Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-01-2016, 17:32   #101
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Strażnik, który przerwał jej czynność sprawdzania stanu wody studni, nie tylko ją zdenerwował, ale i zaburzył jej koncentracje. Niestety Szarańcza ze względu na swoją klątwę, była osobą, która łatwo się dekoncentruje i potem ciężko jest jej wykonywać czynności z uwagą i skupieniem. Tak też było tym razem, kiedy to zanurzyła dłoń w tafli wody, zupełnie nie spostrzegając wyłaniających się z głębi półmroku podstępnych goblinów. Te nie tylko rzuciły się na nią, ale i zaczęły wciągać do środka, chcąc zepchnąć na samo dno i pozbawić jej życia. Z przerażenia upuściła wiadro, które z łoskotem pofrunęło w dół, a korbka która podtrzymywała sznur wiadra, zaczęła niespokojnie wirować.
- Zostawcie mnie! Puszczaj! - Krzyczała szarpiąc się z poczwarami, jednak jej siła okazała się niewystarczająca. Gobliny za kołnierz ściągnęły ją prosto w otchłań studni - Sadim! - Zdążyła jedynie zawołać, ale jej echo unosiło się już w zamkniętym tunelu, na którego dnie spoczywała niewielka ilość wody. Niewystarczająca, by przeżyć upadek. W ostatniej chwili jednak Tamarie zdążyła chwycić Wyrocznię za kostki stopy. Mogła w tym czasie pomagać Przywoływaczowi, który próbował odpędzić od siebie wrogów, a jednak uratowała właśnie ją. Mimo, iż Szara nie była ciężka, Eidolon z trudem wyciągnęła ją ze studni. Aasimarka upadła na ziemię i prawie zaczęła płakać, była na tyle przerażona, że wstała na równe nogi wyłacznie z zaskoczenia, gdyż nagle z czterech goblinów zrobiło się piętnaście. Stała jak wryta, a poczwary wynurzające się z kamiennego kręgu studni, poczęły pomału ich osaczać. Nie mieli żadnych szans, ale wyrocznia, która straciła wszelkie resztki koncentracji oraz trzeźwego myślenia, nie mogła samodzielnie podjąć żadnej decyzji. Jedyne o czym teraz marzyła, to znaleźć się przy Lorathcie.
Na szczęście Sadim wykazał się odwagą i trzeźwym umysłem, chwycił kobietę za rękę i razem uciekli w stronę karczmy, gdzie spodziewali się spotkać swoich towarzyszy.

Gdy zbliżali się do gospody, Tyrion i Lorath byli już w tracie walki. Wraz z nimi był też pewien mężczyzna, którego Szara nie potrafiła skojarzyć. Mimo to, nie ważne teraz było, kim on jest, ważne, że walczy razem z nimi. Po zdarzeniach ze świątyni, każdy zdawał sobie sprawę, jak ważna jest współpraca i pozostanie w skupionej grupie. Przynajmniej tak się im teraz wydawało, ale możliwe, że jeszcze nie do końca nauczyli się być drużyną.

Pierwsze, co zrobiła Wyrocznia, to podbiegła do Loratha, stając tuż za nim. Dało się wyraźnie dostrzec, że jest przerażona, choć już nie tak mocno, gdy była przy studni. Gdyby nie ciągnący ją za rękę Sadim, możliwe, że nawet nie ruszyłaby z miejsca i zginęła tam, wśród tuzina najeźdźców.

Prawdopodobnie ze względu na nią, Sadima i Tyriona, silniejsi postanowili ukryć się w karczmie. Za murami gospody, czarujące osoby były niemalże nie do trafienia, a ataki mogły się skupić wyłącznie na silnych jednostkach. Przecież nikt nie chciał ponownie utracić towarzysza, tym bardziej, że z każdą kolejną walką o życie, stawali się sobie bliżsi.


Będąc obok swojego Barbarzyńcy, Szarańczy udało się wyjść z szoku i ponownie skupić na tym, co ją otaczało. Z większą pewnością rzuciła czar wspomagający swoją drużynę, a potem sama zabrała się do strzelania. Nawet gdy poczuła już swąd palącego się budynku, próbowała jeszcze strzelić, choć nie szło jej to już tak sprawnie, ze względu na niespodziewaną sytuację. Dopiero kiedy pierwsza belka podtrzymująca dach runęła na podłogę karczmy, Szara spojrzała w stronę Loratha, ale dostrzegła blisko niego tajemniczą postać, która pomagała im walczyć. Mężczyzna uśmiechnął się do niej i ruszył ku tylnemu wyjściu, więc Szarańcza podążyła za nim.
- Świetny plan, szybko! - Pochwaliła Markasa, który prawdopodobnie nie miał akurat w planach iść na około karczmy by walczyć dalej, ale wiedziony komplementem od tak urodziwej kobiety, nie omieszkał podążyć jej śladami.


Biegnąc wzdłuż murów, aby stanąć na wprost natarczywie czyhających przy drzwiach goblinów, natrafili na ujeżdżanego przez wroga gekona. Obydwoje zatrzymali się gwałtownie, gdy ten zastąpił im drogę i instynktownie rzucili się do walki. Mężczyzna chciał ugodzić gada swym ostrzem, jednak bełt Szarej okazał się być szybszy. Przebił łeb poczwary, która padła martwa, zastępując im drogę. Ci jednak minęli ją biegnąc dalej, aby móc wspomóc w walce Loratha, Tamarie i Sadima, którzy nie opuścili jeszcze budynku. W chwili, gdy Przywoływać ewakuował się oknem, strop karczmy został na tyle zniszczony płomieniami, że runął wraz z całym piętrem i dachem. Kobieta błyskawicznie odskoczyła, unikając tym samym gruzów.
Tumany pyłu i kurzu dusiły bardziej, niż dym płonącego domostwa. Kobieta zakasłała kilka razy rozglądając się wokół i nigdzie nie mogła znaleźć swojego elfa. Przerażona podniosła się z ziemi i zaczęła szukać go wzrokiem.
- Lorath!
Nigdzie go jednak nie było.
Nawoływała go kilkakrotnie, biegnąc w stronę miejsca, w którym widziała go ostatnio. Była bliska załamania, bliska rozpaczy, choć wciąż gdzieś wewnątrz niej tliła się nadzieja.
- Nie to dla Ciebie przewidziałam. - Wymamrotała pod nosem, gdy nagle gruz zaczął się obsypywać, a z niego wyrósł wyłonił się wysoki na kilka metrów Barbarzyńca, z wyraźnym szałem w oczach. Stał przed nią i patrzył wściekle. Wyrocznia zaś uśmiechnęła się szeroko i kamień spadł jej z serca. Patrzyła na niego jak na majestatyczny posąg i cieszyła się, że żyje.
Widząc, że wszyscy ocaleli, od razu zabrała się do magicznego leczenia ran, aby każdy był w pełni sił. Nie mogli przecież tak tutaj sterczeć, musieli dalej działać. Musieli stąd uciec.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 22-01-2016, 19:08   #102
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Barbarzyńca siedział wyprostowany na krześle, spięty, rzucając podejrzliwe spojrzenie na wnętrze karczmy. Najczęściej jednak jego wzrok utkwiony był w drzwi wejściowe, przez które wcześniej wyszła Szara. Czekał na nią cierpliwie, popijając piwo. Nie odzywał się ani słowem, co skutecznie zaowocowałem pozbyciem się natrętnego kupca. Ich nowego zleceniodawcy. Odmieniec nadal nie był do niego przekonany, ale dodatkowy oręż na niebezpiecznym szlaku z pewnością się przyda. Już raz przekonali się, jak podstępny potrafi być Ciernisty Las.

