Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2016, 17:17   #50
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Usiadła z powrotem na łóżku, chociaż nie bez pewnych oporów przed zbliżaniem się do jego dłoni i kopę mętów.

-I na pewno dobrze wiesz, że nie poradziłam sobie jeszcze z moim.. drugim problemem. Nie da się tej skazy odstraszyć przekleństwami, ani spić w trupa, ani zwyczajnie przegonić, ani z nią współpracować. Nikt też na ulicach nie odprawia tak po prostu rytuałów wyganiających z ciała klątwy demonów – odgarnęła palcami jakiś loczek, który opadł niesfornie i łaskotał ją w czoło - Nie rozumiem właściwie, czemu w ogóle jakiś demon beztrosko sobie chodził po tym Twoim mieście..

-Bo demony zwykle nie mają fizycznej formy i potrzebują żywiciela, niczym pchły czy tasiemce… bardziej tasiemce. I tak jak tasiemce, w żywicielu są zazwyczaj niewidoczne. Potrzebują fizycznej formy, którą ich obecność z czasem wypacza. To co nazywasz klątwą jest tak naprawdę nieudaną próbą przejęcia twego ciała przez taką istotę. To co ty nazywasz klątwą, jest naprawdę… posoką demona zakrzepłą na twoim ciele. Jeśli lubisz takie poetyckie porównania.
- po tym wywodzie czarownik zaczął coś mamrotać pod nosem… chyba zaklęcia, ale tym razem na szczęście Eshte nic nie czuła, co najwyżej igiełkę strachu związaną z faktem, że znowu musi się oddać w łapska Ruchacza.

-Ah.. to tym musiały być te.. płomienie.. obrzydliwe.. -mruknęła niewyraźnie i cicho, bardziej do siebie niż lubieżnika majstrującego przy jej tatuażu. Teraz jeszcze bardziej cieszyła się z tak długiej i pachnącej kąpieli jaką przygotował jej niziołek. Nie miała wprawdzie nic przeciwko brudzeniu sobie rąk, ale.. krew demona? Tego już było zbyt wiele, nawet dla niej.
-Z początku kusił mnie klejnotami, złotem i wszystkimi możliwymi dobrami naszego świata. Chyba jego dotychczasowy.. żywiciel umierał, więc demon upatrzył sobie mnie na kolejnego. W porę jednak pojawili się zakonnicy i ubili potwora, który jeszcze buchnął tym swoim zielonym ogniem -skrzywiła się na samo wspomnienie tego, jak zmuszona była rzucić się w ucieczce na twardą i nierówną ziemię ziemie uliczki. Podrapała się po nosie -Może ich też dotknęła ta skaza? Jeden z zakonników wyglądał na mocno popieszczonego płomieniami..

- Możliwe… ale jego oczyszczą kapłani. Boskim ogniem zapewne.
- stwierdził czarownik i wrócił do mamrotania i pieszczotliwego muskania szyi Eshte palcami. Oczyszczenie “boskim ogniem” jakoś kuglarki nie kusiło, bowiem nie przepadała za ogniem, który nie był pod jej własną kontrolą -A co do mojego pieszczocha, to to nie jest bestia ułożona jak szlachecki gryf. To krnąbrny i narowisty potwór uznający tylko silnego pana na swoim grzbiecie. Nie puściłbym cię samej na nim.

-Czyżbyś nie widział tego kapryśnego maleństwa, które ciągnie mój wóz? Gdyby tylko mu się chciało, to Mały Brid' mógłby powalić kopnięciem rycerza w pełnej zbroi, a jego palce schrupać jak najsłodsze jabłko. Nie są mi straszne żadne bestie, skoro mam takiego olbrzyma za towarzysza podróży
-uśmiechnęła się wesoło, bo przecież czasem zdarzało się, że i ona dostrzegła w nim maleńkiego i nieporadnego źrebaczka. Chociaż maleńki to on nigdy nie był. Pewnie już podporządkował sobie wszystkie konie z zamkowych stajen, razem z chłopcami stajennymi. Powinna przejść się później i odwiedzić jego królestwo..

