Stare dobre Weiler było takie jak je zapamiętał. Drogi błotniste, ludzie kaprawi, pogoda nieciekawa, a piwo ciepłe. Jeszcze żeby godzinę spotkania wyznaczyli im bardziej ludzką, jednak sierżant uparł się, że ma być o świcie. Pies go trącał. Podobnie jak chłystka, który na domiar złego był już spóźniony.
Mięśniak spojrzał na rzednącą pianę w kuflu, pociągnął nosem rozkoszując się wątpliwym aromatem dojrzewającej kapusty, po czym dopił obrzydliwe piwo i machnął ręką na zarośniętego oberżystę by przyniósł jeszcze. Niewątpliwie, jeżeli coś skutecznie budziło z porannego odrętwienia to był to kwaśny browar z Weiler.
- Siegelbert, niech go franca. - mruknął niby do siebie obróciwszy pusty kufel dnem do góry - Człek lezie, nadstawia karku, a potem jakaś wywłoka sobie zasługi przypisuje. Zesrałby się jakby miał tam podejść.
Widząc, że jego marudzenie nie wywołuje w towarzyszach słusznego oburzenia na ogólną niesprawiedliwość i zwykłe kurewstwo rzeczonego łucznika Gunther zmarkotniał, pochylił się opierając brodę o kufel i wbił spojrzenie w wypchany łeb jelenia powieszony na ścianie. Nieszczęśliwie wykonana robota kuśnierza wytrzeszczała na niego szklane paciorki w komicznej mieszance zdziwienia i fikuśnej wesołości. Za taką robotę rzemieślnik pewnie za dużo sobie nie policzył, albo był zwyczajnie pijany. Z drugiej strony cholera wie jak wygląda taki jeleń. Może właśnie tak?
Leuden miał cichą nadzieję, że żaden łachudra nie dobierze się do jego skarbów wyjętych z wiwerny. Ostatni raz jak je widział leżały sobie bezpiecznie w chłodnej piwniczce coby przypadkiem nie podgniły, podzielone na te twarde i ostre kawałki i te takie, z których ciągle coś ciekło. Na wszelki wypadek oznaczył rzeczoną piwniczkę drewnianą tabliczką z napisem "Nie wchodzić." i napomknął zmianowemu, że odpali mu procent od sprzedaży, jeśli będzie doglądał skarbów, co wydawało mu się wcale niezłym środkiem bezpieczeństwa. Ten pomysł ze strażnikiem podsunął mu Kieska, a on się chyba znał na takich sprawach. Ostatecznie cały urobek tam zostawił, jeśli nie liczyć pojedynczego kła, który przewiercił na wylot i dodał do naszyjnika, wzbudzając przy tym zazdrosne spojrzenia Hansa leśnika. |