Chwilę spokoju, a po części zamartwiania się o towarzyszkę, przerwał mu nagły okrzyk z zewnątrz. Elf zerwał się na równe nogi, przewracając krzesło i, z przygotowanym mieczem oraz tarczą, wybiegł na zewnątrz. Wzrokiem zaczął szukać Szarej, jednak natrafił tylko na kilka zielonoskórych pokurczy, które rzuciły się na niego. Przywitał je stalą.
Ni z tego, ni z owego na polu bitwy pojawił się, poza Tyrionem, nieznajomy jegomość, który wbrew rozsądkowi postanowił przyłączyć się do walki. Odmieniec nie miał jednak czasu nawet na dokładniejsze przyjrzenie się mu. Oczy zaczęły zachodzić mu mgłą, kiedy kolejne truchła padały u jego stóp. Świadomość zanikała, dając miejsce rodzącej się w nim wściekłości.
Krzyk Szarej przywołał go do porządku. Myśli wróciły na dobry tor, zaś wewnętrzny instynkt mordercy zniknął, choć Lorath wiedział, że tak na prawdę ucichł jedynie na krótką chwilę. Najpierw usłyszał jej głos, a dopiero później ujrzał jak biegnie w ich stronę... Z hordą zielonoskórych pędzącą za nimi. Nie mieli czasu do stracenia. Gdy Szara, Sadim i Tamarie dotarli do nich, wszyscy skryli się w karczmie, czekając na żądną krwi bandę. Uśpiony, łaknący mordu instynkt znów zaczął w nim narastać, domagając się uwolnienia. Z każdym kolejnym cięciem, każdym kolejnym cielskiem zielonoskórego, Odmieniec odpływał. Czuł się jak w dzikim, surrealistycznym śnie. Aż w końcu zamknął oczy. Pozwalając by kipiąca w nim wściekłość, zebrała swoje żniwa.

* * *

Ciemność. Odmieniec ocknął się, choć nadal myślał, że śni. Dopiero po chwili przeszywający ból dotarł do niego, dając mu wskazówkę, że nie wszystko potoczyło się tak jak chciał. Próbował się podnieść. Nie mógł. Coś ciężkiego zalegało na jego placach, wbijając go w ziemię i obezwładniając. Nadal trzymał miecz, jednak nie był w stanie nawet ruszyć ręką. Coś ciężkiego ją przygniatało. Czuł nad sobą piekący żar, a każdy oddech zdawał się palić go od środka.
Uwolnił drugą rękę z uchwytu tarczy i opierając się na niej, próbował się podnieść. Nie drgnął nawet. Czuł, że traci siły i ponownie odpływa. Nad swoją głową słyszał krzyki towarzyszy. Czy prosili o pomoc? Czy gobliny wciąż tam były? Co się z nimi stanie? Nie rozumiał ich ale wiedział, że nie mógł teraz zginąć.
Wolną ręką wymacał mała torbę przy pasie i sięgnął w głąb niej. Wyciągnął dwie fiolki. Jego ostatnią nadzieję. Wypił obie łapczywie, ignorując nieprzyjemny smak. Na efekt nie trzeba było czekać długo.
Czuł że każdy mięsień w jego ciele zaczyna puchnąć. Stawał się większy i silniejszy. Dyszał ciężko, podnosząc się powoli. Pot lał się z niego strumieniami. Nie mógł tak po prostu zginąć. Nie teraz. Nie tu. Trzymając się tej myśli, pozwolił jeszcze raz, by opanował go instynkt. Krew napłynęła mu do oczu. Świadomość znów zniknęła.

* * *

Wszystko było… inne. Rzeczywistość wracała do niego powoli. Rozglądał się niepewnie wokoło. W oddali widział uciekających zielonoskórych, lecz wątpił by był w stanie je dogonić.
Coś mignęło nisko przed nim. Wzniósł miecz w górę, gotów ciąć karłowatą poczwarę. Powstrzymał się w ostatniej chwili. Wybałuszył oczy na nieznajomego mężczyznę, który chwilę wcześniej dołączył do niego w walce. Wcześniej był zdecydowanie większy.
Dopiero potem zauważył Ją. Białoskóra aasimarka stała tuż obok, wpatrzona w niego z uśmiechem na ustach. Świadomość, ulga i ból spadły na niego niemalże jednocześnie. Udało mu się. Żył.
 
Hazard jest offline  
Stary 22-01-2016, 23:40   #103
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Nie wierzę - pomyślał Sadim patrząc na wyłażące z otchłani studni zielone pokraki. Jeden nawet zdołał chwycić go na fraki, jednak zdołał go zdzielić pięścią w jego szkaradny pysk, by spadł wgłąb studni. W tym samym czasie również usłyszał, jak Szara zaczęła krzyczeć lecąc wgłąb studni, lecz Tamarie zdołała ją pochwyić.

- Mam nadzieję, że nic ci nie jest. Spływajmy stąd! - przekrzyczała panujący chaos Tamarie dobywając dwuraka - Te zielone pokraki będą nas gonić. Bezmózgie kreatury.

- W takim razie do karczmy, musimy ostrzec resztę. Ruchy! - Sadim chwycił za dłoń Szarą wciąż zszokowaną zaistniała sytuacją i pobiegł przodem ciągnąc ją za sobą.

Rudowłosa dziewczyna odbiła mieczem jedną z goblińskich strzał i szybko pobiegła za swymi towarzyszami. Jej oczy z przerażeniem wyłapywały kolejne płonące budynki. Oboje mieli nadzieję, że świątynia oraz pałac sobie poradzą.

