Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2016, 10:18   #9
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Mieszkanie Indiry, ul. Na Uboczu, późny poranek
O żesz orzeszku” - jęknęła w duchu Indira i położyła telefon Tereski daleko poza zasięgiem swoich rąk. - “Może jednak łatwiej jeśli wydrukuję i porozwieszam ogłoszenia.”
Wydrukowała na prędce 10 ulotek ze zdjęciem Tereski i świeżo założonym kontem email “letsfindTeresa@yahoo.com” jako kontaktem. Pamiętna wczorajszego obżarstwa batonami stwierdziła, że krótka przebieżka się jej przyda. Przy okazji porozwiesza ogłoszenia.

Wysłała też smska do Elki:
Cytat:
“Słuchaj może zorganizować event na facebooku “Let’s find Tereska”? Założysz? Mój polski nie jest najlepszy a lepiej, by event był opisany po polsku. Daj znać
Od Ela [sms]:
Cytat:
Świetny pomysł, mam w kontaktach trochę jej znajomych. Wciąż nic nie wiesz? Jezu… tak się martwię… :/
Do Ela [sms]:
Cytat:
Nie wiem Może zgłosisz na policję?
Indi kilka razy zmieniała wersję odpowiedzi ale w końcu postanowiła odpowiedzieć w ten sposób. Co innego miałaby odpowiedzieć by uniknąć bycia zaplątaną w śledztwo?

Ubrała się w obcisłe wdzianko do biegania, dopięła cieniutką, izotermiczną kurteczkę, nałożyła starą bejsbolówkę i dobrej jakości buty do biegania, znoszone i wskazujące na intensywne użycie. Klucze, portfel, iphone, słuchawki, tempomierz, ulotki, pistolet-zszywacz.
Przygotowana, wskoczyła do samochodu i pojechała do parku Świętokrzyskiego.
W trakcie biegu porozwieszała ulotki i spędziła około godziny na pościgu za własną figurą i dobrą formą. Batoniki zdecydowanie nie ułatwiały zadania, ale dzięki bogom, na przemianę materii Indira nie mogła narzekać. Poza tym bieg zawsze rozjaśniał jej w głowie i dodawał kreatywności.

Park Świętokrzyski i okolice, Wczesne popołudnie
Po powrocie do auta zauważyła smsa od Grześka:
Cytat:
“Hej żono, wypad dzisiaj wieczorem? 12on14, 21? Noc jazzowo-swingowa. Standardowa ekipa.”
Do Grześ [sms]:
Cytat:
“Chętnie, tylko znajdę opiekę dla A.”
Indira wysłała wiadomość do Kory
Do Kory [sms]:
Cytat:
Hej, Kora, dałabyś radę dzisiaj przypilnować Alex od 20:00 do 23:00 - 00:00?
Od Kory [sms]:
Cytat:
Hej, a mogę przenocować?
Do Kory [sms]:
Cytat:
Nie ma problemu
Od Kory [sms]:
Cytat:
To będę koło 19:45 u was.
Do Kory [sms]:
Cytat:
Super, do zobaczenia!

Do Elki [sms]:
Cytat:
Jak event?
Od Elki [sms]:
Cytat:
Założony! Widzę sporo znajomych się dodało i szerują wydarzenie. Może to coś da…
Do Elki [sms]:
Cytat:
Super, trzymaj rękę na pulsie.

Mieszkanie Indiry, ul. Na Uboczu, późne popołudnie
Indira wróciła do mieszkania i zajęła się krzątaniem po domu i przygotowaniem kącika dla Kory. Przygotowała posiłek dla Alex i wybrała odpowiednią kreację na wieczór. Cieplejszy płaszczyk własnego projektu i wykonania miał rekompensować cieniutką sukienkę pod spodem. Cieszyła się na ten wieczór, humor jej zdecydowanie dopisywał.

