Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2016, 11:36   #26
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
W apartamencie przy Avenue Charlesa Floquet zapadła cisza. Augustyna Lorraine była najwyraźniej poruszona wiadomością o śmierci Ludwiki i oczy napełniły jej się łzami.
Otarła oczy rąbkiem chusteczki:
– Przepraszam. Straszna ze mnie płaczka.
Wyciągnęła z kieszeni aspirynę i wstała by przygotować lekarstwo choremu Julianowi.
– Właściwie jej nie znałam. – rzuciła do Tony’ego – Widziałam ją tylko raz na ślubie. Zwróciła moją uwagę, bo przyszła sama, a jej suknia … powiedzmy, że nie należała do najmodniejszych. Rozmawiała chwilę z Janką, gdy poszła wypytałam Jankę, kto to.
Kobieta wróciła ze szklanką i podała ją Julianowi. W międzyczasie rozebrała się. Miała na sobie krótki czerwony golfik i beżowe spodnie. Ubranie swobodne, ale eleganckie. Usiadła naprzeciwko Toniego zakładając nogę na nogę i splatając ręce na kolanie. Westchnęła.
– Powiedziała, że to Ludwika. Opowiadała mi o niej wcześniej. Widzisz Tony Janka przyjechała do Paryża jakieś cztery lata temu z Lyonu. Wtedy w pociągu spotkała Ludwikę. Razem zamieszkały u ciotki Janki. Starej panny. Nazywała się ona chyba … Porte, albo jakoś tak. Później o coś się z ciotką pokłóciła i obie przeniosły się do mieszkania przy ulicy Ponthieu. Janka opowiadała mi o dozorczyni Marcelinie, bardzo sympatycznej kobiecie. Mieszkały tam ponad dwa lata, ale Ludwika zaczęła jej działać na nerwy i wyprowadziła się do hotelu Waszyngtona. Ludwika nigdzie nie zagrzała miejsca. Pracowała po parę tygodni i ją wyrzucali z posady, albo sama odchodziła. Janka opowiadała, że Ludwika była na jej utrzymaniu, to Janka miała umowę najmu i to ona płaciła rachunki. Aż w końcu miała jej dość. Przedstawiała Ludwikę jako „niezaradną sierotę”, tak mówiła. Na ślub, też przyszła by pożyczyć pieniądze od Janki, a teraz … nie żyje. Biedna dziewczyna.
– Kochanie zrobisz mi herbaty. –
wtrącił się Julian niezadowolony, że nie zwraca się uwagi na jego potrzeby.
– Już. – Augustyna poderwała się z miejsca.
– Mam nadzieję, że Ci choć trochę pomogłam. – uśmiechnęła się – No nie patrz tak na mnie. Wszyscy wiedzą, że pomagasz swojemu wujowi. Słynnemu komisarzowi Le Bret.


* * *


Powracając kobieta okazała się być nikim innym jak samą Lili Laboine. Rozmowa z nią nie była jednak łatwa. Zachowywała się jakby żyła w innym świecie, albo jakby wciąż myślała o czymś innym.
Moutier podejrzewał nawet, że jest pod wpływem narkotyków, ale to nie było to. Po prostu doszła do takiego stanu, w którym człowiek jest już tylko pewnego rodzaju automatem. Interesowała ją tylko ruletka.

Wiadomość o śmierci córki przyjęła nad podziw spokojnie. Zaskoczyło ją tylko to, że została zamordowana.

Oboje śledczy zaczęli ją przepytywać. Dowiedzieli się, że Ludwika przyszła na świat w Nicei, gdy Lili miała blisko czterdziestkę.
Ludwika wyjechała z domu przed czterema laty, pozostawiając list, w którym pisała, że już nigdy nie wróci. Miała szesnaście lat. Zniknęła w dniu swoich urodzin i odtąd nie dała znaku życia.
Lili nie powiadomiła policji, chyba nie była wcale zmartwiona tym, że się jej pozbyła.
Kilka miesięcy później dostała list, w którym niejaka panna Poré, mieszkająca przy ulicy Chemin–Vert zawiadamiała ją, że powinna lepiej pilnować swojej córki i nie zostawiać jej samej w Paryżu.
Ojciec samej Lili był nauczycielem w jakiejś mieścinie w departamencie Haute–Loire. Kiedy miała osiemnaście lat, wyjechała do Paryża i przez dwa lata była statystką w teatrze Chatelet. Pod koniec powierzono jej wykonanie kilku tanecznych pas w sztuce „W osiemdziesiąt dni dookoła świata” i w „Michel Strogonoff”. Potem przeniosła się do Folies–Bergere. W końcu wyjechała z trupą aktorów na swoje pierwsze tournee po Ameryce Południowej, gdzie była przez kilka lat. Niepodobna było wyciągnąć od niej dokładniejszych dat. Plątała się bez przerwy. Moutierowi jeszcze raz przyszło na myśl, że Lili zażywa narkotyki. Ale przyglądając się jej z bliska doszedł do wniosku, że nie na tym rzecz polega. Ona była po prostu nieinteligentna, a może nawet nie całkiem normalna.
Miała koło trzydziestki, gdy zaczęła występować w kabaretach na Wschodzie. To było jeszcze przed wojną. Włóczyła się po Bukareszcie, Sofii, Aleksandrii. Przez wiele lat mieszkała w Kairze, i zdaje się, dotarła nawet do Etiopii.

Właśnie w Konstantynopolu, miała wtedy trzydzieści osiem lat, poznała niejakiego Van Crama.
Juliusza Van Crama, prawdopodobnie Holendra. Wyglądał jak prawdziwy dżentelmen i mieszkał w Pera–Palace.
Był od niej dużo starszy. W owym czasie musiał przekroczyć pięćdziesiątkę, to znaczy, że dziś miałby prawie siedemdziesiąt.
Władał biegle kilkoma językami, szczególnie angielskim i francuskim. Niemieckim także. Bywał na przyjęciach w rozmaitych ambasadach. Zakochał się w niej i przez jakiś czas żyli ze sobą.
Po kilku miesiącach zdała sobie sprawę, że jest w ciąży. Coś takiego zdarzyło jej się po raz pierwszy. Nie mogła w to uwierzyć. Powiedziała o tym kochankowi, niemal pewna, że doradzi jej pozbycie się dziecka.
Van Cram ani okiem nie mrugnął. W kilka tygodni później zaproponował jej małżeństwo.
Pobrali się w Konstantynopolu. Zaprowadził ją do jakiegoś biura — ona nie wie dokładnie, gdzie — tam podpisała jakieś dokumenty i złożyła przysięgę. Ponieważ zapewnił ją, że jest jego żoną, uwierzyła ,mu. Po kilku dniach zaproponował, żeby osiedlili się we Francji.
Przez dwa tygodnie siedzieli w Marsylii, a następnie przenieśli się do Nicei. Tam przyszło na świat dziecko.
Wynajęli dość wygodne mieszkanie niedaleko Promenade des Anglais. Dwa miesiące potem Van Cram wyszedł po papierosy i już nie wrócił; nie zobaczyła go nigdy więcej.

Pisał do niej często: z Londynu, z Kopenhagi, to znów z Hamburga czy z Nowego Jorku i za każdym razem przysyłał jej pewną sumę pieniędzy. Czasami dużą. Kiedy indziej znów prawie nic. Prosił, żeby pisała o sobie, a przede wszystkim o ich córeczce.

Zawsze na poste restante. Wtedy właśnie zaczęła grać. Córka rosła, chodziła do szkoły.
Ludwika miała dwa miesiące, gdy on wyjechał, i od tego czasu nie pokazał się we Francji, a w każdym razie jej nic nie było o tym wiadomo. Ostatni przekaz, sprzed roku, był dość pokaźny, ale Lili przegrała wszystko w ciągu jednej nocy.
Napisała mu, że Ludwika wyjechała do Paryża, ale nie zna jej obecnego adresu.

Kiedy przed kilkoma laty musiała przedłużyć swój dowód, chciała, aby go wystawiono na nazwisko Van Cram. Zażądano od niej świadectwa ślubu. Przedstawiła jedyny dokument, jaki miała, wystawiony w języku tureckim. Zbadano go starannie, wysłano nawet do konsulatu tureckiego. W końcu oznajmiono jej, że jest to zupełnie bezwartościowy papier i że nigdy w świecie nie była zamężna.

Poproszona przez Margot odszukała w szufladzie zdjęcie Van Crama. Miała jeszcze jedno, ale zabrała je ze sobą Ludwika, a z tym nie chciała się rozstawać.
 
Tom Atos jest offline