Gdy tylko
Franka udzieliła
Evanowi pierwszej pomocy w postaci leczniczej modlitwy, młody wojownik ruszył w las by dołączyć się do pościgu.
Kain nie żył, jego siostra została porwana, a ukochana
Sinara znów wystawiała się na niebezpieczeństwo.
“Dobrze przynajmniej że zimnogłowy Marv jej towarzyszy” - tak pocieszał się
Evan, który umierał z niepewności. Nie zdawał sobie wcześniej sprawy że miłość to także cierpienie. Biegł, biegł i biegł, ile tylko sił w nogach, aż w końcu zobaczył plecy truchtającego
Marva. Kilkanaście sekund później był już przy rudzielcu i dysząc ciężko zapytał
- Gdzie Sinara? Marv usłyszał go i dostrzegł znacznie wcześniej, ale nie zwolnił, aby poczekać. Zamiast odpowiadać, wskazał przed siebie. Przez chwilę bardzo go korciło, ale nie była to chwila na żarty. Powstrzymał się i zamiast tego powiedział szeptem.
- Cicho. Śledzimy ich z bezpiecznej odległości. Nie idź dalej, bo cię usłyszą. A wtedy zabiją porwanych. Evan pokiwał głową łapiąc oddech. Nie biegł już dalej, postępując za radą
Marva. Kryjówka bandytów musiała być już blisko i należało zachować ostrożność, zwłaszcza że nie wiedział ilu zbójców przeżyło atak na karawanę.
Dotarli wreszcie na miejsce i
Sinara dała znak by się zatrzymali, a sama ruszyła na zwiad. Czekali więc obserwowali i nasłuchiwali. Do czekających wojowników dołączył wkrótce także
Shavri i
Khergal.
Po dłuższej chwili ze zwiadu wróciła
Sinara i przedstawiła sytuację w obozie zbójców. Mieli przeciw sobie jedenaścioro bandytów i część była ranna, wybór co robić był więc bardzo trudny. Rudzielec w kilku krótkich i rzeczowych zdaniach przedstawił plan potyczki, który zawierał element zaskoczenia i ataku z wielu kierunków.
Shavri spojrzał na
Marva i kiwnął głową.
-
Możemy strzelać, jasne - wyszeptał. -
Wątpię, żeby ci tutaj dali się nabrać na jakieś dyplomatyczne sztuczki, że ich niby puścimy wolno, jak oddadzą nam porwanych. Choć oczywiście możemy i tego spróbować.
Jakże się zmienił przez te ten czas od pierwszej misji. Kiedyś dyplomacja byłaby jego kategorycznym żądaniem. Teraz była ledwie propozycją.
Hund zamrugał i zagapił się na
Shavriego ze zdumieniem.
-
Już negocjowaliśmy. Teraz musimy rozmawiać w sposób, jaki rozumieją. Zaatakować z zaskoczenia. Shavri uśmiechnął się złym uśmiechem, głaszcząc drewno swojego łuku.
-
Zostało mi osiem strzał, zrobię z nich użytek - zapewnił. -
Chodźmy więc, Sinaro. Mamy strzelać bez rozkazu, czy dacie nam jakiś znak? Marv spojrzał na
Evana. W końcu on tylko dał pomysł, a to starszy wojownik był dowódcą.
-
Wydaje mi się, że możemy ruszyć jak wystrzelicie, to powinien być wystarczający sygnał. Shavri ponownie kiwnął głową i również spojrzał pytająco na kapitana.
-
Pomysł niezły jak na te warunki, ale nadal wolałbym z nimi pogadać - odpowiedział
Evan -
Są rozbici, przestraszeni i ranni, powinni oddać zakładników w zamian za wolność. Shavri wzruszył a ramionami.
-
Tobie zostawiam dyplomację, nigdy nie byłem w tym mocny. Powiedz mi tylko, czy mamy strzelać, nawet jak oddadzą zakładników?
-
Wolałbym uniknąć dalszego przelewu krwi - kapitan zrobił pauzę, wiedział że nie wszystkim spodoba się pomysł negocjacji i czekał aż każdy wypowie swoje racje.
Traffo był jak najbardziej za sprawiedliwością i wymierzeniem kary, ale powstrzymał się od narzucania komukolwiek swojego zdania. Miłość do wszystkiego i wszystkich była kiedyś jego drugą naturą, więc kompromis między tymi dwoma podejściami nakazywał mu neutralne dostosowanie się do decyzji kapitana. Dlatego panując nad swoim gniewem, stwierdził tylko sucho, że wybiłby do nogi, dla uratowania następnych podróżnych, ale kłócił się nie będzie. Miał nadzieję, że Khergal zabierze głos w dyskusji także.
- Evan, oni ich prawie zabili widząc, że ich gonimy. Jedno złe słowo i zamordują Rose -
Marv skrzywił się bardzo mocno na sugestię o rozmawianiu. -
To są mordercy. Rozmawiać możemy z pozycji siły, osłaniając jeńców, jeśli bardzo ci na tym zależy.
-
Jak zaatakujemy to mogą zrobić to samo, a ferworze walki mogą puścić komuś nerwy i będzie po nich - starał się argumentować kapitan. Był chyba jedynym z grupy, może poza
Shavrim, który chciał negocjować i powstrzymać rozlew krwi. W końcu dał za wygraną i pozwolił by większość zadecydowała.
-
Zrobimy tak jak zaplanował Marv. Zajmijcie pozycje i bądźcie gotowi, gdy posypią się strzały, nie będziemy mieli zbyt wiele czasu, zanim zorientują się co się dzieje.