Plac zamkowy. Przed siedzibą Darkberga. Chudy, bo tak zwano tyczkowatego, wypachnionego zamkowego anoterisa, chłonął słowa
Nekri jak spękana ziemia wodę.
- ...rzuć któremuś z moich imię...
Było ciepło.
- ...lub dwa...
Starł kciukiem kroplę potu, która spływała mu po krzywym nosie.
- Jeśli myślisz, że ja - zacietrzewił się.
- Jeśli tylko wykonywałeś rozkaz - podpowiedziała.
Zamilkł. Nabrzmiała żyła na skroni pulsowała, jakby pod skórą żył przemorfowany czerw, który wił się drążąc nowy korytarz w poszukiwaniu żywotnych organów żywiciela.
Splunął, gdy tylko zniknęła z pola widzenia. Gdy upewnił się, że nie zobaczy.
- Szara murwa - mruknął jeszcze.
Było ciepło. Chudy pocił się jak świnia przed zamkniętą Darkbergową bramą. I gdy mu
Biały otworzył łaskawie bramę zgrzytał zębami. Fuczał gdy wysługiwał się nim jakby był zamkową zdzirą. Przełknął i groźbę, że gdzie-mu-to głowę wsadzi jak archigos ducha wyzionie. Wszystko wytrzymał ale wtedy przyszedł do niego ochroniarz skarbnika...
Ismael oparł się o pordzewiałą latarnię, stojąc możliwie jak najbliżej bramy. Jego przekrwione oczy czujnie śledziły kolejne osoby, które opuszczały siedzibę Darkberga. Zastanawiał się czy archigos w ogóle zechce z nim rozmawiać. Garrosh nie był co prawda pierwszym lepszym przybłędą z rynsztoka. Pełnił służbę u jednego z najważniejszych ludzi w mieście. Z drugiej strony pozostawał też jedynie najemnym orężem. Na dodatek dzierżąca ów broń ręka była czarna, a ten kolor źle odbierano w mieście. Delikatnie mówiąc. Wojownik przypomniał sobie, że sam Parwiz był tutaj obcym. Może to miało pozwolić nawiązać nić porozumienia. Że też musiał rozważać podobne opcje w stosunku do człowieka, który z własnej woli wpuścł do Skilthry potwory.
Wyszedł na przeciw. Nie spodziewał się, aby eskortowany był odsłonięty i dostępny dla tłumu, z którego wciąż nie uleciały gniewne emocje. Dlatego odnalazł wzrokiem najwyższego oficera albo kapitana.
- Jestem człowiekiem Fitzgeralda. Zapytajcie go jeśli chcecie - dodał pro forma, bowiem nie dało się zapomnieć czarnej góry mięśni. - Proszę o audiencję u Jehudy. Pilna sprawa.
- Wiem - odburknął anoteris, niespecjalnie uprzejmie. - Archigos nie przyjmuje teraz. Nie widzisz? Chcesz z nim gadać, to załatw z Diatrysami, bo on ICH teraz… jako i skarbnik.
- Co będzie z Merediusem? - zapytał jeszcze zbrojnego - I kto przejmie obowiązki archigosa?
- Merediusem? - Chudy zmarszczył czoło. - Nie znam. Archigosa… chyba… Duża Rada, nie? Odstąp. Obowiązki - warknął.
Anoteris nie był specjalnie zainteresowany rozmową z ochroniarzem i zbył go oddalając się w kierunku zamku, zabierając z sobą archigosa, skarbnika i zamkowych.
Garrosh został przez chwilę sam na pustym placu, gdy z Darkbergowej siedziby tagmatosi zaczęli wyprowadzać
Merediusa i
Darkberga, obu spętanych grubym powrozem. Kupiec szedł pokornie, blady na twarzy, ze wzrokiem wbitym w brukową kostkę. Pogodzony z losem lub jeszcze otumaniony po ataku spaczeńca. Radny wręcz przeciwnie. Szarpał się i wyzywał najwidoczniej, lecz głos tłumił mu knebel wepchnięty w usta i słychać było tylko nieartykułowane ryki.
Z kamienicy wychodzili powoli uwięzieni w niej wcześniej uczestnicy krwawej biesiady. Ci z nich, którzy przeżyli. Wielu bowiem zostało już wcześniej wywiezionych przez ścierwników do trupiarni.
Wśród nagłego zgiełku wojownik wyłowił jednego z osiłków, którzy zarekwirowali mu broń. W bramie natomiast stał
Biały rozmawiając z jakąś kobietą.
Bustuarium.
Ścierwniki śpiewały swe pieśni o brudach Skilthrańskich uliczek jak sępy licząc na to, że za te ochłapy informacji
Nekri sypnie błyskiem. Wylewali pomyje, które tak wiele razy słyszała. O rudej kurwie, która psuła klientów zarazą. O szczurach wielkości małych psów, które biegają nocą po rynsztokach świecąc czerwonymi oczami. O czarnym diable z białą twarzą, który w środku miasta zarżnął strażnika. O chłopie, który wielbił kozy bardziej niż swoją żonę.
Przed Zamtuzem Hagne.
Zamtuz, zbyt wielkie słowo na obdrapaną kamienicę jakich wiele w Zaułku. Burdel zdecydowanie lepiej pasował do tego przybytku. Lecz tak jak najgorsza dzielnica Skilthry zyskała piękną nazwę Zaułka, tak burdel Hagne zwano nie inaczej jak
Zamtuzem Hagne. Przekora.
Cyric wyszedłszy z zakładu szewskiego
Trzewiczek ciągle myślał o spotkaniu z Mistrzem, o przebiegu całej rozmowy i o swojej nowej rodzinie.
***
- Nim wyjdziesz -
Brown złapał go za kark dłonią, przyciągając do siebie - chciałbym was zapoznać.
Wskazał na nastoletnie dziewczynki. Uśmiechnęły się niewinnie. Pięknie.
-
Utisha,
Altija to mój syn, Cyric. Synu, poznaj swoje nowe siostry.
***
Swojemu zamyśleniu tylko może zarzucać, że nie zobaczył ich wcześniej.
Nekri Syntyche wraz z anakratoi stojących w cieniu budynku, po przeciwnej stronie ulicy.