Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2016, 14:36   #7
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Indi wydała stłumiony krzyk i drżącymi rękami odebrała połączenie. Marcin!

- Marcin! Gdzie jesteś? Tutaj stało się coś złego… są ślady - mówiła spanikowanym szeptem rozglądając się wokół. Zrobiła kilka mega kroków i sięgnęła jednym palcem po torebkę Tereski nie dotykając niczego więcej.
- Mam torebkę Tereski. - dodała lekko płaczliwym tonem, oddychając szybko i płytko. Na dodatek poczuła ssące uczucie w dołku …. jej odpowiedź na stres, wilczy głód, zaczynał się budzić.
Fotograf wszedł do domku po kilku minutach od momentu gdy Indi podała mu przez telefon numer działki. Ogarnął wzrokiem pomieszczenie, jeżeli się jeszcze łudził to wątpliwości rozwiała torebka Tereski w rękach Amerykanki.
Zacisnął szczękę lecz nie powiedział nic. Indi obserwowała go uważnie martwiąc się o przyjaciela, on jednak nie wyglądał na zrozpaczonego. Zapewne relacji z uroczą modelką nie traktował emocjonalnie, za to męska ambicja… Ohohoho, o tak, w tym wszak mężczyźni byli mistrzami. Na jego twarzy malowała się raczej złość wynikająca z podrażnionego ego.
- Zobacz, jest tu telefon Tereski ale padł. - Indira zaczynała czuć przypływ adrenaliny i zamglonym nieco spojrzeniem zajrzała do swej torebki w poszukiwaniu choćby jakiegoś batonika energetycznego. Gwałtownie rozszarpała opakowanie i wbiła zęby łapczywie, powstrzymując się by nie wepchnąć batona do ust w całości. Wciąż z pełnymi ustami, zasłaniając wstydliwie twarz przed Marcinem i żując zawzięcie wybełkotała - Masz kabelek? Można by naładować i sprawdzić numer do scenarzysty. Może jego komórka też gdzieś tu jest? Marcin?
Indi w końcu załapała, że przyjaciel jej nie słucha.
- Marcin… - przełykając resztki batonika klepnęła fotografa stojącego jak słup soli ze zmarszczonymi brwiami. - Hej… - zwróciła na siebie jego uwagę. - Wszystko ok?
- Co?
- mężczyzna wydawał się wyrwany z zasępienia i jakby dopiero teraz zaczął klikać z powrotem z rzeczywistością.
- Kabelek. Telefon. Naładować. - Indi pokazała na wejście USB wypielęgnowanym palcem - Masz w aucie?
- Aaaa… tak… tak…. Chodź.
- zdecydowanym krokiem ruszył ku wyjściu z chatki.
Indira upewniła się dwa razy czy nagranie w jej telefonie jest na miejscu i cyknęła ponownie parę fotek. Zabrała torebkę Tereski wrzucając ją do swojej i podreptała za Marcinem.
Siedzieli w aucie przez chwilę w ciszy czekając aż telefon się podładuje. Indira od czasu do czasu spoglądała na chmurnego fotografa:
- Zgłaszamy to policji? - spytała cicho.
- Chyba trzeba by ale średnio mi leży ciąganie po komisariatach i składanie zeznań i cały ten cyrk. Szczególnie przez laskę, co… - zaciął usta.
- To może anonimowy donos?
- No to może być opcją.
- Można to zrobić online? Czy trzeba dzwonić?
- Indira nie miała zielonego pojęcia na temat składania anonimowych donosów.
- Nie wiem… sprawdźmy. - Marcin zaczął grzebać w necie szukając informacji. Indi w między czasie sprawdziła numer do scenarzysty. Znalazła numer podany jej przez szkolną sekreterakę w wychodzących. - Zaraz wrócę - rzuciła do zajętego fotografa i wróciła do chatki. Po drodze wybierając na telefonie Tereski numer Dobrzyckiego. Liczyła, że może jego komórka też jest w chatce. Niestety, odpowiedziała jej cisza.
Projektantka zdecydowanie odrzuciła opcję grzebania się w całym burdelu w chatce. Nie chciała zostawiać po sobie śladów. Wróciła więc do auta.
- Musimy znaleźć płatny telefon - wiesz budkę.
- Do zgłoszenia?
- Tak… będę musiał chwilę pogadać. Wiesz podać opis, wiek itd.
- No ok. Poczta?
- Tak.
- Spotkamy się przed wejściem poczty na Świętokrzyskiej.
- Ok.


