Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2016, 22:54   #80
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Powrót z ołtarza był dla Bitaana niczym wybudzenie się z naprawdę przyjemnego snu. Czuł się pełen energii. Nucił i śpiewał pod dziobem siadając do posiłku. Mrugał do wszystkich dziewczyn i się śmiał. Było go wszędzie dużo. Wymieniał spojrzenia z Kass, zaczepiał (czyniąc sztubackie kawały) Dię, flirtował z Maarin oraz Elin. Z chęcią rozmawiał z drużynnikami o nic nie znaczących rzeczach. Elin dopadł jak tylko wyczarowała tęczę i zaczął ją męczyć by zrobiła więcej takich sztuczek. Harpa pochwalił za danie, podkreślając słuszność wyboru jaszczurki ponad drób. Valeriusowi kilkukrotnie powiedział, że ma głos bajarza. Alanowi zdradził, że cieszy się, że półork towarzyszył im na górze i gdyby nie jego zdolności drwala, z pewnością ominęłaby ich ta przygoda. Baylowi zaś wyznał, że następnym razem nie ma mowy o zostawianiu w tyle... po czym wybuchł śmiechem mrugając do Kass i Valeriusa, jakby opowiedział właśnie dobry żart. Cały pozostały wieczór opowiadał żarty i ponownie wybuchał kraczącym śmiechem, nawet jeśli drużynnicy mieli go dość.


Kraknięcie, które rozległo się w okolicy należało oczywiście do Bitaana. Nie odbiło się echem, a ugrzęzło w otaczającym ich krajobrazie. Słowa które bard wypowiedział zaraz po tym były pełne oburzenia ale ciche, jakby tengu sam siebie w duchu upomniał, by nie krzyczeć w miejscu, którego gospodarzem nie jest. Mogło to wszak zostać odebrane jako nietakt. W Amn taki nietakt z pewnością by został ukarany zbesztaniem, grzywną w radykalnych przypadkach lub grudką błota tudzież zgniłym jajem celnie rzuconą przez gawiedź. Jednak w tej mniej cywilizowanej części świata, mogły panować inne obyczaje i mogły równie dobrze zakładać karanie nietaktu nabijaniem na rożen. Zdecydowanie nie spodobał mu się ten pomysł. Jednak alternatywa pozostania w tej wodzie choćby i klepsydrę dłużej, była o wiele okrutniejsza.

- Valeriusie, mój drogi przyjacielu. Chyba to bagno doszczętnie z ciebie siły i rozum wyciągnęło, jeśli myślisz że zostanę w tym miejscu, które bogowie mi świadkiem, zostało niewątpliwie opuszczone przez wszystkie bożki i nimfy stałego lądu. Już moje piękne pióra rozmiękają, a pazury więdną w tym bajorze nieznośnie. Wszystkie insekty za cel nadrzędny postawiły sobie ugryźć mnie w dziób i jak jeden mąż za sprawą jakiegoś komarzego króla lub królowej polują właśnie na mnie. Na domiar złego coś zimnego właśnie ślizga się po mej kostce i jedynie moja żelazna wola trenowana przez mnichów z przełęczy At-katam, powstrzymuje mnie od zerknięcia w dół i ucieczki gdzie pieprz rośnie, a zapewniam cię, że pieprz rośnie na stałym lądzie. Innymi słowy Valeriusie... drużyno - tu zwrócił się już do wszystkich. - Zamierzam iść w stronę tej chatki i skorzystać z faktu, że choć zapewne zbudowana ze zbutwiałego drewna, oferuje namiastkę odpoczynku w tym przeklętym fragmencie podróży. Zaprawdę nie wiem kto przytaknął pomysłowi przedzierania się przez bagna...

Urwał i zadrżał na kolejną myśl jaka mu przyszła do głowy.

- Poza tym! - podniósł palec ku górze jak to miał w swoim zwyczaju. - Każda straszna opowieść jaką zasłyszałem, tym straszniejsza się stawała, im chętniej bohaterskie drużyny dzieliły się w swej wędrówce. Krew, pożoga, mackowate stwory i potwory zza winkla uzbrojone w płomienisty rożen, to jeno namiastek tego, co czyha na tych co się rozdzielają, za nic mając sobie rozmyślność zła. Nie mówiąc już o tym, że z góry oskarżyliśmy tych z pewnością przemiłych gospodarzy z tego domku przed nami o największe zło. Tymczasem to dzielni tubylcy stawiający czoła przeciwnościom losu i trudnościom tego krajobrazu. Nie wolno popadać w rozpacz i czarnowidztwo. Z pewnością nas już dostrzegli i czekają z ciepłym naparem doprawionym korzeniami.

Podniósł rękę wyżej i machnął na drużynę.

- Za mną! Dzielnie maszerujmy na spotkanie naszego odpoczynku. I nie skradajmy się jako te niecne potwory, bo jeszcze gospodarze nas zestrzelą ze strachu przed poczwarami bagiennymi.

Bard mówił dużo. Pewnie stanowczo za dużo, ale nie zdawał sobie z tego sprawy. Miał w głowie teraz inne rzeczy. Niechęć wobec bagien. Irytację wobec faktu, że nie ma wysokich butów oraz faktu, że nawet gdyby je miał, to nie mógł by ich założyć. Wreszcie rosnący strach wynikający z faktu, że to zimne coś, co ślizgało się wokół jego kostek, nie chciało odpuścić i pobudzało wyobraźnię do wizji naprawdę posępnych i zapierających dech w piersiach (w tym gorszym znaczeniu). Dlatego też by dodać sobie otuchy, a i aby ostrzec gospodarzy i uchronić drużynę przed ostrzegawczym bełtem w czaszce, zaczął śpiewać.

Kruczy trel wzbił się w powietrze, gdy słowa ballady o rzeczach najważniejszych na tym świecie, popłynęły z dzioba Bitaana.

 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 20-01-2016 o 23:04.
Jaracz jest offline