Hael szedł w milczeniu pośrodku grupy. Keoma i Tek szli kilka kroków z przodu a Lanoreth Viviana zostawali z tyłu. Po chwili oboje znikli mu z oczu. Hael był tak jak i inni zaniepokojony zniknięciem Kate, ale nie artykułował swego niepokoju w tak wyraźny sposób. Stał się tylko czujniejszy i patrząc jakby spode łba uważnie przyglądał się okolicy.
Był ciekawy co dzieje się z Kate. I co dzieje się z Xavierem. Jeśli oni nie wrócą, on jako jedyny jeszcze będzie mógł polecieć. Ale czy wtedy nie była by to zabawa w „Dziesięciu małych murzynków”...?
Nagle coś mignęło mu przed oczami. Każdy zna to uczucie, kiedy przejeżdża się po czymś wzrokiem, budzi to nasze zainteresowanie, a gdy spogląda się na powrót, już tego nie ma...
Hael zatrzymał spojrzenie na tym dziwnym elemencie krajobrazu.
Mężczyzna mrugnął i zmarszczył brwi, jakby nie wierząc własnemu wzrokowi. Tym razem, to „coś” było tam naprawdę i zdawało się być bardziej interesujące niż element krajobrazu.
Hael zatrzymał się w pół kroku, odwracając najpierw głowę, a potem całe ciało w kierunku małej istotki spozierającej na niego znad splątanego tła puszczy.
Był to mały człowieczek o ciemnobrązowej skórze. Ile mogła mieć wzrostu? Jedną, trzy stopy? Wyraźnie wpatrywała się w niego, swoimi małymi, choć i tak sporymi na tle twarzy oczkami. Hael wpatrywał się w nią również, marszcząc brew. Był bardzo zafrapowany tą całą niecodzienną sytuacją, a mała istotka nie zdawała się mieć złych zamiarów. A może się mylił? Wolał być czujny, ale nie chciał spłoszyć tego małego człowieczka. Przesunął się o jeden krok do przodu i, chyba mimowolnie, lekko pochylił. Istotka ani drgnęła. Hael zignorował krzyk Teka i szumy dochodzące z bransolety. Stał nieruchomo.
Patrzyli sobie nawzajem prosto w oczy, obaj, a może oboje? Całkiem nieruchomi. Człowieczek lekko przekrzywił głowę.
Mrugnął.
__________________ Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft... |