Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2016, 15:01   #22
Evil_Maniak
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację


Kaldezeit, 2521 roku K.I.
Wielkie Księstwo Talabeclandu
Karczma „Ziewający Zając”

Tej nocy wydarzyło się coś wyjątkowego. Być może sami bogowie pragnęli pomocy swojego wysłańca. Być może ślepy los zapragnął zaśmiać się w nos zwykłemu człowiekowi. Detlef Luden został wyrwany ze snu.

- Ratunku!

Krzyk wpadł przez drewniane okiennice budząc Morryte. Detlef szarpnął szybko śpiącego przyjaciela, po czym obaj w te pędy ruszyli do źródła dźwięku zabierając ze sobą broń. Nowicjusz sięgnął po wysłużony miecz, a mały sztylet nadal spoczywał w cholewce buta. Były Sigmaryta złapał za trzonek swojego sfatygowanego topora.


Kiedy wypadli na dziedziniec obydwoje nie zastanawiali się wiele nad jakąś głębszą taktyką. Czasami najprostsze rozwiązania są najbardziej skuteczne. Dwójka Stirlandczyków podniosła broń w obronie rannego leśnika.

Przez twarz elfa nie przeszedł nawet cień jakiejkolwiek emocji. Brak jakiegokolwiek zdziwienia czy nawet oznaki przestrachu. Odszedł dwa kroki od poharatanego przeciwnika ku błotnistemu podwórzu dając pole dla nowych rywali, a jednocześnie dając drugiemu leśnikowi okazję, aby pomógł rannemu bratu. Długouchy przyjął postawę bojową, ale zdawał się czekać na atak, zupełnie oddając inicjatywę nadciągającym wojownikom.

Aldric machnął swoim toporem. Słychać było świst przecinanego powietrza, a ostrze pędziło w lewą stronę przeciwnika na wysokości serca. Przedstawiciel najstarszej rasy wykonał pełny gracji krok w bok unikając ciosu, a Sigmaryta ledwo utrzymał równowagę ciągnięty wagą ostrego żelaza. Elf dziwnym zrządzeniem losu znalazł się pomiędzy dwoma wojownikami, jednak nawet ta sytuacja nie zmieniła jego wyrazu twarzy.

Detlef spróbował wykorzystać roztargnienie przeciwnika. Pierwsze uderzenie minęło się z elfem o kilka cali, natomiast drugi cios dosięgnął przeciwnika. Elf otrzymał niegroźne uderzenie płazem w odsłonięty brzuch. Niestety cios zablokowała skórzana kurta ukryta pod ubraniem. Długouchy uśmiechnął się zjadliwie ukazując białe, równe ząbki, niczym kły. Dodało mu to szaleńczego, wręcz upiornego wyglądu wprawnego wojownika. Przez plecy nowicjusza przeszedł zimny dreszcz, zwłaszcza kiedy zauważył miecz pędzący w kierunku swojej nogi.

Morryta szybkim ruchem zablokował rozpędzoną stal swoją szablą. Iskry rozświetliły ciemność, gdy bronie ścierały się walcząc o przetrwanie. Elf zręcznie zmienił kierunek ataku i tym razem zagrożony był Aldric. Miecz szczęśliwie świsnął przy uchu Lutzena nie wyrządzając mu najmniejszej krzywdy.

Stirlandczycy przygotowali się do następnego ataku.



Detlef Luden poczuł coś czego nie czuł od kilku lat. Strach. Bał się własne życie. Elfi wojownik zdawał się panować nad sytuacją i gdyby chciał mógł rozpruć brzuchy swoich przeciwników jednym zręcznym ciosem. Wyglądało jednak na to, iż wstrzymywał swoje prawdziwe umiejętności, jakby oceniał najpierw rywali, a następnie wymierzał im sprawiedliwą karę. Jednak gdzieś głęboko pod czaszką Morryta czuł jeszcze jedno uczucie – podniecenie. Jego prawdziwe ja wychodziło na wierzch. Edmund Kanincher chciał walczyć. Łaknął krwi.
 
Evil_Maniak jest offline