróbować nową broń. Nie czekal więc dłużej tylko rzucił się z obnażonym ostrzem na zwierza.
Kolwen tylko zaśmiał się głośno, wyciągnął rapier i zaczął biec za Tagrenem. Trzeba się było pozbyć szkodnika i to szybko.
- Zostaw mojego towarzysza bo obrazisz Umberlee. U mnie w kajucie nie ma szczurów jest tylko złowieszczy szur Cień. Ma tam być bo pilnuje mojego dobytku. Ciekawe co chciałeś robić w moje kajucie skoro cię przepędził. Pewnie na kardzież przyszedł. Łapać złodzeja okradającego towarzysz i powieścić na najwyższej rei, tak jak karze zwyczaj na żaglowcach. - odparła spokojnie Ellen potem rozesmiałą się dzwięcznie by trochę rozładować atmosferę.
Szczurzysko zapiszczało lękliwie i uskoczyło przed atakiem. Niezbyt dobrym atakiem zresztą, bo Tagren wciąż cierpiał na przypadłość "dnia po", a w tej konkretnej kajucie niedawny zapach prochu krzyżował się ze szczurzym smrodem i wojownik nie wiedział ile czasu minie, zanim cała zawartość żołądka cofnie mu się na podłogę.
Podobny efekt odniósł Kolwen i podobnie stwierdził, że zapach w pomieszczeniu bardzo źle wpływa na jego zdrowie.
W odpowiedzi na piski kapłanki wojownik zwrócił na nią nieco mętny jeszcze wzrok.
- To twoje kobieto? - Wskazał bułatem na szczura. - Pilnuj tego lepiej, szczury na okręcie się tępi by zapasów nie wyżerały, masz szczęście, że trochę slabuję inaczej nie było by już co zbierać.
- Mój je tylko co sam upoluje lub dostanie odemnie lubi szczury, ale sam je łapie. - potem uśmiechneła się w półmroku.
- [i] Prędzej byś sobie łeb rozbił i ściany pociachał w tym wąskim korytarzyku przy tym świetele wojowniku. A i pożar byś mógł wywołać goniąc za nim. Cień i Szybka, moja jaszczurka, chodzą tylko ze mną, albo są w mojej kajucie, w której nie macie czego szukać, gdy mnie nie ma. Będę wiedziała, gdy ktoś będzie próbował tam wejść.
Potem spojarzała na oficera.
- Teraz zaś idę poszperać, czy aby nie jednak nie znajdzie się jakiś składników alchemicznych, tak jak zewolił Pierwszy Oficer. Wszystkim radzę by zaniechali szpernia w mojej kajucie. Jeszcze wezmą coś i popełnią tragicznie - przy tych słowach uśmiechneła się ironicznie w półmroku - śmiertelną pomłykę spożywając, coś co nie jest napewno alkoholem. Zapiętajcie znam się i na alchemii. Wszystko co znajduje się w mojej kajucie, może byś śmiertelnie niebezpieczne dla nieznających się na niej.
Po tych słowach otoworzyła drzwi do swojej kajuty gwizdneła i przywołał Cienia, ten jak strzał wspiął się na ścinę i potem po legarach pokładu, błyskawicznie śmignął nad głowami stojących do jej kajuty.
Ellen nakazazała Cieniowi w języku druidzkim by pilnował kajuty.
Pejorujaca kapłanka nie zauważyła kiedy wojownik po prostu zniknął i mogła jedynie domyślać się, ile z jej słów wysłuchał.
Tagren zaś kiedy tylko zrozumiał, że nie będzie miał okazji wypróbować nowej zabawki niemal natychmiast stracił zainteresowanie i korzystajac z półmroku po prostu zapadł się w cienie. Kawalek dalej wyłonił się z nich ponownie i wrócił by dokończyć czyszczenia armaty.
- Hehe aleś pięknie wystrzeliła. - Przemawiał do niej czule czyszcząc lufę, pierwszy wystrzał szczurem przyniósł mu wiele radości. Nawet pomimo tego łupiącego bólu głowy którego się nabawił przez chuk wystrzału.
Ellen była pod wrażeniem umiejętmości mnicha-wojownika. Słyszła o takich z Kara -Tur, kórzy jak on znikali. W końcu to jego postać i jego modlitwa na statku przywołały uwagę Umberlee. Spokoju nie dawały jej słowa jego z wizji, o jego winie wobec Umberlee. W końcu jemu najbardziej powinno zlaeżeć by je odpokutować. Z takimi myślami ruszyła na poszukiwanie substancji, kótre mogła zamienić w coś przydatnego dla załogi lub statku.

