Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2016, 16:59   #48
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
TY!

Szczupły paluszek elfki ze stanowczością celował prosto w klatkę piersiową czarownika, niczym ostrze wojownika przyszykowanego do walki. Nie, nie jak ostrze. Bardziej jak jeden z tych fikuśnych, napędzanych magią pistoletów, na które mogli sobie pozwolić tylko najbogatsi. I z pewnością, gdyby Eshte sama ukrywała w sobie taką moc, to Thaneekryyst już leżałby nieruchomo na lśniącej posadzce zamku. Z dziurą wypaloną na wylot przez serce.

Litania wyzwisk cisnęła się na słodkie usteczka kuglarki, a przecież swoje słownictwo miała całkiem bogate. Już czuła jak przekleństwa przechodzą jej przez gardło, jak smakuje je na języka i prawie wypluwa z siebie w nieskończonym potoku. W końcu zasłużył sobie, obszczymurek jeden.

W porę sobie jednak przypomniała słowa niziołka. Chyba.. chyba nie było mądrym takie chodzenie, przeklinanie i krzyczenie, kiedy wręcz było się po kolanach we wszechobecnym jaśniepaństwie. Jeszcze ktoś mógłby ją wystawić za bramy zamkowe, a tam przecież tylko czekał na nią parszywy Pierworodny.
Cofnęła więc rękę i spróbowała nią wykonać.. Gest. Nie jakiś tam nieprzyzwoity, ale Gest przez duże „G”. Kobiecy, wdzięczny, elegancki i figlarny. I taki nonszalancki, podejrzała to kilka razy u szlachciurek.

Palcami dotknęła swych ufryzowanych misternie włosów, chcąc od niechcenia zarzucić kilkoma z ich pasem. Lecz chcenia pecha było silniejsze, przez co tylko zaplątała się wśród nie, przyzwyczajona do posiadania na głowie czegoś innego niż okiełznanego, artystycznego chaosu.

-Jestem gościem szacownej i cnotliwej Arissy. Nie powinnam rozm.. -zaczęła, ale urwała. To było nieodpowiednie podejście do rozmowy z tym lubieżnikiem, szczególnie kiedy okazał się być lubieżnikiem niepotrafiącym dotrzymać swego słowa. Nie, nie, musiała pamiętać o roli jaką tutaj odgrywała. Przeszła przez tak wiele, aby się dostać za mury tej posiadłości, że teraz mogła przynajmniej utrzeć mu nosa. Albo nie dać utrzeć własnego, to też dobrze.
Wzniosła dumnie podbródek i oczy przymknęła, jak gdyby nie mogła nawet patrzeć na larwę, jaką był jakiś byle arystokrata. W końcu ona ( wcale nie ), a przynajmniej Arissa ( też miała co do tego wątpliwości ) posiadały powiązania u samych bogów! To musiało się liczyć więcej, niż jakieś wymyślne tytuły -Szlachcicom nie wolno ze mną rozmawiać.

Przymknięcie oczu było błędem taktycznym. Wszak dobrze wiedział jak podstępny to rozpustnik! Nie powinna go spuszczać z oczu. Nie dosłyszała jego kroku, za to poczuła opuszki palców muskające delikatnie skórę jej szyi jakby była porcelanową figurką, jakby była czymś cennym.
-Hmm… nadal masz go. To niedobrze. No, ale skoro już tu trafiłaś, to może zdołam przy nim pomajstrować… szkoda, że czas nie jest po naszej stronie. To bardzo niefortunna sytuacja.- mruknął Tancrist cicho, bardzo blisko niej.- I to na wielu poziomach.

Elfka odskoczyła gwałtownie, kiedy bliskość czarownika stała się dla niej zbyt ciężka do zniesienia. A stało się to dość szybko.
Czemu właściwie wszyscy w tym przeklętym mieście chcieli jej dotykać?! I temu wrażeniu wcale nie pomagało, że była taka czyściutka, pachnąca i mięciutka, zupełnie jak nie ona. I ta nieszczęsna sukienka od kapłanki. Obciskała jej ciało w najmniej ku temu odpowiednich miejscach! Bo i na cóż sztukmistrzyni były piersi wylewające się z ram dekoltu? Na cóż były tak nienaturalnie podkreślone pośladki?! Doprawdy, przez chwilę nawet miała obawy, że usłyszy trzask materiału pękającego w czasie tej jej ucieczki z łapsk Thaaneeekryyysta.