Reszta dnia minęła spokojnie… przyjemnie… Alex, kolacja, przygotowania do wyjścia. I w końcu spotkanie z Grzesiem
i znajomymi z jego firmy.

Klub 12on14, ul. Piwna, wieczór
Indi i Grześ przywitali się ciepło:
- Cześć skarbie! Wyglądasz zjawiskowo.
- Cześć, mężu. Ty zaś złamiesz dzisiaj kilka serc
- Indi zaśmiała się wesoło - Gotowi?
- Tak, chodźmy, rozkołysać tę budę!


Grześ dokonał swojej magicznej sztuczki i wprowadził całą grupkę. Indi z rozkoszą usłyszała jeden ze swych ulubionych standardów granym przed rozgrzewającą się publicznością. Świetny głos wokalistki, naelektryzowana atmosfera, dobre towarzystwo - zapowiadał się świetny wieczór i Indira wsiąkła szybko.

Kilka utworów i kilka drinków później, rozbawiona Indi znalazła również przyjemne towarzystwo, z którym prowadziła niezobowiązującą gadkę-szmatkę, w przerwach rozkoszując się muzyką.
Towarzystwo przedstawiło się jako Robert Olszewski
- kolejne “-ski” nazwisko, którego Indi w chwili obecnej nie chciało się próbować wypowiadać. Podobno kierownik ds. jakości w jakiejś firmie online, podobno lubi to miejsce, podobno rzadko spotkać można teraz kobiety lubiące jazz. Indira mogłaby cytować podręcznikowe chwyty przemycane w rozmowie i wcale nie miała zamiaru kontynuować tej znajomości dłużej niż obecny wieczór. Przede wszystkim dlatego, że Robert był niezwykle miły dla oka (w ciągu 2 pierwszych minut rozmowy jej oko wyobraziło sobie kilkanaście różnych stylizacji dla Roberta), znał się na jazzie, nie był nachalny i całkiem nieźle się ruszał. Ale podobną znajomostka skończyła się Alessandrą. Która na chwilę obecną Indirze całkiem wystarczała. Projektantka jakoś nie wierzyła również by klubowe znajomości miały szansę na przeistoczenie się w cośkolwiek innego niż jednorazową fascynację. Stwierdziła zatem, że Robert wystarczy na jedno-nocną przygodę i bawiła się całkiem nieźle w jego towarzystwie.
Do czasu gdy o północy jak Kopciuszek musiała uciekać z ramion Olszewskiego po zakończonym utworze
Pożegnała się z ekipą i Robertem, który obiecał zadzwonić i ruszyła ku wyjściu, wyciągając telefon by zadzwonić po taksówkę.
Pani po drugiej stronie potwierdziła, że taksówka będzie czekać pod klubem za kwadrans.
W oczekiwaniu na taksówkę porozmawiała jeszcze przy drzwiach z Robertem, który odprowadził ją do pojazdu i pożegnał ponownie.
Taksówka ruszyła i Indira przymknęła oczy rozkoszując się jazdą i udanym wieczorem. Otworzyła je jednak gwałtownie, gdy usłyszała otwierane drzwi z przodu i po lewej stronie pasażera.