Urząd Pocztowy, ul. Świętokrzyska
Po drodze na pocztę Indira zatrzymała się jeszcze w Żabce i zakupiła nowy zapas batoników. Pożarła je łapczywie wszystkie prowadząc auto. Papierki upchnęła w schowku.
Na poczcie zaś Marcin raportował policjantowi, że zaginęła blondynka lat tyle i tyle, od czasu ostatniego jej “widzenia” minęło ponad 48 godzin, ostatni adres to ogródki działkowe na Mokotowie, koło Piaseczyńskiej. Zaginiona była studentką szkoły filmowej i tak dalej i tak dalej aż w końcu Marcin rozłączył się.
- Chodź. - mruknął do Indiry.
- No, chodźmy. Co dalej z nią?
Mężczyzna nic nie odpowiedział, zbył resztę wzruszeniem ramion. Urażone męskie ego to straszna rzecz.
- Marcin.. słuchaj…
- Tak?
- Przetłumacz mi takie coś “W piwnicy przy ul. Piwnej 29 zakopane są szczątki z okresu II wojny światowej.”
- Słucham?
- No “W piwnicy przy ul. Piwnej 29 zakopane są szczątki z okresu II wojny światowej.”
- powtórzyła Indi spoglądając w telefon i otwierając notatnik. - Napisz tutaj. - podała telefon fotografowi.
- Jakie szczątki? O co chodzi?
- Aaa po prostu wiem, że tam się znajdują szczątki. Chcę zgłosić do miejskiego architekta.
- Indi rozłożyła ręce.
Marcin milczał przez chwilę.
- Widziałaś Teresę dwa razy. I to przeze mnie raczej, nagle od dwóch dni uganiasz się za nią jak Di Caprio za Oscarem. Po jednym dniu gdy się z nią nie widziałaś. Na Piwnej byłaś 2-3 godziny gdy robiliśmy zdjęcia i nagle newsy o jakichś szczątkach. - Marcin był jeszcze trochę zły na Teresę, zaczynał martwić się o Indirę. Był stanowczy tak czy owak. - Co jest Indi? Co się dzieje?
- Marcinku
- Indi znowu wymówiła wersję jego imienia z akcentem na “ku”- nie chcę cię mieszać w pierdoły. A ja … ja potrzebuję coś wyjaśnić. Coś w czym mogła mi pomóc Tereska, ale teraz jest lipa.
- Co. Się. Dzieje.
- Marcin nie akcentował. Granitowe płyty wyrzucane z ust akcentów nie potrzebują.
Indira zmierzyła fotografa spojrzeniem i widząc jego twarde spojrzenie i nieruchomy wyraz twarzy pomyślała, że teraz rozumie, czemu Marcinek ma branie w kręgach alternatywnego stylu życia.
- Chodzi o Alex… - westchnęła. - … i tak nie uwierzysz i jeszcze uznasz, że oszalałam. - dodała nieco markotnie. - A ja nie mogę jej stracić, rozumiesz? - powiedziała bojowo - Już dość, że ojciec ciągle konspiruje jak mi ją odebrać albo jak nas rozdzielić - raz uruchomiony słowotok, nie chciał dać się przykręcić, a oczy Indiry napełniły się łzami, szloch utknął jej w gardle. - Więc lepiej, dać temu spokój. - spojrzała na przyjaciela wzrokiem lekko zaszczutego psiaka.
- Indi - powiedział miękko chwytając ją za rękę. - Ja cię podziwiam, wiem, że twarda z ciebie babka, ale psychicznymi twardzielami usiane są szpitale psychiatryczne. Tak parafrazując. Nie bierz wszystkiego na własne barki, zluzuj, powiedz co się stało.
Indi z ociąganiem pokazała zdjęcie obrazka namalowanego przez Alex.
- Alex twierdzi, że pani w piwnicy ostrzegała ją przed Niemcami i kazała chować razem z Jankiem i Maryjką pod podłogą. Pani była goła od pasa w dół. I miała ciemniejsze włoski tutaj. - Indira otarła oczy dłonią - Już w przedszkolu mam jazdy, że oglądam z nią nieodpowiednie filmy. Alex twierdzi, że Tereska też widziała tę panią. Sprawdzałam biblioteczne materiały ale tam jest za dużo. Próbowałam dorwać Tereskę ale ta zniknęła. Rozmawiałam z Alex, to nie jest pierwsza pani, ani wogóle osoba, jaką ona widzi. Nie wiem co dalej robić… - Indira wpatrywała się w Marcina pociągając nosem i ocierając łzy w milczeniu. Chociaż tak naprawdę miała ochotę wrzeszczeć.
Marcin przez chwile patrzył bez wyrazu na Indi po czym odszedl dwa kroki i usiadł na masce swojego Opla, wyciagnął papierosa i zapalił. Nie odzywał się.
Indi obserwowała przyjaciela, pogryzając kolejnego batona - musli tym razem. Smak w zasadzie był jej obojętny, chodziło o ilość i zabicie ssącego głodu. Pomyślała, że będzie musiała znowu ostro zacząć biegać.
- Wierzysz w to? - Marcin odezwał sie dopiero w połowie papierosa, ani razu nie strząsając popiołu. Gdy kończył to krótkie zdanie popiół sam spadł na maskę.
- Nie wiem, Marcin w co już wierzyć. Nawet mi się to śniło. - Indi opowiedziała część koszmaru jaki miała - Wiem, że wierzę w …
- W co?
- W to, że ten świat nie należy jedynie do ludzi…
- Indira rzuciła fotografowi spłoszone spojrzenie - ale… to wiesz.. kwestia… wychowania czy … bo ja wiem… opowieści słyszanych jako dziecko. Więc czemu i nie duchy? - Indira sama zdziwiła się faktem, że powiedzenie tego na głos nie stanowiło większego problemu. Nic jej w głowie nie pękło, chyba….
Marcin znów milczał, rzucił niedopałkiem płynnie przechodząc w kolejnego papierosa odpalonego od benzynowej zapalniczki.
- Indi… - zawahał się. - Czy… Bo ja wiem… Ale… - urwał i znów milczał przez dłuższą chwilę.
- Czy się leczyłam i czy w rodzinie są choroby psychiczne? Nie i nie. - wzruszyła ramionami.
- Nie, samo to, że bałaś mi się to powiedzieć myśląc, że wezmę cię za szaloną… To… Kurwa! To, ty nie wiesz, ty może i wierzysz, nie wiem cholera, nie jestem psychologiem - zaciągnął się nerwowo. - Mi szło o co innego. Kochasz Alex nad życie. Czy… czy ty nie tłumaczysz tego tak, że to prawda by nie przyznać… no wiesz, że mała… - urwał.
- Nie - Indira stwierdziła twardo - wiedziałabym. I starałabym się jej pomóc. Nie tak.
- Skąd byś wiedziała?
- przerwał patrząc jej w oczy.
- Tak samo jak wiedziałam o innych sytuacjach, gdy coś z nią było nie tak a mnie przy niej nie było. - Indira wzruszyła ramionami - Nie wiem… intuicja? Alex jest szczęśliwą, małą dziewczynką. Nietypową dziewczynką, ale nie jest chora ani nienormalna. - Indi stwierdziła twardo.
Wstał z maski i rzucił kolejnym niedopałkiem, zrobił dwa kroki i stanął przed Indi twarzą w twarz.
- A jak w piwnicy nie będzie szczątków?
- To będę się wtedy martwić.
- Nie chcę byś się martwiła.
- Zamyślił się nad czymś. - Powtórz mi dokładnie co mówiła Alex o tej półnagiej kobiecie. Wszystko.
Projektantka powtórzyła wszystkie informacje wyciągnięte od córeczki jak na spowiedzi.
- A co to Tobie da? - spytała.
- Wsiadaj do mojego samochodu.
- Mam godzinę do odbioru Alex. Dokąd jedziemy?
- Zobaczysz. Powinniśmy zdążyć.
- Otworzył drzwi od strony kierowcy.
Skołowana blogerka załadowała się do samochodu Marcina przyglądając się nieco bokiem jego spiętej twarzy.
- Teraz Ty się martwisz… - mruknęła.