*

Tamarie szybko wyprzedziła dwójkę biegnącą przed nią i dosłownie ścięła stojącemu pod karczmą gekonowi głowę, z której obficie zaczęła tryskać jucha niby na wiadomość "nie chcemy was tutaj, wracajcie skąd przyszliście". Drużynowo wyeliminowali mały oddział goblinów, a widząc zbliżającą się hordę, zabarykadowali się w gospodzie. Każdy był gotowy do obrony, a przede wszystkim Sadim. Nic nie mówił. Nie było sensu. Zauważył jedynie, że zwinne gobliny bez problemu poruszały się na plamie tłuszczu pozostawionej przez Tyriona.
Rzucił na swą towarzyszkę wszystkie możliwe czary ochronne, aby ta wraz z Lorathem chronili wszystkich przed szarżą zielonoskórych kreatur. Wszystko było dobrze, póki nie podpaliły karczmy.
Tamarie przecięła kolejnego goblina mieczem, a korzystając z impetu zmiażdżyła czaszkę innego wymierzając cios nogą tak, by głowa napatnika uderzyła we framugę. W tym czasie wszyscy poza Sadimem, Lorathem i nią samą opuścili płonące wnętrze. Strzały zielonoskórych odbijały się od magicznej tarczy oraz pancerza.

~ Uciekaj! Strop się zaraz zawali! - krzyknęła mentalnie półelfowi. Mogła po prostu spokojnie powiedzieć, jednak napływ adrenaliny się jej udzielał.
~ Zwariowałaś? Nie zostawię cię tu samej! - odparł jej przywoływacz przygotowując kolejne zaklęcie.
~ Chyba ty zwariowałeś. Ruszaj się! - jej głos powoli zdradzał desperację.
~ Daj mi moment! Ała! - poczuł tępy ból głowy, kiedy poczuł, jak jego siły życiowe są wysysane. Oznaczało to, że jego towarzyszka nie wytrzyma długo.

Ostatecznie Sadim zbliżył się do okna i przez nie zręcznie wyszedł, kiedy Tamarie przebijała się przez kolejne zastępy goblinów zdecydowanie osłabiona, lecz z wyrazem determinacji na twarzy. Wtedy przywoływacz usłyszał walący się dach. Obejrzał się na rudowłosą, która odrzuciła miecz i krzyknęła - Uciekaj!. Półelf zaczął biec w jej stronę krzycząc - Tamarie!. Chciał złapać ją za rękę, lecz nie zdążył. Poczuł jednak niesamowity ból w całym ciele, który aż zwalił go z nóg. Poczuł się tak, jakby cały budynek się na niego zawalił Dopiero po chwili, gdy kurz opadł, był w stanie spojrzeć na pole bitwy.
Wbity w ziemię wielki miecz leżał tuż obok niego. Z rosnącym przerażeniem popatrzył na zgliszcza i ujrzał ją - jej ciało poza głową było przywalone żarzącym i płonącym ciężkim drewnem, a jej oczy były... Bez wyrazu. Patrzyły puste w przestrzeń.
- Tamarie! - krzyknął jeszcze raz, zerwał się na równe nogi mimo dotkliwego bólu i podbiegł do prawie pogrzebanej żywcem.
Ostatkiem sił zaczął ją odkopywać, póki mu się to nie udało. Wyciągnął ją i ułożył tam, gdzie sam leżał. Ta dopiero po chwili jakby odzyskała przytomność i zaczęła się mętnym wzrokiem wpatrywać w Sadima, a następnie w pozostałych. Uśmiechnęła się słabo i równie słabym głosem rzekła: - Życie jest okrutne, prawda? Mam nadzieję, że wszyscy są cali.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 24-01-2016, 20:30   #104
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Ulice miasta, Stonebrook
16 Mirtul, 1367 DR
Późne popołudnie


Opuszczając płonącą karczmę, drużyna poszukiwaczy przygód ruszyła w stronę Wielkiej Świątyni Tyra, mijając po drodze tłumy uciekających w panice mieszkańców, którzy tratowali siebie nawzajem. Większość z nich biegła w stronę bram, szukając schronienia za murami miasta, ale niektórzy postanowili zabarykadować się w swoich chatach; ku własnej zgubie, gdyż najeźdźcy bez trudu podpalali budynek za budynkiem. Uwięzieni we własnych domostwach z szalejącym wokół nich żywiołem, mieszczanie próbowali ratować się skokiem przez okno, lecz tam czekało na nich więcej goblinów, które bez chwili wahania podrzynały gardła niewinnym ludziom. Tego dnia szczęk oręża, agonalne krzyki umierających, a także odgłosy walących się pod ogniem budynków niosły się echem ulicami Stonebrook, które z każdą chwilą coraz bardziej przypominało pole bitwy.

Im bardziej awanturnicy zagłębiali się w miasto, tym więcej trupów napotykali na swej drodze. Rozczłonkowane ciała kobiet, dzieci i starców, którzy nie zdążyli uciec przed watahą goblinów, legły w kompletnym bezruchu na zabarwionym posoką bruku. Krew rozsmarowana była po wszystkich ścinach, a jej słodki zapach zmieszał się w powietrzu z odorem spalenizny, tworząc tym samym wzbudzającą odruch wymiotny mieszankę. Obraz wyjętego z najgorszego koszmaru krajobrazu dopełniły słupy smoliście czarnego dymu, które targane silnym wiatrem wznosiły się wysoko ponad najwyższe dachy w Stonebrook, formując na niebie gęste, szare chmury, które bardzo szybko przesłoniły niebo.

Na moment zapadła przerażająca cisza. Nie słychać już było odgłosów walki, krzyków konających, ani płaczu dzieci szukających swych rodziców w labiryncie wąskich uliczek. Miasto opustoszało, zostawiając awanturników samych z dziełem rąk goblinów, które w paleniu i mordowaniu okazały się równie bezlitosne, co najbardziej zdziczałe plemiona orków.


Gdy odezwały się rogi zwiastujące nadejście oddziałów Lorda Alavora, pół Stonebrook stało już w płomieniach wznieconych przez pochodnie goblinów, które rozbiegły się we wszystkie strony i bez przeszkód podpalały chatę za chatą, dziko przy tym rechocząc, niczym chochliki. Te, które miały nieszczęście stanąć na drodze ogarniętych żądzą zemsty awanturników zostały bezlitośnie zgładzone przez ostrza Loratha i Tamarie. Były też i bardziej rozsądne gobliny, które na widok zbliżającej się odsieczy od razu dały nogi za pas, tym samym prowadząc poszukiwaczy przygód w stronę swoich przywódców.