- Eee, szczur… - Jack machnął ręką, rzucił jeszcze raz okiem na Kolwena, po czym poszedł na górę, na pokład. Tagren w tym czasie czyścił lufę armaty. Wyciągnął kawałek czegoś czarnego i strasznie cuchnącego ze środka…
Gdyby tylko zdążył odsunąć armatę i wychylić głowę za okienko strzelnicze! Gdyby tylko umożliwił to samo Kolwenowi! Jednak żaden z nich nie miał takiej możliwości, wobec czego zarówno Tagren jak i Jaster skulili się i zwymiotowali na podłogę.
- Fuuuuuj! - Pisnęła Róża. - Ja tego nie sprzątam, fuj!
- Kolwen, skocz po jakieś lekarstwo a ja jużto sprżatnę. - Tagren bez entuzjazmu kończył czyszczenie armaty. Oj lekarstwo było mu potrzebne by ulzyć sobie w robocie i cierpieniu. - Pani oficer chyba też potrzebuje po takich widokach.
Kolwen odkaszlną głośno, splunął na podłogę i wytarł usta o rękaw.
- Od razu lepiej się poczułem – powiedział z lekko udawaną radością w głosie. – Ale masz rację, żeby dojść do siebie, potrzebujemy lekarstwa. Zaraz postaram się coś wykombinować.
Jaster dokładnie wiedział, gdzie znajduje się alkohol, ale żeby się do niego dostać, musiał najpierw znaleźć kuchcika, który miał przy sobie klucz do magazynu.
- Zaraz wracam – rzucił do Tagrena i ruszył na poszukiwania.
Tagren zabrał się za porządki, a raczej do czyszczenia armaty dopisał sobie też czyszczenie podłogi. Westchnął, zakasał rękawy i wziął się do roboty.
Jaster dwoma susłami wskoczył na pokład i niemalże wpadł do kuchni.
- WYPAD, BO UPIERDOLĘ CHUJA I ZROBIĘ Z NIEGO ROSÓŁ! - Wrzasnął na powitanie kuchcik, odwrócony do niego tyłem.
- Potrzebuję butelki czegoś mocniejszego, dla jaśnie oświeconej kapłanki. Kazała przynieść i to staram się zrobić. Wiesz jaka ona jest, raczej nie znosi sprzeciwu. Chyba nie chcesz, żeby tu przylazła sama i jeszcze robiła ci wykład co? – powiedział szybko Kolwen, żeby nie zdenerwować kuchcika, ale jednocześnie starał się brzmieć przekonywująco.
-Hrmm… - Ronald pogładził się po brodzie, po czym otworzył jedną z szuflad i wyjął z niej grubą butelkę z wąską szyjką. Odkorkował. - Wiśniówka na krasnoludzkim bimbrze, przekaż szanownej kapłance pozdrowienia od kucharza. - Wyszczerzył czarne zęby, podając trunek Kolwenowi.
Łotrzyk uśmiechnął się szeroko na widok butelki wypełnionej alkoholem.
- Z pewnością jej przekażę – ukłonił się teatralnie przed kuchcikiem i szybko wrócił do Tagrena. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Zanim jednak podzielił się ze swoim towarzyszem trunkiem, wypił kilka łyków. Ciepło od razu rozeszło mu się po całym ciele, znów poczuł się dobrze. Jeszcze kilka łyków i będzie jak nowy.
- Proszę bardzo, oto lekarstwo - podał Tagrenowi butelkę.
- Pani Oficer się napije? - Wojownik zwrócił się do gnomki. - Nie wiem jak ale ten ty chłystek zdobył naprawę przedni trunek. - Dodał po chwili kiedy spróbował cóż to za leczniczy napój.
- Hę? Nie kochaniutki, po wczoraj mam dość. - Rzuciła przez ramię. - I wam też nie radzę pić za dużo. Kapitan bardzo nie lubi natykać się na pijanych załogantów poza okresami amnestii alkoholowej, jak wczoraj.
- To tylko w celach leczniczych. - Odparł wojownik niezrażony.
- Hmmmm i tak nie możemy wszystkiego wypić, alkohol teraz ciężko jest zdobyć, więc trzeba gdzieś skitrać tą butelkę - wziął od Tagrena trunek i napił się kilka łyków.
- Za to powinniśmy poszukać kolacji. - Odparł wojownik po dłuższej chwi. Po prawdzie robił się już okrutnie głodny, z wczorajszej kolacji niewiele już zostało.