Marcin ruszył ze Świętokrzyskiej jadąc na północ Marszałkowską do placu Bankowego gdzie wymanewrował mniejszymi uliczkami wjeżdżając na podwale… Na Starówkę.
Indi rozglądała się wokół.
- Jedziemy na Piwną?
Nie odpowiedział, zaparkował tuż obok Placu Zamkowego i wysiadł. Indi była lekko zagubiona, więc zanim zaregagowała znalazł sie przy jej drzwiach i je otworzył.
- Wysiądź... - powiedział
- Marcin, zaczynasz mnie martwić… o co chodzi? - wysiadając spojrzała na przyjaciela.
Z początku nie odpowiedział. Ujął jej dłoń i pociągnął za sobą mijając kolumnę Zygmunta i idąc definitywnie w kierunku Piwnej.
- Wy kobiety macie mała spostrzegawczość albo sam juz nie wiem - mruknął po drodze.
Dziewczyna dreptała za przyjacielem uważając, że wpadł w szok z powodu nadmiaru informacji. Dała się ciągnąć bez opierania się ale słowa Marcina wprawiły ją w zdumienie.
- Dobrze, wezmę na siebie winy wszystkich kobiet, ale wyjaśnij co masz na myśli. - poprosiła podbiegając kilka kroczków by zrównać się z mężczyzną. - I wiesz… na szpilkach ciężko się chodzi po kocich łbach.
-Pamiętasz tego staruszka zgarbionego co się kręcił po klatce jak wychodzilismy?
- No pamiętam. A co?
- A jak z Tereską o sesji jazgotałyście to nie słyszałyście co burczał pod nosem jak go mijalismy wychodząc?
- Nieeee, raczej nie … a co burczał?