Wyraźnie odnalazła spokój w takim temacie rozmowy, acz nie w pełni oddała się łapskom czarownika. Co chwilę napinała się, oczekując kolejnego pieczenia skóry pod jego palcami lub trzymanym pędzlem. Ciągle jednak mało komfortowym dla niej był przymus siedzenia nieruchomo, zdecydowanie przychodzący jej z trudem. Niecierpliwie wodziła spojrzeniem po komnacie, a noga jej podrygiwała w jakimś nieokreślonym rytmie , kiedy mówiła dalej -Sam też nie wyglądasz na pogromcę potworów, ani choćby na ujeżdżacza dzikich koni. Skąd w takim razie masz takiego zwierzaka? Rodzinna pamiątka?

- Można tak powiedzieć, pamiątka po rytuale przejścia. Moja rodzina ma bardzo specyficzne tradycje. Jak wszyscy mieszkańcy moich gór. Kiedy żyje się wśród turni i lasów naznaczonych wciąż świeżymi śladami i ranami po Dzikim Gonie, trzeba być równie twardym jak same góry.
- odparł czarownik na moment przerywając mamrotanie nad jej szyją. -Twój Brid’ może jest i duży, ale to nie dziki ogier, który nie lubi być kierowany czyjąś ręką. Rashael taki nie jest, potrafi być gwałtowny i humorzasty. To nie zwierzę dla delikatnych ślicznotek.- nachylił się szepnął wprost do ucha.- A ty taką jesteś, wbrew temu co twierdzisz.
I cmoknął ją, w sam czubek wrażliwego na dotyk ucha powodując przeszywający jej ciało dreszczyk. Wielce przyjemny dreszczyk. Ruchacz chyba wiedział o elfim ciele, to czego ona nigdy nie miała się okazji nauczyć. Które jej części ciała są szczególnie wrażliwe na pieszczoty.

A już.. już zaczynało być tak dobrze. Spokojnie. Może „przyjemnie” było o wiele zbyt dużym słowem, ale niewątpliwie nie było jakoś straszliwie i nawet przestała ją kusić ucieczka z leża czarownika. Jednak musiał wszystko popsuć tym swoim gestem. Może dla tego lubieżnika było to coś naturalnego, może zabawiał się tak z każdą napotkaną kobietą, ale Eshte była zbyt dzika na takie pieszczoty. Zbyt im niechętna.
I dlatego zareagowała gwałtownym odsunięciem się, obróceniem ku jego szkiełkom oraz uniesieniem dłoni zaciśniętej w pięść. Uderzyła nią prosto w jego klatkę piersiową, co może nie było najsilniejszym ciosem, ale wyraźnie wskazywało na wściekłość w jej ciele.

-To też część Twojej abrakadabry, Ruchaczu?! Tylko cycki Ci w głowie?! Myślisz, że jestem jakaś łatwa i naiwna, że możesz się mną tak po prostu zabawiać, co? Że trafiłeś na taką, co to nigdy miasta i mężczyzny nie widziała?! -warknięciami wyrzucała z siebie coraz to kolejne pytania, na które w swej furii niekoniecznie oczekiwała odpowiedzi. Ważniejszym było, że każde z nich zwieńczała uderzeniem swej niewielkiej piąstki -Nie jestem jakimś kawałem mięcha, na którym możesz sobie poużywać!

- Trochę siły masz…
- odparł ze śmiechem, atakowany czarownik i wzniósł palec w górę.- Ale uważaj, bo szwy ci puszczają.
Miał rację, suknia nie wytrzymała takich gwałtownych ruchów i pękała gdzieniegdzie odsłaniając nieco ciała kuglarki. Pięć ciosów pozwolił jej zadać, szósty cios przechwycił dłonią.- No, no… przyznaję, zabawiłem się tobą. Ale też nie moją intencją było zaciągnięcie cię do łóżka, co podroczenie się z twoim gwałtownym charakterkiem. Jak wspomniałem, jesteś delikatniutka i mięciutka. Jak szlachcianki, którymi tak gardzisz. A teraz siadaj grzecznie i przechyl głowę. Jeszcze trochę mi zostało do zrobienia.