W ten sposób bohaterowie dotarli pod mury Wielkiej Świątyni Tyra, gdzie zgromadziła się licząca ponad dwa tuziny wataha goblinów, obrzucając pochodniami kamienną budowlę w nadziei, że uda im się w końcu ją podpalić. Celowali w dach, pod którym krył się drewniany strop, próbowali też wrzucić żagwie do środka, lecz ciężkie drzwi zostały skutecznie zabarykadowane i nie byli w stanie ich sforsować. Szybko jednak zmienili taktykę i zamiast dalej się przepychać, podłożyli ogień pod świątynne wrota, które w całości były wykonane z drewna. Całą tą akcję koordynował wyraźny większy od reszty goblin, który wyglądał na przywódcę tego plemienia. W jego otoczeniu stało dwóch sędziwych szamanów oraz kilku bardziej elitarnych wojowników, będących czymś na kształt gwardii przybocznej, o czym świadczyły ich duże brzuchy i lepsze od reszty towarzyszy uzbrojenie.

Verna Lightbreeze i uwięzieni wewnątrz świątyni mieszkańcy miasta z całą pewnością nie byli w najlepszym położeniu i tylko szybka reakcja awanturników mogłaby odmieniç ich los, który nawet z ich pomocą wydawał się być przesądzony.


 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 24-01-2016 o 21:23.
Warlock jest offline  
Stary 27-01-2016, 16:43   #105
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Dobiegnięcie do świątyni miało zapewnić im schronienie i lepsze umiejscowienie taktyczne. Karczma okazała się być uległa na żywioł ognia, jednak świątynia była solidniej zbudowana i z pewną dozą zadziorności, długo stawiała opór wrogim pokurczom. Kiedy grupa poszukiwaczy przygód dotarła na miejsce, niekoniecznie czuła się zaskoczona widokiem otoczonej przez małe złośliwce świątyni. By się do niej dostać oraz przy okazji móc wspomóc mieszkańców wioski, musieli najpierw przebić się przez liczną gromadkę.


Szarańcza jeszcze nim jej towarzysze ruszyli do ataku, rzuciła kilka ochronnych zaklęć, na Loratha oraz Markasa. Tamarie była wspierana przez Sadima, zaś osoby słabsze, których domeną była magia, w planach mieli trzymanie się gdzieś z tyłu. Wyrocznia ukryła się za posągiem i zza niego próbowała trafić w jakiegokolwiek goblina. Jej próby jednak spełzły na niczym, ruch na placu był zbyt wielki, a chaos i zamieszanie jakie tam zapanowały, przeszkadzały jej w skupieniu się i prawidłowym wycelowaniu.

Nie wiedziała czemu, ale Tyrion postanowił wbiec niemalże w samo epicentrum problemów. Nawet Tamarie czy Lorath nie szarżowali tak daleko, a byli bardziej wprawieni w boju. Nie było trzeba długo czekać, jak Zaklinacz oberwał kilkakrotnie i padł nieprzytomny na ziemię, krwawiąc obficie. Szarańcza starała się pomóc poprzez zdjęcie za pomocą bełta stojącego blisko niego goblina, jednak nie mając go w zasięgu, pozbawiła życia innego, który również zmierzał ku poszkodowanemu. Całe szczęście, że Tamarie w porę zaryzykowała, szarżując w obronie Tyriona.

Nie było wiele czasu do namysłu, Szara postanowiła nieco się zbliżyć. Stabilize zatrzymał śmiertelne krwawienie. Niestety, nie mógł zatrzymać ostrza goblina, którego zaostrzenie przebiło się przez trzewia Zaklinacza. Stwór wyszarpał miecz gwałtownie, a czerwona jucha rozbryzgła się gwałtownie, tryskając z przeciętej tętnicy brzusznej.

Nagle rozbrzmiały rogi armii Alavora.

Niestety, dla niektórych było już za późno. Pozostałe gobliny zostały zabite, części udało się umknąć, ale nie na długo. Szarańcza niemalże natychmiastowo podbiegła do Tyriona i uklęknęła przy nim. Leżał w bezruchu z zamkniętymi oczami, wokół niego było pełno krwi. Splamiony bruk oraz ciało, zostawiło swój szkarłatny ślad na dłoniach oraz ubiorze Wyroczni.
- Wszyscy umierają, kiedy jestem blisko... - szepnęła do samej siebie spuszczając głowę w dół. W gardle coś ją zakuło, nie mogła przełknąć śliny. Zawsze niosła śmierć, tak jej się wydawało. Czy bogowie zsyłali jedynie potwierdzenie, jej marnych wizji?

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 28-01-2016, 18:38   #106
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Jazgot zielonoskórych poczwar doszedł ich na długo przed dotarciem do świątyni. Dzięki mocom Szarej w odmieńca wstąpiły nowe siły, a ciężkie rany otrzymane na wskutek cięć i spadającego stropu karczmy zasklepiły się. Jednak ilość zielonoskórych przed świątynią nawet jego zaskoczyła. Robiło się naprawdę niebezpiecznie, ale nikt nie postanowił się wycofać.

Tamarie zaszarżowała na pierwszego znachora w tej samej chwili, kiedy krótka włócznia barbarzyńcy przeleciała nad brukowaną ulicą i przeszyła na wylot strzegącego go goblińskiego czempiona. Elf nie zauważył nawet kiedy Tyrion prześliznął się tuż obok niego, samotnie ruszając na gromadę znajdującą się po lewej. Biada nieostrożnym, którzy stawiają swe życie na szali, pokładając całą ufność i nadzieję w magii.

Gdy biegł w stronę głównych sił wodza, Odmieniec kątem oka dostrzegł jeszcze rzucane przez maga zaklęcie na bandę goblinów. Jednak nim dostrzegł efekt owego czaru, na nowo pochłonęła go żądza. Żądza krwi i mordu.

* * *


Słyszał odgłos wydawany przez róg, gdzieś za sobą. Wokół niego znajdowały się ciała. Ciała kilkunastu poczwar, z których krew zalała ulicę. Krzyki uciekających zielonoskórych szybko milkły, zastąpione ponurym bulgotem, kiedy armia Alavora zastąpiła im drogę ucieczki. Przybyli, ale za późno.

Szara klęczała przy pozbawionym życia Tyrionie. Minął zaledwie dzień odkąd przybyli do Stonebrook, a już piąty z nich odszedł w boju. A prawdziwa droga miał się dla nich dopiero rozpocząć. Czy to wszystko było tego wartę?

Lorath przykląkł przy nich i ujął lepką od krwi dłoń Szarej.
- W Samotnej Ostoi możemy znaleźć dla niego ratunek.
 