Marcin milczał przez chwilę wciąż ciągnąć Indi za rękę.
- Że on tu się za powstania z Niemcami ganiał, a jego syn piwnice dla dziwkarskich filmów najmuje. - Zatrzymał się pod drzwiami kamienicy Piwna 29 i spojrzał na Indi. - Kumasz mała?

Kamienica, ul. Piwna 29
Projektantka spojrzała na przyjaciela z lekka ostrożnie:
- Ale CO mam kumać, Marcinku?
- Mówisz że Alex widziała babkę z powstania? On wtedy tu szalał
- wcisnął nr 1 na domofonie. - Może coś zweryfikować? Czy duchy są czy z Alex trzeba gdzieś się przejść? - dodał czekając na odzew z domofonu.
- Ale… jak jakiś dziadek ma potwierdzić czy są duchy? - Indi otworzyła szeroko oczy.
- Ty się średnio w polskim prawie orientujesz, nie?
- No raczej ekspertem bym się nie nazwała. Ale co ma prawo do duchów? Że co obiekt muzealny czy co?
- Halllloo?
- rozległo się z domofonu.
Marcin spojrzał na Indirę przystawiając palec do ust.
- Poczta. - powiedział niewyraźnie.
- Panie Mietku, przecież Pan rano był, coś się stało? - staruszek mimo wszystko nacisnął przełącznik otwarcia drzwi.
Marcin wciągnął Indi do środka, przystanął przed schodami.
- Tu wszystko miejskie. Ciebie to nie interere, ale tu była rzeź. Właściciele? Heh. Jacy, martwi? Jeszcze później PRL, co wywłaszczał. Miasto dopiero przymierza się by oddawać kamienice tym co prawa udowodnią. A dziadek mówił, że syn podnajął na dziwkarskie filmy, takich tu co zachowali własność mimo wszystko na palcach jednej ręki. A stary “z Niemcami za Powstania się tu ganiał” - kto ci lepiej powie co tu się działo w tej piwnicy?
- No dobrze
- skinęła głową Indira - łapię, Marcinku, łapię. Ale ty z nim mów, bo ja … wiesz sam.
Otworzyły się drzwi na parterze, jakiś staruszek - Indi faktycznie przypomniała go sobie wyjrzał. Zmarszczył brwi:
- A wy kto?! - spytał.
Marcin spojrzał na Indi całym swoim jestestwem pseudowikinga.
- Serio ja mam gadać? -spytał.
- Dziń dobry - Indira odwróciła się do staruszka czując mentalnego kopa wysłanego przez przyjaciela. Z uśmiechem spojrzała na starszego pana - Pszepraszam, ja … nie mówię dobsze po polski. - Dziadek zmienił lekko wyraz twarzy, reakcja na gości, turystów… oni nie byli zagrożeniem, a gościnność…
- ….olsku. - Indi zaduckała się w odmianie - Nazywam si Indira Gemmer i szukam informacji na … o… powstanie. - szybko przegrzebała komórkę i pokazała staruszkowi nazwisko - Woł...Wooo - dukała nazwisko przywódcy powstania. - Ja pszykro ni umiem mówić… tego nazwisko. Ja kciała spytać czy pan albo ktoś tu z dom, wie coś noooo… na temat … - Indi grzebała w pamięci za słownictwem - … rzecz co tu działo... ? - spojrzała na staruszka błagalnie używając całej swej słodkiej aparycji.
- A na co ci to, dziecko? - Rysy starca zmiękły jeszcze bardziej. Musiał mieć koło osiemdziesiątki. - Było, minęło, w książkach masz wszystko. Albo w tych, no alternetach.
- Nie. Ksionszki nie
- Indi pokręciła głową - Internet też nie. Ja szukam czy tu nie zaginęła - Indi wymówiła polskie zgłoski wyjątkowo kwieciście - rodzina: dwa dzieci i matka.
Staruszek wciąż stał w uchylonych drzwiach zerkając bacznie.
Marcin nie był idiotą: jego wygląd dawał mu niezłe plusy i “grzanie śpiwora” np. na Woodstocku, jednak wśród ludzi 60-70+ tracił na bonusach.
Ścisnął lekko ramię Indiry.
- Pójdę zapalić - rzucił otwierając drzwi i zamykając je za sobą z miną nie dającą pola do protestu. Od Świętokrzyskiej nie stracił pewnego grymasu zmartwienia.
- Wejdź, dziecko - dziadek otworzył szerzej drzwi. Indi nie wiedziała czy to jej aparycja i pewne zagubienie? Czy tez to, że była obca, nie Polka.
- Ja dzinkuje panu. - Indi weszła do mieszkania i grzecznie zrzuciła buciki. Stanęła w progu i kontynuowała - Ja sama matka, o… tu… moja daughter…. - pokazała staruszkowi zdjęcie Alex.
- Your daughter?
- Do you speak English?
- Indi uśmiechnęła się szeroko z nadzieją na twarzy.
- Yes of course, my apologies, my child, I didn’t recognise your accent...
Indi ujęła odruchowo dłoń starszego pana z ulgą wypisaną na twarzy:
- Jestem Amerykanką - kontynuowała już po angielsku - mieszkam w Warszawie od jakiegoś czasu. Polski jest bardzo trudny. - zaśmiała się lekko - pewnie słyszał pan to nie raz. Bardzo przepraszam za najście. Ale moja córka, Alessandra, - Indira popukała w telefon ponownie z dumą - jest ...specjalną dziewczynką i …. Widzi pan… twierdzi, że widziała tutaj kobietę, która kazała jej chować się przed Niemcami razem z dwójką dzieci Jankiem i Maryjką. - Indi już w akcje desperacji szła w zaparte. - Kobieta była blondynką...
- Ja... Jankiem?
- wybełkotał staruszek po polsku… ale tu nie było problemu by Indi nie zrozumiała.
Odskoczyła odruchowo, gdy dziadek upuścił szklankę herbaty jaką wziął chwilę temu ze stołu.
- Przepraszam… bardzo przepraszam - mruczała bojąc się o zdrowie staruszka - ale to coś panu mówi? Prawda? Bardzo proszę, może mi pan powiedzieć, co tu się działo?
Starzec był rozdygotany, usiadł na fotelu przy ławie na której na obrusie właśnie rozlewała się herbata z upuszczonej szklanki..
- Tu tysiące ludzi zostały na przełomie sierpnia i września. - powiedział wciąż po polsku. - Myśmy z powstańcami… Ojciec, matka, ja, Gwizdoły, Jankowscy… myśmy kanałami na Śródmieście. Uciekli - nie mówił, wyrzucał z siebie bardziej. - Nasz Janek, mój brat i Maryjka od Jankowskich… nie można było ich znaleźć. A tu z moździerzy bili, barykada za którą właz do kanałów był… trzech chłopaków broniło, reszta padła. Dwie sanitariuszki i łączniczka. Jedna uciekła w bramę. Musieliśmy iść. - Widać było, że staruszka dużo to kosztuje. - Potem upadek Śródmieścia, Pruszków, my wróciliśmy na gruzy. Matka trupy co leżały i rok pod cegłami oglądała. Janka nie znaleźli.
Indi, która próbowała zatamować herbacianą powódź chusteczkami, zamarła podczas opowieści. Czuła stające jej na karku drobne włoski i gęsią skórkę.
- Proszę pana… a tu w piwnicach nie ma, nie było żadnych schowków? Bo Janek i Maryjka mieli być tu gdzieś niedaleko schowani. Może… ta sanitariuszka ich schowała? ukryła? A potem … wyjść nie mogli, bo sanitariuszkę dopadli. - pytała głaszcząc staruszka po dłoniach ukucnąwszy przy nim.
Dziadek patrzył na Idirę z mieszaniną zaskoczenia i strachu.
- Była… - jęknął. - Była spiżarnia na ziemniaki. Ja….- urwał - Ja… mnie jako małego szczury w piwnicy pokąsały, nigdym potem nie wchodził, nawet nie wiem gdzie - ale była. Dziecko, kimże ty jesteś, co ty mówisz? - złapał się za głowę.
Indira miała łzy w oczach i przytuliła odruchowo starca tak jak swoją córcię.
- Proszę pana… to trzeba sprawdzić. Dać im ...spokój. Inaczej… - urwała. - Ja nawet nie wiem z kim mówić o tym. Dlatego przyszliśmy tu, szukać…
Chyba tylko Marcin… przyjaciel.
Komukolwiek innemu by o tym mówiła, to? No jak by zareagował?
Choć… nawet Marcin odsyłał Alex do Tworek martwiąc się o Indirę.
Staruszek bezgłośnie płakał. On wierzył, bo chciał wierzyć.
W tym momencie byc może był jedyną osoba w tym uniwersum jaka Amerykance wierzyła, choć to co mówiła było dla normalnego człowiek absurdem.
- Dziecko, gdzie, gdzie w piwnicy? - Oczy miał półprzytomne, czy z szaleństwa, czy ze wzruszenia - to widziała tylko Indira.
- Proszę pana, ja dokładnie nie wiem. Muszę córcię odebrać z przedszkola. I jeśli pan pozwoli, wypytam ją albo...albo przyprowadzę by pokazała sama. Czy tak może być? Zaczeka pan na nas?
Starzec nic nie odpowiedział tylko dwoma rękoma ujął dłoń Indiry i pokiwał głową.
- Tutaj jest moja wizytówka i numer telefonu. Ma pan telefon? Zadzwonię i potwierdzę godzinę, żeby pan nie czekał próżno.
- Dziecko
- mimo starego wieku zerwał się z fotela, choć widać było po nim, że szybkie ruchy go męczą.
- Dziecko, ja cię proszę. - Uklęknął przed Indirą. - Dziś, teraz, weź tą córeczkę - zaczął całować ją po rękach, z oczu leciały mu łzy. - Proszę cię, dziecko.
- Panie drogi! Niechże pan wstanie
- Indira broniła się próbując podnieść mężczyznę z ziemi - przyjadę na pewno. Dzisiaj. Tylko muszę odebrać z przedszkola i nakarmić i porozmawiać. Ona ma cztery latka. Proszę zrozumieć. Dlatego mówię o telefonie by móc godzinę potwierdzić albo uprzedzić, że jedziemy.
- Nie potwierdzaj, ja tu czekam
- starzec podniesiony przez Amerykankę z klęczek przytulił ja mocno.
- Dobrze zatem. Jadę i wrócę jak najszybciej. - Indi oddała uścisk i ruszyła do drzwi.

