Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2016, 20:47   #79
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wydarzenia na ołtarzu Sharess, były… dziwne. Owszem, nawet przyjemnie, ale przede wszystkim dziwne.
Dzieleniem się kochanką z innym mężczyzną, nie było nieprzyjemne, ani też nie było bardziej przyjemne niż zwykle… po prostu było. Widok innych kochających się par, był miły dla oka, ale rozpraszający…
Ogólnie, zaklinacz jakoś nie czuł wielkiego zadowolenia po całym zajściu, jedyne wielką konfuzję.
Był zadowolony że brał w tym udział, ale jakoś wizja kolejnych orgii nie budziła w nim wielkiego zachwytu.
To po prostu było dziwne.
Więc Valerius … cały nieswój i zakłopotany zwrócił się do jedynej osoby, która wydawała się doświadczona w takich sprawach. On sam bowiem nie wiedział co myśleć tym wydarzeniu, którego był świadkiem uczestnikiem jednocześnie. Więc przy okazji wędrówki spytał po schodach w dół spytał Kass.
- Zawsze to tak wygląda… te orgie?- bowiem sam nie miał aż takiego doświadczenia z płcią piękną. W końcu pasterki i karczmarki w górskich osadach nie są aż tak doświadczone.
Kobieta nie wyglądała na zakłopotaną, za to poruszała się odrobinę dziwnie, oszczędzając pewne partie ciała i krzywiąc się przy co większych “stopniach”. Pokręciła głową na zadane przez Valeriusa pytanie.
- Nie wiem, nigdy wcześniej w czymś takim nie uczestniczyłam!
- Och… wybacz że cię trochę sfatygowaliśmy.- mruknął cicho Valerius niezbyt ciesząc się na fakt utraty kontroli nad sobą podczas figlów. W końcu… mogli przedobrzyć.
- Nie, to było świetne. Zawsze chciałam zrobić coś podobnego, więc ten brak kontroli… miał swój urok - uśmiechnęła się i zaraz znowu skrzywiła. Niewiele niżej Dia przeżywała podobne katusze.
- Miło było pomóc, choć… osobiście wolałbym inną kombinację osób, ale cóż… mnie akurat mężczyźni nie kuszą swoją muskulaturą, więc Alan nie ma u mnie szans, biedaczek.- zażartował zaklinacz cicho.
- Nie wiesz co tracisz! - odszepnęła mu i jęknęła cicho i dodała: - Albo i wiesz…
- Wątpię…- zaśmiał się cicho Valerius i wzruszył ramionami.- Każdy ma swoje preferencje… ja lubię kobiety i Elin… lubi Maarin, co zresztą było widać już dawno. A ty lubisz… seks.
Być może ten nietakt uderzyłby mocniej w inną osobę, ale nawet w przypadku Kass, sądząc z jej spojrzenia, nie podziałało to najlepiej.
- Lubię, co wcale nie znaczy, że z każdym. Po twoim entuzjazmie wnoszę, że nie tylko ja go lubię.
- Domyślam się.- stwierdził Valerius z lekkim skinieniem głowy. - W końcu musi być jakaś iskra między dwojgiem kochanków by był płomień. Rozumiem też jaką przyjemność może przynieść kobiecie Alan… ale ta akurat przyjemność nie jest czymś co mnie osobiście kusi.
- Ależ to oczywiste, drogi Valeriusie - odpowiedziała mu, podkreślając oczywistość tego faktu.
- Myślisz, że to co się stało na górze, będzie działo się przy każdym takim ołtarzu Sharess?- zapytał z zadziwiająco małym entuzjazmem w głosie.
Przez chwilę nie odpowiadała, skupiając się na schodzeniu w dół. W końcu pokręciła głową.
- Wątpię. Są raczej rzadko spotykane, a ten, do którego zmierzamy, może być splugawiony i pozbawiony mocy. To tutaj było spontaniczne, jedyne w swoim rodzaju.
- Pewnie masz rację.- zaklinacz nie wydawał się tym specjalnie zmartwiony.- No cóż… łut szczęścia nie przydarza się przy każdym rzucie kości.
Kass już nie kontynuowała tej rozmowy, swoje siły i uwagę skupiając na schodzeniu.