Taksówka, okolice PKiN, po północy
Na miejsce obok kierowcy wsiadł mężczyzna w garniturze, obok Indiry zaś usadowił się jakiś mięśniak, który z łatwością zabrał Indirze jej mikroskopijną wyjściową kopertówkę i oddał garniakowi.
Indira była w ciężkim szoku.
- Kim panowie są - spytała po angielsku - i czego chcecie? - adrenalina skoczyła i dziewczyna sięgnęła po swoją torebkę, obecnie przeszukiwaną przez garniaka. Mięśniak popchnął ją z powrotem na siedzenie.
- Kto wy są? - spytała ponownie tym razem swoją “polszczyzną”, domagając się odpowiedzi. - To jest illegal. - dorzuciła.
Garniak odwrócił się do niej w końcu:
- Odblokuj komórkę, proszę. - podał jej telefon.
Indira ni to przestraszona całym zagraniem ni to wkurzona, że jakieś draby chcą zepsuć jej wieczór, zabrała telefon:
- Proszę pana. Nie jesteśmy na Ty. Odblokuję, gdy zobaczę legitymację albo dokumenty na podstawie, których chcecie dostęp do telefonu.
- Proszę. Odblokować. Komórkę.
- Na czyje polecenie panowie działają? Chcę mówić z przełożonym panów.
- Indi stwierdziła lodowatym tonem.
Siedzący obok Indi mężczyzna odwinął się trafiając łokciem w twarz fashionistki.
Przed oczyma zatańczyły jej gwiazdy, ból był oszałamiający, poczuła coś lepkiego cieknącego jej z nosa na brodę.
- Bardzo grzecznie proszę - powiedział ten z przodu, w garniturze, wciąż wyciągając komórkę ku Amerykance.
Indira dotknęła drżącą ręką twarzy i spojrzała na swą dłoń. Z niedowierzaniem spoglądała na ciepłą krew na palcach. Miała wrażenie lekkiego deja vu, gdzieś z jakiegoś filmu, w tej chwili nieważne jakiego.
Odwróciła dłoń ku garniakowi:
- To nazywa pan prośbą? - zmrużyła lekko oczy mierząc wzrokiem mężczyznę z komórką.
Mięśniak powtórzył “strzał z łokcia”, tym razem Indi lekko przygotowana zasłoniła się trochę ręką.
I tak zabolało.
- Panno Gemmer, ja naprawdę nie chciałbym wychodzić poza pewną grzeczność… - powiedział ten w garniaku nie zmieniając położenia dłoni w której wciąż spoczywał smartfon.
- Na to już za późno. - stwierdziła Indira pochylając się lekko w kierunku garniaka. Wprowadziła dwie pierwsze cyfry kodu - O co chodzi? - spojrzała ponownie w kierunku garniaka z palcami zawieszonymi nad klawiaturą telefonu. - Chyba jest to proste pytanie.
Siedzący obok znów się odwinął, jednak pasażer siedzący z przodu wstrzymał go wzrokiem.
- Proszę po raz ostatni. - powiedział.
Indira poczuła chwilowe zmrożenie emocji, jak zwykle w podobnych sytuacjach. Ciało reagowało niezależnie od jej umysłu, który na chłodno oszacowywał dostępne opcje. Wiedziała, że później zapłaci za ten brak synchronizacji brakiem snu lub kolejną porcją koszmarów. Obecnie jednak, Indira przez chwilę oceniała sytuację mierząc garniaka spojrzeniem. Próba zastraszenia zamiast rabunku albo napadu oznaczała, że cokolwiek chcieli nie znajduje się jedynie na telefonie. Gdyby chcieli jedynie zawartości telefonu, to już by go mieli. Doszła do wniosku, że napastnicy przede wszystkim chcą się dowiedzieć co ona wie i upewnić, że w telefonie nie zostały ślady.
- Czego naprawdę pan chce? - spytała wstukując ostatnie dwie cyfry.
Mężczyzna odebrał smartfona i odwrócił się nie odpowiadając.
Z nesesera leżącego obok jego nóg wyjął laptopa i podłączył do niego komórkę Indi kablem USB/MicroUSB.
Po zainicjowaniu systemu operacyjnego zaczął zgrywać ze smartfona wszystko na laptop. Listę kontaktów, smsy, pliki. Indi widziała, że równocześnie wszedł na jej pocztę i powoli przeglądał wiadomości.
Wszystko wciąż w ciszy.
Indi w między czasie wytarła sobie twarz z lecącej krwi. Cała sytuacja była tak całkowicie absurdalna, że trudno jej było uwierzyć w to co się działo.
Cisza przedłużała się, mięśniak - o dziwo, sięgnął do kieszonki i podał Indi chusteczkę.
Mężczyzna w garniturze przeglądał maile i spisy połączeń, ale tak jakoś bez werwy, leniwie.
- Co panią łączy z panem Dobrzyckim, panno Gemmer? - spytał w końcu nie odwracając się do dziewczyny.
- Na szczęście nic, nie znam go osobiście. - Indi zaczynała się domyślać dokąd zmierza dyskusja.
- Trochę zadała sobie pani trudu, aby zainteresować się tym co się z nim dzieje.
- Nie z nim. Z osobą, z którą miał się widzieć.
- Indi wzruszyła lekko ramionami. - Osoba zniknęła a ja potrzebowałam jej pomocy.
- Ach, pani Kosińska…
- Mężczyzna w garniturze wymienił nazwisko Tereski. - Tylko czemu mam pani wierzyć, Panno Gemmer? - odwrócił się i wpił twarde, zimne spojrzenie w Amerykankę.
Widząc minę mężczyzny, Indi przełknęła uśmiech. Twarde i zimne spojrzenie “Garniaka” było NICZYM przy twardym i zimnym spojrzeniu Maxwella. Poczuła ukłucie dziwnej dumy czy też niechętnego szacunku do swego ojca.
- Proszę pana - zaczęła - nie obchodzi mnie pan Dobrzycki, który jak dla mnie osobiście jest ostatnią szują. Ale to czy pan mi wierzy czy nie - kontynuowała uprzejmym tonem kropka w kropkę podobnym do tonu Maxwella - cóż… nie zależy ode mnie. Doskonale oboje o tym wiemy. Jak powiedziałam nie znam faceta osobiście i nie chcę poznawać. Zależy mi wyłącznie na Teresie.
- Taaaaaaak.
- Być może… Być może pewien specyficzny “trening” jaki dziewczyna miała w kontaktach z ojcem dodawał jej siły nawet w takiej sytuacji. Zamiast szlochać, sięgała po dumę i twardość jaką wykuła od…
Mężczyzna w garniturze obserwował uważnie Amerykankę, coś jej mówiło, że jej reakcje w tej rozmowie dały typowi coś do myślenia. Obrócił głowę i zerknął na kierowcę siedzącego do tej pory cicho i spokojnie. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. “Gdyby oczy mogły mówić…” tu chyba mówiły.