Przy drzwiach wejściowych czekał Marcin.
- I co? - minę miał…. nic nie dało się z niej wyczytać.
Dziewczyna streściła całą rozmowę i reakcję staruszka - tym razem to ona ciągnęła fotografa do auta. - Muszę odebrać Alex i wrócić tutaj z nią by wskazała miejsce.
Marcin zdębiał gdy usłyszał co streszczała mu Indira, jednak patrząc na jej zaaferowanie i nienaturalne przejęcie jego rysy leko stwardniały. Nie powiedział słowa, gdy ciagnęła go do samochodu, ale usiadł za kółkiem i zapiął pasy.
Przed uruchomieniem silnika zabębnił lekko palcami o kierownicę. spojrzał przelotnie na Indi.
Ruszył.
- No co? - spytała Indi po dłuższej chwili nabrzmiałej ciszy. - Wyduś to z siebie, Marcinku.
- Nic.
- Odpowiedział nie patrząc na Indi - Mała, martwię się o ciebie.
- Ale czemu?
- zaskoczył tym dziewczynę.
- Janek i Maryjka to bodaj najczęstsze imiona w Polsce od dwustu lat. No może do ostatniego półwiecza. Indi, ja ci chcę pomóc. I Alex też. Zrobię co chcesz, ale nie gadajmy o tym. Proszę.
- Dobrze
- Indi pogładziła tym razem Marcina po ramieniu - Ani słowa o tym więcej. Kiedy będziesz miał gotowe ujęcia z ostatniej sesji? - Indira wróciła do utartych tematów.
- Nie wiem - odpowiedział od razu. Może nie zimno - raczej tonem kończącym dyskusję.
- Będę czekać na maila zatem. - Indi westchnęła w duchu. Dawała Marcinowi dwa tygodnie zanim przełamie się i napisze jej smsa, że nie da rady dłużej współpracować.