Cóż… było naiwnością z jego strony, próbując szukać porady, gdy okazało się że w tej sytuacji Kass była równie niedoświadczona. Taki już był chyba pech Valeriusa. Bayle, Maarin, teraz Kass. Gdy szukał doświadczonych osób, kogoś o kogo autorytet się mógł oprzeć… trafiał na nur niedoświadczenia. I był tym trochę znużony.
Byli jak narybek wypuszczony z sadzawki do jeziora. Nieświadomi zagrożeń, nieświadomi jakie drogi powinni wybrać, nieświadomi gdzie podążyć, rzuceni w obce miejsce.
Zaklinacza męczyły wątpliwości, ale nie czuł… że miałby się kim nimi podzielić. Więc zachowywał je dla siebie, czasami zazdroszcząc Harpowi jego niezachwianej pewności w swą wiedzę i swe zdolności. Coś co pewnie zaprowadzi biedaka w końcu w paszczę jakiejś bestii… ale cóż, pewnie i tak marzy o bohaterskiej śmierci.
Valerius zaś miał od groma wątpliwości i dlatego nie próbował obejmować przywództwa w ekipie. Nie czuł w sobie odpowiedniej siły ducha.
I starał się nie chichotać na widok Harpa paradującego z zaostrzonym bambusem. Zaklinacz wątpił, by akurat ów kij mógł przebić łuski wielkiego jaszczura, ale jeśli ten oręż dodawał mu otuchy, to Valerius byłby ostatnim który chciałby mu to pocieszenie odebrać. Zresztą, może Tymora uśmiechnęłaby się do wojownika Harp trafiłby tą dzidą w oko bestii? Kto wie…


… Na szczęście nie musieli testować przychylności Tymory, bowiem gdy wielki jaszczur wpadł na ich trop byli już na granicy bagien i nie czekając na ponowne spotkanie z jaszczurką odważnie dali dyla w głąb bagnisk. A sam Rex po krótkiej kąpieli błotnej zapewne stwierdził, że są smaczniejsze. Uzbrojony w jakiś drąg Valerius mógł tylko przyklasnąć jego wyborowi i sam wzorem reszty drużyny podążyć w głąb bagien. Gdzie dość szybko napotkali oznaki cywilizacji. Niepokojące oznaki, ale jednak…

- Moim zdaniem nie powinniśmy rzucać się im w oczy.
- Oni mogą wiedzieć najwięcej o bagnach, mogliby nas przeprowadzić na drugą stronę!

Obie miały rację, oni na pewno wiedzieli sporo o bagnach, ale też… mogli nie lubić gości.

- Narobiliśmy tyle hałasu, że ten kto tam mieszka i tak wie, że tu jesteśmy. Trzeba sprawdzić, czy to przyjaciel czy wróg, bo żywego wroga za plecami mieć nie należy.

I Harpagon miał rację, acz… niestety miał rację, choć zaklinaczowi akurat nie podobał się pomysł zostawiania za sobą szlaku pomordowanych istot. Niestety pozostawienie wrogich istot za plecami wiązało się wręcz z wydaniem na siebie wyroku. Nie mogli tej chatki zignorować niestety.
- Może… zdamy się na… Bayle, drogi przyjacielu… wyczuwasz w tej chatce jakieś zło?- spytał Valerius, wszak wiedząc że paladyni coś takiego umieją. Jeśliby nic nie wyczuł, nie byłoby sensu bać tubylców.
Bayle skoncentrował się, ale zaraz pokręcił głową.
- Nic nie czuję, ale odległość jest bardzo duża. Musiałbym się zbliżyć, ale wtedy będę dobrze widoczny dla kogoś stojącego w oknie tej chaty.
- To dobrze się składa, bo część z nas powinna się zbliżyć by dowiedzieć się co do sytuacji, a druga połowa… zostać w odwodzie na wypadek kłopotów. Harp, ty Bayle… ja… Alan albo Dia?- zaproponował w końcu.- Pozostali nieco w tyle w razie gdyby trzeba było nas ratować.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-01-2016 o 20:51.
abishai jest offline