“Garnitur” po raz kolejny odwrócił się do laptopa, znów milczał.
W końcu odpiął komórkę i podał ją Indi.
- No, zobaczymy - mruknął - Mam do pani ogromną prośbę, będzie pani tak miła ją spełnić?
- Słucham pana.
- projektantka zabrała komórkę i wyciągnęła dłoń ze zużytą chusteczką do mięśniaka.
- Proszę zadbać o siebie i córkę. To moja prośba. Próby… Próby udania się w pobliże granic miasta lub dworców, lotniska - będzie wskazaniem, że nie dba Pani o siebie i o Alex, czy dobrze się rozumiemy w tej kwestii?
- Ma pan na myśli jakiś termin?
- spytała Indira, która nie miała obecnie planów wyjazdowych - mam zobowiązania, z resztą jak pan przeczytał, które czasem wymagają podróży. Bez tego dbanie o siebie i córkę staje się niemożliwe. Oczekuję również gości, do odbioru z lotniska. To też pan wie z wiadomości. Pytam, by uściślić pańską prośbę.
“Garnitur” nie odwrócił się zamykając po prostu laptopa i chowając go nesesera. Nie odezwał się nawet słowem spojrzał tylko w lusterko, spojrzenia z “Mięśniakiem” spotkały się.
Mężczyzna siedzący obok Indi wyciągnął nóż motylkowy i rozłożył go, ostrze było… no wyglądało na ostre.
Indira nic nie mówiła spoglądając to na jednego to na drugiego to na trzeciego mężczyznę.
- To nie będzie potrzebne - mężczyzna w garniturze powiedział ‘do lusterka’ - Poproszę o buty.
Indi podała mu sandałki.
Wziął je ostrożnie i schował do foliowego opakowania zamykanego szczelnie jak w opakowaniach próżniowych.
Wyciągnął z bocznej kieszonki nesesera jakieś niewielkie pudełeczko, a z wewnętrznej kieszeni garnituru mały notatnik.
Pudełeczko skrywało gąbkę nasączoną atramentem.
Indi w lot złapała o co mu chodzi, podstawił najpierw gąbkę, trzymając w drugiej ręce otwarty na chybił trafił notatnik.
Dziewczyna zabrała notatnik od “Garniaka” i odcisnęła w nim odcisk swego kciuka a potem kolejnych palców. Każdy odciśnięty idealnie.
- Mogę prosić o moją torebkę? Mam tam chusteczki. - spytała uprzejmie trzymając upaćkaną rękę z dala od ubrania.
Porozumieli się spojrzeniami w lusterku, “Mięśniak” otworzył drzwi chowając nóż do kieszeni.
Obszedł samochód i otworzył drzwi od strony Amerykanki. Wyciągnął przed siebie torebkę robiąc jej miejsce by mogła wysiąść.
- Au revoir - rzucił “Garniak” nie odwracając się.
Indira zabrała torebkę i wysiadła z samochodu rzucając przez ramię:
- Raczej Adieu.
- Nie. Au Revoir, panno Gemmer.