Przedszkole Alex, ul. Na Uboczu
Gdy dojechali na Ursynów Marcin zaparkował pod przedszkolem a mieszkaniem Indiry.
- Dzięki za dzisiaj. Doceniam to naprawdę. I przepraszam. Trzymaj się, Marcinku. - Indira uśmiechnęła się do fotografa.
- Nie rób scen, weź małą, jade z wami.
- Jakich scen? Myślałam, że nie chcesz o tym więcej słyszeć.
- Łzawych. Potrzebujesz, by przyjaciel coś ci udowodnił. weź Al, czekam i jedziemy.

Indira pokręciła głową:
- Dziękuje i przepraszam to są łzawe sceny? Od kiedy? - wysiadła z auta i ruszyła by odebrać swojego szkraba.

Nastawiła się po drodze, na kolejny foch-show ze strony przedszkolanek. Jednak tym razem mile się rozczarowała. Po prostu została zignorowana nie zaś ochrzaniona.
“Cud nad Wisła part two” - pomyślała.

Po wyjściu z przedszkola z podskakującą wesoło Alex wypytała o przedszkole, koleżanki, o to czy Alex głodna. Pokazała wujka Marcina czekającego w aucie. I w końcu zagaiła:
- Córciu… pamiętasz Janka i Maryjkę?
- Nieeeeee
- zmyślny szkrab odruchowo i może lekko porozumiewawczoo spojrzał na Marcina potem z powrotem na mamę.
Indi kucnęła przy Alex i popatrzyła na nią:
- Znalazłam kogoś, kto bardzo chce wiedzieć, gdzie oni są - wyszeptała do córeczki. - Myślisz, że damy radę pomóc i pokazać?
- Nieeee
- wciąż zdezorientowana patrzyła z ukosa na Marcina,
- Wujkiem się nie przejmuj, on wie, martwił się bardzo o nas. I pomógł znaleźć pana, który znał dzieci.
Marcin zacisnął szczękę i ręce na kierownicy, nie powiedział jednak nic.
- Nadal się martwi. - Indi wróciła do córeczki - To jak?
- Noooo dopcie….
- Indi i Alex władowały sie na tylne siedzenie.
Marcin ruszył, nie odzywał się. Indira zerkała co jakiś czas badawczo na odbicie mężczyzny w lusterku. Zastanawiała się czemu tak reaguje. Strach przed czymś innym, czy strach przed zmianami? Jego męskie ego zostało mocno narażone na szwank dzisiejszego dnia. Może to o to chodziło. Lubił kontrolować. Dzisiaj tracił kontrolę kilka razy. Indira sprawdziła też pierwszą partię smsów Tereski i jej grupy zainteresowań na facebooku.

Kamienica, ul. Piwna

Gdy dojechali na Podwale Marcin zaparkował. tym razem jednak nie prowadził Indi na Piwna 29, szedł tuż za Amerykanką i jej córką.
Popatrzyli na siebie pod domofonem, jednak to Marcin pierwszy wyciągnął rękę wciskając jedynkę. Lekko opuścił przy tym głowę.
Brzęczek otwierający drzwi rozległ się niemal natychmiast, a gdy weszli do środka, starzec już czekał pod swoimi drzwiami rozmawiając o czymś z postawnym, siwym mężczyzną potwornie zaniedbanym, choć we w miarę czystych ciuchach.