Hazard jest offline  
Stary 28-01-2016, 19:31   #107
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Na szczęście, wszyscy przeżyli zawalenie się stropu karczmy. Teraz mogli dalej myśleć, co dalej robić. Markas kompletnie nie znał miasta, więc uznał, że lepiej przyczepić się do grupki, z którą udało mu się pokonać gobliny.

Kiedy biegli w stronę świątyni, Carter pomyślał, że może to był dobry pomysł. Może tam będzie bezpiecznie. Rozejrzał się po budynkach, które mijali, każdy być w opłakanym stanie. Jednak istnieje możliwość, że nie będzie tam tak bezpiecznie, jak sądził.

Markas tylko głośno przełknął ślinę, gdy zobaczył, co się dzieje przed wejściem do świątyni. Wyglądało na to, że główny oddział goblinów, wybrał właśnie to miejsce na główny atak. Jego nowopoznani towarzysze praktycznie od razu ruszyli do walki. Carter nie odczuł z początku, aż tak dużej potrzeby walki. Chętnie uciekłby stąd, ale istniało duże prawdopodobieństwo, że nie dożyłby dobiegnięcia do bram miejskich. Lepiej było zostać z grupą, niż samemu próbować się ratować.

Przyczaił się przez chwilę, czekał na najlepszy moment na rzucenie się w wir walki.

Walka nie trwała długo. Kilka cięć sztyletem i dzięki jego pomocy udało się szybko i sprawnie pozabijać kilkanaście goblinów. Niestety, gdy już wydawało się, że wyjdzie cało z tej walki, otrzymał kilka ciosów od przeciwników.

Właśnie w takich momentach, człowiek najbardziej zastanawia się nad wszystkim, co dzieje się dookoła. Po co mu to było? Przecież zawsze unikał walki, jak tylko mógł. A tutaj rzucał się prosto w centrum walki. Chęć zaimponowanie kobiecie? Możliwe…

Gdy już myślał, że padnie na niego cios, który ostatecznie pozbawi go życia, zabrzmiały rogi. Gobliny zaczęły uciekać w popłochu. Markas usiadł na ziemi, ciężko mu się oddychało, pot lał mu się z czoła. Musiał chwilę odpocząć. Rozejrzał się po towarzyszach. Niestety, okazało się, że jeden z nich nie przeżył tej potyczki. Carter nigdy nie wiedział, co się powinno robić w takiej sytuacji. Podejść, powiedzieć coś? Bez sensu… Kątem ucha usłyszał coś o Samotnej Ostoi. Nie wiedział do końca, co to było, ale z pewnością uda tam się razem z nimi.
 
Morfik jest offline  
Stary 29-01-2016, 20:43   #108
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Tyrion działał jak tylko się dało, kąsał gobliny swoją magią, nawet pamiętał o zabraniu ekwipunku z karczemnego pokoju. Paląca się karczma nawet go nie tknęła. Czuł się niepokonany. Ostoja magii w opętanym goblińskim chaosie mieście.

Biegł wraz z wszystkimi w kierunku zdawało się świątyni. Mogli tam być obrońcy, a nawet jeśli nie, to był to jeden z najsolidniejszych budynków, więc miał małe szanse zostać spalony. To było chyba obecnie największe zagrożenie. Z goblinami, jak już pokazali, byli sobie w stanie poradzić.

Gdy dotarli do świątyni, spotkali się z małym oblężeniem. Nie był pewien czy były tam dwie dziesiątki goblinów, czy więcej, ale to przecież były tylko gobliny. Można sobie było z nimi poradzić, trzeba im tylko było pokazać, kto tu rządzi.

Nie myśląc wiele podbiegł na pozycję, gdzie mógł jak najwięcej goblinów porazić swoją magią. Przywołał swoje najpotężniejsze zaklęcie. - Farn utrh samaris. – Wydarło się z ust Tyriona, a w strone lewego zgrupowania goblinów pomknęła struga barwnych wstęg, wijących się i hipnotyzujących. Szereg dzikich wojowników padł, Kątowi zdawało się że drugi zaraz również położy sie rażony jego mocą. W konćcu to był jego dzień, nie było rzeczy niemożliwych. Posłał więc drugą strugę w kierunku oddziału jak się zdawało głównego wodza goblinów. Wszystko byłoby fantastyczne, gdyby nie to, że zakłęcie jednak nie powaliło wszystkich. Zanim zdązy1ł się zorientować co się dzieje lub zawołać o pomoc towarzyszy, poczuł jak przeszywa go grot strzały oraz dosięgają razy innych goblinów. Po chwili już leżał nieprzytomny, ale najwyraźniej dzikusom tego było za mało, gdyż dalej atakowały leżące i krwawiące ciało.

Tyrion wstał i rozejrzał się po polu walki. Padających goblinach, lejącej się jusze, jego własnym, lężacym martwo ciele. Usłyszał jeszcze nawet rogi idących na odsiecz żołnierzy i jedno zdanie, wypowiedziane nieco rozbawionym tonem. – Faktycznie, twój dzień, wszystko się mogło zdarzyć. – Po których wszystko zniknęło w rozbłysku bieli. Tyrion ró1wnież poczuł że rozpływa się z jasnością, jakby nic nie było już istotne. Miał całkowitą rację. Był martwy.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 29-01-2016, 20:49   #109
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
To było szczęście w nieszczęściu. Zamiast wpaść w całkowity szał prowadzący do nieładu, wszystkie gobliny skupiły się na świątyni. Prawdpodobnie dzięki temu część mieszkańców zdołała uciec, lecz znalazło się mnóstwo osób, którym się to nie udało. Krew spływała ulicami niczym woda w trakcie deszczu. Sadim biegł w stronę świątyni ile sił w nogach. Podejrzewał, że większość ludzi wybierze to miejsce, by się ukryć. W myślach Tamarie czuł gniew i... narastającą rozpacz?

Chaos, który zapanował po szarży Tamarie był trudny do opisania. Śmiejący się goblin został przecięty w pół, a wodzowi został odcięty łeb. Dopiero wtedy gobliny zaczęły reagować, chociaż Sadim spodziewał się, że zaczną uciekać.
Wszystko by było w porządku, gdyby nie Tyrion i jego lekkomyślność. Nie powinien szarżować w sam środek goblińskiej armii. Rudowłosa wojowniczka rzuciła się mu na ratunek narażając się na ataki wrogów. Półelf poczuł pieczenie na łydce, kiedy jego towarzyszka otrzymała w to miejsce trafienie. Wiedział, że oboje długo nie wytrzymają w tym stanie.