Indi stała w miejscu dopóki taxi nie odjechała. Zapamiętywała numery rejestracyjne samochodu i jego markę.
Postawny facet jaki zaszczycił ją dwoma strzałami z łokcia, chusteczką i groźbą noża… stał obok, póki nie podjechał samochód. Srebrne Alfa Romeo, jakie stanęło kilkanaście metrów dalej. Nieśpiesznie podszedł do samochodu (wcześniej - groteska! kłaniając się lekko dziewczynie) i wsiadł do środka.
Alfa nie ruszała się, stała po prostu.
Indi też, bosa, z zakrwawioną twarzą, przy krawężniku naprzeciwko domów towarowych Wars i Sawa.

Indira właśnie sięgała po nowy zestaw chusteczek by wytrzeć do końca twarz i czekając aż “mięśniak” odjedzie gdy usłyszała dźwięk nadchodzącego smsa.
Sprawdziła wiadomość. Robert.

Od Robert [sms]:
Cytat:
Cześć, krótko spytam, czy dotarłaś do domu bezpiecznie? Robert Olszewski
Odpisała uprzejmie i niezobowiązująco.
Do Robert [sms]
Cytat:
Tak, właśnie się kładę spać. Dziękuję za miły wieczór i życzę miłej nocy Indira Gemmer
Srebrna Alfa nadal nie odjeżdżała. Indira zrozumiała, że ma smycz. Westchnęła ciężko wspominając czasy dzieciństwa spędzone pod czujnymi spojrzeniami ochroniarzy ojca. Byli zawsze wokół mając ją na widoku i Indira przez długi, dłuuuuuugi czas była bardzo wrażliwa na punkcie swego wizerunku i tego jak się prezentuje. Możliwe, że był to czynnik, który popchnął ją w kierunku mody i stylistyki. Nawet teraz, przestraszona i wkurzona zarazem poprawiła najpierw lekko włosy i wykorzystując iPhone jako lusterko, wyczyściła twarz do końca. Sprawdziła też strój czy nie ochlapała go krwią. Jej perfekcjonistyczna natura nie ścierpiałaby innego zachowania. Chłód listopadowej nocy sprawił, że wykręcając numer telefonu Marcina, spacerowała na samych palcach tak jakby chodziła na szpilkach.

Przyjaciel odebrał dopiero po szóstym czy siódmym sygnale:
- Hallo, Indi, co jest? - spytał zachrypniętym od snu głosem.
- Marcinku, zostałam napadnięta. Potrzebuję transportu. Jestem pod Sawa i Wars…
- Wars i Sawa
- Marcin odruchowo poprawił odwieczny błąd Amerykanki. Po czym otrzeźwiał - Jak to napadnięto?! - w tle rozległ się szum, jakby Marcin wygrzebywał się z łóżka.
- Możesz po mnie przyjechać?
- Tak, już jadę!


Jakiś kwadrans później, Marcin łamiąc wszystkie przepisy podjechał pod Indi i wyskoczył z auta, podbiegając do dziewczyny nawet nie gasząc silnika.
- Mała, cała jesteś? - złapał dziewczynę za ramiona i zaczął sprawdzać sam.
- Tak, cała, chodź stąd.
Marcin ściągnął brwi:
- Buty ci zabrali? - wsadził dziewczynę do auta i sam zapiął pasy. Ruszył.
- Tak. Napadli mnie w podstawionej taksówce - Indi streściła przebieg “spotkania” z trzema gostkami. - Ta srebrna alfa to ogon. Mam narzuconą “ochronę”.
- Indi czekaj… To wszystko przez Dobrzyckiego?
- Tak, pytali skąd go znam. Myślisz, że on ma aż takie plecy albo że to taka szycha?
- Przecież to jakiś scenarzysta co dorabia na trójkę dzieci na uniwerku i obraca studentki na działce.
- No to...nie rozumiem. Co takiego on zrobił, że pilnują osoby nim zainteresowane. Nie rozumiem, co garniak próbował zrobić z danymi z mojego iPhone’a. Nie skasował nic, ale raczej też niewiele udało się mu skopiować. Nie synchronizował nawet z kompem.
- Indira wzruszyła ramionami.
- Jedziemy do mnie, przyłożę Ci coś na ten nos. Nie złamany?
- Nie, tylko boli, oddycham normalnie.
- Co za buce. Czemu im nie dałaś pinu od razu?!
- sfrustrowany Marcin warknął na Indi - Sorry - dodał - martwię się o Ciebie.
- Wiem, Marcinku. Ale jeśli chcieliby mnie skrzywdzić już by to zrobili. To była, jest próba zastraszania. Wiesz…

Indira urwała i zapatrzyła się przez okno.
- No co? - Marcin nie wytrzymał w końcu.
- Zastanawiam się czy mój ojciec nie jest w to jakoś zamieszany.
- Jak to?! W Dobrzyckiego?
- Nie znasz go i to akurat dobrze. Ale on jest zdolny do różnych przekrętów. Może wymyślił ten szwindel jako formę zmuszenia mnie do przemyślenia sytuacji, wiesz “żyję w ciemnogrodzie gdzie jestem wystawiona na napady różnych elementów”. A teraz będzie mnie miał na oku.
- Indi zacisnęła dłonie w pięści, unosząc dumnie podbródek.
- To… brzmi… jak ostro przegięta paranoja, Indi…- stwierdził z powątpiewaniem Marcin.
- Może masz rację - stwierdziła Indi po chwili. Nie do końca przekonana. - Jeśli nie, to co innego?
Marcin nie odpowiedział parkując pod swym blokiem.
- Zaraz się dowiemy. - odpiął pasy z zamiarem “pogadania” z mięśniakiem z parkującej nieopodal alfie.
- Marcin, nie! - Indi złapała fotografa mocno za ramię. - nie warto. To są tylko podwładni, płotki. Nie wiedzą nic, wykonują polecenia. Nic nie wyciągniesz z nich a sam możesz…. A może się to źle skończyć. Proszę Cię.
Marcin zaciął usta i wyszedł otworzyć drzwi dziewczynie. Wyciągnął dłoń i złapał dziewczynę pomagając jej wysiąść.
- Dasz rady na bosaka?
- Tak.


Mieszkanie Marcina, Żoliborz, ul. Popiełuszki, około pierwszej nad ranem
Indi została opatrzona całkiem fachowo przez fotografa, który krzątał się z miną kwaśną i poważną.
- Marcinku, jestem cała. Zraniona została głównie moja duma. Potrzebuję buty jakieś i pojadę do domu. Nie chcę by Alex obudziła się beze mnie.
- Zawiozę cię. Masz tu moje stare glany.
- Uhmm to pomoże na moją zranioną dumę
- Indira spróbowała żartu by zluzować atmosferę.
- No sorry, mała nie mam nic innego. Albo to albo na bosaka.
- Dobrze, glany będą w sam raz.


Mieszkanie Indiry, ul. Na Uboczu, sobota wczesny ranek
Jak przewidywała - nie zmrużyła oka przez resztę nocy i rozpędzone myśli zaczęły się zapętlać. Indira odczekała aby Kora wyszła i zadzwoniła do ojca. Od chwili, gdy Marcin przywiózł ją do domu biła się z myślami czy dzwonić czy nie dzwonić do Maxwella. W końcu wybrała numer wykorzystując fakt, że Alex wciąż śpi.
- Hallo? - Konsul Gemmer odebrał po czwartym sygnale.
- Dzień dobry, ojcze. Możemy porozmawiać? - spytała Indi wciąż niepewna czy dobrze robi.
- Tak, cieszę się że dzwonisz. Rozumiem, że przemyślałaś moją propozycję?
- Ojcze, dzwonię by spytać o coś innego. Co ci mówi nazwisko Dobrzycki i czemu wysyłasz na mnie drabów, którzy mnie pobili i próbują mnie zastraszyć w związku z tym człowiekiem. Możesz też odwołać swoje psy spod mego mieszkania, proszę?
- Indi zabluffowała licząc, że jeśli to sprawka ojca to teraz zacznie się kolejna przemowa.
Przez chwilę w słuchawce panowało milczenie.
- Słucham? - Maxwell Gemmer był zaskoczony.
- W nocy zgarnęło mnie trzech mężczyzn w taxówce nr rej WI 1234J, pobiło gdy nie chciałam oddać pinu do telefonu, zdjęło mi odciski i zabrało obuwie. Zagrozili mnie i Alex wypytując o Dobrzyckiego. Masz coś z tym wspólnego? Od tamtej pory mam ogon srebrną Alfę nr rej WW 7654. - Indi zacisnęła dłoń w pięść licząc, że to jednak sprawka ojca.
- Jaki Dobrzycki?! Nic Ci nie jest? - w jego głosie przebrzmiała dyskretna nutka zaniepokojenia? Bo chyba nie troski? Normalny człowiek by tego nie wychwycił ale Indi znała swego ojca na wylot.
- Nie - powiedziała jakoś bardziej miękko - trochę boli mnie nos i moja duma ucierpiała. Przepraszam, że cię niepokoję.
- Jak mogłaś choć pomyśleć…? Mam zawiadomić ambasadę? Pobicie obywatela USA, normalnie to się zdarza, ale jak Stephen uruchomi swoje kanały to kamień na kamieniu z tych śmieci nie zostanie. Te polskie pieski zajrzą pod każdą kupę gnoju by ich znaleźć.
- Ojcze do tego musiałabym nie wychodzić z domu z Alessandrą. Mam ogon non stop. Zabronili mi wyjeżdżać z Warszawy grożąc konsekwencjami mojej córce, a Twojej wnuczce.
- tłumaczyła Indi. Choć troska ojca nagle wydawała się niezłym pomysłem.
- Załatwię to - zgrzytnął. - A co do mojej propozycji…
- Ojcze, bez Alex nigdzie się nie ruszę.
- rzuciła Indi na zasadzie marchewki za załatwienie sprawy.
Znów przez chwilę milczał.
- Zadzwonię jak będę wiedział coś więcej, postaram się zdjąć Ci ten “ogon".
- Dziękuję. Miłego dnia, ojcze.


Resztę dnia Indi spędziła z córeczką w parku na spacerku i zabawach na świeżym powietrzu a potem na obiedzie w Pomponie, przy Młynarskiej 13.

Pompon, ul. Młynarska 13
Od Robert Olszewski [sms]:
Cytat:
Dzień dobry, jak się spało? Może kawa dzisiaj koło 16?
Do Robert [ sms]:
Cytat:
Niestety dzisiaj nie dam rady. Przykro mi.
Od Robert [sms] :
Cytat:
Nie ma sprawy. Może zamiast tego jutro?
Do Robert [sms]:
Cytat:
Jutro koło 13:30. Będę akurat w centrum na ceremonii przy ul. Waliców 25, a później na lunchu.
Od Robert [sms]:
Cytat:
Ekstra, zatem odbiorę cię z Waliców na lunch jutro, do zobaczenia

Mieszkanie Indiry, ul. Na Uboczu, późne popołudnie - wieczór

Późnym popołudniem dziewczyny wróciły do domu. Alex zajęła się malowaniem i kolorowankami, a Indi nadganiała pracę.
Do późnego wieczora projektowała i szkicowała suknię ślubną
z prywatnego zamówienia córki kogoś ważnego. Indi nawet nie zwróciła uwagi na to - chyba właściciela czy prezesa stacji benzynowych, jakiegoś Jasińskiego.

W przerwie zaczęła szukać możliwości sprawdzenia numerów rejestracyjnych taksówki oraz alfy pilnującej jej jak cień. Dowiedziała się, że może złożyć wniosek w Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców za 30,40 zl. Ale trzeba posiadać konto ePUAP, a takiego nie posiadała.
Wróciła więc do rysowania z postanowieniem poproszenia o pomoc Marcina.
Skupienie przerwał jakiś hałas dochodzący spod bloku. Hałas na tyle głośny, że przebił się przez muzykę i zamyślenie Indiry.
Dziewczyna wyjrzała przez okno i zdębiała.
Pod blokiem zaparkowany był czarny van.
Zaparkowany tuż koło srebrnej alficy.
Trzech miłych panów w czarnych garniturach właśnie zaczynało rozmowę z “mięśniakiem”, na którego poskarżyła się ojcu. Rozmowa zaczynała być coraz bardziej zażarta. Czarne garnitury na oko projektantki wyglądały znajomo: miała z takimi do czynienia całe swoje dzieciństwo i sporą część wieku dorastania. Ochrona ambasady.
Stephen się uwinął. Ciekawe, ile przysług jest winien ojcu.” - pomyślała Indira obejmując się ramionami i obserwując barwną scenkę.
Vanowcy właśnie zaczynali tłumaczenie Jankowi i koledze z alfy, że nie powinno ich tam być.
Ku zaskoczeniu Indiry… “mięśniak” jednak wcale nie zamierzał posłuchać grzecznych próśb vanowców i zaczęła się … regularna bójka. Indi oglądała z szeroko otwartymi oczami oraz odruchowo włączonym nagrywaniem w iPhonie jak "mięśniak" stawia czoła trójce marines. Obserwując potyczkę, Indira miała wrażenie, że trójka to akurat wyzwanie dla mięśniaka. Z mniejsza ilością napastników pobawiłby się znacznie krócej. Marines chyba zaczęli traktować “mięśniaka” poważnie i walka wyglądała przez chwilę na wyrównaną. Po czym Janek znokautował po kolei napastników i opadł na maskę alfy ciężko dysząc, sam wyglądając również jak kotlet mielony. Zdecydowanie nie wyglądał tak dostojnie jak przed paroma minutami. Spojrzał w górę w okolice 4 piętra, na którym mieściło się mieszkanie Indiry. Mimo, że dziewczyna była pewna, że nie może jej zobaczyć z parteru, cofnęła się za zasłonę.
Wyłączyła nagrywanie i wysłała filmik do ojca. Po czym wybrała numer pogotowia.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 29-01-2016 o 22:14.
corax jest offline