Gdy zobaczył Indi i Alex zbiegł (mimo wieku) po półschodkach prowadzących na parter.
- Dziekuję - szepnął, w oczach miał łzy.
- Kto to jest, proszę pana? - Indi przytuliła do siebie Alex w opiekuńczym geście. - Córciu to ten pan, który na nas czekał. Pomożesz nam? Dasz radę?
- Syn remontuje mieszkania pod wynajem, to pan Antoni, pracuje u niego.
- odpowiedział starzec.
- Trochę się boję, mamo…. - odpowiedziała Alex - Bo… Bo to takie dziwne, przecież ta pani pokazywała gdzie Janek i Maryjka, po co ja…?
Staruszek zdębiał, zadygotał, wyjął z kieszeni klucz i … zdał sobie sprawę, że był w piwnicy dziś 5 razy i nawet nie zamykał. Po prostu otworzył stalowe drzwi.
- Pamiętasz córeczko, że nie wszyscy widzą to co ty?- Indi kucnęła przy Alex i popatrzyła w oczka - Ja nie widziałam. Tylko Ty. Ale nic się nie bój, jestem tutaj. Mogę cię wziąć na rączki jeśli wolisz i pójdziemy razem. To co, szkrabku? - Indi uśmiechnęła się do córeczki dodając jej otuchy.
- Ja się nie boję tej Pani, ona jest smutna, płacze. - Mała zrobiła smutną minkę. - pokazałabym ci, może zobaczysz?
- Dobrze, pokaż córeczko.
- zgodziła się Indira.
- Załatwiłem stary kilof i młot, tu po piwnicach wiele osób ma różne rzeczy, a to przecie sąsiedzi - staruszek mówił schodząc w dół. Marcin miał lekko bladą twarz. Chwytało go? Nie był już tak buńczuczny.
Gdy w piątkę stanęli w piwnicy mała Alex odruchowo spojrzała w jednym kierunku.
To samo zrobiła Indi próbując, starając się, zobaczyć co widziała córeczka.
Nic nie zobaczyła, aczkolwiek tak jak w czasie zdjęć, tak i teraz, jakoś źle czuła się w tej piwnicy. Wcześniej zagłuszała to profesjonalizmem, teraz… teraz nie chciała tu być.
Mocno.
- Kochanie widzisz tutaj tylko tą panią? - spytała.
- Taaaak - mała ścisnęła mocniej dłoń mamy, może przez te rozmowy uznała, że to dziwne widzieć kogoś kogo inni nie widzi - Tam stoi i pokazuje bym się schowała. I Marcin też.
- Marcin się ma schować?
- Indira zmarszczyła brwi.
Marcin zbladł.
- No tak… - Pokazuje, że tam, pod ściana. - powiedziała Alex jakby to było najnormalniejsze na świecie.
- Proszę pana, proszę spróbować...tam - Indira wzięła Alex na ręce i wycofała się nieco. Jakoś nie chciała być blisko ściany i wskazanego miejsca.
Staruszek spojrzał na siwowłosego, który chwycił się za młot. Był albo na kacu albo jezcze pijany. Zaczął walić w betonową wylewkę.
Marcin dostał tylko przelotne spojrzenie. Czy sam z siebie? Czy pod wpływem proszącego wzroku starca?
Złapał za stary kilof i zaczął walić tam gdzie siwy zwany Antonim machał młotem.
Gdy zgruzowali powierzchnię wywalili kawały betonu waląc dalej, za drugim razem oczyszczania z grud betonu Marcin powoli odwrócił sie do Indiry wciąż klęcząc przy podłodze.

Stalowa klapa w miejscu jaki wskazała Alex.
Oczyścili powierzchnię na ile mogli rozwalając beton na rantach.
Siwy miał wyjebane, oparł się o młot.
Marcin był blady, chwytała go panika.
Staruszek płakał.
Indi spojrzała na siwowłosego:
- Prosze otwieraś - zwróciła się do faceta.
Pan Antoni wzruszył ramionami i ujął łom podważając wieko klapy.
Otworzyła się, musiał razem z Marcinem rozwalić jeszcze kawałek betonowej wylewki aż otorzyła się całkiem.
Stary kurczowo chwycił Indi za ramię.
- Dziecko… - zatknął się, nie potrafił nic powiedzieć, nie mógł się ruszyć.
- Alex, zaczekaj tutaj… - Indi uścisnęła rękę starca, postawiła córeczkę i cmoknęła ją w czółko. Ruszyła by zajrzeć do odkrytej świeżo dziury. Powoli, krok za krokiem.
Marcin wciąż stał nad otworem w podłodze, było tam ciemno. Bardzo ciemno. Przed wiekami były kaganki, w XXI wieku były smartfony z latarkami.
Wciąż blady nie mówił nic, ale kiedy Indi podeszła odpalił światło w telefonie.
Zaświecił w dół.
Oczom Indi ukazały sie dwa małe kościotrupki odziane w butwiejące resztki ubrań.
 
corax jest offline