Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2016, 19:08   #102
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Barbarzyńca siedział wyprostowany na krześle, spięty, rzucając podejrzliwe spojrzenie na wnętrze karczmy. Najczęściej jednak jego wzrok utkwiony był w drzwi wejściowe, przez które wcześniej wyszła Szara. Czekał na nią cierpliwie, popijając piwo. Nie odzywał się ani słowem, co skutecznie zaowocowałem pozbyciem się natrętnego kupca. Ich nowego zleceniodawcy. Odmieniec nadal nie był do niego przekonany, ale dodatkowy oręż na niebezpiecznym szlaku z pewnością się przyda. Już raz przekonali się, jak podstępny potrafi być Ciernisty Las.

Chwilę spokoju, a po części zamartwiania się o towarzyszkę, przerwał mu nagły okrzyk z zewnątrz. Elf zerwał się na równe nogi, przewracając krzesło i, z przygotowanym mieczem oraz tarczą, wybiegł na zewnątrz. Wzrokiem zaczął szukać Szarej, jednak natrafił tylko na kilka zielonoskórych pokurczy, które rzuciły się na niego. Przywitał je stalą.
Ni z tego, ni z owego na polu bitwy pojawił się, poza Tyrionem, nieznajomy jegomość, który wbrew rozsądkowi postanowił przyłączyć się do walki. Odmieniec nie miał jednak czasu nawet na dokładniejsze przyjrzenie się mu. Oczy zaczęły zachodzić mu mgłą, kiedy kolejne truchła padały u jego stóp. Świadomość zanikała, dając miejsce rodzącej się w nim wściekłości.
Krzyk Szarej przywołał go do porządku. Myśli wróciły na dobry tor, zaś wewnętrzny instynkt mordercy zniknął, choć Lorath wiedział, że tak na prawdę ucichł jedynie na krótką chwilę. Najpierw usłyszał jej głos, a dopiero później ujrzał jak biegnie w ich stronę... Z hordą zielonoskórych pędzącą za nimi. Nie mieli czasu do stracenia. Gdy Szara, Sadim i Tamarie dotarli do nich, wszyscy skryli się w karczmie, czekając na żądną krwi bandę. Uśpiony, łaknący mordu instynkt znów zaczął w nim narastać, domagając się uwolnienia. Z każdym kolejnym cięciem, każdym kolejnym cielskiem zielonoskórego, Odmieniec odpływał. Czuł się jak w dzikim, surrealistycznym śnie. Aż w końcu zamknął oczy. Pozwalając by kipiąca w nim wściekłość, zebrała swoje żniwa.

* * *

Ciemność. Odmieniec ocknął się, choć nadal myślał, że śni. Dopiero po chwili przeszywający ból dotarł do niego, dając mu wskazówkę, że nie wszystko potoczyło się tak jak chciał. Próbował się podnieść. Nie mógł. Coś ciężkiego zalegało na jego placach, wbijając go w ziemię i obezwładniając. Nadal trzymał miecz, jednak nie był w stanie nawet ruszyć ręką. Coś ciężkiego ją przygniatało. Czuł nad sobą piekący żar, a każdy oddech zdawał się palić go od środka.
Uwolnił drugą rękę z uchwytu tarczy i opierając się na niej, próbował się podnieść. Nie drgnął nawet. Czuł, że traci siły i ponownie odpływa. Nad swoją głową słyszał krzyki towarzyszy. Czy prosili o pomoc? Czy gobliny wciąż tam były? Co się z nimi stanie? Nie rozumiał ich ale wiedział, że nie mógł teraz zginąć.
Wolną ręką wymacał mała torbę przy pasie i sięgnął w głąb niej. Wyciągnął dwie fiolki. Jego ostatnią nadzieję. Wypił obie łapczywie, ignorując nieprzyjemny smak. Na efekt nie trzeba było czekać długo.
Czuł że każdy mięsień w jego ciele zaczyna puchnąć. Stawał się większy i silniejszy. Dyszał ciężko, podnosząc się powoli. Pot lał się z niego strumieniami. Nie mógł tak po prostu zginąć. Nie teraz. Nie tu. Trzymając się tej myśli, pozwolił jeszcze raz, by opanował go instynkt. Krew napłynęła mu do oczu. Świadomość znów zniknęła.

* * *

Wszystko było… inne. Rzeczywistość wracała do niego powoli. Rozglądał się niepewnie wokoło. W oddali widział uciekających zielonoskórych, lecz wątpił by był w stanie je dogonić.
Coś mignęło nisko przed nim. Wzniósł miecz w górę, gotów ciąć karłowatą poczwarę. Powstrzymał się w ostatniej chwili. Wybałuszył oczy na nieznajomego mężczyznę, który chwilę wcześniej dołączył do niego w walce. Wcześniej był zdecydowanie większy.
Dopiero potem zauważył Ją. Białoskóra aasimarka stała tuż obok, wpatrzona w niego z uśmiechem na ustach. Świadomość, ulga i ból spadły na niego niemalże jednocześnie. Udało mu się. Żył.
 
Hazard jest offline