- Kolacja sama się znajdzie, jak nadejdzie odpowiedni czas, dzieciaczki. - Powiedziała Róża spod armaty. - Jak tylko kuchcik da znać dzwonkiem. To że przespaliście śniadanie i obiad to już wasz problem.
- Problem który właśnie mamy zamiar rozwiązać. - Odparł Tagren i zabrawszy Kolwena udał się na poszukiwanie czegoś do wszamania. Poszukiwanie które mogło być szczególnie trudne teraz gdy magazyn zawłaszczyła kapłanka. Trudno, w końcu zycie to ciągłe pokonywanie mniejszych i większych trudności.
 
Googolplex jest offline  
Stary 02-02-2016, 12:55   #48
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Kolejny dzień dobiegał końca na “Skarbie”. Ofiara złożona przez Ellenę przysłużyła się do lepszego wiatru i łatwiejszego sterowania okrętem, dzięki czemu więcej marynarzy mogło wcześniej udać się na spoczynek. Tagren i Kolwen otrzymali swój upragniony posiłek - akurat kiedy udawali się na jego poszukiwanie, Ronald trzasnął dzwonkiem ogłaszając kolację. Nastroje były dobre.
- Ale żeście tych wieśniaków obrobili! - Zagadał do Jastera Jack w czasie posiłku, klepiąc mężczyznę solidnie w plecy tak, że tamtej się prawie zakrztusił. Jednak wzrok, jakim Kolwen obdarzył oficera spowodował, że tamten po chwili zamarudził coś o tym, że ktoś tam gdzieś go woła i poszedł sobie.
Sprawujący w tamtym momencie władzę na statku Jedynka siedział na balustradzie burty z jedną nogą wywieszoną za okręt i wyglądał na zamyślonego. Dwójka siedziała obok niego na beczce i próbowała dopytywać brata o nowy okręt, którym tamten będzie dowodził, jednak oficer zbywał ją nic nie znaczącymi odpowiedziami.

Okręt płynął szybko na pełnym morzu w blasku ostatnich promieni zachodzącego słońca, aż chciało się pochylić, popatrzeć i podziwiać. Szkarłatne światło odbijało się od falującej wody, załamywało się, migotało. Działało nieco hipnotyzująco i bardzo uspokajająco na każdego, kto miał w tamtym momencie szczęście, by uchwycić tę chwilę. Niebo było nieco zachmurzone, jednak nie groziło sztormem, ani opadami - ot leniwe obłoki przesuwały się po nieboskłonie. Te również przybrały różne odcienie czerwieni.

Z wyjątkiem kilku wachtowych: sternika, obserwatora i bosmana z trzema pomocnikami, reszta załogi miała w zasadzie czas wolny. Część rozmawiała o tym jak to się schleją w Waterdeep i ile dziwek naraz sobie wezmą do pokoju, inni plotkowali na temat specjalnych zadań, które im ponoć powierzono do wykonania w mieście, a znowuż inni grali w kości. Każdemu jednak przyświecał wspólny cel omijania Wielebnej Elleny wzrokiem i w miarę możliwości nie zwracanie jej uwagi na siebie.
- Te, Rybcie! - Jeden ze starszych piratów z wykrzywioną wargą przez bliznę i tatuażem z syreną na szyi zawołał Kolwena i Tagrena. - Nie chcecie w kości pograć? Słyszeliśmy, że jakieś fajne fanty wam się trafiły w wioseczce!

Później zaś każdy udał się na spoczynek. Jak się w międzyczasie okazało, najazd w Dobrodoszyn kosztował załogę czterech członków, a skuktowało to tym, że trzy z dotąd zajętych koi stały się wolne. Wobec tego Tagren i Kolwen musieli zadecydować, czy chcą walczyć o nowe “łoża”. Jedno z nich było całkowicie obrzygane, więc teoretycznie ktokolwiek by doprowadził je do stanu używalności, mógłby je wziąć dla siebie. Przeciwnikami w kwestii dwóch pozostałych byli spotkany wcześniej pirat z tatuażem syreny oraz smukły półelf, któremu ktoś odrąbał połowę jednego ucha. Ten wyglądał, jakby permanentnie miał gorszy dzień.
- Hę? Masz jakiś problem, koleś? - Zagaił półelf, widząc jak Tagren się przygląda jego nowemu nabytkowi.

