Przyjrzał się dwójce. Wykręcone ciała nie wzbudzały u niego żadnych negatywnych uczuć. Ot gadające mięso. Stanęli po złej stronie barykady, to i sobie zasłużyli.
Samo biuro nie posiadało nic, co okazałoby się przydatne. Kilkanaście zmiętych papierzysk i mało istotnych dokumentów poleciało na ziemię. Następnie Akerman przeszukał denatów. Czuł przyjemne ciepło ich ciał, słodka krew nadal jeszcze krążyła w ich żyłach. Dlatego nie bez trudu poklepał małżeństwo po kieszeniach i wszystkich miejscach, gdzie mogli coś skrywać. Jeśli kobieta rzeczywiście posiadała broń, wziął ją dla siebie. Zgarnął też resztę fantów. Jako komplet były swoistym “sezamie otwórz się”.
Pomyślał o Stephenie i Matthew. Mieli udać się do domu właścicieli. Aczkolwiek od czasu rozdzielenia się, sytuacja uległa zmianie. Musiał zwabić resztę ofiar do jednego miejsca, plus jeszcze zebrać się do kupy z dwójką od Ventrue. W dodatku mijający czas gryzł go boleśnie w dupę i przypominał, że za kilka chwil zjawią się tu ludzie którzy nie będą bawić się w żadne podchody.
Zlokalizował w notesie numery do pozostałych wspólników. Jeśli nie należały do telefonów komórkowych, poszukał bezpośredniego połączenia do ich pokoi. Następnie wysłał lakoniczną wiadomość ze swojego LG:
Sprawa się rypła. Jesteśmy zdemaskowani. Spotykamy się u nas w domu za kilka minut. M&A
Jeśli musiał połączyć się z ich numerami hotelowymi, powiedział to samo do słuchawki przez ręcznik, szmatkę; cokolwiek tłumiącego dźwięk. Teraz musiał już tylko obrać za cel dom ex-państwa James i zjawić się tam przed resztą. Miał też szczerą nadzieję że jego wspólnicy poradzili sobie z potencjalną ochroną.
Zamknął drzwi gabinetu od środka. Potem podszedł do okna i zręcznie przeskoczył przez parapet w przyjemny chłód nocy.