Pojawienie się Verny nagle zwiększyło szansę na zwycięstwo, a dźwięk zbliżającej się armii całkowicie przeważyły szalę, jednak dla zaklinacza było już za późno.

Był martwy.

Tamarie zabiła ostatniego goblina i rzuciła mieczem, by trafić jednego z uciekających przeciwników. Była zła. I smutna. W dodatku chwiejnie stała na nogach. Sadim, który aż przeszedł do ofensywy widząc śmierć swego towarzysza podbiegł do niej i wspomógł ją ramienem.

- Ile osób dziś straciło życie? - zapytała azata patrząc na porozrzucane dookoła trupy - mieszkańców miasta oraz napastników.

- Nie wiem... Ale pewien elf zasługuje na reprymendę. - odparł zezłoszczony Sadim.

Spojrzał z pewnej odległości na ciało Tyriona i pozostałą dwójkę swych towarzyszy klęczącą nad nim. Spuścił głowę by uczcić poległego minutą ciszy i rzekł krótko.

- Spoczywaj w spokoju, Tyrionie.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 31-01-2016, 22:14   #110
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Wielka Świątynia Tyra, Stonebrook
16 Mirtul, 1367 DR
Wieczór


Słońce powoli zmierzało na spotkanie z horyzontem, kryjąc się za szarym pasmem gór, które majaczyły w oddali, tuż ponad nieprzeniknionym morzem wysokich konarów drzew z Ciernistego Lasu. Tego dnia spadły na ziemię pierwsze krople deszczu, gasząc płonące chaty i czyszcząc ulice Stonebrook od wszechogarniających kałuży krwi, które były ponurym świadectwem najazdu goblinów. Ostatni z intruzów zginął wraz z przybyciem wojsk Lorda Alavora, które szybko i bezwzględnie tępiły na swej drodze każdego zielonoskórego karła, który nie zdołał im uciec. Najliczniejszy z atakujących miasto oddziałów goblinów, przypuścił brawurowy szturm na magiczną akademię i w ten sposób szybko podzielił los reszty swych pobratymców - magowie na czele z ich przywódcą, Draeganem Blackwood’em, okazali się być niezwykle trudnym do pokonania przeciwnikiem. Ich kule ognia, magiczne konstrukty oraz liczne mikstury o bardzo lotnej substancji były wyjątkowo skuteczną bronią przeciw licznym najeźdźcom, którzy w starciu z doświadczonymi czarodziejami nie mieli najmniejszych szans.

W przeciągu ostatniej doby od chwili przybycia awanturników do Stonebrook, zginęło pięciu z nich (sześciu jeśli liczyć siłą wcielonego do drużyny Gibo), a na miasto swój cień rzucili najeźdźcy z Ciernistego Lasu, którzy wdarli się do środka dzięki wykopanemu pod murami osady tunelowi. Nie pozostawiało to wątpliwości, że ów brawurowy atak był jedynie akcją dywersyjną, mającym na celu zadać ludziom Alavora jak najdotkliwsze straty, a jemu samemu podkopać autorytet. Mimo to, prawdziwy cios w postaci oblężenia miał dopiero nadejść i wiedział o tym każdy, kto choć odrobinę zaznajomiony był ze sztuką prowadzenia wojny.
Większość mieszkańców, a także przybyszy z innych krain, wróciło do miasta na prośbę jego władcy, który obawiał się, że znaczną część dróg prowadzących do Stonebrook zajęły oddziały goblinów, dla których nieostrożni uchodźcy byli łatwą ofiarą. Oczyszczenie ich było dla Lorda Alavora sprawą priorytetową; nie chciał zostać odcięty od reszty świata tak jak się to stało z Bolfost-Tor, dlatego też zlecił bandom spragnionych złota poszukiwaczy przygód, aby zbadali wszystkie uczęszczane ścieżki, które prowadziły do miasta. Płacił dość hojnie, bo za jeden stosunkowo krótki patrol obiecał 200 sztuk złota na głowę.


Z pomocą zaklęć arcykapłanki Verny Lightbreeze i arcymaga Draegana Blackwood’a udało się powstrzymać dalsze rozprzestrzenianie się pożaru, a także wzmocniono najbardziej newralgiczne miejsca w obronie miasta gifami strażniczymi oraz innymi potężnymi zaklęciami, które miały utrudnić kolejną inwazję potencjalnemu najeźdźcy. Miejska studnia po raz kolejny w historii Stonebrook została zatruta, ale nie było to problemem dla doświadczonej kapłanki, która nie po raz pierwszy zmagała się z tym problemem. Łączący się z dnem kanału, prowizoryczny tunel, który wykopały gobliny został zawalony, a wraz z nim legło w gruzach rozwiązanie zagadki, czyli sposobu w jaki te prymitywne istoty zdołały przekopać ziemię pod stopami niczego niepodejrzewających wojsk Lorda Alavora i precyzyjnie trafić do studni, dzięki której wydostali się na zewnątrz.

Po pokonaniu goblinów, czarodzieje z akademii sztuk magicznych zostali oddelegowani w stronę ulic miasta, aby z pomocą zaklęć, tych wyuczonych jak i tych spisanych na zwojach, przyśpieszyć pracę przy odbudowie zniszczonych budynków. Nie wszystko udało się naprawić; stan miasta wciąż daleki było od tego sprzed najazdu, lecz poczynione w krótkim odstępie czasu postępy były widoczne i nie było wątpliwości, że dzięki pomocy magów, Stonebrook prędzej czy później wróci do swej dawnej świetności. Oczywiście pod warunkiem, że przetrwa kolejne wyzwania, które gobliny przyszykowały dla jego mieszkańców.


Po walce na placu otaczającym Wielką Świątynię Tyra, awanturnicy pogrzebali swojego towarzysza na lokalnym cmentarzu. Verna obiecała, że postawi kiedyś pomnik na cześć obrońców, których męstwo pozwoliło uchronić oblężoną świątynię przed upadkiem. Z pomocą przyszedł też Lord Alavor, który nie kryjąc swych uczuć względem kapłanki, czule objął ją, gdy spotkali się na placu świątynnym w obecności oddziałów pospolitego ruszania. Osobiście podziękował awanturnikom za uratowanie Verny i obiecał wręczyć im nagrodę.
Przez resztę dnia poszukiwacze przygód błąkali się bez określonego celu po mieście, starając się udzielić pomocy potrzebującym, a także wesprzeć mieszkańców w odbudowie zawalonych domostw. Po drodze spotkali Dagomira, który opłakiwał dogasający stos zgliszczy, będący pozostałością po jego karczmie. Obok niego stała Abria, czule go obejmując i szukając słów, którymi mogłaby pocieszyć poczciwego starca, dla którego Świński Ogon był dorobkiem całego życia i czymś na wzór zrealizowanych marzeń, które legły w gruzach.
Później tego wieczora, przy bramach miejskich bohaterowie natrafili na karawanę Kaledwyna, wokół której usypany został stos ciał goblinów, które były na tyle nierozsądne, aby stanąć w szranki z potężnym ogrem-ochroniarzem chciwego kupca. Zapytany o powód swojej ucieczki z karczmy, kiedy ta została zaatakowana, elf tylko wzruszył ramionami i powiedział, że pobiegł ratować swój majątek. Był przy tym dość przekonywujący, zważywszy na swoje przywiązanie do złota…


O zmierzchu Verna Lightbreeze posłała gońca po awanturników. Zaoferowała im nocleg w świątyni, a także zaprosiła na prywatną audiencję u siebie, gdzie mieli spotkać się z jednym z jej tajemniczych gości i ustalić szczegóły wyprawy, którą zaoferowała im kapłanka.
Po przybyciu na miejsce, bohaterowie rozpakowali się w swoich pokojach, po czym część z nich udała się na umówione spotkanie z kapłanką. Niezdolna do kontaktów z innymi, Szarańcza została na swoim miejscu, wciąż opłakując śmierć Tyriona i reszty swoich kompanów, z którymi ledwo co zdążyła się zaprzyjaźniła. Lorath został u jej boku, starając się w milczeniu pocieszyć ją swoją obecnością, choć na niewiele się to zdało. Wyrocznia była roztrzęsiona wydarzeniami sprzed ostatnich kilku godzin i sprawiała wrażenie jakby jej niekończąca się radość z życia miała już na zawsze ją opuścić. Poniekąd stała się bardzo podobna do towarzyszącego jej barbarzyńcy, któremu przysięgła pomóc…

Tymczasem reszta poszukiwaczy przygód ruszyła do głównej sali świątynnej, gdzie znajdowały się liczne ławki modlitewne, bogato zdobiony ołtarz, a także potężny posąg przedstawiający Tyra w roli paladyna. Stały tam też dwie osoby oczekujące przybycia awanturników. Pierwszą z nich była Verna Lightbreeze, piękna, ognistowłosa kobieta w długich, barwnych szatach sięgających ziemi. Tuż obok niej, stał zakuty w pełną zbroję płytową rycerz. Sprawiał wrażenie bardzo doświadczonego wojownika, a o jego skuteczności w boju mógłby świadczyć choćby lśniący miecz oburęczny, który zawieszony został w pochwie na plecach, a także robiąca wrażenie tężna budowa ciała. Mężczyzna miał blisko dwa metry wzrostu, szerokie barki i kwadratową szczękę zdradzającą zamiłowanie do walki. Jego błękitne oczy analitycznie spoglądały na awanturników, a na lekko zarośniętej twarzy rycerza malowała się charakterystyczna dla zakonnych wojowników arogancja.
- To jest… - zaczęła Verna Lightbreeze, lecz w słowo wszedł jej stojący obok mężczyzna, wychodząc naprzeciw zbliżającym się poszukiwaczom przygód.
- Logan Duskblade, paladyn na służbie zakonu Tyra. Czempion z Athkatli i prawdopodobnie wasz towarzysz podróży na najbliższe dni lub tygodnie, prawda to Verno? - Zwrócił się do ognistowłosej kapłanki.
- Taki jest plan - odparła spokojnie kobieta, po czym obdarzyła awanturników serdecznym uśmiechem.
- Jeszcze raz dziękuję za waszą pomoc w obronie miasta. Nie wiem czy spotkalibyśmy się w tym miejscu, gdyby nie wasza odwaga - powiedziała kapłanka. Chciała coś jeszcze dodać, lecz znowu wtrącił się jej w słowo paladyn.
- Zaiste, godne to pochwały. Przybył bym wcześniej, gdyby nie problemy na trakcie, Verono. W pierwszej kolejności popłynąłem w stronę Wrót Baldura, a był to spory błąd. W regionie same kłopoty, pogranicznicy uważnie przeszukują każdego podróżnego, a z tego co słyszałem mają problemy w tamtejszych kopalniach żelaza. Dostawy wstrzymano, a wiele zbójeckich band jest gotów zabić za kawałek stali, taki jak ten - powiedział pukając palcem w swoją lśniącą zbroję.
- Ważne, że przybyłeś cały i zdrowy, Logan. Obawiałam się, że zakon w Athkatli odmówi przydzielenia nam pomocy - odparła Verna, po czym zwróciła się do awanturników.
- Sadim, czy dalej jesteście zainteresowani ofertą wyprawy do Bolfost-Tor? - Spytała, zwracając się bezpośrednio do półelfa.
Sadim zmierzył paladyna spojrzeniem, które ewidentnie świadczyło o tym, że wcale nie podoba mu się ten człowiek. Nim zdołał jednak coś powiedzieć, odezwała się stojąca obok Tamarie, dotychczas spoglądająca na pancerz Logana z niejakim zainteresowaniem.
- Straciliśmy kolejnego towarzysza podróży - wyszła na przód. - Mamy najpierw w planie udać się do Samotnej Ostoi. Mamy tam sprawy do załatwienia.
Przywoływacz wzruszył ramionami. Pewnie by powiedział to samo.
- Decyzję powinniśmy podjąć wszyscy razem. Aktualnie nie ma tutaj Szarańczy.
- To po drodze - odpowiedziała kapłanka przenosząc spojrzenie na Logana, który skinął w odpowiedzi głową, a potem z powrotem na Tamarie.
- Otrzymacie od nas wierzchowce. Na nasz koszt uzupełnimy też wasze zapasy na podróż. Powinny wystarczyć do Samotnej Ostoi. To zaledwie dwa dni drogi stąd. Oczywiście, pod warunkiem, że uda się wam przedrzeć przez las…
- Z moją pomocą na pewno - powiedział Logan, podchodząc do awanturników i stając w szeregu z nimi.
- Verno, wspominałaś mi przed ich przybyciem, że gobliny nie mogły tym wszystkim kierować. Zgadzam się, ale w takim razie jeśli nie one, to kto? - Zapytał paladyn, na co kapłanka wzruszyła ramionami. Przez chwilę stała w milczeniu, po czym wydukała:
- Mam pewne przypuszczenia, choć mogą się wydawać wam dość… nierealne. Ostatniego lata wygnaliśmy z miasta pewnego młodego, ambitnego maga o imieniu Keriann. Praktykował on zakazaną w Stonebrook sztukę nekromancji, a także prowadził badania nad truciznami i innymi zabójczymi toksynami. Nie był zbyt potężny, lecz mimo to udało mu się stworzyć w jednej z cmentarnych krypt małe laboratorium, zaraz po tym jak został wyrzucony z akademii za swoją szkodliwą działalność. Niedługo później i to zostało odkryte, a jego doprowadzono przed sąd, który w tym wypadku orzekł karę śmierci. Pod moim wpływem Lord Alavor pochylił się nad losem chłopaka i zamiast powiesić go, postanowił wysłać na banicję. Keriann opuszczając miasto, pogroził jego mieszkańcom, że się zemści i od tamtej pory słuch o nim zamilknął - po skończeniu swojej krótkiej przemowy, kapłanka uśmiechnęła się nieznacznie i zamyśliła się na moment wracając wspomnieniami do wydarzeń z zeszłego roku.
- Później wydarzyło się kilka dziwnych rzeczy. Najpierw na bydło spadła zaraza, przez którą wielu farmerów straciło dorobek swojego życia, a parę tygodni później otruto miejską studnię i większość mieszkańców Stonebrook poważnie się rozchorowała. Miałam wtedy ręce pełne roboty, ale udało się powstrzymać epidemię. Magowie z akademii pobrali próbki wody pitnej i wykryli w niej obecność silnych toksyn, być może podobnych do tych, które doskonalił w swoich laboratoriach Keriann. Później przez długi czas nic się nie wydarzyło. Zima była spokojna, lecz wraz z nadejściem wiosny straciliśmy kontakt z Bolfost-Tor i każda karawana, która tam wyruszała już nigdy z tej wyprawy nie wracała. Ten sam los spotkał zbrojne ekspedycje, które wysyłaliśmy do krasnoludzkiej twierdzy… - kapłanka zapowietrzyła się w swojej energicznej przemowie, po czym wzięła kilka głębokich wdechów i dodała już spokojniej:
- To wszystko co wiem na daną chwilę i tylko tyle faktów udało mi się ze sobą powiązać, choć mogę też być całkowicie w błędzie.
Półelf podrapał się po głowie zastanawiając się. Miało to jakiś sens, jednak utracony kontakt z miastem... Bez sensu.
- A więc nasz poszukiwany specjalizuje się w nekromacji - w myślach analizował przekazane przez kapłankę szczegóły patrząc w jakieś bliżej nieokreślone miejsce w przestrzeni. - Choroby bydła miałyby sens, jednak zatruta studnia to robota alchemii, magii przywołania lub przemiany, a brak możliwości zbadania okolic Bolfost-Tor świadczy o potężnej aurze odrzucenia blokującej wszelkie formy wieszczenia związane z tym miejscem. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że jeśli to jest ten człowiek, o którym mówisz arcykapłanko Verno, to na pewno nie działa sam. Chyba że... - pstryknął palcami, co odbiło się echem po świątyni - Znalazł jakiś potężny magiczny przedmiot.
- Wcale mi się ta wizja nie podoba - splotła ręce na piersi Tamarie, mrużąc przy tym oczy, wyobrażając sobie czekające ich zadanie. - Swoją drogą to jeszcze mamy zająć się karawaną tamtego elfa, pamiętasz?
- Tak, do Ostoi. Pamiętam. Mam nadzieję, że go jeszcze znajdziemy - przytaknął na słowa swej towarzyszki przywoływacz.
- A więc postanowione? - Zapytała się Verna, spoglądając to na awanturników, to na paladyna. Była tak zafrasowana wydarzeniami, które dotknęły Stonebrook w przeciągu ostatnich godzin, że kompletnie zapomniała o słowach Sadima, który chciał omówić sprawę z Szarańczą.
Logan w odpowiedzi przytaknął głową, po czym położył zaciśniętą pieść na piersi.
- Będę bronić ich do ostatnich kropli krwi, a jeśli spotkam Kerianna lub kogokolwiek kto stoi za tym wszystkim… wtedy słono zapłaci.
Przekrzywienie głowy przez Sadima ewidentnie wskazywało na to, że ktoś tu o czymś zapomniał.
- No dobra... To dam znać moim towarzyszom jak... Wrócą do pełni sił. A zagwarantować nie mogę, że się zgodzą.
- Dobrze, przemyślcie tą kwestię. Chciałabym, abyście wyruszyli następnego dnia. Niestety, ale czas nie działa na naszą korzyść, a my nie wiemy, czy gobliny zdecydują się na atak jeszcze tej nocy, jak zapowiadała notatka, którą nam przekazałeś - odparła kapłanka, mając na myśli skrawek pergaminu, który wcześniej Sadim wręczył władcy miasta.
- A skoro o ataku mowa... - przywoływacz podjął temat zastanawiając się nad pewną rzeczą nie dającą mu spokoju. - Jak to się stało, że prawie cały garnizon był poza murami miejskimi?
- Żołnierze mieli strzec festynu na wypadek otwartej inwazji goblinów. Ich obecność miała dać szansę mieszkańcom znaleźć schronie za murami miasta… Ech… - Cicho westchnęła, po czym kontynuowała. - Dla Lorda Alavora bardzo ważny jest wizerunek, zwłaszcza teraz kiedy skarbiec pustoszeje w oczach, a rozwiązania kryzysu nie widać. Ten festyn miał podbudować jego wizerunek w oczach mieszkańców, a stało się zupełnie na odwrót.
Sadim kiwnął głową ze zrozumieniem.
- Nie roztrząsajmy tego tematu w takim układzie. Jak się okazało - miasto ma słaby punkt i należy się nim zająć.
Starając się nie dawać po sobie poznać, że jest zły z powodu śmierci sporej ilości osób przebywających w trakcie ataku w mieście odsunął się o krok dając znak, że ma zamiar odejść.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebować arcykapłanko Verno, to będę u siebie w pokoju.
- Dziękuję - odparła kobieta, uśmiechając się nieznacznie. - Oczekuję, że o świcie dacie mi swoją odpowiedź. Dłużej zwlekać nie mogę...

Po rozmowie z kapłanką, awanturnicy udali się na spoczynek, gdzie mieli jeszcze omówić między sobą warunki wyprawy, którą zaoferowała im kapłanka. Niezależnie od wyników rozmowy, o świcie czekała ich długa podróż w towarzystwie Kaledwyna i jego ochroniarzy, którym przysięgli pomóc. Nie ufali jeszcze elfowi na tyle, żeby iść w obecności jego ludzi bez dłoni na rękojeści miecza, lecz obecność doświadczonego paladyna w ich szeregach nieco ich uspokajała.


 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172