Wielebna była w tym czasie jeszcze na pokładzie. Księżyc był akurat w najwyższym położeniu na niebie, co oznaczało nadchodzący przypływ i modlitwy dla Suczej Królowej. Na pokładzie oprócz niej byli też wachtowi, którzy nie ukrywali znudzenia swoją sytuacją, oraz Jedynka.
Usłyszała go zanim zobaczyła: jakby ogromny ptak, sądząc po świście skrzydeł. Potem jednak okazał się być avarielem, skrzydlatym elfem.
Intruz wylądował bezczelnie na mostku, wzbudzając tym wrogie zainteresowanie ze strony załogi i nagły zryw z miejsca Jedynki.
- Cnota jest najgorszą z dziwek. - Powiedział zagadkowo przybysz, otrzepując siebie i swoje skrzydła z wody. Piraci i oficer natomiast zareagowali na to ponownym rozluźnieniem.
- Kapitan wrócił. - Wyjaśnił zmieszanej kapłance bosman. - Zawsze jak pojawia się w takim nieznanym kształcie, rzuca takie tajne hasło, żebyśmy wiedzieli że to on. W każdym tygodniu jest inne.
- Istotnie. - Potwierdził elf, schodząc po schodach z mostka. Nie tyle schował skrzydła, co sprawił, że wrosły w jego ciało i zniknęły całkowicie. Wielebnej wydawało się też, że przy tej zmianie zmieniły się nieco rysy jego twarzy. Wyglądał na zmęczonego. - Znalazłem okręt kupiecki. Płynie w naszą stronę i o ile nie mają żadnych wieszczy albo jasnowidzów i nie zmienią kursu to powinniśmy ich mijać około południa. Rano poinformujemy załogę.
 
Gettor jest offline  
Stary 05-02-2016, 17:08   #49
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
- Teraz już mam. - W głosie Tagrena pobrzmiewały nuty lenistwa. Własnie zjadł sutą kolację i miał wielką ochotę wyciągnąć się w hamaku pozwalając by kołysanie ułożylo go do snu. Nalezał do tych dla których noc na płaskich deskach choćby i wyłożonych najwspanialszymi materacami nie dawała prawdziwego wypoczynku. Być może przyczyniły się do tego pierwsze lata życia podczas których nie opuszczał oceanu ani na chwilę, a może taki już był bez żadnej głębszej przyczyny.
Teraz jednak półtorauchy skurwiel rzucał mu wyzwanie i w innym okolicznościach mógłby je zignorować ale nie kiedy dopiero co dowiedział się, że ma być oficerem. No po prostu kurwa, no nie!
- Chcesz pomóc mi go rozwiązać? - Strzelił głośno kostkami palców prowokując pół elfa do walki na pięści. Sam jednak nie miał zamiaru zaczynać, dobrze pamiętał jak skończyła Gildiel i przed kim sam będzie musiał odpowiadać.
Nastąpiło ogólne poruszenie w kubryku, zwłaszcza że półelf rzucił swoje rzeczy na łóżko i wygiął szyję na wszystkie strony, również strzelając kostkami.
- W mor-dę! W mor-dę! - Ktoś zaczął skandować, a zaraz przyłączyli się do niego inni zebrani.
- 5 sztuk złota na Połówkę! - Krzyknął ktoś inny, wskazując na półelfa. Temu jednak również nie spieszyło się do zaczynania walki, obserwował tylko ruchy Tagrena.
Wojownik rozluźnił mięśnie i napiął je, powtórzył to jeszcze kilka razy sprawiając, że krew lepiej krażyła. Prosta rozgrzewka przed małą bójką by nie odczuwać później jej skutków tak mocno. Obserwował ruchy przeciwnika doświadczonym okiem i w wyobraźni niemal podświadomie analizował możliwe ataki.
- Gdy będziesz gotów. - Zachecił pół elfa.
Tamten uśmiechnął się złośliwie i spojrzał niby gdzieś w bok, jednak nie mógł zmylić czujnego wojownika. Momentalnie rzucił się na Tagrena, narażając się na jego - niestety chybiony - sierpowy. Sam też nie zdołał w pierwszej chwili nic zdziałać, bo wojownik okazał się dla niego zbyt zwinny.
- Buu, niesprawiedliwe! - Zaryczał ktoś z tłumu wskazując na Tagrena. - Oszukuje, walczy w zbroi!
Przeciwnicy w tym czasie nic sobie nie robiąc z nawoływań, ścierali się dalej. Tagren skoncentrowawszy się na słabych punktach przeciwnika, zmylił przeciwnika atakiem w wyjątkowo czułe miejsce. Na nic to się jednak zdało, gdyż w decydującym momencie doznał skurczu mięśni. Przeciwnik próbował wykorzystać tę jego niedyspozycyjność, jednak druga z Tagrenowych rąk szybko go naprostowała.
