Tancerka siedziała bez celu u stóp sfinksosmoka, który dalej rozglądał się po okolicy niczym czujny piesek preriowy. Najchętniej, poszłaby już spać, skryta pod bezpiecznymi skrzydłami swojego podniebnego towarzysza, ale wolała jeszcze przez pewien czas trwać w swojej bezczynności, a nuż, ktoś będzie coś od niech chciał.
~ Uwaga… w naszym kierunku zbliża się z nadmierną prędkością nieszczęście... ~ sarkastyczny pomruk Nveryiotha z dziwnych przyczyn wystraszył bardkę, która wzdrygnęła się nerwowo, spłoszona głośnością własnych myśli.
~ C-co…~ dziewczyna nie zdążyła się zorientować, kiedy to Godiva zmusiła ją do wstania i oddalenia się od samczej strony grupy, w kierunku bliżej nieokreślonym.
~ Powodzenia i nie, nie przyjdę ci z pomocą jakby co…~
Chaaya była pewna, że smok w tej chwili się uśmiechał, ładując i regenerując swoje witalne siły, negatywną energią jaką roztaczało otoczenie. Choć partnerzy nie wymieniali się myślami, łączność między nimi dalej była otwarta, co oznaczało pełen nasłuch ze strony łuskowatego.
- Wydajesz się jakaś nieswoja… - mrukneła troskliwym tonem Godiva, gdy znalazły się nieco dalej. - Pamiętam cię jako radosnego skowronka. A teraz... wydajesz się przytłumiona. Co ci leży na serduszku?
- Jestem po prostu zmęczona. - odparła ciepło dziewczyna, uśmiechając się miło - Jestem wzruszona, że… się o mnie martwisz? - nie była tego taka pewna - Ale to zwykłe przemęczenie… wiesz, zbyt wiele emocji i wrażeń jak na dopiero co rozpoczętą misję. - zarumieniona i jakby skruszona, dotknęła niepewnie łapy smoczycy. Była zupełnie inna w dotyku od Nveryiotha. Było to przyjemne odkrycie, tak samo jak to, że ktoś w niejaki sposób interesuje się jej osobą w ten bardziej ludzki i zwykły sposób.
Lekcje babki… surowe zasady tawaif jednak nie dawały o sobie zapomnieć i dziewczyna, dość szybko i brutalnie musiała zepchnąć prawdziwą siebie głęboko w odmęty umysłu, ponownie przywdziewając, znaną już wszystkim w drużynie maskę ‘radosnego skowronka’.
- Czy Jarvis ci pokazał młode smoki? - spytała ciekawsko, szczerząc się dumna z czegoś bliżej nieokreślonego - Ja je znalazłam. Gdyby nie ja… biedaczki dalej by tkwiły w swoich skorupkach. Jak myślisz… czy mogę się nazywać ich drugą mamą? Wprawdzie… - ostra igła bólu przeszyła jej serce, na chwilę sprowadzając cień na bądź co bądź, szczery uśmiech -... nie mogłam z nimi zostać, ani ich ze sobą zabrać ale… oby bogowie byli mi przychyli, udało mi się zapewnić im jako taką przyszłość.
- Oczywiście, że się martwię. - mruknęła z uśmiechem Godiva i zerknęła za siebie. - My samice musimy trzymać się razem. Wiesz… że pozwalam ci się dosiąść? Kiedy będziesz chciała naprawdę polatać i poczuć wiatr, to pozwolę ci dosiąść mego grzbietu.
Wyraziła te słowa jakby to był zaszczyt i mruknęła. - Tak… Jarvis mi pokazywał smoki, ładniutkie i twoje… oczywiście, że jesteś ich matką. Drugą matką… jedna złożyła jaja, druga… dzięki drugiej powitały życie i nigdy cię nie zapomną, choć pozostaniesz dla nich wspomnieniem na granicy snów. Tak ja pamiętam smoki które widziałam po wykluciu.
To co usłyszała od Godivy podniosło ją na duchu. W podziękowaniu, uśmiechnęła się najpiękniej jak potrafiła. - Mam nadzieję, że to będą miłe wspomnienia.
- Miłe dla mnie… widziałam cię oczami Jarvisa i wyglądałaś. Promieniałaś przy smoczętach. - stwierdziła Godiva i uśmiechając się. - Będziesz kiedyś dobrą matką. Zresztą już masz dzieciaka pod opieką.
Mruknęła zerkając nieprzychylnie na Nveryiotha. - Nie powinnam tak mówić, prawda? Ponoć jeźdźcy bywają różnie powiązani ze swoimi smokami.
Tancerka zatuszowała swoją nerwowość, wywołaną słowami o macierzyństwie, perlistym śmiechem.
- Nveryioth to dobry smok i godny przeciwnik. - odparła tajemniczo, uśmiechając się półgębkiem na wspomnienia sprzed paru miesięcy, kiedy to ich dwójka pierwszy raz się spotkała. - On nie lubi rzucać się w oczy… gdy jest dostrzegany, zaczyna się denerwować, będąc ignorowanym może bardzo wiele zdziałać. Jesteśmy do siebie…. bardzo podobni… - wzruszyła ramionami - Ty i Jarvis też wydajecie się pikantną mieszanką...
- Nie powinniśmy być razem, nie wiem czemu się połączyliśmy. Ale z drugiej strony. On jest jak… cebula. Ma warstwy. Myślisz, że odkryłaś jedną, a tam głęboko są kolejne i kolejne warstwy sekretów, przez które się można przegryzać bardzo długo. I jest zamknięty w sobie jak ostryga… więc go otwieram. - mruknęła nie bez dumy Godiva.
- To bardzo… szlachetne…ale uważaj, jeśli za mocno będziesz napierać na skorupki…. możesz uszkodzić słabe ciałko w środku. - odparła w dość zawoalowany sposób by nie urazić smoczycy. Ona sama nie była zwolenniczką otwierania kogoś na siłę.
- Jest mięciutki… choć udaje twardego. Jest mięciutki i sentymentalny i… czasem bardzo opiekuńczy. - zachichotała cicho Godiva. - I zdecydowanie sam wymaga opieki. Co pewnie zauważyłaś na tamtej wyspie. Ufam, że dobrze się tobą opiekował?
Na samo wspomnienie, bardce, zaczęła aż drgać powieka. Z Jarvisem można było się napić, ale na pewno nie napadać na kupieckie karawany. Jego pierdołowatość i nieogarnięcie w życiu towarzyskim tak dały po pysku tancerce, że ta miała dość maga na najbliższe miesiące.
- Oczywiście, nie mieliśmy dla siebie za dużo czasu, ale te parę chwil…. były one miłe. - odparła grzecznościowo, nie chcąc urazić Godivy. Jeśli miałaby wybierać z kim chciałaby utknąć na wyspie amazonek, to zdecydowanie z granatowołuskową smoczycą, a nie jej partnerem.
- Wiesz… możesz mi się wyżalić. - odparła cicho Godiva nachylając łeb. - Jak chcesz oczywiście.
Chaaya czułym gestem, chwyciła pysk Godivy, delikatnie go głaszcząc. - Pasujecie do siebie… on chyba ludzi takie silne kobiety, na których można polegać. Chyba mu trochę zazdroszczę tak wspaniałej partnerki. - odparła ciepło.
- Nooo baaa… - odparła z uśmiechem Godiva, która była bardzo łasa na pochlebstwa. - Powinnaś, ale jakbyś szukała nowego smoka, to się Jarvisa parę razy zrzuci… aż pozwoli tobie zasiąść z przodu siodła. - dodała żartobliwie smoczyca.
- Zapamiętam i może kiedyś… gdy nabiorę odwagi to się do ciebie zgłoszę. - odparła śmiejąc się radośnie.
- Zrobiłam sobie jaskinię... jeśli Nveryioth nie potrafi, tobie też oczyścić mogę. I jemu. Taka jestem wspaniałomyślna. - mruknęła Godiva.
- My zazwyczaj sypiamy na zewnątrz… ale dziękuję.
- No skoro tak wolicie, to… nie zmuszam. - mruknęła Godiva i znów poufałym tonem dodała. - A jakby jeden lub drugi zalazł ci za bardzo za skórę, to daj znać a obu ustawię do pionu.
- To niezwykle pokrzepiające, dziękuję, że mogę mieć u ciebie wsparcie. - odparła szarmancko, kłaniając się smoczycy. - Obym jednak nigdy nie musiała korzystać z twojej propozycji…
- No nie wiem… ale niech ci będzie. - zamruczała Godiva i energicznym krokiem wróciła do swej jaskini, by dokonać w niej ostatnich poprawek.
Dziewczyna odprowadziła wzrokiem wielką jaszczurkę, po czym wróciła na plażę do reszty towarzyszy. Przeżyła.