Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2016, 20:22   #132
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Baba przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
kapitan Kidd Burton nie wydawał się jakoś przekonany. Baba starał się przypomnieć nazwisko. Gdzieś je na pewno już słyszał, ale nie potrafił przypisać twarzy do imienia i głosu...

Czas się wydłużał. A Baba miał pustkę w głowie. Kazał wreszcie przełączyć swojej Si radiostację w tryb nadawania.
- Chodzi o ten bunkier, do którego już raz wysłał pan Stalowe Ćwieki. Teraz ostatni raz proszę opuścić pole walki, inne sprawy omówimy później. Bardzo proszę, nie chcę pana krzywdy.

- Kim jesteś? Skąd wiesz o tym bunkrze? Czy to ty zabiłeś tych dwóch na górze? Uprzedzam, że wszelkie akty agresji będą odebrane jako atak na jednostki Posterunku i potraktowane z całą surowością! - tym razem facet po drugiej stronie radia odpowiedział prawie od razu. Mówił wciąż tym zagniewano - podejrzliwym tonem okazując brak zaufania do rozmówcy.
- Przyjaciel jestem. Stalowe Ćwieki nie są posterunkiem. To jest ostatnie ostrzeżenie

Dlaczego nikt go nie słuchał, gdy mówił po dobroci? Kelly kiedyś powiedziała mu, że brak mu po prostu Kary-izmy. Baba nie bardzo rozumiał, co kary-izma ma do czynienia z tym, czy ludzie go słuchają i szanują czy nie. Postanowił jednak kiedyś nabrać więcej kary-izym. Wkradł się do polowej kuchni i podkradł kucharzowi trochę kary-izmy. Ale nic to nie dało. Potwornie go od tego rozbolały oczy, cały czas łzawiły i do tego nieustannie kichał. Stwierdził zatem, że bez kary--izmy jest mu lepiej. Chodź czasem smutno mu było, że ludzie go słuchają dopiero, gdy podnosi głos... nie lubił grozić innym i mama nauczyła go, iż podnoszenie głosu jest niegrzeczne, więc unikał tego, gdy mógł...

Baba kazał przełączyć radio na tryb pasywny. Odbierał teraz tylko. Nie sądził, by koledzy z posterunku mieli radio namierzacz... no i raczej potrzebowali by co najmniej 3 anten, by przeprowadzić triangulację, no ale kto wie.

Zwiadowca schroniarzy ruszył by przyszykować dywersję. Na cel obrał sobie jeden ze stojących skrajnie budynków. Nie wybrał tego najbardziej oczywistego, czyli nie ten, który był najbliżej lasu. Wybrał inny, z drugiej strony. Taki, by jak najwięcej innych budynków stało pomiędzy nim, a budynkiem, w którym schronili się posterunkowcy. Oczywiście dobrał też taki budynek, co stał po przeciwnej stronie pojazdów. Dywersja miała skupić uwagę gangerów tam, a nie dawać im oświetlenie terenu, gdy będzie się brał za pojazdy.
Ostrożnie ruszył na skraj lasu. Póki trzymał się w głębi drzew margines bezpieczeństwa miał dość spory jednak by zbliżyć się do budynku, trzeba było przebyć zdradliwie otwarty teren. Gdy zbliżał się do granicy lasu zauważył kolejne sidła. Tym razem udało mu się je wyminąć w bezpiecznej odległości i bez przykrych przygód.
Siedząc skryty na skraju lasu, zastanawiał się przez chwilę nad sidłami. Albo ktoś tu mieszkał na stałe, i sidła służyły zbieraniu pożywienia, lub Stalowe Ćwieki były tu dłużej i ćwieki były perymetrem bezpieczeństwa.
Baba obserwował dłuższy czas teren. Wyczekując momentu, gdy żołnierz z posterunku znów zniknie z okna. Potem prześlizgnął się nisko pochylony przez otwarty teren, starając się, by dom, który obrał sobie za cel skrywał go przed spojrzeniem z budynku z posterunkowymi.
otwartą przestrzeń pokonał bez reakcji ludzi zajmujących opuszczoną wioskę.
Udało mu się wślizgnąć do środka wybranego budynku przez jakieś dawno rozwalone okno. Niczym duch prześlizgnął się przez pomieszczenia, szukając kogoś z gangu. Niestety, nikogo tu nie było. Dość szybko zorientował się też, że budynek to ledwo trzymająca się całości, zeżarta przez korniki i rdze rudera.
Za to opornie mu szło znalezienie czegoś do rozpalenia a potem podtrzymania ognia. Wszystko było mokre i jakby na złość dobrano elementy które wcale nie lubiły się palić.
Czas uciekał a on utknął wewnątrz tego budynku. Ogień pojawiał się nikł i znów się pojawiał. Dywersja wymagała by się zaczęło palić. Musiał się zatem upewnić, że faktycznie ogień nie zagaśnie samoistnie. Dopiero po całkiem długiej chwili udało mu się rozpalić na tyle duży płomień by mieć pewność, że nie zgaśnie. Dobre było jednak to, że o ile mokre się ciężko rozpala, to potem daje tym więcej dymu. O ile dym nie przeszkadzał Babie za bardzo z jego termowizją, to ludziom już bardziej dawał się we znaki. Nawet noktowizory, o ile nie były to kamery termowizyjne, tylko wzmacniacze światła, miały spore problemy z dymem. Dolinka w jakiej znajdowała się osada znakomicie wspomagała zbieranie się dymu, co również było korzystne.
Przez ten czas dochodziło go niewiele ludzkich odgłosów co świadczyło, że faktycznie ten peryferyjny rejon osady nie był chyba patrolowany.
Jednak poświata ognia zdradzała nienaturalną aktywność w porzuconym i zalewnym deszczem budynku.
O ile poświata sięgała zewnętrznej części. Baba obrał miejsce podkładania ognia tak, by światło co najwyżej można było widzieć od strony lasu, nie zaś z budynku w którym byli posterunkowi. Pozamykał drzwi, ustawił szafy tak, by dawały osłonę. Działanie niepostrzeżenie było w jego drugą naturą.