W następnej chwili to Tagren postanowił chwycić półelfa i nader zwinnym ruchem rzucił go na deski. Przewrócony mężczyzna przez chwilę łapał oddech, aż w końcu odczołgał się pod najbliższe łóżko i powiedział z rezygnacją:
- A chuj z taką robotą, to jakiś pierdolony wsiur jest, a nie pirat porządny! Nawet po mordzie nie da się z nim lać!
Wyznanie to wywołało szmery niezadowolenia wśród skandującego tłumu dookoła.
Tagren zaś nie zważając na pomruki gapiów zwyczajnie ruszył do swojego hamaka i począł przygotowywać się do snu. Zupełnie jakby cała ta walka było dla niego jedynie wieczornym ćwiczeniem lub sposobem na rozluśnienie się przed snem.
Kolwen poszedł za swoim towarzyszem. Był zachwycony całym zdarzeniem. Teraz wiedział już na pewno, że jeżeli chce przeżyć, musi trzymać się blisko Tagrena.
- Gdzie się tego wszystkiego nauczyłeś? To było całkiem niezłe – powiedział do swojego towarzysza i poklepał go po ramieniu.
- W domu. - Odparł wojownik ziewając przeciągle. - Chcesz to Cię mogę nauczyć, tylko to potrwa.
Kolwen tylko pokręcił głową.
- Nie, nie, ja się nie nadaję do takich rzeczy. Zostawiam to profesjonalistom - powiedział Jaster i zaczął szukać wolnej pryczy, najlepiej jak najbliżej Tagrena.
- Szukam wolnej pryczy, a jeżeli ktoś będzie miał z tym jakiś problem, to wtedy będzie miał do czynienia z moim towarzyszem! - krzyknął głośno, żeby na pewno wszyscy usłyszeli.
Wywołało to niemały śmiech wewnątrz kubryku, jednak pewien efekt odniosło: półelf zwany Połówką po wstaniu nie położył się już na swoją pryczę, więc w zasadzie należała do Kolwena. Jednakże uwaga Jastera wywołała inne głośne komentarze wśród współ-załogantów:
- Rybcia znalazła sobie fajfusa!
- Te, piękniś, a mnie też obciągniesz jak dam ci pospać na miętkim?
Towarzyszyły temu liczne gesty ręki robiącej jednoznaczną rzecz w okolicach ust.
Jaster tylko ziewnął przeciągle, dawno już przestał się przejmować tym, co myślą i mówią inni. Położył się na pryczy. Miał nadzieję, że zaśnie szybko i bezproblemowo, liczył również na to, że obudzi się cały i zdrowy.
 
Googolplex jest offline  
Stary 05-02-2016, 17:20   #50
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Ellen była zaskoczona, lecz nie całkiem, gdyż gdy kapitan nie pojawił się w czasie ofiary, wiedziała, iż miał co innego do roboty nie było to bynajmniej obłapianie się z dziewkami. Jak spostrzegała wszystkie kobiety z załogi były obecne w czasie ofiary. Nim jednak kapitan będący magiem, zmiennokształtnym lub posiadający jakiś magiczny przedmiot pozwalający na zmianę postaci odszedł Ellen zatrzymała go.
- Kapitanie dowódca najemników na torturach wspomniał o obronie Waterdeep. Mury maszyny, wieże i magia, najważniejsze wspomniał coś o flocie i o Valen. Może mieć to jakieś znaczenie lub być całkiem pozbawione znaczenia. Ludzie na torturach mówią czasem cokolwiek, by się one skończyły.
- Dziękuję za raport, wielebna. - Powiedział kapitan. - Powiązanie floty z Velen nie wnosi nic nowego, bo wszyscy wiedzą, że siły Koronne się tam wzmacniają od kiedy Baron zaczął zagrażać wodom. Informacje o Waterdeep są nieco ciekawsze, ale w najbliższej przyszłości nie będziemy planować nań żadnej inwazji. Najważniejsze było to, co któryś z nich wysapał ci o tym okręcie kupieckim, właśnie wracam z rekonesansu. Znalazłem go. Jak mówiłem, zrównamy się z nimi około południa.
Ellen tylko się uśmiechnęła i skinęła głową. Potem gdy nastał przypływ modliła się do Umberlee, następnie wróciła do swojej kajuty i w poczucie dobrze spełnionego zadania, by odpocząć.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172