-Nie jestem mięciutka!
-ryknęła kuglarka napinając ponownie mięśnie i próbując ponownie zdzielić mężczyznę swą piąstką. Jednak musiałaby ją najpierw wyswobodzić z jego żelaznego uścisku, co wcale nie było łatwe. Krzywiła się, grymasiła, ale ten okazywał się być zdecydowanie zbyt silny niż wskazywałyby jego szkiełka i niepozorny wygląd. W końcu musiała porzucić swą chęć starcia mu tego uśmieszku z twarzy, bo i kapłańska szata rzeczywiście zaczynała wydawać z siebie niebezpieczne, rozdzierające odgłosy. Cofnęła się zatem pośpiesznie i poprawiać ją zaczęła na swych ramionach oraz zadziwiająco zbyt dużych krągłościach. Towarzyszyły temu pełne niezadowolenia pomruki o przesadnie chudych i wiotkich elfkach. Sama wprawdzie nie była jakaś bardzo cycata i bioder też nie miała stworzonych do rodzenia gromady dzieci, ale Arissa to naprawdę była kruszyną na ciele.

-Co to w ogóle za określenie na kobietę? Czy niektóre naprawdę lubią być nazywane.. mięciutkimi? - zapytała przechylając z powrotem głowę. Ręce skrzyżowała na piersi, próbując tym zwykłym ruchem jakoś okiełznać swoje ubranie i nie dać lubieżnikowi satysfakcji z oglądania więcej niż tylko jej nagiej szyi. Powinna wybrać się później do swojego wozu, znaleźć coś wygodniejszego do założenia. Musiała mieć w zanadrzu jakąś sukienkę odpowiednią na pobyt w zamku -I po prostu nie rób tak więcej. Wystarczy już, że ten Pierworodny osraniec się mną zabawia, nie potrzebuję jeszcze, abyś Ty mnie obmacywał.

- Nie lubią być nazywane mięciutkimi…
- zgodził się z nią szlachcic wracając do mamrotania nad szyją elfki.- Ale gdybym ci naprawdę kadził w nadziei na twój żar tej nocy, użyłbym odpowiedniejszych określeń. Swoją drogą… czy aby nie przesadzasz?
Poprawił okulary i zbliżył bardziej twarz do szyi kuglarki.- Jak pewnie wiesz, albo i nie, nocne figle wymagają ochoty z dwóch stron, więc nie mógłbym cię wychędożyć, gdybyś tego nie chciała. Czyżbyś się bała, że jednak … całkowicie teoretycznie zakładając… możesz ulec mojej perswazji? Szlag… skubaniec jest dobry w zaklinaniu… a więc wracając do tematu, boisz się że mogę cię uwieść? Bo przecież gdybym miał cię siłą brać, to nie musiałbym się bawić w pozory.

-Oczywiście, że nie mógłbyś mnie wziąć siłą!
-parsknęła Eshte, śmiejąc się przy tym gorzko na tak absurdalną myśl czarownika. Chociaż właściwie to był dość silny, o wiele silniejszy od niej.. i pewnie znał jakieś magiczne sztuczki, którymi mógłby ją spętać albo obudzić w niej nagłe pożądanie ku sobie, niczym tamten Pierworodny. Nagle ta myśl przestała być taka zabawna..

-Sam powiedziałeś, że nie chcesz mnie przechędożyć, że kurtyzany są takimi cudownymi istotami, więc skoro nie chcesz, to po co to robisz? Bo jesteś znudzonym szlachciurką i lubisz się bawić innym, ot co - zbyt późno zauważyła, że słowa przychodzące jej na język mogą być przez niego opacznie odebrane. Albo sam zwyczajnie przeinaczy je na swoje, aby brzmiało, jak gdyby ona chciała tego chędożenia z nim. Dobrze, że w porę się opamiętała i żachnęła się z oburzeniem -A ja przecież jestem artystką, a nie byle kawałkiem mięsa z cyckami i długimi uszami!

- Bo zabawnie marszczysz nosek, gdy się gniewasz… zresztą co takiego robię? Ot musnąłem językiem twoje ucho, a ty od razu panikujesz jakbym już sięgał dłońmi pod spódnicę.
- odparł ze śmiechem czarodziej nadal szepcząc coś nad jej szyją.- Nie wiem czemu jesteś taka spięta. Twój Skel’kel jakoś nie panikuje.
Rzeczywiście. Lisek zwinął się w kłębek i zasnął na poduszce, zupełnie nie przejmując tym że znajdowali się w jaskini Ruchacza! W czystym siedlisku zła!

- Mam złe wieści i dobre wieści. Złe to takie, że udało mi się ledwo osłabić pierwszy z glifów, usunięcie zajmie mi…- czarownik nie zdążył powiedzieć, bo ktoś zaczął dobijać się do jego “pieczary”.
Elfka zerknęła szybko w kierunku drzwi, nie mogąc wprost uwierzyć w wyczucie czasu tego kogoś stojącego za nimi. Zapewne kobiety, bo i kto inny mógłby tak bardzo potrzebować Ruchacza. Tyle, że Eshte była tu pierwsza i nie zamierzała się dzielić czarownikiem, nim nie otrzyma od niego satysfakcjonującej odpowiedzi.
Odwróciła się do niego i palcami pochwyciła kurczowo za rękaw jego szaty, w razie gdyby zamierzał wstać w najmniej ku temu odpowiednim momencie.
-Zajmie? Ile Ci zajmie? -niecierpliwość wraz z natarczywością pobłyskiwały w jej oczach. I może też i nieme błaganie o pomoc, chociaż nie przyznawała tego ani przed sobą, ani przed kimkolwiek innym. Tak samo jak i tego, że bała się każdej kolejnej nocy spędzonej z tym znamieniem na swym ciele.

-Trzy cztery dni z przerwami. To skomplikowane znamię niestety. Oczywiście jakieś postępy już uczyniliśmy. Trudniej mu go będzie ciebie znaleźć, ale całkowite usunięcie wymaga sporo czasu i wysiłku magicznego…- odparł czarownik zamierzając wstać, gdy walenie w drzwi zrobiło się bardzie natarczywe i… “męskie”. Bowiem kobiety rzadko nosiły żelazne rękawice na dłoniach, a tym bardziej takie kobiety, które Eshte spodziewała się u Ruchacza. A łomot w drzwi odpowiadał dźwiękowi żelaznej rękawicy.

-Cz..cz.. cztery dni?!
-powtórzyła kuglarka nie mogąc uwierzyć w to co słyszy. Jeden dzień, tak, to nadal byłoby zbyt długo, ale trzy lub.. co gorsza.. cztery nawet?! Co ona miała robić, snuć się jak duch po tych zimnych korytarzach w obawie, że Pierworodny w końcu wyjdzie z któregoś cienia i ją porwie? Jak miała spać, kiedy on ją nawiedzał w snach?

-To.. długo.. -wypuściła z dłoni rękaw czarownika. Zdawało się, że cała tak.. oklapła, zwiotczała smutno. Spojrzenie opuściła na liska grzejącego jej uda. Zanurzyła palce pośród jego przyjemnie mięciutkie futerko -Nie da tego jakoś.. nie wiem, przyśpieszyć? Przecież nie mogę tyle czasu się włóczyć po tym Twoim zamku i liczyć, że on mnie tutaj nie znajdzie którejś nocy..

- Przykro mi, to klątwa Pierworodnego, gdybym próbował to przyspieszyć to cóż… mogłoby ci urwać głowę. To koronkowa robota.- westchnął czarownik i pogłaskał ją czule po włosach.- Ale nie martw się. Teraz, mogę cię zawsze znaleźć i ochronić… a jeśli uda się go zgładzić, znamię samo zniknie.