-Ani myślę pozwalać Ci na mnie majsterkować, parszywcu! Już ja słyszałam o czarownikach wykorzystujących innych do swoich doświadczeń i nie mam zamiaru stać się jakimś Twoim zwierzaczkiem do eksperymentów! - oburzyła się na samą taką sugestię. Tym bardziej, że cały czas nie mogła mu darować zostawienia siebie na cały dzień w mieście, kiedy w każdym momencie mogła paść ofiarą Pierworodnego. Na pewno nie zasłużył sobie na jej uśmiechy -I nie ma w tym Twoim Grauburgu innych zamków?!

- Nie ma… to jedyny zamek w mieście. Pomijając fortecę zakonu do której mnie nie wpuszczą, garnizon wojskowy, w którym stacjonują żołnierze naszego gospodarza, oraz… kwaterę krasnoludzkich najemników, do których… cóż… nie pasuję.
- odparł stoickim tonem głosu Tancrist wyliczając na palcach. Po czym przypomniał elfce, nachylając się ku niej i machając jej palcem przed nosem.- Poza tym, to ty chciałaś żebym ci pomógł. Usunął ten zdobny maluneczek z twej szyi. Niech cię nie zwiedzie fakt, że jego autor jeszcze nie zgłosił się po swoją nagrodę. W tym mieście nie chyba murów, które mogłyby go powstrzymać.
Następnie zamyślił się rozważając na głos.- Swoją drogą, to dziwne że się jeszcze nie zgłosił. Byłem przekonany, że po tym co zdarzyło się na zamku wypełnił swą misję. Więc, na cóż jeszcze czeka? Albo, co planuje?

-Ale to Ty miałeś przyjść do mnie rano i się pozbyć tego ustrojstwa! Zamiast tego musiałam szukać sposobu, aby ten gównojad mnie nie znalazł!
-warknęła wściekle, chociaż i tak nad sobą panowała ze względu na.. otoczenie. Jeszcze zwróciłabym na siebie uwagę jakiegoś przechodzącego szlachciurki i kazałby ją wystawić za bramy zamku. Nie, nie. Musiała wytrzymać tutaj tak długo, aż ktoś w końcu zetknie tą śliczną główkę z karku Pierworodnego.
- Kiedy Ty i inni jaśniepaństwo dostaliście zapewne śliczne, zdobione zaproszenia do zamku, ja musiałam się narobić, żeby tu się dostać! I to wcale nie było ani łatwe, ani przyjemne, ani.. -wydęła wargi, po czym westchnęła ciężko. A raczej, westchnęłaby ciężko, gdyby nie przeszkadzała jej w tym przyciasna szata kapłańska. Przynajmniej zdołała jakoś nieporadnie skrzyżować ręce na piersi, a kiedy oplatający jej szyję fajkowy lisek spoglądał na Thaneeekryyysta swymi paciorkowatymi oczami, ona mruknęła od niechcenia
-Może czeka na odpowiedni moment. Cała arystokracja zamknięta w jednej posiadłości, to wydaje się być idealną okazją do jakichś podłości w jego wykonaniu.

- Och, wybacz… nie zauważyłem chwili, gdy awansowałem na twojego sługę.- mruknął czarownik poświęcając uwagę Skel'kelowi zamiast niej.- Nie za dużo ode mnie wymagasz? Nie jestem twoim kochankiem, a jak napisałem do ciebie w liście moja droga Pupcio, nie mogłem przybyć, bo zostałem wezwany tutaj. I choć pokusa usłyszenia twojego narzekania była niewątpliwie urokliwsza od dwóch ciężkozbrojnych rycerzy, to jednak…- lis z pomrukiem przyjemności pozwalał się drapać po podgardle. Czemu Skel'kel lubił tego łajdaka, tego Eshte nie potrafiła zrozumieć.- Ci dwaj posłańcy mieli zdecydowanie solidniejsze i ostrzejsze argumenty. Poza tym wspomniałem chyba, że usunięcie tej ozdoby nie będzie łatwe, prawda?
Nagle czarownik zamilkł wpatrując się w oczy elfki zapytując się z żartobliwym uśmieszkiem.- A właśnie… wracając do sprawy liściku. Odbierzesz ode mnie swojego latającego posłańca, czy… jest on może dodatkiem do listu i mam go przeznaczyć na pieczyste?

