Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2016, 13:08   #27
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Shavri zajął swoją pozycję skradając się tak, jakby się modlił. Intensywnie skupiony nad tym co robi i gdzie się znajdują wszyscy gracze nadchodzącej tragedii. Stanął w końcu skryty w zielonym cieniu. Na wszelki wypadek wyciągnął Bijak spod kaftana i usadził zwierzątko na najbliższą gałęzi, cmokając krótko i cicho cztery razy. Po czwartym cmoknięciu szczurek schował się do spróchniałej dziupli drzewa, na którym zostało posadzone.
Wyciągnął z kołczana strzałę i nerwowo potarł palcami jej lotki, rozcierając ewentualne zlepienia. Nałożył strzałę na cięciwę i naciągnął, zamierając w bezruchu. Traffo zdumiał się, jak szybko się teraz męczy. Magiczne leczenie magicznym leczeniem, ale upływu krwi nie jest ono w stanie zastąpić. Świat skurczył się do oddychania, słuchania i patrzenia. Głębokie wdechy i wydechy miały pomóc opanować drżenie rąk. I w chwili, kiedy Shavriemu udało się uspokoić i ciało i ducha, kiedy był już pewny siebie, usłyszał wołanie skrzekliwego głosiku, od którego drgnął konwulsyjnie i tylko obycie z łukiem sprawiło, że nie puścił strzały.

Do obozu wbiegł bardzo brudny kobold z hełmem z ludzkiej czaszki. Tyle zobaczył Shavri, zanim głos kapitana nie przywołał go do porządku, ale podświadomie czuł, że tak dobrze, to to nie jest… Shavri spojrzał na swój wcześniejszy cel i wypuścił strzałę, ale po skupieniu i wyciszeniu śladu nawet nie zostało. Tym bardziej, że czujne, modre oczy tropiciela uparły się wytłumaczyć jego głowie, co NAPRAWDĘ zobaczył.
- Poziomki...! Co do nędzy…?! - jęknął, starając się pozbierać, ale mały potworek, który dumny z siebie wbiegł na scenę, sterroryzował go potężniej niż onegdaj szarżujący niedźwiedź. Zupełnie zdekoncentrowany i zestresowany nie widział, gdzie i z jakim skutkiem zakończyła lot jego strzała.
Zauważył jednak biegnącego ku sobie zbója. Miał łuk w ręku, mógłby jeszcze wymierzyć, ale był zbyt zdekoncentrowany, żeby zrobić to na czas, nie wspominając już o jakiejkolwiek celności. W powietrzu rozległ się dźwięk opróżnianych pochew, kiedy Shavri skrzyżował przed sobą oba swoje ostrza i robiąc z nich nożyce wyrzucił ręce w górę. Zablokował w ten sposób opadający miecz – ostrza stuknęły o siebie bardzo nieprzyjemnie. Shavri skrzywił się, słysząc ten dźwięk i myśląc o ewentualnych szczerbach, ale nic innego nie przyszło mu do głowy. Od razu naparł na nieprzyjaciela, rozkrzyżowując ręce i zmuszając go w ten sposób do cofnięcia. Sekunda, którą ten sposób uzyskał, pozwoliła mu odepchnąć zdziwienie i lęk i zrobić miejsce dla wcześniejszego wpieprzenia, jakie towarzyszyło mu, kiedy dowiedział się o śmierci Kaina i z jakim uczestniczył w planowaniu zasadzki.

Niesiony falą gniewu i zbierając w sobie koncentrację do walki, powiedział napastnikowi, co z nim zrobi, mając nadzieję, że to sprowokuje tamtego. Nic z tego, ale spróbować zawsze można było. Zaczęli walczyć i od razu wyszło doświadczenie tamtego. Tańczyli wobec tego koło siebie dłuższą chwilę. Sytuacja dla tropiciela była o tyle cięższa, że już dzisiaj był ranny, a dodatkowo nie mógł do końca skutecznie wykonywać uników, otoczony zewsząd drzewami. A wiadomo, czym się kończy nieudany unik. Wokół nich leciały liście i drzazgi, a Shavri słabł z każdą chwilą. Udało mu się dziabnąć napastnika parę razy. Przez chwilę wydawało się nawet, że to on zakończy te walkę, kiedy tamten mocował się z drzewem po nieudanym ciosie, który sprawił, że jego miecz zagłębił się w korę na kilka centymetrów. Traffo wykorzystał ten moment, żeby odrobinę go okrążyć i zaatakować z boku, ale – wstyd przyznać – właśnie wtedy, kiedy przymierzał się do ciosu, dostał pięścią w nos. Zachwiał się i cofnął, zalewając się krwią i okazja zniknęła.

Nie wiadomo, jakby się to wszystko skończyło dla młodego tropiciela, gdyby nie to, że Evan nie guzdrał się ze swoim przeciwnikiem. wkrótce przeciwnik Shavriego zwalił się ciężko na zrytą ziemię. Tropiel podziękował kapitanowi i gwizdnął na swojego szczurka, który po prostu przebiegł do niego po gałęziach i bezceremonialnie zeskoczył mu na głowę. Traffo wyszedł spomiędzy drzew do obozu. Brocząc z wielu na szczęście płytkich ran i drżąc ze zmęczenia, oparł się o najbliższe drzewo bokiem.
- Jeszcze, kutwa, ktoś? – warknął, niechcący plując krwią spływającą mu z rozbitego nosa na usta lepką, ciepłą strużką. Wtedy zobaczył, że jeszcze nie czas na odpoczynek. Bo przy grubym mężczyźnie o dziwnym kolorze skóry ostał się ostatni zbój.
 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 22-01-2016 o 13:10.
Drahini jest offline