-Wcale mi się nie podoba, że będę musiała tak długo się kręcić wśród tutejszego jaśniepaństwa. W końcu ktoś zacznie zadawać pytania..
-wymruczała Eshte niepocieszona. Wcale nie próbowała uciekać spod dotyku czarownika, może nie było to jej niemiłe, a może zwyczajnie ciężar wieści zbyt mocno osiadł jej na barkach, że ani myślała teraz o zrywaniu się do ucieczki. Nic nie układało się tak jak powinno.
Podniosła głowę, aby spojrzeć na Thaneeekryyysta spomiędzy opadających jej na twarz loczków -Nie macie tu może jakichś wolnych komnat, co? Takich specjalnie dla ulubionych artystek? Kapłanka rycerzyka dostała jedną tylko dla siebie, to może ja też mogę?

- Jesteś za pyskata na ulubioną artystkę, jeśli jednak powiem że jesteś moją kochanką to z pewnością dostaniesz komnatę obok mnie i będziesz bezpieczna. Artystki podszczypuje każdy pijany szlachciura, ale nikt nie ośmieli się napastować ulubionej kurtyzany mrocznego maga z obawy przed jego zemstą.
- odparł po chwili namysłu czarodziej nadal pieszczotliwie głaszcząc włosy kuglarki.- No i nikt nie będzie się dziwił, że przesiadujesz tak długo w mych komnatach.
Walenie do drzwi nie ustawało, a wręcz się nasiliło.- Jaśnie wielmożny Tancriście von Taelgrim, wzywani jesteście na narady. Wielmożny Aremius czeka na waszmości.
Twarz czarownika zrobiła się bardzo ponura.- Ciekawe co ten staruch wymyślił, Gadzi Język przeklęty. Zapowiadają się kłopoty moja droga Eshte.

-Jakbym już ich nie miała...
-skwitowała sięgając ręką ku swej szyi i ostrożnie opuszkami palców muskając znamię na niej. Nie, zdecydowanie nie potrzebowała już więcej problemów.

Następnie podniosła się z łóżka, a Skel'kel zwinnie wspiął się po jej ręce ku ramionom i głowie, jak gdyby sam chciał się dostać pod dłoń czarownika. Wszak zdawał się tak bardzo polubić jego dotyk, zdrajca jeden. Eshte wprawdzie jakoś się nie złościła, ale to musiała być tylko chwilowa słabość. Nic więcej.

-Jestem zbyt pyskata na ulubioną artystkę, ale nie na Twoją kochankę? Czy kurtyzany nie powinny być cudownymi i zjawiskowymi istotami znającymi pragnienia mężczyzn? Po prostu dopasowujesz swoje słowa to okazji, co? -uśmiechnęła się do niego krzywo, a potem niemrawo spróbowała poprawić na siebie kapłańskie szaty. Może i.. teoretyczne bycie jego kochanką rzeczywiście dałoby jej większą swobodę w zamku, ale nie chciała wyglądać, jak gdyby dopiero co wstała z łóżka. I to niekoniecznie po spaniu. Zaś reakcja Thaneeekryysta była według niej dość podejrzana -A ta narada samych wielmożów to pewnie z powodu tej waszej panny młodej?

- Tak. Pamiętasz tego czarnoksiężnika z wieży i jego plan? Aremius chce zastosować podobną sztuczkę, tylko zamiast dzieci użyje tajemniczego artefaktu ze skarbca tutejszego władcy. Kryształu, który należał kiedyś do potężnego Pierworodnego… staram się tutejszemu władcy wyperswadować ten pomysł. Ów kryształ jako źródło mocy widzi mi się dużym zagrożeniem, acz niestety mój własny koncept, też ma wady…
- wzruszył ramionami czarowniku uśmiechając się smętnie. Po czym dodał już z bardziej łobuzerskim błyskiem w oku.- A co do kurtyzan, to muszą być piękne i zjawiskowe… jeśli są wyjątkowo dobre w łóżkowych harcach, to można wybaczyć im ostry języczek. Zwykle świadczy on pozytywnie o łóżkowym temperamencie kochanki, więc… kto wie, co tam ukrywasz pod spódnicą.
Zaśmiał się cicho i krzyknął głośno.- Już idę! Idę!