-Oczywiście, że chcę go odebrać. To nie tylko posłaniec, ale także część niektórych z moich sztuczek - mruknęła mu w odpowiedzi, wcale nie podzielając jego dobrego humoru. Obróciła głowę, by pochmurnością swych oczu o fiołkowej barwie zapatrzyć się gdzieś w bok. Naturalnie, to nie było tak, że ją speszył swym bezpośrednim spojrzeniem. Może po prostu coś przyciągnęło jej uwagę, jakiś błysk lub zapach pieniędzy. Była przecież w zamku, a to oznaczało samo przez się, że otaczała ją mnogość drogocenności i świecidełek. A Eshte miewała lepkie paluszki.

-I nie będę się przed Tobą tłumaczyć z moich nerwów. To ja noszę na skórze ten niewolniczy tatuaż i przez niego pewnie ten pięknooki potwór mógł mnie znaleźć w każdym miejscu w mieście, z którego nawet nie mogę uciec -przymarszczyła brwi, jednocześnie starając się ignorować to zbytnio łaszenie się liska do dłoni czarownika. Puszysty, uroczy zdrajca -Twój liścik nie pomógł w uporaniu się z tą myślą.

-W każdym miejscu na świecie. Nawet gdybyś uciekła z Grauburga wywąchałby ciebie niczym pies gończy.
- rzekł w odpowiedzi Tancrist, tylko dokładając jej dodatkowy smuteczek do zebranej już kolekcji problem. Bezceremonialnie pochwycił za dłoń kuglarki ciągnąc ją w głąb zamku. - A teraz chodźmy po twego pupila, a po drodze… powiesz mi, kim jest ta owa cnotliwa Arissa, bo nie kojarzę szlachcianki o takim imieniu.

-Jest kapłanką u rycerzyka, którego też ściągnięto do zamku. Jeden z tych honorowych i świątobliwych, co to lubi jak mu boża służka utwardza kopie przez turniejem
-elfka parsknęła krótko, rozbawiona wspomnieniem samej siebie odgrywającej rolę niewinnej kapłanki boga Jakiegoś-Tam. Nie myślała o tym nigdy wcześniej, ale może rozminęła się nieco z powołaniem i powinna była dołączyć do jakiejś wędrownej trupy aktorskiej? Albo samotnie pobierać opłaty za mówienie głosami nadprzyrodzonych istot -I ona w swej trosce oraz oświeceniu zlitowała się nad kuglarką porzuconą w obcym sobie mieście. Wprawdzie traktuje mnie jak swoją zabawkę do tulenia, ale przynajmniej dzięki niej dostałam się do zamku, nie?

Starannie dobierała swe słowa, aby przypadkiem nie wymknęła jej się prawda o wyuzdanej naturze Arissy, ujeżdżającej wszystko co się rusza obojętnie od płci. Jeszcze Thanekryyystowi mogłaby się spodobać i mógłby zechcieć ją poznać, co.. niezbyt było po myśli Eshte. Z jakiegoś dziwnego powodu, którego nie miała zamiaru sobie sama tłumaczyć.

- Zabawka do tulenia?- zdziwił się czarownik nie bardzo rozumiejąc te słowa i prowadząc kuglarkę przez kolejne korytarze w bardziej ciemne i odosobnione obszary zamku.- Nie bardzo rozumiem co to znaczy.
Wzruszył ramionami.- Ale nie brzmi to przerażająco, ani trudno. Z pewnością wieczorem ją też utulisz, tak?

-Prędzej będę spała w stajniach..
-burknęła Eshte pod nosem. Nie pomyślała o tym wcześniej, bo każde miejsce daleko od Arissy było dobre, nawet i to w towarzystwie Thaneeekryyysta, ale z każdym kolejnym krokiem coraz głośniej słyszała w głowie to jedno pytanie - gdzie ten parszywiec właściwie ją prowadził? Ostatnim razem jak pozwoliła mu być swoim przewodnikiem, to skończyła w lochach opuszczonej warowni, uciekając przed strażnikami tamtejszego gospodarza. Teraz na dodatek jeszcze spodziewała się po nim wielu lubieżnych pomysłów, których sceną najprawdopodobniej byłaby jakaś komnata tortur. Wyglądał na takiego, z tymi swoimi kaprawymi oczkami spoglądającymi zza szkiełek..

-Czekaj no, czekaj – napięła swe ciało próbując spowolnić zadziwiająco silnego mężczyznę, albo może nawet zatrzymać i powstrzymać jego dzikie zamiary wobec siebie -Nie idę do żadnego Twojego laboratorium. A tym bardziej do Twojej sypialni. Nie jestem demonem ani kurtyzaną, abym miała ochotę przekraczać jej progi!

- Cóż…
- zamyślił się czarownik zatrzymując się w pół kroku, ale bynajmniej nie puszczając dłoni elfki.- Jak chcesz się więc pozbyć tego maluneczku na szyi, jeśli nie pójdziemy do mnie… do mego laboratorium, co? I zostawisz tego swojego gołąbka, w moich dłoniach?
Uśmiechnął się sadystycznie Tancrist i tak fałszywie, że ciężko było w to uwierzyć. Oj kiepski był aktor z Ruchacza. Wzruszył ramionami.- Twoja ozdóbka na szyi, to nie jest coś co zejdzie od machnięcia dłonią, potrzebuję moich komponentów do jej usunięcia. A poza tym…
Spojrzał za siebie.- Co tak pomstujesz na swoje warunki sypialne, jest aż tak źle?

Skel'kel owinięty wokół szyi kuglarki, muskał pieszczotliwie językiem jej policzek i cichutko przy tym popiskiwał także. Zwierzaczek musiał wiele rozumieć, i teraz zapewne próbował przekonać ją do.. może zaufania temu niewdzięcznikowi. W końcu nie znała nikogo innego, kto choćby wiedziałby od czego zacząć rozwiązywanie jej niezręcznego problemu z Pierworodnym.

-Nie przepadam za byciem tuloną. A i mieć własne łóżko też lubię, nawet jeśli czasem to tylko wygodny barłóg z koców -odparła Eshte pokrótce, nie mając ochoty na wprowadzanie czarownika w szczegóły ostatniej nocy. Z łaskawością pozwalała mu się ciągnąć za rękę, stawiając jednak przy tym odpowiedni opór. Niech sobie nie myśli, że ona z radością za nim idzie.
-A czym niby są te Twoje kapkę..menty? -wykręciła język pod obcym sobie, skomplikowanym słowem. I najprawdopodobniej zmyślonym przez Thaaaneeekryysta także -Nie odgryzą mi tego tatuażu razem z szyją, co?

- To są różnego rodzaju przedmioty potrzebne mi do sfokusowania mocy i nie oderwania ci głowy od szyi podczas zdejmowania tatuażu.- mruknął Tancrist i spojrzał za siebie.- Jesteś pewna? Bo wydaje mi się, że wprost przeciwnie… wręcz szukasz kogoś, kto by cię przytulił. i rzucasz się na bogu ducha winnych magów napastując ich pocałunkami.
Zanim jednak zdołała mu się odgryźć za te zniewagi, czarownik otworzył kluczem masywne drzwi i wprowadził elfkę do dość olbrzymiej sali, która była jego sypialnią i jadalnią, biblioteką i kącikiem zabaw w małego… czarownika.

W jednym kącie sali było spore łóżko z kolumienkami, aż na dwie… a może nawet trzy osoby. Pod dużym oknem była stolik na trzy osoby, nasłany obrusem i z resztkami porannego posiłku. Tam też siedział gołąb Eshte opychając się resztkami słodkiej bułki, w postaci okruszków na stole.
W dwóch przeciwległych kątach była biblioteka z księgami i dużym podestem na którym stała rozłożona księga o podejrzanej treści.




I dość szczegółowych obrazkach przedstawiających różne demony. Brakowało tylko kręgu ofiarnego i ofiary z dziewicy.. chwila! Ona przecież była dziewicą!

Po drugiej stronie zaś… fiolki, czaszki, klucze, wytrychy, pilniki. Dziesiątki różnych przedmiotów kojarzących się Eshte z pracownią wiedźmy warzącej eliksiry. W dodatku ususzone zioła do niewiadomo jakich celów. Tyle dziwności i niezwykłości. Jedna okrągła flasza szczególnie się wyróżniała bo jej zawartość wyglądała jak złoty pył i błyszczała bardziej niż złoto. Tyle że butla ta była zdecydowanie za duża, by wepchnąć ją pod pazuchę.



]



Nie zawiódł jej oczekiwań. To miejsce wyglądało prawie dokładnie tak, jak wyobrażała sobie Eshte komnatę przeklętego czarownika. No, może brakowało tylko płonących świec z misternie skapujących z nich woskiem, dużych i owłosionych pająków zamkniętych w słoikach, demonicznych znaków namalowanych krwią na podłodze i laski maga, co to podobno ma na czubku gałkę. Ale dzień był jeszcze młody, a jaskinia Ruchacza na pewno kryła przed jej oczami wiele sekretów.

-Nie jesteś najsubtelniejszym z czarowników -mruknęła rozglądając się naokoło, co naturalnie zakończyło się zawieszeniem spojrzenia na kusząco lśniącej butelczynie -Wśród ludzi zawsze krążą opowiastki o Twoim rodzaju, co to kolekcjonuje czaszki i dla towarzystwa przyzywa sobie jakieś rogate latawice. Podobno zwykle towarzyszy temu dużo dziewiczej krwi i abra kadabry wypowiadane językiem prosto z samych piekieł. Pewnie jest w tym ziarenko prawdy, nie?

Nieśpiesznym, lekkim krokiem przechadzała się po jego sypialni, przede wszystkim kierując się w kierunku kącika z dużą, doprawdy dużą ilością drobiazgów, tylko czekających na trafienie w jej rączki. Fajkowy lisek w międzyczasie gdzieś spłynął po jej ciele, być może mając w planach swą destrukcję na własności Thaneeekryysta. Albo szukając jedzenia.
A elfka nachylając się ku jednej z czaszek, bezczelnie palcem wskazującym trąciła ją prosto w czoło -Temu tutaj też obiecałeś pomóc?

-No… niestety…
- odparł żartobliwie czarownik podchodząc do stolika z resztkami jedzenia. Przelał z dzbana trochę wina.- Magia wymaga ofiar. Ale dziewicza krew nie jest konieczna. Wystarczy jakakolwiek. Siadaj na łóżku, przyjrzę się twemu tatuażowi.

Nie odpowiedziała nic na jego propozycję. Nie musiała, jej spojrzenie wystarczyło za tysiąc słów. Kryła się w nim chęć do zbliżenia się do łoża Ruchacza porównywalna do tej, jaką obdarzyła tę jego otwartą księgę z rycinami demonów. A tą przecież obeszła szerokim łukiem.

Chwyciła w dłoń swojego nowego przyjaciela o pustych oczodołach, po czym podrzucając go zręcznie w powietrzu zwróciła swą uwagę na wytrychy zajmujące całą ścianę. Widziała wśród nich ze dwa, które przygarnęłaby z przyjemnością. No, może z pięć. Albo dziesięć.

-Złodziej nie powstydziłby się takiej kolekcji -mruknęła, chociaż jej oczy coraz częściej zezowały ku butelczynie o lśniącej zawartości - Na co Ci one? Myślałam, że wam czarownikom wystarczą tylko księgi i magiczne laski do poczuwania się lepszymi w swoich sztuczkach od innych -uśmiechnęła się chytrze -Cała ta gadanina o mojej ignorancji, a sam wspomagasz się wytrychami, niczym byle uliczny łotrzyk.

- Magia wyczerpuje. Ty tego może nie czujesz mając olbrzymi potencjał i używając go prostackich trików.
- wyjaśnił Tancrist szukając czegoś wśród zgromadzonych przedmiotów.- Ale inni magowie nie są w aż tak komfortowej sytuacji. Nie używam magii, tam gdzie nie muszę.
To mówiąc wyjął pędzelek i kilka butelek z farbkami.- Poza tym oprócz wytrychów są tu klucze do innych wymiarów, ukryte przed ciekawskimi. I tylko ja wiem, które z nich otwierają drzwi, które… inne rzeczywistości.
Spojrzał na elfkę dodając z irytacją.- A ty jeszcze nie na łóżku?

- Doprawdy, w taki sposób kusisz kobiety do swojego łoża? Mało przekonujące, Ruchaczu..
-zacmokała elfka w rozczarowaniu zachowaniem tego lubieżnika. Następnie wyciągnęła ku niemu rękę trzymającą czaszkę na wysokości jej głowy i zaczęła nią poruszać, jak gdyby ta nagle ożyła i zapragnęła rozmawiać. A robiła to głosikiem wysokim, drażniąco świdrującym w uszach -Panienka Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré, Pierwsza i Jedyna Tego Imienia, Władczyni Ognia i Mistrzyni Iluzji, nie zbliży się nigdzie w okolice tego przeklętego mebla. Życzy sobie natomiast ciasta, błyszczącej tiary i naręcza sukien zaniesionych do jej wozu -wyliczenia kaprysów przerwało głuche piśnięcie, dobiegające gdzieś z drugiego końca komnaty -Ah, tak. I jeszcze kilka skrzyń najlepszego tytoniu.

Rechocząc sobie pod nosem, kuglarka zbliżyła się w końcu ku flaszeczce. Oh, jej lśnienie odbijało się rozkosznie w fiołkowych oczach, zupełnie jak gorączka trawiąca ciało. Sięgnęła ku niej, aby palcem móc ostrożnie dotknąć naczynia.

-Na twoim miejscu wstrzymałbym się z życzeniami, tym bardziej że jeszcze nie ustaliliśmy… jak ty opłacisz moje usługi dla twego ciała.- odparł z wystawionym językiem szlachcic i widząc gdzie się zbliża, sam ruszył ku niej mówiąc.- Na twoim miejscu nie ruszałbym tej flaszy. Jej zawartość szczególnie nie jest dla ciebie. Jeśli się zbije… będziesz miała kłopoty, a potem zrzucisz je na mnie.

Nic sobie nie robiła z jego ostrzeżeń. Niczym kot mający w poważaniu ludzkie zakazy, tak samo Eshte zerknęła w kierunku nadciągająca czarownika i.. po prostu pochwyciła flaszeczkę w dłonie.
-Nie dla mnie? To dla kogo? I co.. co to właściwie jest? - pytania szybko i bezlitośnie padały spomiędzy jej warg. Uniosła znalezisko ku oczom, prawie przyciskając nos do szklanej powierzchni -Pięknie błyszczy, jak złoto.. i pewnie też musi być sporo warte, co?

-To jest pył wróżek w delikatnej flaszce… jeśli ją przypadkiem stłuczesz, to… cóż… przy takim stężeniu pyłu w twych płucach, rzucisz się na mnie niczym kotka w rui i gwałtem mnie weźmiesz.
- wyjaśnił mag stoickim tonem, acz widać było jak jest trochę niespokojny.- Pył wróżek jest wyjątkowo aktywną substancją, więc musi być trzymany w specjalnie wytopionym szkle, które jest drogie… a przez to flasze z niego wykonane są bardzo delikatne. Bardzo. Nie ściskaj za mocno flaszy, bo może pęknąć.

Wątpliwość i niepokój toczyły ze sobą bój o panowanie nad twarzą elfki. Odsunęła ją od flaszeczki, a nawet wyraźnie ostrożniej pochwyciła za nią palcami. Gwałtowna eksplozja, spoglądanie w przyszłość po odpowiedzi, może przywołanie dzikich stworzeń z piekielnych otchłani, mogła sobie poradzić z każdym z nich. Ale to, co według czarownika kryło się za tym ślicznym lśnieniem, było o wiele zbyt niebezpieczne, aby mogła uronić choćby odrobinę z tego pyłku!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem