Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2016, 10:11   #26
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Południowy Las
Trakt do Luskan
10 Mirtul Roku Orczej Wiosny, wczesne popołudnie


Obozowisko bandytów wyglądało na dość prowizoryczne; jak gdyby przynieśli tu wszystkie swoje rzeczy i po prostu rzucili byle jak. Jednak, sądząc po smrodzie i ilości odpadków - musieli tu rezydować już jakiś czas. Śmierdziało gorzej niż w chlewie: wydalinami, gnijącymi resztkami, niemytymi ciałami i trupem. Obchodząca obóz Sinara znalazła kilka prowizorycznych grobów. Normalnie drapieżniki rozkopałyby je, ale widać bały się dużej liczby ludzi. Ponadto znalazła wydeptaną ścieżkę na wschód. Coś majaczyło między drzewami na jej końcu; kuszniczce ciężko było określić czy to naturalny twór, czy nie. Dziewczyna kontynuowała obchód, ale nie natrafiła na wartowników, a przez chaotycznie rozstawione namioty i szałasy niewiele było widać z tego co dzieje się na polanie.

Marvovi i Evanowi również dłużyło się czekanie. Po stracie przywódcy i większości kamratów bandyci najwyraźniej nie mogli zdecydować co dalej. Dwie kobiety usiadły i po prostu zaniosły się płaczem. Marva to nie dziwiło; rabunek często był rodzinnym biznesem - rozwiązaniem problemu głodnych bachorów lub po prostu sposobem na życie. Bracia, ojciec z synem, żona z mężem - do łupiestwa nie zawsze prowadziła ucieczka przed długami, stryczkiem czy wojskiem. Ale ryżego nie obchodziły powody - ważne było tu i teraz. Ze swej pozycji próbował dostrzec leżącą na ziemi Rose, ale ta albo zemdlała, albo bała się poruszać ze strachu. Chłopaka rzucono nieco bliżej; związany grubas siedział skulony przy ogniu i łypał wokół oczami. Porywaczom towarzysze opatrzyli rany, po czym usiedli przy jeńcach. Dwóch zbójów kłóciło się z trzecią kobietą o to co należy robić, nerwowo zerkając w stronę traktu. Nie bez kozery spodziewali się ataku. Kolejnych trzech zaczęło pakować manatki. Dwóch siedziało obok kobiet, gapiąc się beznamiętnie w las. Wydawało się, że nic ich nie obchodzi.

Wróciła Sinara. Czas mijał.

Cichy szelest zwrócił uwagę Evana. Stojąca nieco dalej Sinara dała znak, że ktoś nadchodzi; wkrótce dołączyli do nich Shavri i Khergal. Evan nie spodziewał się krasnoluda, ale był rad. Żałował, że nie przyszła i Franka - jej mglisty czar bardzo przydawał się w walce z liczniejszym wrogiem. Choć bandyci nie okazali się wymagającym przeciwnikiem to fechmistrz wiedział, że zabłąkana strzała czy pechowy cios wystarczy by skrócić czyjeś życie niezależnie od umiejętności szermierczych.

Plan wydawał się dobry. Strzelcy rozstawili się nieco po bokach obozu; było ich za mało, by ogarnąć całą przestrzeń i nie zostać równocześnie odciętym od reszty, ale wystarczająco by zamarkować atak większej grupy. Na szczęście spanikowanym zbójom nie przyszło do głowy wystawić wart.

Mówi się, że im lepszy plan, tym więcej rzeczy może pójść nie tak. Każdy miał w głowie różne warianty. Jakiś zbój może iść za potrzebą. Jeńcy kłamali i zaraz wróci inna grupa, na przykład z polowania. Bandyci zdecydują się na ucieczkę zanim najemnicy zdążą się ustawić na dogodnych pozycjach. Wybuchnie pożar, albo przyleci smok. Jednak takiego obrotu sprawy nie spodziewał się nikt.

No, prawie nikt…

- Panie, panie, znalazłem poziomki!! I trochę zeszłorocznych borówek!! - piskliwy, a równocześnie dziwnie głuchy głos wdarł się w rozmowy bandytów. Od zachodu do obozu wbiegł niewielki stwór posiadający ludzką czaszkę i ciało rozkładającego się od dawna kobolda.
- Mówiłam, że trzeba ich od razu do Dziury! - wrzasnęła jedna z kobiet i doskoczyła do Rose.
- Teraz! - ryknął Evan. To była dywersja, której potrzebowali, choć dla fechmistrza była takim samym zaskoczeniem, jak (najwyraźniej) dla bandytów.

Świsnęły strzały
Sinary i Sharviego. Marv, Khergal i Evan wyskoczyli z ukrycia; dwaj ostatni od razu położyli trupem najbliższych przeciwników. Większość bandytów ruszyła na trójkę wojowników; jeden rabuś zauważył skąd strzelał Shavri i skoczył w tamtym kierunku. Kobieta, która krzyczała o dziurze zaczęła ciągnąć Rose w kierunku wypatrzonej przez Sinarę ścieżki. Pozostałe rzuciły się na resztę jeńców, lecz Ogrill był zbyt ciężki by zawlec go gdziekolwiek, a chłopak wyrwał się i na czworakach zaczął pełznąć w stronę krzaków. Rozbójniczki dały spokój i pobiegły za towarzyszką, osłaniając się prymitywnymi drewnianymi tarczami. Sinara mimo to strzeliła, kładąc najbliższą przeciwniczkę trupem. Tymora zaiste sprzyjała dziś najemniczce. Dwie złodziejki, wraz z Rose zniknęły między drzewami. Porwany młodzieniec doczołgał się do Sinary, która szybko rozcięła jego więzy i dała do rąk swój sztylet. Na szczęście żaden z bandytów go nie ścigał; skupili się na walce z Evanem i resztą, więc dziewczyna mogła wypatrywać okazji do oddania celnego strzału.

Tymczasem najemnicy rozprawiali się z przeciwnikami, którym desperacja dodawała sił. Bandyci wykorzystywali znajomość terenu i wszystkie brudne sztuczki, które mogły uratować im życie. Mimo to ciosy ochroniarzy zostawiały na ciałach zbójców kolejne krwawiące rany. Większość udało się położyć dość szybko; jeden próbował uciec, lecz bełt Sinary zakończył jego żywot.
Jedynie Evanowi i Shavriemu trafili się wyjątkowo twardzi przeciwnicy, którym obca była bezładna rąbanina mieczem. Walka była wyrównana, a w zbrojach najemników pojawiły się kolejne dziury. W końcu fechmistrzowi udało się skutecznie przebić zasłonę przeciwnika i położyć go trupem, po czym wspomógł w walce krwawiącego tropiciela.
Ostatni bandyta, który pozostał żywy doskoczył do Ogrilla i chowając się za jego zwalistym cielskiem próbował kupić sobie życie w zamian za życie ostatniego zakładnika.

Tymczasem Marv pognał za rozbójniczkami. Nie było trudno je znaleźć, zwłaszcza że Rose darła się jakby ją ze skóry obdzierano. Dwunastolatka nie była jednak przeciwniczką dla dwóch rosłych kobiet, które sprawnie wlokły ją między sobą. Gdy zobaczyły najemnika jedna została nieco w tyle, druga zaś przyłożyła dziewczynce pięścią w twarz, co zniwelowało opór porwanej.
Kobieta broniła się bardzo sprawnie, cofając się i kupując czas towarzyszce. Udało jej się nawet drasnąć Marva w rękę. W pewnej chwili najemnik usłyszał krótki krzyk Rose, a dwie postacie, których ruch rejestrował gdzieś kątem oka zniknęły mu z pola widzenia. Szybko zrozumiał dlaczego, a przynajmniej mu się tak wydawało - jego przeciwniczka doszła do sporej wyrwy w ziemi, w której najprawdopodobniej zniknęła uciekająca para. Kobieta zaryzykowała szybki zerk w dół, po czym cisnęła w Marva tarczą i rzuciła się do ucieczki w stronę pobliskiego pagórka, którym najemnik zdołał dostrzec coś na kształt drzwi.



Nieświadoma problemów swoich kompanów Franka opatrzyła resztę rannych. Dopiero słowa Kurta, który informował Lenę o sformowaniu grupy ratunkowe uświadomiły jej, że została tu jako jedyna z futenberskich najemników. Kupcy nie byli - łagodnie mówiąc - zachwyceni tym, że najemnicy mogą ściągnąć im na głowę więcej zbirów. Widać było, że Lena się waha. Z jednej strony była odpowiedzialna za bezpieczeństwo pozostałych przy życiu ludzi, z drugiej - nie chciała pozostawiać porwanych - i najemników - samych sobie. Niecały tuzin bandytów nie stanowił wielkiego zagrożenia - pod warunkiem, że konający jeńcy mówili prawdę. W końcu karawana odjechała za zakręt, a Lena wysłała czujkę w osobie Lucjana, by wypatrywał powracających ochroniarzy - lub zbirów. Wszyscy byli gotowi do natychmiastowej ucieczki gdyby się okazało, że najemnicy zawiedli.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 25-01-2016 o 09:11.
Sayane jest offline