Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2016, 22:26   #130
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Post przy wspoludziale MG, Adiego i Lemina

Ucieszenie Gordon’a było ogromne kiedy zorientował się że po wynurzeniu z wody miał jeszcze głowę na karku. Szybko jednak został sprowadzony na ziemię przez dźwięki maszyny próbującej się spod czegoś wydostać. Zabójca maszyn i zabójcza maszyna twkili w tej chwili w impasie. Tak jak blaszak, Gordon również próbował sie oswobodzić z tej pieprzonej sieci. Starał się zrobić to jak najszybciej jak tylko dał radę. Musiał zdążyć przed robotem. Musiał zdobyć chociaz odrobinę czasu na przygotowanie, dobycie broni, oddanie celnego strzału… w ogniu walki wydaje się że to wszystko dzieję się tak niesamowicie szybko ale w rzeczywistości na wszystko potrzeba czasu. Starał się więc najpierw szybko ogarnąć siebie, po czym przejść do ogarniania robota.

W powietrzu unosił się wizg pocisków detonowanych ciepłem emitowanym przez płonącą maszynę. Lynx zbliżał się ostrożnie do stodoły od strony płotu. Upatrzył sobie dziurę w bocznej ścianie budynku. Zarzucił snajperkę na plecy i chwycił w dłonie karabinek Heckler und Koch. Chciał podejść ostrożnie do otworu i najpierw zajrzeć do środka, a upewniwszy się, że droga jest wolna, wejść do środka.

-Super mruknęła Nico kiedy David wskazał jej jedną z maszyn, traperka zwolniła teraz jeszcze bardziej podejrzliwie spoglądając otoczenie.

Teraz gdy Gordon nie musiał pilnować się by nie wystawać z wody i walczyć o każdy dech było mu dużo łatwiej niż poprzednio próbować pozbyć się z tej sieci. Nie oznaczało jednak, że jest to łatwe samo w sobie. Na jego szczęscie robot też miał jednak swoje problemy i wzizgając patykowatymi odnóżami wyglądało jakby próbował jednocześnie zrzucić z siebie ten balast i pociąć go swoimi ostrzami. Słychać i widać było tylko jak lecą wióry i drzazgi co by te ostrza zrobiły z mięsem nie trzeba było dużo wyobraźni. Łowca wreszcie poczuł jak sieć wreszcie zsuwa się i był wreszcie wolny. Ale w tym samym momencie maszyna pozbyła się swojego balastu i też była gotowa do zniszczenia przeciwnika. Dzieliło ich zaledwie parę kroków.

Tymczasem snajper wybrał własną drogę i maszerował wzdłuż zewnętrznej ściany stodoły. Cały czas ze środka dobiegała chaotyczna strzelanina wybuchającej amunicji a przez szczeliny i dziury wydobywała się poświata płomieni. Gdy dotarł do wybranego przez siebie miejsca ujrzał podobną górkę usypaną z kawałków złomu i gruzu. Gdzieś kilkanascie metrów od siebie, za tą górką widział dach płonącego robota. Nigdzie nie dostrzegł innych ludzi ani maszyn. Wnętrze zdawało się być dość bogatym w kryjówki terenem w któych obie strony mogły się kryć. Całość była zalewana poświatą płomieni przez co zarówno własne jak wszczepione oko widziały kontrast między światłocieniami pomieszczenia.

Dawid i Nico zostali na zewnątrz obserwując wejście w głąb stodoły. Sam robot tkwił wciąż nieruchomo nie dając znaku życia. Lynx zniknął im po drugiej stronie budynku, wielki robot wciąż się palił, amunicja nadal eksplodowała a Gordona wciąż nie było widać. Poza tym nie dostrzegli więcej nic ciekawego czy niebezpiecznego.

Snajper ostroznie przeszedl przez otwor w scianie i przystanął, starając się ukryć za resztkami czegoć, co kiedyś było maszyną rolnicza. Rozejrzał się jeszcze raz wokół siebie, lustrując także to co nad nim. Potem miał zamiar ruszyć w kierunku tylniej cześci stodoly, by spróbować odnaleźć Gordona.

Gordon jak tylko wyrwał się z pieprzonej sieci od razu zaczął dobywać przewieszony przez plecy karabinek i bezzwłocznie przygotować się do strzału. Jeśli robot będzie jeszcze w bezpiecznej odległości oddaje tyle strzałów ile zdoła. Nie miał zamiaru oszczędzać amunicji tymbardziej że kosztem skąpstwa mogło być jego życie. Był gotowy w krytycznej chwili dać nura do wody i uciec przed maszyną.

Po wstępnych oględzinach nie zauważył w swoim pobliżu żadnego mechanicznego zagrożenia. Ścisnął mocniej karabinek i ruszył ostrożnie poprzez wodę w kierunku tylnej części stodoły. Rozgladał się idąc. Starał się ukrywać swoją sylwetkę za kawałkami i hałdami złomu, tak by nie wystawiać sie niepotrzebnie na widok robotów, czy też przypadkowy rykoszet amunicji z płonącej maszyny Molocha. W stodole były też jeszcze inne maszyny i musieli je wyeliminować.

Nico wzieła na cel nieruchomą maszynę po czym posłała w nią serię, lepiej do nich strzelać jak się nie ruszają, po czym ponownie podjęła ostrożne brodzenie w stronę stodoły.

Nico wraz z Dawidem na dany znak wycelowali zgodnie swoje karabinki w korpus unieruchomionego robota który wśródł migotliwego światła płomieni niezbyt się różnił od porzucanych wszędzie korpusów różnych maszyn i urządzeń tworzących całe te metalowe śmieciowisko wewnątrz starej stodoły. Efekt wystrzału widać było praktycznie od razu bo na tak krótkie odległości predkie pociski karabinowe i pośrednie trafiały w cel prawie w mgnieniu oka. Skumulowane trafienie dwóch tripletów odrzuciło dziwną maszynę gdzieś w dal gdzie stoczyła się ona skrząc iskrami po przeciwległym stoku złomu znikając z oczu ludziom. Trafienie jednak zdawało się być solidne i rokowało wyłączenie tego robota z dalszych akcji. Wówczas dało o sobie znak wyrobione oko kanadyjskiej trpicelki które wypatrzyło na wewnętrznej stronie ściany pewną nieprawidłowość. A nieco dalej nastepną i jeszcze jedną. Były to niewielkie pojemniczki nie większe niż przedwojenna puszka coli ale na pewno nie z tym bursztynowym płynem. Wyglądały na stare, mokre i pordzewiałe i pordzewiałe jak wszystko wokół. Choć wedle tego co wcześniej mówił Dawid mogło pasować na pozostałość po pracy robota którego właśnie trafili. Zanim jednak zdecydowała co robić dalej gdzieś z głębi budynku doszedł ich krzyk Gordona a moment później wybuch choć to już musiało być gdzieś całkiem przy drugim krańcu pomieszczenia. Dawid nie zważając na nic ruszył biegiem w głąb w stronę krzyczącego przyjaciela.

Lynx jak na razie miał szczęscie. Skradał się chyba faktycznie bezszelestnie bo dotąd żadna maszyna go chyba nie wypatrzyła, nie ostrzelała ani nie zaatakowała. A jesli jednak wypatrzyła to zatrzymała chyba tą informację dla siebie. Nie został też jak dotąd trafiony przez wybuchajace wciąż pojemiki z amunicją których zawartość co chwilę zalewała goracym ołwiem płonące wnętrze stodoły. Szczęscie jednak opuściło go gdy doszedł gdzieś do punktu który obrał za cel przy drugim krańcu budynku. Tego przez które zdawało się wieki temu przechodził łażący, dziwny Łowca. Wówczas usłyszał, krótką strzelaninę chyba z przeciwległego krańca budynku i krzyk Walkera gdzieś z głębi budynku. Musiał być chyba gdzieś w centralnej części. Strzelanina zaś pasowała do miejsca gdzie ostatnio widział Nico i Dawida. Samego Walkera jednak wciąz nie widział ani nie wiedział czemu krzyczy. Wówczas jednak okazało się, że sam ma problemy. Wybuch był blisko, bo odgłos, huk i falę uderzeniową która go zmiotła poczuł na sobie prawie jednoczesnie. Fala wybuchu zmiotła go przewalajac w bagienną wode jak jakiś pusty, starodawny manekin. Nim zanurzył się w niej całkowicie prędkie odłamki pocharatały go dodatkowo choć na jego szczęscie większość przyjął na siebie pancerz. Niemniej wciąż przytomny wiedział, że oberwał. Pewnie od miny albo podobnej pułapki bo nie zauważył żadnej maszyny z wyrzutnią czy czymś takim. Właściwie nie widział żadnej maszyny odkąd tuw szedł poza czasem widocznym dachem “Kloca”.

Walker wiedział, że ściga się ze swoim przeznaczeniem które może się roztrzygnąć w ciągu paru najbliższych sekund. Robot był wyraźnie spowalniany przez wodę tak samo jak i ludzie ale nadal to miał do niego cholernie blisko. Zaś on gwałtownie ściągał z pleców swój karabin majac rozpaczliwą nadzieję, że zdąży go użyć na mechanicznej cholerze zanim ta się do niego dobierze. Prawie zdążył. Zdołał chwycić go w dłonie gdy maszyna już była przy nim. Chlusnął z powrotem na swoje poprzednie, podowodne miejsce z niebywałą prędkoscią ale tym razem albo maszyna okazała się cwańsza albo miał więcej pecha niż poprzednio. A może po prostu robot był bliżej. W kazdym razie nim tafla wody się za nim zamknęła poczuł jak ostrza robota przeszywają mu ciało. Wrzasnął z bólu i rozpaczliwie próbował się zasłaniać trzymanym karabinem. słyszał gdzieś w oddali jakieś wystrzały i wybuchy więc widocznie jego towarzysze gdzieś tu musieli być. Musiał tylko przetrwać do czasu aż przybędą mu z pomocą.

Ból przez chwilę zamroczył Lynxa, podnósł się z wysiłkie z hałdy złomu, na którą pchnął go wybuch. Cały był przemoczony, jednak jego świadomość działała bez zastrzeżeń. “To musiała być mina” - nie zobaczył przecież żadnego robota, a już tym bardziej uzbrojonego w cokolwiek. "Ładunek wybuchowy zamontowany był pewnie gdzieś na ścianie stodoły, pewnie był detonowany zblizeniowo, a może nawet na podczerwień" - dedukował. Otrząsnął się i ostrożnie, przyglądając się otoczeniu ruszyl dalej. Chciał się przedostać pomiędzy hałdami złomu w kierunku środkowej częsci stodoły, tak by mieć pogląd na większą część wnętrza. Nie wychylał się jednak za bardzo, pamiętając, że gdzieś tam jest spory Łowca i rykoszetująca amunicja, chciał jednak pomóc Gordonowi więc kierował się w miejsce gdzie wydawało mu się, że spadł zabójca maszyn.

Gordon był już wykończony swoim pechem. Cios na szczęście nie należał do tych potężnych potrafiących przebić człowieka na wylot ale poczuł go dość mocno. Na szczęście znowu był pod wodą. Może uda jakoś uciec sprzed nosa tej pieprzonej krajalnicy. Starał się uciec pod wodą trzymając mocno w ręce karabin. Chciał czym prędzej zwiększyć dystans miedzy sobą a blaszakiem żeby móc wyłonić się z wody i podarować skurwielowi wreszcie obiecane pestki.

Snajper otrząsnął się po wybuchu choć wciąż go świeże rany bolały i krwawiły. Poświęcił dłuższą chwilę na zlustrowanie otoczenia. Teraz gdy już miał choć cień podejrzenia co do rodzaju niebezpieczeństwa dostrzegł niewielkie, regularne kształty pouczepiane tu i tam do ściany stodoły. Strach było myslec co by było gdyby za pierwszym razem się wpakowali do środka. Wyglądało, że cała ściana tylna jest obstawiona minami. Miny na pewno miały jakiś zasięg aktywacji. W końcu podszedł całkiem blisko tej ściany nim wybuchła jedna z nich. Albo po prostu były stare i nie reagowały sprawnie jak świeżynki z molochowej stajni. Prawdopodobnie gdyby trzymać się ich odpowiednio daleko powinno się nie sprowokować ich do uruchomienia. Możnaby też spróbować je ustrzelić choć strzał z karabinka nie był tak pewny jak ze snajperki a na nią odległość była bezsensowna. I pozbycie się wszystkich zajęłoby mu cenny czas. Mógł obejsć najbliższą hałdę i wóczas nawet gdyby któraś mina eksplodowała sama hałda powinna go osłonić od wybuchu. Jednak wówczas byłby od wewnętrznej strony tego eksplodującego pociskami Kloca i oberwanie przypadkowym pociskiem było znacznie bardziej prawdopodobne niż tutaj gdzie margines bezpieczeńśtwa był całkiem spory.

Kolejną rzeczą jaką wyłowił z seledynowego półmroku był już nieco znajomy kształt beczkowatych pływaków częsciowo zatopoinych w zimnej, bagiennej wodzie. Po nich wzrokiem odnalazł i resztę Łowcy. Podobnie jak i jego pływaki leżał nieco na boku gdzieś w centrum budynku niedaleko płonacej maszyny. Musiał być całkiem blisko niej gdy nastąpiła eksplozja. Wciąż jednak gmerał odnóżami i chyba coś kombinował choć Lynx za cholere nie wiedział co. Zdawał się być dość niemrawy, pogięty i poważnie uszkodzony ale czy na dobre czy jednak jeszcze wróći do akcji tego snajper nie potrafił okreslić.

Tymczasem Gordon wijąc się na plecach, co chwilę na przemian rozchlapujący wodę to nią zalewany goraczkowo próbował unikać kolejnych ataków niezbyt dużego ale bardzo sprawnego mechanicznego rzeźnika. Robot jakoś nie chciał zgubić jego tropu jak to było za pierwszym razem i właściwie gdy cały czas podczas walki jakaś część człowieka była wystawiona ponad powierzchnię wody były na to zerowe szanse. Walker poczuł jak po raz kolejny maszyna go trafia. Oberwał kolejna ranę i czuł jak krew a wraz z nią i siły opuszczają go co raz bardziej. Dłużej takiego robociego tempa ataku nie mógł znieść. Poprzez wodę miał ograniczona możlwość obserwacji ale słyszał, że chyba ktoś go woła. Chyba Dawid ale nie był pewny. Cały czas musiał unikać ostrzy i kolcy atakujacego robota co leżąc i wijąc się pomiędzy gruzem i złomem wcale nie było takie łatwe.

Lynx szacował, że Łowce musiał wyłaczyć z walki wybuch dużego robota. Szacował w myślach swoje opcje i szanse Wybrał najprostsze rozwiązanie, może nie najbezpieczniejsze, bo przez środek stodoły przelatywały z gwizdem detonowane pociski. Udało mu się jednak przeskoczyć na drugą stronę. Odetchnał głebiej kiedy złom osłonił go od “Kloca”. Rozejrzał sie wokół i zobaczył nadbiegającego od przodu stodoły Dawida, który wyraźnie wzywał Gordona. Snajper ruszył w jego kierunku, wypatrując ewentualnego niebezpieczeństwa.

Gordon starał się jak mógł unikać ciosów szurniętego tostera lub blokować je karabinem. Próbował się oddalać od robota i jakoś go zmylić. Wtedy usłyszał wołającego do David’a. Resztkami sił ryknął najgłośniej jak się dało:
- Tutaj kurwa! Rozpierdolcie ten pierdolony toster!

Walker starał się odzyskać jakimś cudem kontrolę nad walką. Słaby punkt takich małych rzeźników to najczęściej optyka lub coś co przypomina głowę. Jak znajdzie dogodną okazję próbuje trzasnąć karabinem w miejsce które uzna własnie za miejsce “optyki” blaszaka.

Gordon wił się cały czas zalewany brudną bagienną wodą próbując unikać kolejnych ataków maszyny. Taktyka okazała się mało skuteczna, zwłaszcza, że łowca robotów nie specjalizował się w walkach na bezpośredni dystans. W przeciwieństwie do niego mały, roboci rzeźnik znał się na swojej robocie bo w końcu po to został zaprojektowany. Do wykańczania ludzi swoimi patykowatymi kolcami i ostrzami. Trafił Gordona po raz kolejny, tym razem ostrze przecięło mu udo. Wokół gruchnęły strzały ale nie zauważył kto strzela ani by miało to jakiś spowalniający wpływ na robociego przeciwnika.

Tymczasem z drugiej strony nadbiegł po hałdzie Wood. Widział już jak Dawid stoi po przeciwnej stronie i strzela do czegoś w dole, jeszcze wówczas skrytego przed wzrokiem snajpera. Jednak gdy sam stanął na szczycie złomiarskiego wzgórza zauważył wreszcie przeciwnika i prawdopodobnie Gordona. Prawdopodobnie bo człowiek co chwilę znikał w rozbryzgach kotłującej się od walki wody i tylko migała jakaś ręka, głowa czy noga. Za ciężko na identyfikację ale tylko Gordona im brakowało do kompletu. Sam Walker był w poważnych tarapatach bo roboci wojownik dopadł go, nie odpuszczał i miał zdecydowaną przewagę nad ludzkim przeciwnikiem. Co jednak rzuciło się w oczy snajperowi od razu to, to, że składał się z samych jakiś drutów, złączeń i ostrzy do tego był niesamowicie ruchliwy przez co stanowił cholernie trudny do trafienia cel.

Nico postanowiła nie ryzykować, przełączyła na ogień pojedynczy i strzeliła do pierwszej puszki.

Robot atakujący zatopionego w wodzie Gordona, młócił wodę licznymi odnóżami. Zabójca maszyn był w poważnych tarapatach. Żołnierz podniósł karabinek do oka i wycelował we wrogą maszynę. Odczekał chwilę by dokładnie skupić się na celu i ściągnął spust.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 24-01-2016 o 12:22.
merill jest offline