I ruszył do drzwi, po czym otworzył je.- Czemu zakłócacie mój spokój. I co mnie obchodzi Aremius?
-Władca Hellmsiru i młody panicz też czekają. - stwierdził cicho strażnik i zerknął zza ramienia czarownika, by zobaczyć co się dzieje w jego komnacie.
- Baraszkowałem z moją osobistą przyjaciółeczką, jak będziesz się na nią gapił bez mojej zgody, to ci kuśka uschnie i odpadnie w przeciągu tygodnia -ta groźba na niego podziałała, od razu popatrzył w dół, podobnie jak jego towarzysz- Każ uprzątnąć komnatę obok, moja słodka Eshte ją zajmuje od dzisiaj i dostarczcie jej jakieś ładne suknie. Zrozumiano? Zajmiecie się tym osobiście, jeśli nie chcecie bym naznaczył was klątwą.
-Tak jest panie!
-krzyknęli energicznie strażnicy, a Tancrist zwrócił się do elfki.- Czekaj tutaj na mnie. I niczego nie ruszaj. Ni- cze-go.

Nie zdążyła nawet okazać swojego sprzeciwu, kiedy czarownik podjął za nią tę decyzję o byciu jego kochanką. Oh, pewnie tylko na to czekał, lubieżnik jeden! Dobrze przynajmniej, że pogroził strażnikowi, bo Eshte z tego zaskoczenia nie wyglądała jak najbardziej ponętna „osobista przyjaciółeczka”. Usta rozchylone w zdziwieniu, tak samo oczy rozszerzone do wielkości złotych monet.

-To teraz moje więzienie? -zapytała wyszczerzając chytrze ząbki -W takim razie niech mi jeszcze przyniosą tacę z ciastami i piw.. -urwała uświadamiając sobie, że przecież nie jest w jakiejś karczmie tylko na zamku. Tutaj pewnie żaden szlachciurka nie zamoczyłby swych warg w tym złocistym płynie -I butelczynę wina.

-Słyszeliście ...ciasta i wino.
- rzekł szlachcic poufale obejmując Eshte, po to by ją czule cmoknąć w ucho na pożegnanie i wykorzystać ten pocałunek na szept.- Tylko tu nie narozrabiaj jak mnie nie będzie. Nie chcę spędzić chwil po powrocie na gaszeniu pożarów, które wywołasz… zamiast na usuwaniu znamienia Pierworodnego.

Znowu ucho. Złośliwiec jeden wykorzystywał sytuację. Wszak nie mogła mu się wyrwać z ramion i uciec od tego pocałunku. I czemu to nie było tak nieprzyjemne, jak być powinno, co? Ale oczywiście to wina tego, że Ruchacz znał czułe punkty elfiego ciała. To nie tak, że nagle polubiła jego dotyk, prawda?

Ona wykorzystała ten krótki moment na swój własny sposób, który zawierał w sobie bliskie spotkanie jej łokcia z jego brzuchem. Oh, no przecież, że nie za mocno. Bardziej jako taki kuksaniec mówiący, że ona sobie dobrze zapamięta tę jego zniewagę, niż jakieś bolesne uderzenie mające go powalić z nóg i przyprawić o dziewczęcy pisk cierpienia.

-Pożarów? Doprawdy, jestem artystką. Stać mnie na wiele więcej.. – odpowiedziała mu cichym pomrukiem oraz słodkim, fałszywym i sztywnym uśmiechem przyklejonym na usta, aby nie wzbudzać podejrzeń strażników.

Czy naprawdę wierzył, że ona go posłucha? Wszak zostawianie jej samej w tej komnacie było jak.. jak.. zostawienie kota w pomieszczeniu pełnym pudełek i przedmiotów łatwych do zrzucenia z wysokości!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem