- Ja nie, ale mój ojciec tak. Jest ranny - powiedział wstając i przypatrując się przybyłym. - Zrobiłem tyle ile potrafiłem, ale teraz potrzebuje fachowej pomocy.
Zbrojny odziany był w skórzane spodnie i takiż kaftan. Na piersiach wyszyty miał podobny kryształ jak na proporcu. Na głowie miał prosty hełm z żelaznym okuciem na nos. Jego strój na pierwszy rzut oka wydawał się czysty i schludny. Mężczyzna, był gładko ogolony.
- Cóż wam się przytrafiło? - Spytał unosząc jednocześnie do góry lewą rękę, którą przywoła kogoś.
Zaraz dołączył do niego drugi mężczyzna. Ten zsiadł z konia. Był wysoki i szczupły. Ubrany podobnie jak jego ten na koniu. I podobnie jak u pierwszego Jerome nie dostrzegł śladu zarostu.
Pieszy zbliżył się powoli. Zdejmując skórzane rękawice uklęk przy rannym.
- Mój towarzysz obejrzy waszego ojca.
Jerome gestem udzielił pozwolenia drugiemu człowiekowi i przykucnął obok.
- Coś spłoszyło konia i potrącił mego ojca. Nieszczęśliwie uderzył o skałę i rozdarł sobie udo.
Po szybkich oględzinach nastąpiła krótka wymiana zdań między rycerzami. Konny cofnął się do powozu i zdał relację osobie siedzącej w nim.
- Czcigodna matka zgodziła się wam pomóc, dobry człowieku. - Powiedział po powrocie.
Z koni zsiadło jeszcze czterech mężczyzn. Zabrali się za przygotowywanie prowizorycznych noszy.
- Możemy was zabrać do Uz. - Powiedział ten sam mężczyzna, z którym Jerome już wcześniej zamienił kilka słów.
Nieprzytomny Varadamus został już położony na noszach, które zbrojni przytwierdzili do jednego z koni. Dla samego Amberyty nie było konia, musiał więc poruszać się pieszo.
- Dziękuję za pomoc, czcigodnej matce i wam panowie - odparł Jerome człowiekowi z którym rozmawiał.
Ten tylko kiwnął głową w odpowiedzi i ruszył na przód.
Uz, które leżało stosunkowo blisko, okazało się sporych rozmiarów miastem leżącym nad rzeką.
Na szczególną uwagę zasługiwał port rzeczny oraz dwie strzeliste wierze.
Jerome ciekawie się przyglądał i starał wszytko zapamiętać. Nie wiadomo kiedy mogło się to przydać.
- Tutaj się rozstajemy - powiedział adiutant czcigodnej matki, a przynajmniej taki był w oczach Jeroma.
- Dziękuje wam - powiedział Jerome - wiecie może gdzie znajdę medyka?
- Nie jesteśmy stąd, nie znamy miasta. W oberży znajdziesz wszytko co potrzeba - wskazał budynek koło którego się zatrzymali.
Jeszcze raz podziękował im i odebrał rannego, po czym skierował się do oberży. Liczył na pokój i informację. |