Czas było się stąd zrywać.
Schroniarz opuścił budynek tak samo jak do niego wszedł. Ruszył ku linii drzew by skryć się wśród nich i poczekać jak rozwinie się sytuacja. Był już prawie przy samych drzewach gdy praktycznie jednocześnie poczuł silne uderzenie które szarpnęło jego wielkim bicepsem, podrzucając go jak bezpański kawałek mięsa do przodu, usłyszał huk wystrzału i poczuł falę bólu ze zranionego miejsca. Udało mu się jednak utrzymać kierunek i zniknąć w leśnych ustępach choć po ramieniu spływała mu krew a rana sprawiała wrażenie poważnej.
Baba zagryzł zęby. Trzasnął pięścią w mijane drzewo. Był zły. To na pewno był człowiek z posterunku. Snajper. Tego tylko brakowało. Dlaczego, dlaczego nie mogli posłuchać Baby i odjechać? Tak grzecznie ich prosił. Nie, oni musieli strzelać do Baby...
Zły i nieco sfrustrowany zatrzymał się w skryciu, opatrzył prowizorycznie ranę. Piekło. Był zły i nie wiedział co dalej robić.

Baba znów obszedł osadę dookoła. Nic nie pomagało. Żołnierze z posterunku postanowili być jego wrogami. Babie było bardzo przykro, ale nie mógł na to nic poradzić.
Mutant znalazł sobie wygodne drzewo. Trochę się naszukał nim znalazł to odpowiednie. Wlazł na górę, ustawił swój ciężki karabin. Skrył się częściowo za pniem i wycelował w budynek. Szukał posterunkowców. Oni byli tu największym zagrożeniem, zarówno ze względu na wyszkolenie jak i sprzęt.
Baba nagle dostrzegł coś na dachu. A to cwaniak, pomyślał Baba. Jeden z posterunkowych najwidoczniej usłał sobie gniazdo na dachu.
Leżał na nim. Z dołu był prawie niewidzialny. Musiał mieć jakiś kamuflaż bo właściwie Baba wykrywał jego samą głowę, względnie jedynie twarz.
To na pewno on strzelał. Musiał mieć szczęście, że akurat był z dobrej strony, gdy Baba opuszczał podpalaną przez siebie ruderę. Leżąc na dachu, mógł obserwować teren jedynie z jednej strony budynku.

Baba nie zastanawiając się dłużej nacisnął spust. Nocą wstrząsnęło dudniące terkotanie ciężkiego karabinu maszynowego. Lufa pluła ogniem i ołowiem.
 
Ehran jest offline